[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Egwene pisnęła i zapa­trzyła się na nią zaskoczona.Obrócił się błyskawicznie, chwycił jej ramię i zrzuci­wszy ją ze swego grzbietu, usadził pod ścianą.Potem sam usiadł, naprzeciwko niej.Z furią rozcierała obolałe ramię.- Naprawdę byś to zrobiła? - spytał ze złością.­Bawisz się rzeczami, których nie rozumiesz.Mogłabyś nas oboje spalić na popiół!- Ach ci mężczyźni! Jak nie możecie postawić na swo­im, to albo uciekacie, albo używacie przemocy.- Chwileczkę! Kto kogo oszukał? Kto na kim usiadł? I ty groziłaś.próbowałaś.że.- Uniósł ręce.- Nie, nie tak.Ty mi to robisz cały czas.Gdy tylko zauważasz, że kłótnia przebiega nie po twojej myśli, wówczas nagle za­czynamy się kłócić o coś zupełnie innego.Nie tym razem.- Ja się nie kłócę - odparła spokojnie - i wcale też nie zmieniam tematu.Czym jest ukrywanie się, jak nie ucieczką? Jak już się ukryjesz, to uciekniesz na dobre.A czemu skrzywdziłeś Mata, Perrina i Loiala? I mnie? Ja wiem, dlaczego.Ty się boisz, że pozwalając komuś trzymać się blisko ciebie, skrzywdzisz go jeszcze bardziej.Jak nie będziesz robił tego, czego nie powinieneś, to nie masz się co bać, że coś komuś zrobisz.Biegasz jak opętany i napa­dasz na ludzi, a nawet nie wiesz, dlaczego.Niby czemu Amyrlin albo jakaś inna Aes Sedai oprócz Moiraine miałaby wiedzieć, że w ogóle istniejesz?Przez chwilę wpatrywał się w nią ogłupiałym wzrokiem.Im więcej czasu przebywała z Moiraine i Nynaeve, tym częściej naśladowała ich sposób bycia, przynajmniej wtedy, gdy chciała.Aes Sedai i Wiedząca potrafiły być do siebie bardzo podobne, chłodne i mądre.Takie zachowanie w przy­padku Egwene wytrącało z równowagi.W końcu opowie­dział jej to, co usłyszał od Lana.- O co innego mogło mu chodzić?Dłoń gładząca ramię zastygła, na czole Egwene pojawił się mars skupienia.- Moiraine wie o tobie, a nic nie zrobiła, więc czemu teraz miałaby postąpić inaczej? Ale jeśli Lan.- Ciągle się marszcząc spojrzała mu w oczy.- Spichlerze są pier­wszym miejscem, do którego zajrzą.O ile rzeczywiście będą szukać.Dopóki nie sprawdzimy, czy rzeczywiście cię szu­kają, musisz ukryć się tam, gdzie nie przyjdzie im do głowy szukać.Już wiem.Lochy.Poderwał się niezdarnie na nogi.- Lochy!- Nie mówię o celach więziennych, ty głupcze.Cza­sami chodzę tam wieczorem odwiedzać Padana Faina.Ny­naeve też tam chodzi.Nikt się nie zdziwi, jeśli dzisiaj zajrzę tam wcześniej.Zresztą wszyscy obskakują Amyrlin więc pewnie nikt nas nawet nie zauważy.- Ale Moiraine.- Ona nie chodzi do lochów, gdy chce przesłuchać pana Faina, tylko każe go do siebie przyprowadzać.I od tygodni robi to bardzo rzadko.Wierz mi, tam będziesz bez­pieczny.Nadal się wahał.Padan Fain.- A tak w ogóle, to dlaczego go odwiedzasz? On jest Sprzymierzeńcem Ciemności, sam się do tego przyznał, i to wyjątkowo nikczemnym.Niech sczeznę, Egwene, przecież on sprowadził trolloków do Pola Emonda! Sam się nazwał psem Czarnego i od Zimowej Nocy cały czas tropił moje ślady.- Cóż, strzegą go żelazne kraty, Rand.Teraz była jej kolej, żeby się zawahać.Spojrzała na nie­go nieomal błagalnie i mówiła dalej:- Rand, on każdej wiosny przyjeżdżał swym wozem do Dwu Rzek, odkąd się urodziłam.Zna wszystkich ludzi, których ja znam, wszystkie miejsca.To dziwne, ale im dłu­żej siedzi w zamknięciu, tym łagodniejszy się robi.Jakby się uwalniał od Czarnego.Znowu potrafi się śmiać i opo­wiada zabawne historyjki o ludziach z Pola Emonda albo o miejscach, o których nigdy przedtem nie słyszałam.Cza­sami wydaje się taki, jak kiedyś.Ja po prostu lubię poroz­mawiać z kimś o domu."Ponieważ ja cię unikałem - pomyślał - i ponieważ Perrin unika wszystkich, a Mat spędza cały czas na grze w kości i hulance."- Źle, że tak się boczyłem - mruknął i westchnął.- Cóż, skoro Moiraine uwaźa, że tobie nic nie grozi, więc mnie pewnie też się nic nie stanie.Ale nie musisz się w to mieszać.Egwene wstała i zajęła się swoją suknią, otrzepywała ją, unikając jego wzroku.- Moiraine powiedziała, że to bezpieczne? Egwene?- Moiraine nie powiedziała mi wcale, że mogę odwie­dzać pana Faina - wyznała lękliwie.Zapatrzył się na nią, a potem wybuchnął:- W ogóle jej nie pytałaś.Ona nic nie wie.Egwene, to głupota.Padan Fain jest Sprzymierzeńcem Ciemności, równie podłym jak każdy Sprzymierzeniec.- On jest zamknięty w klatce - odparła sztucznym głosem - a ja nie muszę prosić Moiraine o zezwolenie na wszystko, co robię.Chyba trochę późno zacząłeś zważać na to, co mówi Aes Sedai, prawda? No więc jak, idziesz?- Umiem znaleźć lochy bez twojej pomocy.Oni już mnie szukają albo będą mnie szukać, nie wyjdzie ci to na dobre, jak znajdą cię w moim towarzystwie.- Beze mnie - oznajmiła Wyniośle - najprawdopo­dobniej potkniesz się o własne nogi i wylądujesz prosto na kolanach Amyrlin, a potem wszystko jej wyśpiewasz, gdy będziesz próbował się wyłgać.- Krew i popioły, powinnaś należeć do Koła Kobiet w naszej wiosce.Gdyby mężczyźni byli rzeczywiście tacy niezdarni i bezradni, jak się tobie najwyraźniej wydaje, wówczas nigdy.- Masz zamiar tak tu stać i gadać, czekając na to, żeby cię naprawdę znaleźli? Pozbieraj swoje rzeczy, Rand, i chodź ze mną.Nie czekając na odpowiedź, obróciła się na pięcie i ru­szyła w głąb korytarza.Mrucząc coś pod nosem, niechętnie usłuchał.Na bocznych korytarzach, którymi wędrowali, było nie­wielu ludzi - głównie służący.Rand jednak miał uczucie, że wszyscy zwracają na niego szczególną uwagę; nie na człowieka objuczonego do podróży, lecz na niego, Randa al'Thora konkretnie.Wiedział, że to tylko wymysł wyobra­źni - liczył na to - ale wcale mu nie ulżyło, gdy zatrzy­mali się w przejściu w podziemiach twierdzy, przed wyso­kimi drzwiami z osadzoną w środku żelazną kratą i podobnie do wszystkich drzwi w zewnętrznym murze, obitych gruby­mi płachtami żelaza.Pod kratą wisiała kołatka.Przez kratę Rand zobaczył nagie ściany i dwóch żołnie­rzy z czubami na głowach, na stole, przy którym siedzieli, stała lampa.Jeden z mężczyzn ostrzył sztylet jakimś kamie­niem długimi, powolnymi ruchami.Na moment nawet nie przestał gładzić ostrza, kiedy Egwene zastukała kołatką, wy­wołując donośny szczęk żelaza uderzającego o żelazo.Dru­gi mężczyzna, o obojętnej i ponurej twarzy, patrzył chwilę w stronę drzwi, jakby się namyślał, zanim wreszcie wstał i podszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl