[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wessało już piłkę, wessało też kota.Czy naprawdę sądzisz, że mogłoby wciągnąć też człowieka?– Ramone – odpowiedział Martin – to eksperyment, o podjęciu którego nie chcę nawet myśleć.– Cóż, może i tak, a może nie.Ale tam jest mój kot.To znaczy, w jakiś sposób jest tam w środku.I wszystko, czego chcę, to wydostać go.– Zaczekaj.Mam pomysł.Może uda mi się namówić Boofulsa, żeby nam powiedział.– Człowieku, Boofulsa? Boofuls nie żyje, Boofuls to hamburger.– No, może i tak – odparł Martin, starając się, by nie zabrzmiało to zbyt chłodno.– Ale jego dusza albo duch, czy też coś, co stanowi cząstkę tego, kim był, ciągle tam jest – wewnątrz lustra.– Ach tak? A gdzie? Nie widzę tam żadnego Boofulsa.Jedyne, co tam widać, to ty, ja i jakaś głupia piłka, która tutaj jest niebieska, a tam szara, co zresztą niczego nie dowodzi, a przede wszystkim w niczym nie ułatwia mi odzyskania Lugosiego.– Trochę cierpliwości! – podniósł głos Martin.– Nie chcę być cierpliwy! – wrzasnął Ramone.– Po pierwsze wcale tu nie chciałem przychodzić!– Więc zjeżdżaj! – krzyknął Martin.Ramone szarpnął drzwi.Przez chwilę zawahał się, potem jednak pochylił głowę, odwrócił się, rzucił przekleństwo i wyszedł.Martin stał na środku pokoju, nadal bez tchu, ciągle rozdygotany, i słuchał, jak jego przyjaciel zbiega po trzy stopnie na dół.Poszedł do łazienki i przez długi czas stał nachylony nad umywalką, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z własnego żołądka.Chociaż nie zwymiotował, miał wrażenie, jakby wnętrze jego ust i przełyk pokrywała warstwa zestalonego tłuszczu.* * *Pan Capelli przyszedł do jego mieszkania o szóstej wieczór.Martin z furią walił w maszynę pracując nad odcinkiem Tak kręci się świat.Pan Capelli zastukał do drzwi pokoju, po czym wszedł do środka.Miał na sobie ciemny trzyczęściowy garnitur, był bardzo uroczysty i roztaczał silny zapach wody lawendowej.Poprawił mankiety, odchrząknął i skinął głową w stronę lustra.– Nie pozbyłeś się go? – zapytał.Martin przerwał pisanie i odwrócił się na swym kręconym krześle.– Przykro mi.Ktoś po nie przyjedzie jutro rano.To najwcześniejszy termin, jaki udało mi się załatwić.Pan Capelli podszedł do lustra i poprawił czarno nakrapiany krawat.Następnie dłonią przygładził włosy z tyłu głowy.– Wychodzi pan gdzieś? – Martin nie spuszczał z niego wzroku.Miał nadzieję, że gospodarz nie podejdzie za blisko lustra.Pan Capelli nachylił się i wyszczerzył zęby do swego odbicia.– Dwadzieścia jeden tysięcy dolarów – oznajmił.– Tyle wziął dentysta.Dwadzieścia jeden tysięcy.I co za to mam? Tylko zęby.– Dzięki, że trzymał pan Emilia z daleka.Pan Capelli odwrócił się do niego.– No, nie było to łatwe.Mówił, że chce się pobawić z twoim siostrzeńcem.– Panie Capelli.– Nic nie mów.– Gospodarz uniósł dłoń w geście ostrzeżenia.– Cokolwiek to jest, nie mam ochoty tego słyszeć.– Panie Capelli, próbowałem wyjaśnić to panu wczoraj.Mojego siostrzeńca wcale tu nie ma.Chłopiec, z którym bawił się Emilio, to Boofuls.– Jasne – powiedział pan Capelli.