Pokrewne
- Strona Główna
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 03 Bursztynowa luneta
- Pullman Philip Mroczne materie 02 Magiczny nóż
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Pullman Philip Mroczne materi Magiczny noz
- Pullman Philip Mroczne materie 2 Magiczny nóż
- Janosch Cholonek czyli dobry Pan Bog z (3)
- adobe.photoshop.7.pl.podrćÂcznik.uzytkownika.[osloskop.net]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopiec, całkowicie pochło-nięty zabawą z Magnificatem, nie zauważał mnie, nie reagował na moją bliską obecność.Przyglądałam się temu zafascynowana, choćby dlatego, że Magnificat był wojowniczymstarym kocurem, który zazwyczaj nie dopuszczał do siebie obcych.Wreszcie chłopak podniósł głowę.Na mój widok uśmiechnął się nieśmiało i wstającniezgrabnie, powiedział: Cześć. Cześć. Zbliżyłam się do niego ostrożnie, bardzo powoli. Znalazłem tego kota. Chłopak zamrugał, nie przestając się uśmiechać.Miałniewinne błękitne oczy, pozbawione wszelkiej chytrości. To mój kot powiedziałam. Jak się nazywa? To kocur i nazywa się Magnificat. Jest bardzo piękny powiedział chłopak. A kto ty jesteś? spytałam. Jestem Bill, syn Kirsten.To tłumaczyło błękitne oczy i jasne włosy. Ja jestem Angel Archer. Wiem.My się już spotkaliśmy, ale to było. Zawahał się. Nie jestem pewien,jak dawno.Robili mi elektrowstrząsy i nie mam najlepszej pamięci.59 Tak powiedziałam. Chyba się kiedyś spotkaliśmy.Właśnie wracam ze szpi-tala, gdzie odwiedzałam twoją mamę. Czy mogę skorzystać z łazienki? Jasne powiedziałam.Wyjęłam z torebki klucze i otworzyłam drzwi. Przepraszam za bałagan.Pracuję i nie mam czasu na utrzymanie porządku.Aazienkajest za kuchnią, w tyle.Idz prosto, to trafisz.Bill Lundborg nie zamknął za sobą drzwi łazienki i słyszałam, jak głośno oddajemocz.Nalałam do czajnika wody i postawiłam go na gazie.Dziwne, pomyślałam.To jestten syn, z którego ona się wyśmiewa.Tak jak z nas wszystkich.Wróciwszy, Bill Lundborg stał niepewnie z przymilnym uśmiechem, wyraznie spe-szony.Nie spuścił wody.I wtedy nagle pomyślałam: przecież on wyszedł prosto ze szpi-tala, ze szpitala dla umysłowo chorych.To widać. Czy napijesz się kawy? spytałam. Chętnie.Do kuchni wkroczył Magnificat. Ile ona ma lat? spytał Bill. Nie mam pojęcia, ile on ma lat.Uratowałam go przed psem, kiedy był już dorosły.Pewnie mieszkał gdzieś w sąsiedztwie. Jak się czuje Kirsten? Bardzo szybko dochodzi do siebie powiedziałam i wskazałam mu krzesło. Siadaj. Dziękuję. Usiadł, opierając ręce na stole i splatając dłonie.Był bardzo blady.Niewypuszczali go na dwór, pomyślałam.Trzymali go jak w klatce. Podoba mi się panikot. Możesz go nakarmić powiedziałam.Otworzyłam lodówkę i wyjęłam puszkękociego jedzenia.Bill karmił Magnificata, a ja obserwowałam ich obu.Staranność, z jaką nabierał łyżkąjedzenie.systematycznie, w pełnym skupieniu, jakby to było jakieś ogromnie ważne za-jęcie.Przez cały czas wpatrywał się z uwagą w Magnificata i w pewnej chwili uśmiech-nął się znów tym uśmiechem, który mnie tak poruszył, który tak mną wstrząsnął.Roztrzaskaj mnie, o Boże, pomyślałam, przypomniawszy to sobie, nie wiadomo dla-czego.Roztrzaskaj i zabij mnie.Okaleczyli to słodkie, dobre dziecko tak, że prawie nicz niego nie zostało.Pod pretekstem leczenia spalili mu obwody w mózgu.Pierdoleni sa-dyści w sterylnych kitlach.Co oni wiedzą o ludzkich sercach? Zbierało mi się na płacz.I on tam wróci, pomyślałam, tak jak mówi Kirsten.Do końca życia będzie wychodziłze szpitala i wracał do szpitala.Pierdolone sukinsyny.60Roztrzaskaj serce moje, Boże Trójjedyny,Boś dotąd pukał jeno, szeptał, błyskał, winyMe przeliczał, naprawiał.Lecz bym wznieść się mógł,Musisz Zgiąć mnie z wszechsiły i obalić z nóg,Złamać, zmiażdżyć, przepalić i nowym uczynić.Jam jak miasto pod szturmem wroga, cytadelaZdobyta, trudzę się, by przyjąć odsiecz Bożą,Gdy Rozsądek, Twój we mnie namiestnik zatrwożon,Przez zło opętan, słaby i udręczon wiela,Miota się, zniewolony od nieprzyjacielaNie broni mnie.Jam, Panie, wroga oblubieniec,Lecz ogromnie Cię kocham.I miłości wzajemPragnę Twojej, choć czasem niewiernym się staję.Rozwiedz mnie.Rozszarp węzeł.Wez mnie jak w więzienieW siebie.I od małości uwolń.Zwiąż przybłędę I posiądz zgwałć bo jeno wtedy czysty będę*.Mój ulubiony wiersz Johna Donne a.Wszedł we mnie, wszedł w mój umysł, kiedypatrzyłam, jak Bill Lundborg karmi mojego starego kota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Chłopiec, całkowicie pochło-nięty zabawą z Magnificatem, nie zauważał mnie, nie reagował na moją bliską obecność.Przyglądałam się temu zafascynowana, choćby dlatego, że Magnificat był wojowniczymstarym kocurem, który zazwyczaj nie dopuszczał do siebie obcych.Wreszcie chłopak podniósł głowę.Na mój widok uśmiechnął się nieśmiało i wstającniezgrabnie, powiedział: Cześć. Cześć. Zbliżyłam się do niego ostrożnie, bardzo powoli. Znalazłem tego kota. Chłopak zamrugał, nie przestając się uśmiechać.Miałniewinne błękitne oczy, pozbawione wszelkiej chytrości. To mój kot powiedziałam. Jak się nazywa? To kocur i nazywa się Magnificat. Jest bardzo piękny powiedział chłopak. A kto ty jesteś? spytałam. Jestem Bill, syn Kirsten.To tłumaczyło błękitne oczy i jasne włosy. Ja jestem Angel Archer. Wiem.My się już spotkaliśmy, ale to było. Zawahał się. Nie jestem pewien,jak dawno.Robili mi elektrowstrząsy i nie mam najlepszej pamięci.59 Tak powiedziałam. Chyba się kiedyś spotkaliśmy.Właśnie wracam ze szpi-tala, gdzie odwiedzałam twoją mamę. Czy mogę skorzystać z łazienki? Jasne powiedziałam.Wyjęłam z torebki klucze i otworzyłam drzwi. Przepraszam za bałagan.Pracuję i nie mam czasu na utrzymanie porządku.Aazienkajest za kuchnią, w tyle.Idz prosto, to trafisz.Bill Lundborg nie zamknął za sobą drzwi łazienki i słyszałam, jak głośno oddajemocz.Nalałam do czajnika wody i postawiłam go na gazie.Dziwne, pomyślałam.To jestten syn, z którego ona się wyśmiewa.Tak jak z nas wszystkich.Wróciwszy, Bill Lundborg stał niepewnie z przymilnym uśmiechem, wyraznie spe-szony.Nie spuścił wody.I wtedy nagle pomyślałam: przecież on wyszedł prosto ze szpi-tala, ze szpitala dla umysłowo chorych.To widać. Czy napijesz się kawy? spytałam. Chętnie.Do kuchni wkroczył Magnificat. Ile ona ma lat? spytał Bill. Nie mam pojęcia, ile on ma lat.Uratowałam go przed psem, kiedy był już dorosły.Pewnie mieszkał gdzieś w sąsiedztwie. Jak się czuje Kirsten? Bardzo szybko dochodzi do siebie powiedziałam i wskazałam mu krzesło. Siadaj. Dziękuję. Usiadł, opierając ręce na stole i splatając dłonie.Był bardzo blady.Niewypuszczali go na dwór, pomyślałam.Trzymali go jak w klatce. Podoba mi się panikot. Możesz go nakarmić powiedziałam.Otworzyłam lodówkę i wyjęłam puszkękociego jedzenia.Bill karmił Magnificata, a ja obserwowałam ich obu.Staranność, z jaką nabierał łyżkąjedzenie.systematycznie, w pełnym skupieniu, jakby to było jakieś ogromnie ważne za-jęcie.Przez cały czas wpatrywał się z uwagą w Magnificata i w pewnej chwili uśmiech-nął się znów tym uśmiechem, który mnie tak poruszył, który tak mną wstrząsnął.Roztrzaskaj mnie, o Boże, pomyślałam, przypomniawszy to sobie, nie wiadomo dla-czego.Roztrzaskaj i zabij mnie.Okaleczyli to słodkie, dobre dziecko tak, że prawie nicz niego nie zostało.Pod pretekstem leczenia spalili mu obwody w mózgu.Pierdoleni sa-dyści w sterylnych kitlach.Co oni wiedzą o ludzkich sercach? Zbierało mi się na płacz.I on tam wróci, pomyślałam, tak jak mówi Kirsten.Do końca życia będzie wychodziłze szpitala i wracał do szpitala.Pierdolone sukinsyny.60Roztrzaskaj serce moje, Boże Trójjedyny,Boś dotąd pukał jeno, szeptał, błyskał, winyMe przeliczał, naprawiał.Lecz bym wznieść się mógł,Musisz Zgiąć mnie z wszechsiły i obalić z nóg,Złamać, zmiażdżyć, przepalić i nowym uczynić.Jam jak miasto pod szturmem wroga, cytadelaZdobyta, trudzę się, by przyjąć odsiecz Bożą,Gdy Rozsądek, Twój we mnie namiestnik zatrwożon,Przez zło opętan, słaby i udręczon wiela,Miota się, zniewolony od nieprzyjacielaNie broni mnie.Jam, Panie, wroga oblubieniec,Lecz ogromnie Cię kocham.I miłości wzajemPragnę Twojej, choć czasem niewiernym się staję.Rozwiedz mnie.Rozszarp węzeł.Wez mnie jak w więzienieW siebie.I od małości uwolń.Zwiąż przybłędę I posiądz zgwałć bo jeno wtedy czysty będę*.Mój ulubiony wiersz Johna Donne a.Wszedł we mnie, wszedł w mój umysł, kiedypatrzyłam, jak Bill Lundborg karmi mojego starego kota [ Pobierz całość w formacie PDF ]