Pokrewne
- Strona Główna
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- Wiera Kamsza Odblaski Eterny 05 Serce zwierza 02 Kula losów
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- eBook Dictionary Of Networking ShareReactor
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- (ebook pdf) Teach Yourself SQL in 21 Days
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamią
- Arthur C.Clarke Rama II
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na biurku leżała niedawna korespondencja, w większości przesyłanafaksem, od nadawców z Pekinu.Shan zerknął na mały szary telefaks zboku biurka, który odbierał te listy.Oznaczało to, że z bazy w doleprzeciągnięto tu kabel telefoniczny, ale mogło oznaczać też, że Gao niemiał godnej zaufania poczty elektronicznej, łączącej jego pałacyk zzewnętrznym światem.Szybko przejrzał nadesłane wiadomości,zwracając uwagę na nadawców.Akademia Nauk, uzgadniająca terminodczytu w ramach styczniowej konferencji.Specjalny Oddział RadyStanu do spraw Nauki, jedna z nieoficjalnych, prywatnych komisjidoradczych dla najwyższych kręgów rządowych Chin.Dyrektorpersonelu cywilnego regionalnych baz wojskowych, proszący orekomendacje w kwestii obsady etatów.Partyjna Rada PolitykiNaukowej, zamawiająca recenzję raportu z jakichś tajnych badań.Obok korespondencji leżała zwinięta w rulon gazeta.Przyjrzawszy siędokładniej, Shan spostrzegł, że nie jest po prostu zrolowana, ale ciasnoowinięta taśmą klejącą, tworząc cylindryczny pakunek.Jeden koniecbył zaklejony taśmą, drugi został rozcięty.Shan odwrócił tulejkę dogóry dnem.Ze środka wypadł twardy przedmiot owinięty w szorstkipapier toaletowy, jakiego używano w większości tybetańskich domów.Chwilę pózniej trzymał go w dłoni.Mimo zapewnieńGao, że nie miewa gości z drugiej strony góry, ktoś jednak dotarł tu zDrango.W promieniach słońca, wpadających przez okno gabinetuGao, złoty żuk błyszczał jaśniej niż w świetle lampek maślanych wstajni.Shan przypomniał sobie karę Genduna i obsesję Chodrona napunkcie odesłania żuka tam, gdzie jest jego miejsce.Spojrzał nanajbliższe zdjęcie Gao jego pierś błyszczała od orderów przyznawa-nych obywatelom, którzy oddali istotne usługi dla państwa.Znalazłsiedzibę górskiego bóstwa.Wsunął złotego żuka z powrotem do tuby i ruszył w stronę drzwiwyjściowych.Z ulgą poczuł, że gałka się obraca.Drzwi się otworzyły.Jednak gdy wyszedł na dwór, Kohler spojrzał na niego z pobliskiejskały, gdzie siedział, paląc papierosa.- Macie pojęcie, jak sprawnie działa nasz system usuwaniaodpadków? - zapytał. Jeden telefon i zjawia się tu oddział żołnierzy.I wkrótce nasze śmieci znikają raz na zawsze.Shan spojrzał tęsknie na urwiska w górze, powrotną drogę doswojego świata.- Ale wy i doktor Gao niechętnie zniżacie się do tego poziomu.Kohler uśmiechnął się szeroko.- Coś w tym rodzaju.A wy stanowicie dla nas taką gratkę.- Jeśli szukacie pomocy kuchennej, uprzedzam, że mam dziuraweręce.