– Boofuls pojawił się w lustrze, a Emilio go zobaczył.Widziałem go na własne oczy, równie wyraźnie jak teraz pana.– Jasne – powtórzył gospodarz.– Nie wierzy mi pan – stwierdził Martin.– Ani przez chwilę mi pan nie wierzył.– Jasne, że ci wierzę.– Na twarzy pana Capelli widać było wymuszony uśmiech.– Kiedy byłem chłopcem, moja matka i ojciec opowiadali mi różne historie o duchach, potworach i stworach, które wyglądają na człowieka z luster.Ojciec opowiadał mi raz, że przechodził wieczorem koło jadalni, zerknął w lewo i zobaczył sześcioro ludzi w czerni, z czarnymi welonami na głowach, siedzących przy stole w milczeniu, ale tylko w lustrze.Martin spojrzał na pana Capelli, nie wiedział jednak, co na to powiedzieć.– Wierzę ci.Wierzę, ale nie chcę nic na ten temat słyszeć.Nie chcę nic wiedzieć o innych światach i lustrzanych ludziach.Życie i w tym świecie jest dostatecznie ciężkie, dziękować Bogu.Gwałtownie obrócił się w stronę lustra.– Każde lustro jest złe.Istnieją tylko po to, by zaspokajać próżność, patrzeć we własną twarz, zamiast w twarze innych ludzi.A to lustro jest szczególnie złe.Jutro rano ma go tu nie być.Przykro mi, ale w przeciwnym razie będziesz się musiał wyprowadzić.Martin przytaknął.– W porządku, panie Capelli.Człowiek przyjedzie po nie koło jedenastej.Faktycznie Martin nie poczynił żadnych starań w celu pozbycia się lustra.Po prostu grał na zwłokę.Jeżeli Boofuls naprawdę był tam w środku i jeżeli był tam też kot Ramone, to Martin chciał nadal mieć lustro w swoim zasięgu i wiedzieć, że jest bezpieczne.Dzwonił do Ramone, aby zapytać, czy mógłby przez jakiś czas przechować je w „Reel Thing”, ale przyjaciel nie wrócił jeszcze do pracy, a Kelly poinformowała go, że „nie jest upoważniona do podjęcia takiej decyzji”.Pan Capelli położył dłoń na ramieniu Martina.– Pozbądź się go, rozumiesz, ale uważaj, żeby go nie zbić, a przynajmniej nie w tym domu.Gdybyś stłukł takie lustro, to kto wie, co mógłbyś z niego wypuścić.– Jasna sprawa, panie Capelli – zapewnił go Martin.– I, wie pan, niech pan się dobrze bawi.Gospodarz rzucił okiem na swój garnitur, po czym spojrzał na Martina, jakby ten powiedział coś niesłychanie idiotycznego.– Dobrze się bawić? Idziemy na obiad do siostry mojej żony.4.Tuż przed siódmą zadzwonił do niego stary kumpel z college’u z Wisconsin, Dick Rasmussen, który kiedyś chodził z młodszą siostrą Jane, Ritą.Dick przyjechał do Los Angeles w interesach – handlował walizkami – i koniecznie chciał umówić się z Martinem na drinka i może na kolację.– Dick, jestem naprawdę zajęty.Pracuję nad Tak kręci się świat.– Poważnie, ktoś rzeczywiście pisze te bzdury? Byłem pewien, że aktorzy sami wymyślają to na poczekaniu.Z dużą niechęcią Martin zgodził się spotkać z Dickiem o ósmej w „Salonie Polo”.– Muszę cię jednak ostrzec, Dick, że jedyni ludzie, którzy w dzisiejszych czasach bywają w „Polo”, to turyści.– Martin, muszę słuchać rozkazów dowódcy.Jeżeli po moim powrocie do domu Nancy dowie się, że nie byłem w „Salonie Polo”, to, uwierz mi, urwie mi jaja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl