[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu doktor Stronberg chce, żeby twój organizm się zregenerował.- Podeszła do drzwi i znowu się zatrzymała.Spojrzała w jego zielone oczy, czując, jak skóra cierpnie jej na karku.„To są oczy tego wilka - pomyślała.- Nie, przecież to zupełnie niemożliwe!” - Zajrzę do ciebie póź­niej - powiedziała i wyszła.Michael sposępniał.Kule z jej pistoletu omal go nie trafiły.Oczywiście domyślał się, że Chesna nie wyciągnęła właściwych wniosków, ale wiedział, że musi teraz uważać na to, co robi.Podrapał się po brodzie i popatrzył na ręce.Pod paznokciami miał czarną ziemię.Po kilku minutach przyniesiono mu śniadanie: wodnistą owsiankę.Nieco później przybył Stronberg, który stwierdził, że gorączka już całkiem przeszła, i zaczął się awanturować o po­zrywane szwy.Michael oznajmił, że jest już gotów podjąć lekkie ćwiczenia, więc powinien dostać ubranie, w którym mógłby cho­dzić.Stronberg początkowo odmówił stanowczo, ale w chwilę potem powiedział, że pomyśli o tym.Nie minęła jeszcze godzina, kiedy ta sama kobieta, która przygotowywała posiłki, przyniosła do pokoju Michaela szarozielony dres, bieliznę, skarpety i płócienne pantofle.Poza tym dostał miskę z wodą, kostkę mydła do golenia i brzytwę.Świeżo ogolony i ubrany wyszedł z pokoju i zaczął się prze­chadzać po domu.Na końcu korytarza znalazł pokój Łazarisa.Rosjanin był wystrzyżony na łyso, ale dalej miał swą bujną brodę.Jego dumny nos wyglądał na jeszcze większy pod bły­szczącą czaszką.Łazaris nadal był blady i osłabiony, ale jego policzki się zaróżowiły, a w ciemnobrązowych oczach zabłysły żywe iskierki.Powiedział, że jest traktowany bardzo dobrze, ale odmówiono spełnienia jego prośby o butelkę wódki i paczkę papierosów.- Hej, Gałatinow! - powiedział, kiedy Michael podniósł się do wyjścia.- Dobrze, że nie wiedziałem, że jesteś tak ważnym szpiegiem! W innym wypadku bardziej bym się bał!- A teraz się boisz?- Dlatego, że jestem w gnieździe szpiegów? Gałatinow, je­stem taki przerażony, że o mało się nie zesram.Gdyby naziści kiedykolwiek znaleźli to miejsce, tobyśmy wszyscy się huśtali na krawatach z drutu.- Nie znajdą.A my nie będziemy się huśtali.- Tak, może nasz wilk będzie nas bronił.Słyszałeś o nim? Michael skinął głową.- Więc - powiedział Łazaris - chcesz lecieć do Norwegii.Na jakąś cholerną wyspę przy południowo-zachodnim wybrzeżu, tak? Powiedziała mi o tym Złotowłosa.- Zgadza się.- Potrzebujesz drugiego pilota.Złotowłosa mówi, że ma sa­molot transportowy.Nie chciała powiedzieć, jakiego rodzaju, więc myślę, że nie jest to jeden z najnowszych modeli.- Uniósł palec.- A to znaczy, towarzyszu Gałatinow, że to nie będzie szybki samolot i że nie będzie miał wysokiego pułapu.Powie­działem to Złotowłosej i powiem też tobie: jeżeli natkniemy się na samoloty myśliwskie, to już po nas.Żaden transportowiec nie może się ścigać z messerschmittem.- Wiem o tym.Jestem pewien, że ona też to wie.A więc podejmiesz się tego zadania czy nie?Łazaris zamrugał oczami, jakby zdziwiony, że w ogóle można zadać takie pytanie.- Moje miejsce jest na niebie - powiedział.- Oczywiście, że to zrobię.Michael wcale nie wątpił, że Rosjanin zdecyduje się lecieć.Opuścił Łazarisa i ruszył na poszukiwanie Chesny.Znalazł ją samą w saloniku na tyłach domu, studiującą mapę Niemiec i Norwegii.Pokazała mu trasę, wzdłuż której mieli lecieć, i miej­sca, gdzie były planowane trzy międzylądowania w celu uzu­pełnienia paliwa.Jak powiedziała, przelot miał im zająć cztery noce.Pokazała mu też, w którym punkcie w Norwegii mieli wylądować.- To kawałek równiny pomiędzy dwiema górami - rzekła.- Mamy tam agenta z łodzią.- Czubkiem ołówka dotknęła kropki oznaczającej nadmorską wieś o nazwie Uskedahl.- A to jest Skarpa - objaśniła, dotykając niewielkiego kolistego kształtu na mapie.Michael ocenił, że wyspa jest odległa około trzydziestu mil od Uskedahl i leży osiem lub dziewięć mil od brzegu.- Tutaj prawdopodobnie możemy natknąć się na łodzie patrolo­we.- Zatoczyła ołówkiem łuk na wschód od Skarpy.- Przy­puszczam, że są tam też miny.- Więc Skarpa nie wygląda na miejsce odpowiednie na letnie wakacje, prawda?- Nie bardzo.Leży tam jeszcze śnieg i noce są zimne.Mu­simy wziąć ciepłe ubrania.W Norwegii lato przychodzi późno.- Nie przeszkadza mi mroźna pogoda.Podniosła na niego wzrok i znowu wpatrzyła się w jego zie­lone oczy.„Wilcze oczy” - pomyślała.- Niewiele rzeczy potrafi ciebie zniechęcić, prawda?- Owszem.Nie pozwalam na to.- Czy to jest takie proste? Włączasz się i wyłączasz w za­leżności od okoliczności?Twarz Chesny była blisko jego twarzy.Jej woń kojarzyła mu się z niebiańskim zapachem.Jeszcze tylko sześć cali i ich usta mogły się spotkać.- Zdawało mi się, że mówimy o Skarpie - odezwał się Mi­chael.- Mówiliśmy.Ale teraz rozmawiamy o tobie.- Wytrzymała jego spojrzenie jeszcze przez kilka sekund, a potem odwróciła wzrok i zaczęła składać mapy.- Masz jakiś dom? - zapytała.- Tak.- Nie, nie chodzi mi o miejsce, w którym można mieszkać.Chodzi mi o prawdziwy dom.- Znów spojrzała na niego pyta­jąco.- Miejsce, które jest twoim w duszy.- Nie jestem pewien - odparł.Sercem należał do rosyjskiego lasu, daleko od kamiennego domostwa w Walii.- Chyba jest albo był taki, ale nie mogę do niego wrócić.A kto w ogóle może? - Nie odpowiedziała.- A ty?Chesna złożyła dokładnie mapy i wsunęła je do mapnika z brązowej skóry.- Nie mam domu - odpowiedziała.- Kocham Niemcy, ale to jest taka miłość, jaką się darzy chorego przyjaciela, który ma niedługo umrzeć.- Odwróciła wzrok, patrząc przez okno na oblane złotym światłem słońca drzewa.- Pamiętam Amerykę.Te miasta.zapierają dech w piersiach.Cała ta przestrzeń jak w olbrzymiej katedrze.Wiesz, przed wojną odwiedził mnie ktoś z Kalifornii.Mówił, że widział wszystkie moje filmy.Zapytał, czy chciałabym pojechać do Hollywood.- Uśmiechnęła się lek­ko, pogrążona we wspomnieniach.- Powiedział, że wszyscy ludzie na świecie poznają moją twarz.Że powinnam wrócić do domu i pracować w kraju, w którym się urodziłam.Oczywiście to było, zanim świat się zmienił.- Ale nie zmienił się aż na tyle, żeby w Hollywood przestali robić filmy.- Ja się zmieniłam - odpowiedziała.- Zabijałam ludzi.Nie­którzy z nich zasługiwali na kule, a inni po prostu mieli pecha być w niewłaściwym miejscu.Widziałam.widziałam okropne rzeczy.I czasami.pragnęłabym bardziej niż czegokolwiek in­nego móc wrócić do przeszłości i być znowu niewinna.Ale kiedy już dom duszy spłonie, to kto może go odbudować?Michael nie odpowiedział.Promienie słońca przeświecały przez jej włosy, które błyszczały jak złota włóczka.Pragnął zatopić w nich swe palce.Wyciągnął rękę i dotknął jej loków, ale Chesna westchnęła i zatrzasnęła mapnik.Cofnął dłoń.- Przepraszam - powiedziała Chesna.Włożyła mapnik do wydrążonej książki i wsunęła ją z powrotem na półkę.- Nie miałam zamiaru tak się nad tym rozwodzić.- Nic nie szkodzi.- Michael znowu poczuł się nieco zmę­czony.Pomyślał, że nie powinien się za bardzo forsować, kiedy to nie jest konieczne.- Wracam do mojego pokoju.Skinęła głową.- Powinieneś odpoczywać, dopóki jeszcze możesz.- Wska­zała ręką na półki z książkami.- Gdybyś chciał, mógłbyś tu znaleźć wiele do czytania.Doktor Stronberg ma niezłą kolekcję literatury naukowej i mitologii.„A więc to dom doktora” - pomyślał.- Nie, dziękuję.Przepraszam, muszę już iść.Nie sprzeciwiała się, więc Michael opuścił salonik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl