[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spędzałem na tych zabawach wiele czasu, kilka dni.Albo wyobrażałemsobie, że tato przebywa na bezludnej wyspie, żeglowałem tam i przywoziłem go do domu.A gdy w moich marzeniach wracał, świetnie sobie radził z wszystkimi naszymi problemami,zwłaszcza z chorobą mojej matki, a ona od razu czuła się lepiej.Opiekował się również mną,więc chętnie szedłem do szkoły, znajdowałem tam przyjaciół, a przede wszystkim miałemrodzinę  mamę i tatę.Stale sobie powtarzałem, że kiedy podrosnę, wyprawię się naposzukiwania.A mama często mi mówiła, że będę nosił płaszcz mojego ojca.Chciała mniechyba w ten sposób pocieszyć.Nie wiedziałem wprawdzie, co oznaczają jej słowa, leczczułem się kimś ważnym. Nie miałeś przyjaciół? Jak mogłem ich mieć?  spytał, wręcz zakłopotany. Przyjaciele.przychodzą dotwojego domu, znają twoich rodziców i.Nawet jeśli jakiś chłopiec zaprosił mnie do siebie,mogłem przyjąć zaproszenie, ale nie mogłem się zrewanżować.Nigdy więc właściwie niemiałem przyjaciół.Chciałem.Miałem kotkę  dodał. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.I że ktoś się nią opiekuje. A co z mężczyzną, którego zabiłeś?  spytała Lyra.Serce biło jej mocno. Kim był? Nie wiem.Nie obchodzi mnie, czy go zabiłem.Zasłużył sobie na śmierć.Było ichdwóch.Ciągle przychodzili do mojego domu i niepokoili mamę, aż znowu zaczęła się bać, ito bardziej niż kiedykolwiek.Chcieli, aby im opowiadała o moim ojcu.Nie zamierzali dać jejspokoju.Nie jestem pewien, czy byli z policji.Początkowo sądziłem, że należą do jakiegośgangu, który sądzi, że mój ojciec obrabował bank i ukrył pieniądze.Pózniej okazało się, żenie chcą pieniędzy, szukali papierów.Listów od mojego ojca.No i któregoś dnia włamali siędo domu.Wtedy uznałem, że bezpieczniej będzie umieścić gdzieś mamę.Rozumiesz chyba,że nie mogłem pójść na policję i poprosić o pomoc, ponieważ zabraliby ją.Nie wiedziałem,co zrobić, ale przypomniałem sobie pewną starą damę, która uczyła mnie gry na pianinie.Była jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić z prośbą.Poszedłem z mamą do jej domu ispytałem, czy może u niej zostać przez jakiś czas.Myślę, że będzie się nią czule opiekowała.Potem wróciłem do domu  ciągnął  aby poszukać tych papierów, ponieważdomyślałem się, gdzie mama je schowała.Znalazłem je, ale znowu przyszli ci mężczyzni,znowu się włamali.Była noc albo wczesny ranek.Ukrywałem się na szczycie schodów, amoja kotka Moxie wyszła z sypialni.Nie widziałem ani jej, ani mężczyzny, gdy naglewpadłem na niego, a on potknął się o kotkę i spadł ze schodów.na sam dół.Wtedyuciekłem.To wszystko.Nie zamierzałem go zabić i nie ma dla mnie znaczenia, czyrzeczywiście nie żyje.Opuściłem dom i pojechałem do Oksfordu, a pózniej znalazłemokienko, zresztą dzięki burej kotce.Zobaczyłem ją i zatrzymałem się, chcąc jej się przyjrzeć.Ona pierwsza znalazła przejście.Gdybym jej nie zauważył.Albo gdyby Moxie nie wyszła nagle z sypialni, wtedy. Tak  wtrąciła Lyra  miałeś szczęście.Ja i Pantalaimon rozmyślaliśmy niedawno,co by się stało, gdybym nie ukryła się w szafie w Sali Seniorów Kolegium Jordana i gdybymnie zobaczyła, jak Rektor sypie truciznę do wina mojego ojca.Może to wszystko by się niezdarzyło&Siedzieli w milczeniu na porośniętej mchem skale, oświetleni promieniamisłonecznymi, które przedarły się przez korony starych sosen.Oboje zastanawiali się, ile zmianmusiało zajść, aby każde z nich znalazło się w tym świecie i w tym miejscu.Jedno nicnieznaczące zdarzenie tak wiele zmieniało.Może w innym świecie jakiś inny Will niedostrzegł okienka w alei Sunderland; strudzony i zagubiony powędrował dalej, ku Midlands,gdzie go schwytano.Może w innym świecie inny Pantalaimon wyperswadował innej Lyrze,aby opuściła Salę Seniorów, inny Lord Asriel został otruty, a inny Roger żył i nadal bawił sięz tamtą Lyra na dachach i w alejkach innego starego Oksfordu.Niebawem Will poczuł się na tyle silny, by kontynuować marsz, ruszyli więc ścieżką.Otaczał ich wielki, cichy las.Szli przez cały dzień.Odpoczywali, wędrowali, znowu odpoczywali, aż drzewazaczęły się przerzedzać, a ziemia stała się bardziej skalista.Lyra poprosiła o radę aletheiometri urządzenie poleciło, by szli dalej tą samą drogą, ponieważ kierunek jest właściwy.Wpołudnie dotarli do wioski, której nie nawiedziły upiory.Kozy pasły się na stoku, drzewkacytrynowe rzucały cienie na kamienistą ziemię, dzieci bawiły się w strumieniu, a na widokdziewczynki w podartym ubraniu, bladego chłopca o płomiennym spojrzeniu, w poplamionejkrwią koszuli, i towarzyszącego im eleganckiego charta z krzykiem pobiegły po matki.Dorośli zachowywali się z rezerwą, ale chętnie sprzedali chleb, ser i owoce za jednąze złotych monet Lyry.Czarownice trzymały się na uboczu, chociaż Will i Lyra wiedzieli, żew razie niebezpieczeństwa pojawią się natychmiast.Po kolejnych kilku minutach targowaniasię jakaś stara kobieta sprzedała dzieciom dwa bukłaki z kozlej skóry i czystą, lnianą koszulę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl