Pokrewne
- Strona Główna
- Trylogia Lando Calrissiana.02.Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- K.W. Wójcicki Klechdy
- Stanislaw Lem Eden (4)
- Austen Jane Watsonowie
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiezniku Tom 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie do śmiechu, co ten bękart zrobił z naszymimarynarzami i naszą sławą!.Nie do śmiechu, że on, próbując się wykręcić, rzuca cień na kwiatDriksen.Gospodarzu, wina! Wspomnijmy tych, którzy nie wrócili do Metchenberga.Tych, którzystali do końca na chwałę kesara i Driksen!- Na stojąco, panowie! Pijemy na stojąco!Wściekłość kazała zerwać się i zmusić łajdaków do zamknięcia się, czy to szpadą, czy tociężkim dębowym stołem, rozsądek kazał siedzieć cicho.Felsenburg wybrał coś pośrodku -doczekawszy się, kiedy bękarty siądą i skupią się na jedzeniu, Ruppi obszedł fok Marge za plecami,rzucił na ladę kilka monet i prześliznął się do wyjścia.3Dla bezcelowego wałęsania się pośród dziedzińców było za pózno, a wieczorna msza jeszczesię nie zaczęła.Zwieże powietrze lekko ostudziło twarz i uspokoiło żądzę krwi; lejtnant kichnął iniespiesznie poszedł w dół uliczki.Przy następnym skrzyżowaniu zauważył przybytek, którywydawał się blizniakiem Poduszki.Ludzi w środku było sporo, ale przeczekać konieczne półgodziny w piwniczce było na pewno rozsądniej niż szwendać się po opustoszałych wieczoremdzielnicach.Jeszcze jeden kielich wina; sąsiedzi statecznie omawiają niektórzy zaręczyny córki, niektórzyumowę o sukno, niektórzy nowości z pałacu.Nie z pustej ciekawości - szacowni sukiennicyzastanawiają się, czy nie zostaną zmienieni dostawcy dla armii i co się stanie z cenami na wełnę.Uśmiecha się karczmarka w śnieżnobiałym czepku, na jedynej wolnej ławce wylizuje się jednouchekocisko, z rozczuleniem patrzą na nie kupiec i prawnik.Cicho, spokojnie, do niemożliwościprzytulnie.Chce się słodkich rogalików, chce się popijać wino, patrzeć na kota, gospodynię,handlarzy.Oni się nie gryzą, a żyją, prosto, bez wykrętasów.Złego kucharza nikt nie najmie, złykarczmarz pójdzie z torbami, a do niczego nienadający się szlachcic pozostanie baronem alboksięciem, jaką kanalią by nie był.I beznadziejny żołnierz będzie gnał innych na śmierć tylkodlatego, że jest księciem albo przyjacielem księcia.Przekleństwo, jeśli Friedrich i Bermesser to kwiat Driksen , Rupert fok Felsenburg woli być paprocią.- Panie, podać panu coś?- Nie.Tak.Gospodyni, a macie słodkie ciasteczka?- Oczywiście! - Radosny uśmiech - nie taki, jak mamy, przelotny, ulotny, a.macierzyński -Zaraz podam, a o niej niech pan nie myśli.- O niej?- Jakbym nie widziała! Siedzi w kącie jak puchacz, w obrusie dłubie.Takie w pańskichlatach tylko od wielkiej miłości bywa.Jeśli ona pana nie pokocha, całe życie łokcie gryzć będzie,już mateczka Irma wie, co mówi.Widywała mateczka Irma.Ciasteczka z jagodową konfiturą czymalinową?- Z jagodową.- Znaczy, ożenisz się z malutka i czarniutką.No i dobrze, czarniutkie, one jak kocięta.Stwórco, kogo jeszcze niesie?!Od wejścia - ta same głośne głosy i tan sam bezczelny śmiech.Fok Marge ze świtą zgubił się,za to gwardzista i uśmiechnięty dandys kontynuują swoje sztuczki - sadowią się w centrum sali,rechoczą, żądają wina, zaraz zaczną wygadywać znajome paskudztwa.- Dureń! - gwardzista walnął pięścią w stół - Dureń zur see! Podły tchórzliwy dureń, któryzgubił tysiące żyć!- Nie zgadzam się - pokręcił głową uśmiechnięty - Kaldmeier to nie dureń i bynajmniej nietchórz, tchórz wystraszyłby się szubienicy!.- Tchórz boi się tego, co bliżej! - Gwardzista chrząknął i puścił oko do mateczki Irmy - Bliżejbyli frosherowie, to Kaldmeier się ich bał, teraz bliżej jest szubienica, boi się jej i kłamie.Gospodyni, wina!- Najlepszego! Ebbie, nie masz racji, to znaczy masz, że Kaldmeier zniszczył flotę, tylko nieza nic.Za nasze nieszczęście zapłacono.- Frosherowie? - nie uwierzył gwardzista - Gdzież by nasz piękniś ich znalazł?- Ardorskich kupców szukać nie trzeba.Więcej Ruppi nie zastanawiał się i nie zgadywał - on wiedział.Słyszał jeszcze niepowiedziane podłe słowa.Te same, które brzmiały już pół godziny temu.Te, które teraz sąpowtarzane w innych karczmach.Zamysł był prosty do tępoty i przy tym nie pozbawiony sensu.Durnie, jeśli są podli, stają się sprytniejsi od zadżumionych szczurów.- I to admirał! - perorował gwardzista - Dokąd zmierza Driksen.Już lepsza głupota itchórzostwo.Ostatecznie nie wszyscy mogą być Zuchwałymi.- Pan, Ebbie, jak Bermesser - zganił dandys - nie wierzy pan w cudzą podłość, dopóki w niejnie utonie.Trzeba będzie pana nauczyć.Lepiej oddać mi sakiewkę, niż trafić przed sąd za jakiegośKaldmeiera.Sto marek za to, że admirał nas sprzedał!- Dwieście za to, że jest tchórzem i bałwanem.A teraz wypijmy.Za tych, którzy zginęli, alenie zdradzili! Na stojąco.Wina!.Podejść i wlepić policzek.Natychmiast? Tylko policzek? W Poduszce panowie nawet półgodziny nie przesiedzieli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nie do śmiechu, co ten bękart zrobił z naszymimarynarzami i naszą sławą!.Nie do śmiechu, że on, próbując się wykręcić, rzuca cień na kwiatDriksen.Gospodarzu, wina! Wspomnijmy tych, którzy nie wrócili do Metchenberga.Tych, którzystali do końca na chwałę kesara i Driksen!- Na stojąco, panowie! Pijemy na stojąco!Wściekłość kazała zerwać się i zmusić łajdaków do zamknięcia się, czy to szpadą, czy tociężkim dębowym stołem, rozsądek kazał siedzieć cicho.Felsenburg wybrał coś pośrodku -doczekawszy się, kiedy bękarty siądą i skupią się na jedzeniu, Ruppi obszedł fok Marge za plecami,rzucił na ladę kilka monet i prześliznął się do wyjścia.3Dla bezcelowego wałęsania się pośród dziedzińców było za pózno, a wieczorna msza jeszczesię nie zaczęła.Zwieże powietrze lekko ostudziło twarz i uspokoiło żądzę krwi; lejtnant kichnął iniespiesznie poszedł w dół uliczki.Przy następnym skrzyżowaniu zauważył przybytek, którywydawał się blizniakiem Poduszki.Ludzi w środku było sporo, ale przeczekać konieczne półgodziny w piwniczce było na pewno rozsądniej niż szwendać się po opustoszałych wieczoremdzielnicach.Jeszcze jeden kielich wina; sąsiedzi statecznie omawiają niektórzy zaręczyny córki, niektórzyumowę o sukno, niektórzy nowości z pałacu.Nie z pustej ciekawości - szacowni sukiennicyzastanawiają się, czy nie zostaną zmienieni dostawcy dla armii i co się stanie z cenami na wełnę.Uśmiecha się karczmarka w śnieżnobiałym czepku, na jedynej wolnej ławce wylizuje się jednouchekocisko, z rozczuleniem patrzą na nie kupiec i prawnik.Cicho, spokojnie, do niemożliwościprzytulnie.Chce się słodkich rogalików, chce się popijać wino, patrzeć na kota, gospodynię,handlarzy.Oni się nie gryzą, a żyją, prosto, bez wykrętasów.Złego kucharza nikt nie najmie, złykarczmarz pójdzie z torbami, a do niczego nienadający się szlachcic pozostanie baronem alboksięciem, jaką kanalią by nie był.I beznadziejny żołnierz będzie gnał innych na śmierć tylkodlatego, że jest księciem albo przyjacielem księcia.Przekleństwo, jeśli Friedrich i Bermesser to kwiat Driksen , Rupert fok Felsenburg woli być paprocią.- Panie, podać panu coś?- Nie.Tak.Gospodyni, a macie słodkie ciasteczka?- Oczywiście! - Radosny uśmiech - nie taki, jak mamy, przelotny, ulotny, a.macierzyński -Zaraz podam, a o niej niech pan nie myśli.- O niej?- Jakbym nie widziała! Siedzi w kącie jak puchacz, w obrusie dłubie.Takie w pańskichlatach tylko od wielkiej miłości bywa.Jeśli ona pana nie pokocha, całe życie łokcie gryzć będzie,już mateczka Irma wie, co mówi.Widywała mateczka Irma.Ciasteczka z jagodową konfiturą czymalinową?- Z jagodową.- Znaczy, ożenisz się z malutka i czarniutką.No i dobrze, czarniutkie, one jak kocięta.Stwórco, kogo jeszcze niesie?!Od wejścia - ta same głośne głosy i tan sam bezczelny śmiech.Fok Marge ze świtą zgubił się,za to gwardzista i uśmiechnięty dandys kontynuują swoje sztuczki - sadowią się w centrum sali,rechoczą, żądają wina, zaraz zaczną wygadywać znajome paskudztwa.- Dureń! - gwardzista walnął pięścią w stół - Dureń zur see! Podły tchórzliwy dureń, któryzgubił tysiące żyć!- Nie zgadzam się - pokręcił głową uśmiechnięty - Kaldmeier to nie dureń i bynajmniej nietchórz, tchórz wystraszyłby się szubienicy!.- Tchórz boi się tego, co bliżej! - Gwardzista chrząknął i puścił oko do mateczki Irmy - Bliżejbyli frosherowie, to Kaldmeier się ich bał, teraz bliżej jest szubienica, boi się jej i kłamie.Gospodyni, wina!- Najlepszego! Ebbie, nie masz racji, to znaczy masz, że Kaldmeier zniszczył flotę, tylko nieza nic.Za nasze nieszczęście zapłacono.- Frosherowie? - nie uwierzył gwardzista - Gdzież by nasz piękniś ich znalazł?- Ardorskich kupców szukać nie trzeba.Więcej Ruppi nie zastanawiał się i nie zgadywał - on wiedział.Słyszał jeszcze niepowiedziane podłe słowa.Te same, które brzmiały już pół godziny temu.Te, które teraz sąpowtarzane w innych karczmach.Zamysł był prosty do tępoty i przy tym nie pozbawiony sensu.Durnie, jeśli są podli, stają się sprytniejsi od zadżumionych szczurów.- I to admirał! - perorował gwardzista - Dokąd zmierza Driksen.Już lepsza głupota itchórzostwo.Ostatecznie nie wszyscy mogą być Zuchwałymi.- Pan, Ebbie, jak Bermesser - zganił dandys - nie wierzy pan w cudzą podłość, dopóki w niejnie utonie.Trzeba będzie pana nauczyć.Lepiej oddać mi sakiewkę, niż trafić przed sąd za jakiegośKaldmeiera.Sto marek za to, że admirał nas sprzedał!- Dwieście za to, że jest tchórzem i bałwanem.A teraz wypijmy.Za tych, którzy zginęli, alenie zdradzili! Na stojąco.Wina!.Podejść i wlepić policzek.Natychmiast? Tylko policzek? W Poduszce panowie nawet półgodziny nie przesiedzieli [ Pobierz całość w formacie PDF ]