- Towarzyszu, ubawicie Gao do łez - odparł Kohler, gestem kierującShana z powrotem do środka.Cztery godziny pózniej siedzieli obaj na kwadratowym, otoczonymkamiennym murkiem dachu wysokiej wieży.Pokój pod dachem, wktórym zamknął go Kohler, był najprzyjemniejszym z więzień.Choćnie miał okien, było w nim prawdziwe łóżko z pościelą.Nim zamknąłdrzwi na klucz, Niemiec wyjaśnił, że on i Thomas mają podobnepokoje na niższych piętrach.Kohler zaprosił Shana na dach, by wspólnie podziwiać zachódsłońca, zabierając ze sobą butelkę oraz dwa kieliszki, i teraz dopijałwłaśnie piątą kolejkę pieprzówki.Shan pociągnął mały łyk zpierwszego kieliszka palącego płynu, który wmusił mu Niemiec, poczym ukradkiem wylał resz-tę za murek, czego jedynym skutkiem było to, że dostał dolewkę.- Każdy z nas jest swego rodzaju wyrzutkiem - powiedział Kohler.Wjego oczach odbijało się purpurowe światło zmierzchu.- Jakjakikolwiek zdrowy na umyśle człowiek mógłby nim nie być, w tymświecie, który stworzyliśmy?- Od dawna mieszkacie poza krajem? - dociekał Shan.- Krajem? Jakim krajem? Moją ojczyznę uznano za niepotrzebną.Fuzje i przejęcia, jak to się nazywa.Ktoś w Bonn, albo może wWaszyngtonie, postanowił złożyć ofertę przejęcia tak dobrą, by niedało się jej odrzucić.Hokus-pokus, nie ma kraju.Są tylko filiepodlegające państwu, które niegdyś było naszym największymrywalem.Całe miasta straciły rację bytu.Dostałem list od siostry, którabyła dawniej dyrektorką szkoły.Teraz szoruje podłogi we Frankfurcie.Ale ma własny samochód i masę długów, więc jest szczęśliwa jak nagiw pokrzywach.- Zasalutował kieliszkiem wódki zachodzącemusłońcu.- Lha kurwa gyal lo.I tak zresztą nigdy nie miałem tamprawdziwego domu.Przyjechałem do Pekinu jako doktorant w ramachspecjalnego programu wymiany dla fizyków.Doktor Gao przyjął mniejako specjalnego asystenta.Przez pierwszy rok porozumiewaliśmy się,pisząc równania na tablicy.Nim nauczyłem się chińskiego,mieszkałem już w pokoju gościnnym w jego domu, choć w tamtychdniach nie traciliśmy prawie czasu na sen.Mogłem wrócić do kraju ibyć trybikiem w moskiewskiej machinie naukowej albo zostać i ziścićmarzenie każdego naukowca.Nieograniczone środki.Miliardy imiliardy.Nieograniczona chwała.- Przynajmniej w obrębie określonych urzędów w Pekinie - uściśliłShan.Kohler zasalutował mu niezdarnym uniesieniem kieliszka.- Niegdyś wojny wygrywała ta strona, która mogła bardziej pozwolićsobie na nieustanne wysyłanie ludzi na rzez, co przez stulecia czyniłoChiny najpotężniejszym państwem na świecie.Każdy brodacz, którynadjeżdżał z Zachodu, padał pod naporem stu Chińczyków.Terazprzypomina to grę w karty.Mali ludkowie przy ogromnym stole usiłujązgadnąć, jakierównania wielcy ludzie drugiej strony napisali na tajnych tablicach. Parsknął śmiechem, po czym ponownie opróżnił kieliszek.- Skoro o tablicach mowa - wtrącił Shan - przypuszczam, że waszajest pełna pytań na temat dwóch morderstw, do których doszło pozachodniej stronie góry.To, że mnie przetrzymujecie, jest jawnymdowodem waszego zainteresowania.- Niepokoi nas to, czego nie umiemy wyjaśnić.Po tamtej stroniegóry nieustannie ktoś ginie, tego należy się spodziewać.Tam jest jakna Dzikim Zachodzie.Wiecie, amerykańscy kowboje - powiedział,używając angielskich słów.