Pokrewne
- Strona Główna
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 03 Bursztynowa luneta
- Pullman Philip Mroczne materie 02 Magiczny nóż
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Pullman Philip Mroczne materi Magiczny noz
- Pullman Philip Mroczne materie 2 Magiczny nóż
- Harrison Harry Wojna z robotami (SCAN dal 1139
- Wasiliadis Mikołaj Tajemnica Âśmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem mogę wypłynąć ja i doholować cię do platformy.- Na mnie już pora - powiedział Joe, próbując przypomnieć sobie cytat.- „W grobowej ciszy, smutne narcyzy się kołyszą".- „Strzeże ich mały leśny skrzat, też pogrzebany tam od lat" - dodał android.- To mój ulubiony kawałek.Czy sądzi pan, że opuszcza się do grobu? Że czeka tam pana śmierć? Że schodzenie do głębi równoznaczne jest z umieraniem? Proszę odpowiedzieć co najwyżej dwudziestoma pięcioma słowami.- Pamiętam, co powiedział mi Kalend - oznajmił chłodno Joe.- Coś, co znajdę w Heldscalli, spowoduje, że zabiję Glimmunga.A zatem kieruję się ku śmierci, może nie swojej, lecz czyjejś.Mam na zawsze powstrzymać wydobycie Heldscalli.- Te słowa same cisnęły mu się na usta.Wiedział, że nie potrafi powstrzymać napływających złych myśli.Może będzie musiał żyć z tym stygmatem do końca swych dni.- Dam panu szczęśliwy amulet - powiedział robot i znów sięgnął do swego schowka.Wydobył z niego małe zawiniątko, które podał Joemu.- To talizman symbolizujący czystość Amality.- Czy odeprze złe siły? - zapytał Joe.- Musi pan powiedzieć Willis, czy.- zaczął robot.- Willis - poprawił się Joe - czy ten amulet pomoże nam na dole?Po chwili pauzy robot odpowiedział:- Nie.- Więc dlaczego mu to dałeś? - gorzko zapytała Mali.- Żeby.- zawahał się robot -.nieważne - powiedział, po czym pogrążył się w zadumie.- Zejdziemy w tandemie - oświadczyła Mali, łącząc się linką z pasem Joego.- Będziemy mieć dwadzieścia stóp wolnej linki.To powinno wystarczyć.Nie mogę ryzykować rozdzielenia się z tobą.Moglibyśmy się już więcej nie zobaczyć.Robot bez słowa podał Joemu plastykowe pudło.- A to na co? - zapytał Joe.- Bardzo prawdopodobne, że znajdzie pan na dole jeden czy dwa zniszczone porcelanowe obiekty.Będzie pan chciał wydobyć ich szczątki.- Ruszajmy - powiedziała Mali.Wzięła zasilaną helem latarkę, spojrzała na Joego i skoczyła na nogi.Dwudziestostopowa linka zaczęła się napinać i pociągnęła go za sobą.Pasywnie zanurzył się w głębinie.Otwór, przez który się opuścił, malał nad jego głową.Dobył własną latarkę i pozwolił ciągnąć się coraz głębiej, gdzie woda była zupełnie czarna.W dole jarzyła się wątłym światłem latarka Mali jak fosforyzująca ryba głębinowa.- Czy u ciebie wszystko w porządku? - usłyszał przy uchu głos Mali.Zdał sobie sprawę, że to interkom.- Tak - odparł.Obok przepływały różne dziwne ryby.Patrzyły nań i płynęły dalej, przepadając w mroku poza kręgiem światła.- Nawiedzony robot - odezwała się Mali.- Mój Boże, musieliśmy zmitrężyć na rozmowie z nim ze dwadzieścia minut.Ale teraz, pomyślał Joe, już jesteśmy na miejscu.Opuszczamy się coraz niżej w wody Marę Nostrum.Zastanawiam się, myślał, ile jest na świecie takich teologicznie zainfekowanych robotów.Może Willis to wyjątek.nasłany przez Glimmunga gaduła, który miał nam przeszkodzić w zejściu w głębinę.Włączyło się ogrzewanie kombinezonu; teraz już nie czuł zewnętrznego chłodu.Był za to wdzięczny.- Joe? - przemówiła ponownie Mali.