Pokrewne
- Strona Główna
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Master of the Moon Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Greene Graham Czynnik ludzki
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- May Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy Lewis
- Figes Orlando Taniec Nataszy. Z dziejów kultury rosyjskiej
- Dan Simmons Hyperion
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oh-seriously.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kasyx przyglądał się temu, aż w końcu zwrócił się do Sameny i Tebulota.- Starczy.Ten gość nie potrzebuje pomocy.Przynajmniej nie z naszej strony.Może dobrze by mu zrobiło, gdyby pozbył się wstydu i nieśmiałości.- To co, spływamy? - spytał Tebulot.Był niemal załamany tym, że sen, do którego trafili, nie zamienił się w misję ratunkową.- Wciąż czuję tu jakieś zło - odezwała się jednak Samena.- Czuję to.Jest teraz blisko.O wiele bliżej.Może to nie w tym śnie.ale bardzo blisko.- Głosuję za tym, by dać sobie już spokój i wracać - powiedział Kasyx.- Chodźcie, tu nie zdobędziemy żadnego sensownego doświadczenia.Co byśmy zresztą zrobili, gdyby Yaomauitl naprawdę się tu pojawił?Samena przytknęła palce do czoła i zamknęła oczy.Wyczuwała zło równie wyraźnie, jak rytmiczne drganie całego budynku.Było jak intensywny, czarny chłód, który zmrażał przednie płaty jej mózgu; czerń trawionej chorobą skóry, lodowatość śmierci.Niemal widziała groteskowe twarze, lecz nie mogła skupić na nich spojrzenia.Szeptały, naradzały się ze sobą.mówiły o bluźnierstwach.torturach i okrucieństwach, które przerastały ludzka wyobraźnię.Ale było w tej ciemności także coś kuszącego.Całe to xlo obiecywało intensywną rozkosz doznawaną w delirycznym zapamiętaniu nagości, namiętności i niebezpieczeństwa.Głosy szeptały o „małej śmierci”, o momentach poniżenia tak skrajnego, że ośrodki przyjemności błagałyby o więcej, by uczynić je zupełnymi.Kasyx przyciągnął Samenę bliżej siebie.- Co jest? spytał.Co to jest? Naprawdę jest takie silne?Przytaknęła.- Nie wiem, czy jest złe, czy dobre.W pierwszej chwili wyglądało na złe.teraz nie jestem pewna.- Może powinniśmy to sprawdzić - zaproponował Tebulot.Kasyx pokręcił głową.- Starczy na jedną noc.Wracajmy do Springera.Chce wiedzieć, czemu nie utrzymuje z nami kontaktu.Skierowali się z powrotem do tunelu; ledwie to jednak zrobili, dwie zakapturzone postaci pojawiły się w jego wylocie i zagrodziły przejście.Jak zdołały przejść tam za nimi nie zauważone.Wojownicy Nocy nie mieli pojęcia, ale w końcu był to sen, a we śnie wszystko jest możliwe.Nocni Wojownicy podeszli ostrożnie bliżej i przystanęli.Było oczywiste, że nie to wyjście przewidziano tu dla nich.- Odsuniecie się? - spytał Kasyx.Jedna z zakapturzonych postaci uniosła rękę i wskazała na drugi koniec galerii.Był tam wylot jeszcze jednego tunelu, nieco węższego, lecz równie ciemnego.- Pójdziecie tamtędy - oświadczyła zakapturzona postać.- Przykro mi, przyjacielu - odpowiedział Kasyx.- Mamy zamiar użyć tej samej drogi, którą weszliśmy.- Pójdziecie drogą, którą wam wskazałem - nalegała postać.- A jeśli odmówimy? - spytał Tebulot.Obie zakapturzone postaci, i tak już wysokie, zaczęły rosnąć, a czarne kaptury ich płaszczy rozszerzały się, aż zawisły nad Nocnymi Wojownikami jak gęby żywiących się ludźmi ślepych robaków.Podchodziły coraz bliżej rozkołysanym krokiem, a Kasyx znów miał wrażenie, że tam, gdzie powinny być twarze, widzi poruszające się czarne wąsy, czułki lub macki.Tebulot nie czekał na rozkazy.Odciągnął dźwignię w kształcie litery T, uniósł swą ciężką maszynę do ramienia i wystrzelił do bliższej z dwóch postaci.Rozległo się ciche, lecz ostre „zzaffff!” i biały strumień czystej energii wniknął w ciemność pod kapturem.Przez chwilę Tebulot sądził, że postać wchłonęła strzał bez szkody dla siebie; potem jednak wysoko wzniesiony płaszcz zaczął marszczyć się i opadać.Opadł na ziemię jak pusty.W ostatniej jednak chwili coś zakotłowało się pod nim w przyprawiający o mdłości sposób i wyprysnęło na zewnątrz, czarne, chrząstkowate i splątane.Tebulot ponownie szarpnął dźwignię i wystrzelił, kolejny ładunek uderzył prosto w cel.Rozległ się trzask, w powietrzu rozszedł się mdlący odór palonego tłuszczu, uszy zaś wypełnił krzyk brzmiący jak tarcie metalu o szkło.Druga postać zawahała się na chwilę, potem jednak pochyliła się nad Samena i z wnętrza kaptura wypełzać zaczęły, jedna za drugą, dziesiątki grubych i tłustych macek.Postać zwijała się przy tym niczym wymiotujący wąż.Samena krzyknęła przeraźliwie, zdążyła jednak unieść ramiona i złożyć nadgarstki, celując wskazującym palcem prawej dłoni w sam środek gęstwy macek.Wystrzeliła, zużywając całą niemal energię, którą przekazał jej Kasyx - o wiele więcej, niż było potrzeba, nie miała jednak dość doświadczenia, była przerażona, a postać znajdowała się już prawie dokładnie nad nią.Na czubku jej palca eksplodowała uwolniona energia, a grot, który przymocowała już wcześniej, wbił się w ciało istoty, pociągając za sobą sześć stóp czystego, oślepiającego światła.Przedarł się przez skórę i mięśnie, otwierając drogę dla skoncentrowanej energii.Ta wniknęła we wnętrzności stwora i eksplodowała.Kawałki wyrwanych ze splotów macek zostały z raniącym uszy trzaskiem rozrzucone we wszystkich kierunkach.Kilka z nich uderzyło w hełm Kasyxa, plaskając przy tym jak strzępy wilgotnej irchy.- Teraz! - krzyknął Tebulot i cała trójka runęła do tunelu.Było w nim bardzo ciemno, zdawał się jeszcze węższy i bardziej wilgotny.Ich stopy ślizgały się po karbowanej, jakby umięśnionej podłodze, kilka razy musieli wesprzeć się o ściany, by nie stracić równowagi.Kasyx widział jedynie odblaski światła, cienie i tył hełmu biegnącego z wysiłkiem na przedzie Tebulota.Dotarli w końcu do wybrukowanego dziedzińca u wylotu tunelu.Wciąż padało, gwałtowne oberwanie chmury wypełniało podwórze, unosząc się lekką wodną mgłą.Kasyx zatrzymał Tebulota, chwytając go za ramię.Przyłożył dłoń do okapu hełmu.Przełączył wizjer na promienie podczerwone, by dostrzec we mgle nieprzyjaciół.Zlustrował jaskrawe teraz dzięki podczerwieni podwórko, malujące się przed jego oczami.Nie dostrzegł niczego, co wydzielałoby własną energię.Nawet go to nie zdziwiło.Ostatecznie, monstra ze snu, którymi były zakapturzone postaci, mogły w ogóle nie mieć ciepłych ciał.A w takim razie mogły one czekać w deszczu i czaić się, by ich zaatakować.- Nie mogę wykryć żadnego z tych stworów - szepnął do Tebulota i Sameny.- Powinniśmy wyjść z tunelu i być gotowi na wszystko.Pamiętacie tych na balkonach? Mogą do nas strzelać lub rzucić się w dół, by nas złapać.Musimy przebiec przez podwórze jak jakieś cholerne strusie; strzelając do nich, ile się da.Tebulot podrzucił broń i marszcząc brwi przestawił ją na ogień ciągły i rozproszony.Żadna z dźwigni nie była opisana, lecz Tebulot intuicyjnie trafił, na co chciał.Broń miała niezwykłe właściwości.Można było robić nią wszystko, co tylko był w stanie pomyśleć sobie ten, który ją nosił.Jeśli chciał, by ładunek energii wystrzelony do przodu zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni i poraził cel za jego plecami, wystarczyło tylko wydać takie polecenie.Samena, z uwagą ochraniająca tyły podczas biegu w tunelu, nasadziła na palec wielogrotowy pocisk, który miał rozprysnąć się w połowie swego lotu, wysyłając w półkole tuzin zmiatających po drodze wszystko zakrzywionych haczyków.- Dobra - powiedział z napięciem w głosie Kasyx.- Biegiem!Ledwo wypadli z tunelu na deszcz, od razu zostali przywitani chmurą grubych, czarnych strzał wystrzelonych z balkonów nad ich głowami.Przemykały w deszczu z taką szybkością, że nie było ich widać, aż do chwili, gdy trafiały w cel; każda rozbrzmiewała świstem jeżącym włos na głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Kasyx przyglądał się temu, aż w końcu zwrócił się do Sameny i Tebulota.- Starczy.Ten gość nie potrzebuje pomocy.Przynajmniej nie z naszej strony.Może dobrze by mu zrobiło, gdyby pozbył się wstydu i nieśmiałości.- To co, spływamy? - spytał Tebulot.Był niemal załamany tym, że sen, do którego trafili, nie zamienił się w misję ratunkową.- Wciąż czuję tu jakieś zło - odezwała się jednak Samena.- Czuję to.Jest teraz blisko.O wiele bliżej.Może to nie w tym śnie.ale bardzo blisko.- Głosuję za tym, by dać sobie już spokój i wracać - powiedział Kasyx.- Chodźcie, tu nie zdobędziemy żadnego sensownego doświadczenia.Co byśmy zresztą zrobili, gdyby Yaomauitl naprawdę się tu pojawił?Samena przytknęła palce do czoła i zamknęła oczy.Wyczuwała zło równie wyraźnie, jak rytmiczne drganie całego budynku.Było jak intensywny, czarny chłód, który zmrażał przednie płaty jej mózgu; czerń trawionej chorobą skóry, lodowatość śmierci.Niemal widziała groteskowe twarze, lecz nie mogła skupić na nich spojrzenia.Szeptały, naradzały się ze sobą.mówiły o bluźnierstwach.torturach i okrucieństwach, które przerastały ludzka wyobraźnię.Ale było w tej ciemności także coś kuszącego.Całe to xlo obiecywało intensywną rozkosz doznawaną w delirycznym zapamiętaniu nagości, namiętności i niebezpieczeństwa.Głosy szeptały o „małej śmierci”, o momentach poniżenia tak skrajnego, że ośrodki przyjemności błagałyby o więcej, by uczynić je zupełnymi.Kasyx przyciągnął Samenę bliżej siebie.- Co jest? spytał.Co to jest? Naprawdę jest takie silne?Przytaknęła.- Nie wiem, czy jest złe, czy dobre.W pierwszej chwili wyglądało na złe.teraz nie jestem pewna.- Może powinniśmy to sprawdzić - zaproponował Tebulot.Kasyx pokręcił głową.- Starczy na jedną noc.Wracajmy do Springera.Chce wiedzieć, czemu nie utrzymuje z nami kontaktu.Skierowali się z powrotem do tunelu; ledwie to jednak zrobili, dwie zakapturzone postaci pojawiły się w jego wylocie i zagrodziły przejście.Jak zdołały przejść tam za nimi nie zauważone.Wojownicy Nocy nie mieli pojęcia, ale w końcu był to sen, a we śnie wszystko jest możliwe.Nocni Wojownicy podeszli ostrożnie bliżej i przystanęli.Było oczywiste, że nie to wyjście przewidziano tu dla nich.- Odsuniecie się? - spytał Kasyx.Jedna z zakapturzonych postaci uniosła rękę i wskazała na drugi koniec galerii.Był tam wylot jeszcze jednego tunelu, nieco węższego, lecz równie ciemnego.- Pójdziecie tamtędy - oświadczyła zakapturzona postać.- Przykro mi, przyjacielu - odpowiedział Kasyx.- Mamy zamiar użyć tej samej drogi, którą weszliśmy.- Pójdziecie drogą, którą wam wskazałem - nalegała postać.- A jeśli odmówimy? - spytał Tebulot.Obie zakapturzone postaci, i tak już wysokie, zaczęły rosnąć, a czarne kaptury ich płaszczy rozszerzały się, aż zawisły nad Nocnymi Wojownikami jak gęby żywiących się ludźmi ślepych robaków.Podchodziły coraz bliżej rozkołysanym krokiem, a Kasyx znów miał wrażenie, że tam, gdzie powinny być twarze, widzi poruszające się czarne wąsy, czułki lub macki.Tebulot nie czekał na rozkazy.Odciągnął dźwignię w kształcie litery T, uniósł swą ciężką maszynę do ramienia i wystrzelił do bliższej z dwóch postaci.Rozległo się ciche, lecz ostre „zzaffff!” i biały strumień czystej energii wniknął w ciemność pod kapturem.Przez chwilę Tebulot sądził, że postać wchłonęła strzał bez szkody dla siebie; potem jednak wysoko wzniesiony płaszcz zaczął marszczyć się i opadać.Opadł na ziemię jak pusty.W ostatniej jednak chwili coś zakotłowało się pod nim w przyprawiający o mdłości sposób i wyprysnęło na zewnątrz, czarne, chrząstkowate i splątane.Tebulot ponownie szarpnął dźwignię i wystrzelił, kolejny ładunek uderzył prosto w cel.Rozległ się trzask, w powietrzu rozszedł się mdlący odór palonego tłuszczu, uszy zaś wypełnił krzyk brzmiący jak tarcie metalu o szkło.Druga postać zawahała się na chwilę, potem jednak pochyliła się nad Samena i z wnętrza kaptura wypełzać zaczęły, jedna za drugą, dziesiątki grubych i tłustych macek.Postać zwijała się przy tym niczym wymiotujący wąż.Samena krzyknęła przeraźliwie, zdążyła jednak unieść ramiona i złożyć nadgarstki, celując wskazującym palcem prawej dłoni w sam środek gęstwy macek.Wystrzeliła, zużywając całą niemal energię, którą przekazał jej Kasyx - o wiele więcej, niż było potrzeba, nie miała jednak dość doświadczenia, była przerażona, a postać znajdowała się już prawie dokładnie nad nią.Na czubku jej palca eksplodowała uwolniona energia, a grot, który przymocowała już wcześniej, wbił się w ciało istoty, pociągając za sobą sześć stóp czystego, oślepiającego światła.Przedarł się przez skórę i mięśnie, otwierając drogę dla skoncentrowanej energii.Ta wniknęła we wnętrzności stwora i eksplodowała.Kawałki wyrwanych ze splotów macek zostały z raniącym uszy trzaskiem rozrzucone we wszystkich kierunkach.Kilka z nich uderzyło w hełm Kasyxa, plaskając przy tym jak strzępy wilgotnej irchy.- Teraz! - krzyknął Tebulot i cała trójka runęła do tunelu.Było w nim bardzo ciemno, zdawał się jeszcze węższy i bardziej wilgotny.Ich stopy ślizgały się po karbowanej, jakby umięśnionej podłodze, kilka razy musieli wesprzeć się o ściany, by nie stracić równowagi.Kasyx widział jedynie odblaski światła, cienie i tył hełmu biegnącego z wysiłkiem na przedzie Tebulota.Dotarli w końcu do wybrukowanego dziedzińca u wylotu tunelu.Wciąż padało, gwałtowne oberwanie chmury wypełniało podwórze, unosząc się lekką wodną mgłą.Kasyx zatrzymał Tebulota, chwytając go za ramię.Przyłożył dłoń do okapu hełmu.Przełączył wizjer na promienie podczerwone, by dostrzec we mgle nieprzyjaciół.Zlustrował jaskrawe teraz dzięki podczerwieni podwórko, malujące się przed jego oczami.Nie dostrzegł niczego, co wydzielałoby własną energię.Nawet go to nie zdziwiło.Ostatecznie, monstra ze snu, którymi były zakapturzone postaci, mogły w ogóle nie mieć ciepłych ciał.A w takim razie mogły one czekać w deszczu i czaić się, by ich zaatakować.- Nie mogę wykryć żadnego z tych stworów - szepnął do Tebulota i Sameny.- Powinniśmy wyjść z tunelu i być gotowi na wszystko.Pamiętacie tych na balkonach? Mogą do nas strzelać lub rzucić się w dół, by nas złapać.Musimy przebiec przez podwórze jak jakieś cholerne strusie; strzelając do nich, ile się da.Tebulot podrzucił broń i marszcząc brwi przestawił ją na ogień ciągły i rozproszony.Żadna z dźwigni nie była opisana, lecz Tebulot intuicyjnie trafił, na co chciał.Broń miała niezwykłe właściwości.Można było robić nią wszystko, co tylko był w stanie pomyśleć sobie ten, który ją nosił.Jeśli chciał, by ładunek energii wystrzelony do przodu zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni i poraził cel za jego plecami, wystarczyło tylko wydać takie polecenie.Samena, z uwagą ochraniająca tyły podczas biegu w tunelu, nasadziła na palec wielogrotowy pocisk, który miał rozprysnąć się w połowie swego lotu, wysyłając w półkole tuzin zmiatających po drodze wszystko zakrzywionych haczyków.- Dobra - powiedział z napięciem w głosie Kasyx.- Biegiem!Ledwo wypadli z tunelu na deszcz, od razu zostali przywitani chmurą grubych, czarnych strzał wystrzelonych z balkonów nad ich głowami.Przemykały w deszczu z taką szybkością, że nie było ich widać, aż do chwili, gdy trafiały w cel; każda rozbrzmiewała świstem jeżącym włos na głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]