- Ale wy, inspektorze Shan, jesteścieniewiadomą.Dlaczego pojawiacie się właśnie teraz? To nas niepokoi.Mieliśmy tu już kiedyś zbiegłego więznia.Nakryliśmy go, kiedyzaglądał w okna.Błagał nas, byśmy nie wzywali wojska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Na biurku leżała niedawna korespondencja, w większości przesyłanafaksem, od nadawców z Pekinu.Shan zerknął na mały szary telefaks zboku biurka, który odbierał te listy.Oznaczało to, że z bazy w doleprzeciągnięto tu kabel telefoniczny, ale mogło oznaczać też, że Gao niemiał godnej zaufania poczty elektronicznej, łączącej jego pałacyk zzewnętrznym światem.Szybko przejrzał nadesłane wiadomości,zwracając uwagę na nadawców.Akademia Nauk, uzgadniająca terminodczytu w ramach styczniowej konferencji.Specjalny Oddział RadyStanu do spraw Nauki, jedna z nieoficjalnych, prywatnych komisjidoradczych dla najwyższych kręgów rządowych Chin.Dyrektorpersonelu cywilnego regionalnych baz wojskowych, proszący orekomendacje w kwestii obsady etatów.Partyjna Rada PolitykiNaukowej, zamawiająca recenzję raportu z jakichś tajnych badań.Obok korespondencji leżała zwinięta w rulon gazeta.Przyjrzawszy siędokładniej, Shan spostrzegł, że nie jest po prostu zrolowana, ale ciasnoowinięta taśmą klejącą, tworząc cylindryczny pakunek.Jeden koniecbył zaklejony taśmą, drugi został rozcięty.Shan odwrócił tulejkę dogóry dnem.Ze środka wypadł twardy przedmiot owinięty w szorstkipapier toaletowy, jakiego używano w większości tybetańskich domów.Chwilę pózniej trzymał go w dłoni.Mimo zapewnieńGao, że nie miewa gości z drugiej strony góry, ktoś jednak dotarł tu zDrango.W promieniach słońca, wpadających przez okno gabinetuGao, złoty żuk błyszczał jaśniej niż w świetle lampek maślanych wstajni.Shan przypomniał sobie karę Genduna i obsesję Chodrona napunkcie odesłania żuka tam, gdzie jest jego miejsce.Spojrzał nanajbliższe zdjęcie Gao jego pierś błyszczała od orderów przyznawa-nych obywatelom, którzy oddali istotne usługi dla państwa.Znalazłsiedzibę górskiego bóstwa.Wsunął złotego żuka z powrotem do tuby i ruszył w stronę drzwiwyjściowych.Z ulgą poczuł, że gałka się obraca.Drzwi się otworzyły.Jednak gdy wyszedł na dwór, Kohler spojrzał na niego z pobliskiejskały, gdzie siedział, paląc papierosa.- Macie pojęcie, jak sprawnie działa nasz system usuwaniaodpadków? - zapytał. Jeden telefon i zjawia się tu oddział żołnierzy.I wkrótce nasze śmieci znikają raz na zawsze.Shan spojrzał tęsknie na urwiska w górze, powrotną drogę doswojego świata.- Ale wy i doktor Gao niechętnie zniżacie się do tego poziomu.Kohler uśmiechnął się szeroko.- Coś w tym rodzaju.A wy stanowicie dla nas taką gratkę.- Jeśli szukacie pomocy kuchennej, uprzedzam, że mam dziuraweręce.- Towarzyszu, ubawicie Gao do łez - odparł Kohler, gestem kierującShana z powrotem do środka.Cztery godziny pózniej siedzieli obaj na kwadratowym, otoczonymkamiennym murkiem dachu wysokiej wieży.Pokój pod dachem, wktórym zamknął go Kohler, był najprzyjemniejszym z więzień.Choćnie miał okien, było w nim prawdziwe łóżko z pościelą.Nim zamknąłdrzwi na klucz, Niemiec wyjaśnił, że on i Thomas mają podobnepokoje na niższych piętrach.Kohler zaprosił Shana na dach, by wspólnie podziwiać zachódsłońca, zabierając ze sobą butelkę oraz dwa kieliszki, i teraz dopijałwłaśnie piątą kolejkę pieprzówki.Shan pociągnął mały łyk zpierwszego kieliszka palącego płynu, który wmusił mu Niemiec, poczym ukradkiem wylał resz-tę za murek, czego jedynym skutkiem było to, że dostał dolewkę.- Każdy z nas jest swego rodzaju wyrzutkiem - powiedział Kohler.Wjego oczach odbijało się purpurowe światło zmierzchu.- Jakjakikolwiek zdrowy na umyśle człowiek mógłby nim nie być, w tymświecie, który stworzyliśmy?- Od dawna mieszkacie poza krajem? - dociekał Shan.- Krajem? Jakim krajem? Moją ojczyznę uznano za niepotrzebną.Fuzje i przejęcia, jak to się nazywa.Ktoś w Bonn, albo może wWaszyngtonie, postanowił złożyć ofertę przejęcia tak dobrą, by niedało się jej odrzucić.Hokus-pokus, nie ma kraju.Są tylko filiepodlegające państwu, które niegdyś było naszym największymrywalem.Całe miasta straciły rację bytu.Dostałem list od siostry, którabyła dawniej dyrektorką szkoły.Teraz szoruje podłogi we Frankfurcie.Ale ma własny samochód i masę długów, więc jest szczęśliwa jak nagiw pokrzywach.- Zasalutował kieliszkiem wódki zachodzącemusłońcu.- Lha kurwa gyal lo.I tak zresztą nigdy nie miałem tamprawdziwego domu.Przyjechałem do Pekinu jako doktorant w ramachspecjalnego programu wymiany dla fizyków.Doktor Gao przyjął mniejako specjalnego asystenta.Przez pierwszy rok porozumiewaliśmy się,pisząc równania na tablicy.Nim nauczyłem się chińskiego,mieszkałem już w pokoju gościnnym w jego domu, choć w tamtychdniach nie traciliśmy prawie czasu na sen.Mogłem wrócić do kraju ibyć trybikiem w moskiewskiej machinie naukowej albo zostać i ziścićmarzenie każdego naukowca.Nieograniczone środki.Miliardy imiliardy.Nieograniczona chwała.- Przynajmniej w obrębie określonych urzędów w Pekinie - uściśliłShan.Kohler zasalutował mu niezdarnym uniesieniem kieliszka.- Niegdyś wojny wygrywała ta strona, która mogła bardziej pozwolićsobie na nieustanne wysyłanie ludzi na rzez, co przez stulecia czyniłoChiny najpotężniejszym państwem na świecie.Każdy brodacz, którynadjeżdżał z Zachodu, padał pod naporem stu Chińczyków.Terazprzypomina to grę w karty.Mali ludkowie przy ogromnym stole usiłujązgadnąć, jakierównania wielcy ludzie drugiej strony napisali na tajnych tablicach. Parsknął śmiechem, po czym ponownie opróżnił kieliszek.- Skoro o tablicach mowa - wtrącił Shan - przypuszczam, że waszajest pełna pytań na temat dwóch morderstw, do których doszło pozachodniej stronie góry.To, że mnie przetrzymujecie, jest jawnymdowodem waszego zainteresowania.- Niepokoi nas to, czego nie umiemy wyjaśnić.Po tamtej stroniegóry nieustannie ktoś ginie, tego należy się spodziewać.Tam jest jakna Dzikim Zachodzie.Wiecie, amerykańscy kowboje - powiedział,używając angielskich słów.- Ale wy, inspektorze Shan, jesteścieniewiadomą.Dlaczego pojawiacie się właśnie teraz? To nas niepokoi.Mieliśmy tu już kiedyś zbiegłego więznia.Nakryliśmy go, kiedyzaglądał w okna.Błagał nas, byśmy nie wzywali wojska [ Pobierz całość w formacie PDF ]