- Czy nie przyszło ci do głowy, że Glimmung nasłał mnie, bym ściągnęła cię w dół i zabiła? Glimmung wie, co zostało przepowiedziane.Czyż takie zachowanie nie byłoby z jego strony rozsądne? I oczywiste? Czy nie pomyślałeś o tym?Prawdę powiedziawszy, nie pomyślał.A gdy uczynił to teraz, ponownie poczuł wszechogarniający chłód oceanu.Chłód, który wdzierał się w jego wnętrzności i serce.Czuł, jak zamarza, jak kurczy się do rozmiarów niepozornej istoty, nie będącej już człowiekiem.Strach, który mu towarzyszył również nie był ludzki.Był to strach małego zaszczutego zwierzaka.Jakby ewolucjaodwróciła swój bieg i zacierała teraz jego osobowość.Boże, pomyślał.Czuję na sobie pokłady strachu zbierane przez miliony lat.- Aż drugiej strony - ciągnęła Mali - tekst przedstawiony ci przez Kalenda może być ukrytym fałszerstwem.Mógł to być jedyny egzemplarz takiej Księgi, spreparowany wyłącznie dla ciebie.- Skąd wiesz o Kalendzie i tym nowym tekście? - zapytał Joe.- Glimmung mi powiedział.- A zatem musiał czytać to samo.Fałszerstwo odpada.Gdyby tak się stało, nie byłoby cię tutaj.Roześmiała się, nie komentując tego.Nadal opuszczali się w dół.- A zatem chyba miałem rację - stwierdził Joe.W świetle jego latarki pojawił się fragment jakiejś dużej żółtej konstrukcji.Po jego prawej stronie Mali również skierowała na nią swoją latarkę.Było to olbrzymie.jak arka zbudowana dla wszystkich żyjących istot.Arka, która na zawsze zatonęła na dnie Marę Nostrum.Arka nieudanego przymierza.- Co to jest? - zapytał.- Szkielet.- Ale czego? - Joe przybliżył się do szkieletu, próbując go lepiej oświetlić.Mali uczyniła to samo.Była tak blisko, że widział jej twarz przez szybkę maski.Gdy przemówiła, jej głos był przyciszony, jakby pomimo swej wiedzy i doświadczenia, nie spodziewała się takiego odkrycia.- To Glimmung - powiedziała - szkielet pradawnego, archaicznego, wymarłego przed wiekami gatunku.Strasznie porośnięty koralami.Leży tu zapomniany co najmniej od stuleci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Potem mogę wypłynąć ja i doholować cię do platformy.- Na mnie już pora - powiedział Joe, próbując przypomnieć sobie cytat.- „W grobowej ciszy, smutne narcyzy się kołyszą".- „Strzeże ich mały leśny skrzat, też pogrzebany tam od lat" - dodał android.- To mój ulubiony kawałek.Czy sądzi pan, że opuszcza się do grobu? Że czeka tam pana śmierć? Że schodzenie do głębi równoznaczne jest z umieraniem? Proszę odpowiedzieć co najwyżej dwudziestoma pięcioma słowami.- Pamiętam, co powiedział mi Kalend - oznajmił chłodno Joe.- Coś, co znajdę w Heldscalli, spowoduje, że zabiję Glimmunga.A zatem kieruję się ku śmierci, może nie swojej, lecz czyjejś.Mam na zawsze powstrzymać wydobycie Heldscalli.- Te słowa same cisnęły mu się na usta.Wiedział, że nie potrafi powstrzymać napływających złych myśli.Może będzie musiał żyć z tym stygmatem do końca swych dni.- Dam panu szczęśliwy amulet - powiedział robot i znów sięgnął do swego schowka.Wydobył z niego małe zawiniątko, które podał Joemu.- To talizman symbolizujący czystość Amality.- Czy odeprze złe siły? - zapytał Joe.- Musi pan powiedzieć Willis, czy.- zaczął robot.- Willis - poprawił się Joe - czy ten amulet pomoże nam na dole?Po chwili pauzy robot odpowiedział:- Nie.- Więc dlaczego mu to dałeś? - gorzko zapytała Mali.- Żeby.- zawahał się robot -.nieważne - powiedział, po czym pogrążył się w zadumie.- Zejdziemy w tandemie - oświadczyła Mali, łącząc się linką z pasem Joego.- Będziemy mieć dwadzieścia stóp wolnej linki.To powinno wystarczyć.Nie mogę ryzykować rozdzielenia się z tobą.Moglibyśmy się już więcej nie zobaczyć.Robot bez słowa podał Joemu plastykowe pudło.- A to na co? - zapytał Joe.- Bardzo prawdopodobne, że znajdzie pan na dole jeden czy dwa zniszczone porcelanowe obiekty.Będzie pan chciał wydobyć ich szczątki.- Ruszajmy - powiedziała Mali.Wzięła zasilaną helem latarkę, spojrzała na Joego i skoczyła na nogi.Dwudziestostopowa linka zaczęła się napinać i pociągnęła go za sobą.Pasywnie zanurzył się w głębinie.Otwór, przez który się opuścił, malał nad jego głową.Dobył własną latarkę i pozwolił ciągnąć się coraz głębiej, gdzie woda była zupełnie czarna.W dole jarzyła się wątłym światłem latarka Mali jak fosforyzująca ryba głębinowa.- Czy u ciebie wszystko w porządku? - usłyszał przy uchu głos Mali.Zdał sobie sprawę, że to interkom.- Tak - odparł.Obok przepływały różne dziwne ryby.Patrzyły nań i płynęły dalej, przepadając w mroku poza kręgiem światła.- Nawiedzony robot - odezwała się Mali.- Mój Boże, musieliśmy zmitrężyć na rozmowie z nim ze dwadzieścia minut.Ale teraz, pomyślał Joe, już jesteśmy na miejscu.Opuszczamy się coraz niżej w wody Marę Nostrum.Zastanawiam się, myślał, ile jest na świecie takich teologicznie zainfekowanych robotów.Może Willis to wyjątek.nasłany przez Glimmunga gaduła, który miał nam przeszkodzić w zejściu w głębinę.Włączyło się ogrzewanie kombinezonu; teraz już nie czuł zewnętrznego chłodu.Był za to wdzięczny.- Joe? - przemówiła ponownie Mali.- Czy nie przyszło ci do głowy, że Glimmung nasłał mnie, bym ściągnęła cię w dół i zabiła? Glimmung wie, co zostało przepowiedziane.Czyż takie zachowanie nie byłoby z jego strony rozsądne? I oczywiste? Czy nie pomyślałeś o tym?Prawdę powiedziawszy, nie pomyślał.A gdy uczynił to teraz, ponownie poczuł wszechogarniający chłód oceanu.Chłód, który wdzierał się w jego wnętrzności i serce.Czuł, jak zamarza, jak kurczy się do rozmiarów niepozornej istoty, nie będącej już człowiekiem.Strach, który mu towarzyszył również nie był ludzki.Był to strach małego zaszczutego zwierzaka.Jakby ewolucjaodwróciła swój bieg i zacierała teraz jego osobowość.Boże, pomyślał.Czuję na sobie pokłady strachu zbierane przez miliony lat.- Aż drugiej strony - ciągnęła Mali - tekst przedstawiony ci przez Kalenda może być ukrytym fałszerstwem.Mógł to być jedyny egzemplarz takiej Księgi, spreparowany wyłącznie dla ciebie.- Skąd wiesz o Kalendzie i tym nowym tekście? - zapytał Joe.- Glimmung mi powiedział.- A zatem musiał czytać to samo.Fałszerstwo odpada.Gdyby tak się stało, nie byłoby cię tutaj.Roześmiała się, nie komentując tego.Nadal opuszczali się w dół.- A zatem chyba miałem rację - stwierdził Joe.W świetle jego latarki pojawił się fragment jakiejś dużej żółtej konstrukcji.Po jego prawej stronie Mali również skierowała na nią swoją latarkę.Było to olbrzymie.jak arka zbudowana dla wszystkich żyjących istot.Arka, która na zawsze zatonęła na dnie Marę Nostrum.Arka nieudanego przymierza.- Co to jest? - zapytał.- Szkielet.- Ale czego? - Joe przybliżył się do szkieletu, próbując go lepiej oświetlić.Mali uczyniła to samo.Była tak blisko, że widział jej twarz przez szybkę maski.Gdy przemówiła, jej głos był przyciszony, jakby pomimo swej wiedzy i doświadczenia, nie spodziewała się takiego odkrycia.- To Glimmung - powiedziała - szkielet pradawnego, archaicznego, wymarłego przed wiekami gatunku.Strasznie porośnięty koralami.Leży tu zapomniany co najmniej od stuleci [ Pobierz całość w formacie PDF ]