[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy prowadzono obserwację w nocy, baterie można było zasilać przez uruchomienie silnika.Nawet w pochmurne dni komory gromadziły dostatecznie dużo światła słonecznego, by system mógł funkcjonować.Przy zgaszonym silniku temperatura wewnątrz samochodu była odpowiednia, choć może trochę za niska.Furgonetka była nadzwyczaj dobrze izolowana, a komory słoneczne dodatkowo zaopatrywały w energię mały grzejnik.Oslett przestąpił jedno z ciał i wyjrzał przez boczne okienko.– Jeśli Alfiego ciągnęło do tego domu, to niewątpliwie dlatego, że był już w nim Martin Stillwater – stwierdził.– Chyba tak.– A jednak ludzie z zespołu obserwacyjnego nie widzieli, by tamten wchodził czy wychodził.– Z pewnością – zgodził się Spicer.– Przecież daliby nam znać, gdyby zauważyli Stillwatera, jego żonę lub dzieci?– Absolutnie.– Więc.może on tam teraz jest? Może tam siedzą – cała rodzina i Alfie.– Może ich tam nie być.Ktoś niedawno stamtąd odjechał.Widzi pan te ślady na podjeździe? – spytał Spicer.Z garażu przylegającego do tego białego domu musiał wyjechać tyłem jakiś pojazd z szerokimi oponami.Wykręcił potem w lewo, wyjeżdżając na ulicę, a potem ruszył do przodu, w prawo od domu.Śnieg dopiero co zaczął zasypywać krzyżujące się łuki odciśnięte przez koła.Clocker otworzył drzwi furgonetki.Przestraszył się.Wgramolił się do środka i zatrzasnął za sobą drzwi, nie zwracając uwagi na skrwawiony czekan i dwa martwe ciała.– Wygląda na to, że Alfie ukradł wóz z kwiaciarni, żeby się zamaskować.Dostawca leży z tyłu, wśród kwiatów.Sztywny jak kłoda.Pomimo przedłużonego podwozia pusta część furgonetki była zbyt mała, by mogło się w niej wygodnie pomieścić trzech mężczyzn.Oslettowi zrobiło się duszno.Spicer zepchnął martwego technika z obrotowego krzesła, na którym bezwładnie spoczywał.Ciało zwaliło się na podłogę.Spicer, zanim usiadł, sprawdził, czy na siedzeniu nie ma krwi.Obrócił się w stronę monitorów i przełączników, z którymi wydawał się dobrze obeznany.Nieprzyjemnie świadomy stojącego nad nim Clockera, Oslett spytał:– Czy jest możliwe, by ci faceci nie poinformowali nas o jakimś telefonie, zanim nie wykończył ich Alfie?– Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć – odpowiedział Spicer.Gdy jego palce zaczęły tańczyć na klawiaturze, na monitorach pojawiły się znienacka jasnokolorowe wykresy.Oslett jeszcze raz obrócił się w stronę pierwszego okna, wpychając przy okazji łokieć w brzuch grubasa.Obserwował dom po drugiej stronie ulicy.Clocker pochylił się, by wyjrzeć przez drugie okno.Drew pomyślał, że wielbiciel sf wyobraża sobie, że stoi na dziobie statku powietrznego i przez szybę o grubości stopy wypatruje obcej planety.Przejechały dwa samochody.Półciężarówka.Po chodniku biegł czarny pies: miał ośnieżone łapy i wyglądał, jakby nosił skarpetki.Wokół domu Stillwaterów było cicho i spokojnie.– Mam – powiedział Spicer, zdejmując z uszu słuchawki.To, co miał, okazało się rozmową telefoniczną, wychwyconą i nagraną automatycznie przez urządzenia elektroniczne trzydzieści minut po zamordowaniu przez Alfiego techników z zespołu obserwacyjnego.Alfie był w domu, gdy zadzwonił telefon.Odebrał go po siódmym sygnale.Spicer odtworzył rozmowę przez głośnik, by mogli usłyszeć ją także Oslett i Clocker.– Pierwszy głos, który słyszycie, należy do dzwoniącego – wyjaśnił Spicer.– Mężczyzna, który podnosi słuchawkę w domu Stillwaterów, z początku się nie odzywa.Halo? Mamo? Tato?Jak zdołałeś przeciągnąć ich na swoją stronę?– Ten drugi głos należy do tego, który odebrał telefon, i to jest Alfie – zatrzymując taśmę powiedział Spicer.– Oba głosy są takie same.– Ten drugi to Stillwater.Teraz mówi Alfie.Dlaczego kochają bardziej ciebie niż mnie?Nie dotykaj ich, ty sukinsynu.Nie waż się tknąć ich nawet palcem.Zdradzili mnie.Chcę mówić z moją matką i ojcem.MOJĄ matką i ojcem.Daj ich do telefonu.Żebyś mógł im naopowiadać jeszcze więcej kłamstw?Wysłuchali całej rozmowy.Brzmiała jak monolog schizofrenika.Było jasne, że ich niedobry chłopiec jest nie tylko renegatem, jest także nieobliczalnym psychopatą.Kiedy taśma dobiegła końca, Oslett stwierdził:– A więc Stillwater nigdy nie zatrzymał się w domu swoich rodziców.– Najwyraźniej.– To jakim cudem Alfie go znalazł? Dlaczego tu przyjechał? Dlaczego interesował się rodzicami Stillwatera, a nie nim samym?Spicer wzruszył ramionami.– Może będzie miał pan jeszcze okazję go o to spytać.Oslett nie lubił, gdy tyle spraw pozostawało nie rozwiązanych.Miał wtedy wrażenie, że nie panuje nad sytuacją.Zerknął przez okno na dom i ślady kół na zaśnieżonym podjeździe.– Alfiego już tam prawdopodobnie nie ma.– Pojechał za Stillwaterem – zgodził się Spicer.– Skąd uzyskano połączenie?– Z telefonu komórkowego.– Czy możemy go jeszcze namierzyć?Wskazując na trzy rzędy liczb na ekranie, Spicer powiedział:– Mamy tu satelitarną triangulację.– To mi nic nie mówi, to tylko liczby.– Ten komputer może określić to miejsce na mapie.Z dokładnością do stu stóp od źródła sygnału.– Ile czasu to zabierze?– Najwyżej pięć minut.– Dobra.Niech pan nad tym pracuje.My sprawdzimy dom.Oslett wyszedł z furgonetki, mając tuż za plecami Clockera.Gdy przechodzili przez zaśnieżoną ulicę, Osletta nie obchodziło, że być może przy oknach stoi z tuzin wścibskich sąsiadów.Cały ich plan i tak już diabli wzięli.On, Clocker i Spicer mieli zmyć się za dziesięć minut, zabierając trupy, a potem nikt nie zdołałby udowodnić, że tu byli.Wkroczyli śmiało na ganek domu Stillwaterów.Oslett nacisnął dzwonek.Nikt nie odpowiedział.Zadzwonił jeszcze raz i spróbował otworzyć drzwi.Były otwarte.Z przeciwnej strony ulicy wyglądało, że drzwi otworzyli od wewnątrz Jim i Alice Stillwaterowie i zaprosili gości do środka.Gdy znaleźli się w przedpokoju, Clocker zamknął drzwi i wyciągnął z kabury colta 0.357 magnum.Stali przez kilka sekund, wsłuchując się w ciszę domu.– Bądź spokojny, Alfie – powiedział Oslett – choć wątpił, czy ich niedobry chłopak wciąż kręci się gdzieś w pobliżu.Gdy nie usłyszał rytualnej odpowiedzi, powtórzył rozkaz głośniej niż przedtem.Trwała niczym nie zmącona cisza.Ruszyli ostrożnie w głąb domu i znaleźli dwoje martwych ludzi w pierwszym pokoju, do którego weszli.Rodzice Stillwatera.Każde z nich było jakoś podobne do Martina i oczywiście także do Alfiego.Przeszukując pospiesznie dom, wypowiadając magiczny rozkaz na progu każdego pokoju, znaleźli coś ciekawego tylko w pralni.Małe pomieszczenie cuchnęło benzyną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl