[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej, Godo! - ruszył w jej stronę, zwalisty i imponujący.Dama Nearecloud usunęła się.- Gdzie się podziewa Goquisite?Goda pochyliła się, by go objąć.- Gdzieś tu jest, myślę, pozwala możnym ze wsi czuć się jak w domu.Ma dar uspokajania ludzi.- No pewnie! - Belstem wyszarpnął koronkową chustecz­kę, spojrzał na nią i wytarł ręce w spodnie.- Bezużyteczne gówno.To wina Anei, twierdzi, że powinienem nosić te nowe pantalony, z moimi nogami! Mówię jej, sama je noś, a ona naprawdę myśli, że każę jej chodzić w męskim stroju! Ha!- Ile lat ma teraz Aneisneida? - zapytała Goda.- Chyba dwadzieścia pięć czy sześć.- Więcej! - parsknął.- Przyszedłem spytać o plotki, Godo.Nie ma w nich za grosz prawdy, co? Robimy z siebie głupców, wydając to przyjęcie? - Miał świńskie oczka.Goda wiedziała, że jest wystarczająco bystry, aby domyślić się, ile było prawdy w po­głoskach.Na pewno zastanawiał się, czy nie powinien obrazić się na Godę za to, że okazała się bliżej związana z Dywinarchą niż on.- Czy Anei nie powinna myśleć o zamążpójściu? - ciąg­nęła Goda.- Dobrze by było.gdyby wreszcie wyrwała się spod twoich skrzydeł.- Na to się nie zgodzę! - Ludzie zgromadzeni wokół zachichotali, ale Goda wiedziała, że to nie był żart.- Co myślisz o Soderingalu Nearecloudzie w roli zięcia? Jego matka przed chwilą mówiła mi, że potrzeba mu uspokajają­cego wpływu żony.Zauważyłam, że lubią swoje towarzystwo.- Rzuciła okiem na tratwy, a wszystkie głowy obróciły się jak na komendę.W małej alkowie udekorowanej dwoma duchami sie­działa jasnofura kobieta i z ożywieniem rozmawiała z potężnym młodzieńcem.- Jest od niej rok czy dwa młodszy, ale to nie powinno.- Cholera jasna! - ryknął Belstem.- Wszyscy wiedzą, że to bękart Złotego Ostrza! - Pochlebcy wstrzymali oddech.- Jeśli pozwolę na małżeństwo z nim, otworzę Złotemu Ostrzu drzwi do Elipsy! To początek końca! Plebs u władzy! Tylko byli lemani to prawdziwa szlachta! - Powoli obrócił się.- Lepiej o tym pamiętajcie! - Z podbródka zwisała mu plwocina.Nikt się już nie śmiał.- Belstemie - powiedział ktoś - czy nie powinniśmy spróbować kolacji, którą nam serwuje Goquiste?- Nie - odparła słodko Goda.Uśmiechnęła się, a oczami dała znak Belstemowi, że nie powinien wyjawiać swych powiązań ze Złotym Ostrzem.- Belstemie, musisz w końcu przyjąć do wiadomości, że sposób, w jaki traktujesz swą córkę, jest nie do przyjęcia.Lubię cię, dlatego chcę, abyś zrozumiał, że ją krzyw­dzisz.Aneisneida zasługuje na własne życie.- Skłoniła głowę uśmiechnęła się, gdy Belstem wypluwał z siebie odpowiedź.To był dosyć dobry moment.Nie będzie ich wiele.Tłukła na oślep ramionami i próbowała utrzymać się na powierzchni wszechobecnej, ogłuszającej ciemności, ale nie wiedziała, jak długo jeszcze będzie mogła walczyć samotnie.***Ubrana we własne suknie, z włosami tylko trochę pozłocony­mi, Kora przeskakiwała z tratwy na tratwę, omijała obładowanych służących i dygała możnym.Nie zauważali jej.Nikt jej nie rozpoznawał i była im za to głęboko wdzięczna.Głośne rozmowy pośrodku tratwy pozwoliły jej namierzyć Goquisite, ale gdzie była Goda? Ten wieczór wypełniały pytania bez odpowiedzi.„Byłam leniwa”, stwierdziła Kora.„Zbyt leniwa.Duch się stłukł.Powinnam ją zmusić, aby mi powiedziała, co się stało.Nie dokończyłam tej sprawy.Gdzie ona jest?”Nie rozmawiały ze sobą od kłótni w ogrodzie Pietimazara.Za każdym razem, kiedy Kora wpadała do rezydencji Ankh, Gody nie było (chociaż jej ryksza stała przed bramą).W końcu Kora zarzuciła próby, a każdego wieczora była zajęta.Miała wrażenie, że już zawsze będzie prowadzić podwójne życie: jedno w kwaterach Boskiej Gwardii, ucząc się od auchresh, doskonaląc ich język i próbując zrozumieć, czego od niej oczekują, drugie za dnia, według oficjalnego rozkładu zajęć.Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem spała dłużej niż dwie godziny.Dziś pomogła sobie kofeiną, winem i zmartwieniem.Nie była pewna, czy chce pomóc Pli w zdławieniu spisku, ale nie miała innego wyjścia.A poza tym Pli jeszcze jej nie poprosił, aby coś dla niego zrobiła.Po prostu stał się bardziej przyjacielski, a jego ironiczne przycinki działały na nią jak wino.Obojętność Nadziei przerodziła się w ciepło, które zdumiewało i boginię, i Korę.Byli też Szkło, Księżyc, War, Sepia, Srebrny i inni Boscy Gwardziści, któ­rych poznała.Bliskość z nimi zaskakiwała ją samą.Nie z Miło.Pewnego razu, gdy Nadzieja przeniosła ją do kwater, był tam.Rozmawiał z Pli, rysował coś stopą na podłodze, podczas gdy Waleczny mówił.Spojrzał na nią, ich oczy się spotkały przez dym i parę.Powiedziała coś, co na zawsze zagłu­szyły rozmowy Gwardzistów.Jego twarz zmroczniała i zniknął.Jego przyjaźń była obecna w życiu Kory, odkąd zrobiła pierwsze­go ducha.Przerażała ją intensywność, z jaką za nim tęskniła.A pragnienie, jakie czuła za każdym razem, gdy go dostrzegała na tratwach, przerażało ją jeszcze bardziej.Kołysał się na krawędzi, gdy sprawdzał, czy przedziurawi tratwę szponami: żartował z Prze­trąconym Ptakiem albo Pli w tłumie; podkradał przystawki pod czujnym okiem stróżujących duchów; całował Brązową Wodę na szczycie jednego z mostów ozdobionych kwiatami.Kora znalazła Godę na drugiej północno-zachodniej tratwie, pogrążoną w rozmowie z Belstemem, otoczoną przez pochlebców.Podeszła bliżej.Strach chwycił ją za gardło.Goda była ożywioną, żartującą duszą towarzystwa, czarowała wszystkich bez końca.Ale nie była mistrzynią.Kora doskonale wiedziała, że Goda rozkazała swemu ciału działać, a sama odesz­ła.Bogowie wiedzą, dokąd.W głowie dzwoniło jej, że mistrzyni śniła koszmar na jawie.„Siedzi po turecku i zatyka uszy, zastanawiając się, jak powin­na żyć, kiedy wróci.Jeśli wróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl