Pokrewne
- Strona Główna
- PoematBogaCzlowieka k.1z7
- PoematBogaCzlowieka k.3z7
- PoematBogaCzlowieka k.4z7
- 13ffefef
- Platon Dialogi (2)
- Mercedes Lackey Zwiastun Burzy
- Stalo sie jutro Zbior 19 (SCAN dal 833)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 4 (2)
- Tolkien J.R.R Powrót króla (2)
- Porożyńska Iwona MiłoÂść kocha czary
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest blada, jakby utraciła krew.Ma oczy, które boleść czyni jeszcze bardziej podobnymi do oczu Jej Syna.Judasz spotyka to spojrzenie, które dostrzega go z taką samą przygnębioną i świadomą znajomością, z jaką Jezus patrzył na niego w drodze.Wydaje okrzyk: «Och!» – i, przerażony, przylega do muru.«Judaszu! – mówi Maryja – Judaszu, po coś przyszedł?»To te same słowa, które wypowiedział Jezus, i wypowiedziane z bolesną miłością.Judasz przypomina je sobie i wydaje okrzyk.«Judaszu – powtarza Maryja – coś uczynił? Na tak wiele miłości odpowiedziałeś zdradą?»Głos Maryi jest drżącą pieszczotą.Judasz chce uciec.Maryja woła go głosem, który nawróciłby nawet demona:«Judaszu! Judaszu! Zatrzymaj się! Zatrzymaj się! Posłuchaj! Mówię ci to w Jego imię: okaż skruchę, Judaszu.On przebacza.»Judasz jednak ucieka.Głos Maryi, Jej wygląd były uderzeniem łaski albo raczej niełaski, bo on się opiera.Odchodzi pospiesznie.Spotyka Jana, biegnącego do domu po Maryję.Wyrok został ogłoszony.Jezus idzie na Kalwarię.To chwila, aby przyprowadzić Matkę do Jej Syna.Jan rozpoznaje Judasza, choć niewiele pozostało z tego niedawno tak pięknego Judasza.«Ty tutaj? – mówi Jan z widoczną odrazą.– Ty tutaj? Bądź przeklęty zabójco Syna Bożego! Nauczyciel został skazany.Ciesz się, jeśli potrafisz, i zejdź z drogi.Idę po Matkę.Niech Ona, twoja druga Ofiara, cię nie spotka, gadzie.»Judasz ucieka.Okrywa sobie głowę połami płaszcza, zostawiając jedynie szparę na oczy.Ludzie – niewiele ludzi, którzy nie są u Pretora – umykają przed nim, jakby widzieli szaleńca.Na takiego wygląda.Błąka się po polach.Wiatr przynosi od czasu do czasu echo wrzawy tłumu, podążającego ze złorzeczeniem za Jezusem.Za każdym razem, gdy echo dochodzi do Judasza, wyje on jak szakal.Sądzę, że naprawdę szaleje, bo uderza rytmicznie głową o kamienne murki.Albo opanowała go wścieklizna, bo kiedy widzi jakąkolwiek ciecz: wodę, mleko niesione przez dziecko w naczyniu, oliwę płynącą z bukłaka, wyje, wyje i krzyczy:«Krew! Krew! Jego Krew!»Chciałby się napić ze strumyków, ze źródeł, lecz nie może, bo woda wydaje mu się krwią.Mówi więc:«To jest krew! To jest krew! Zatapia mnie! Pali mnie! Mam w sobie ogień! Jego Krew, którą dał mi wczoraj, stała się we mnie ogniem! Przekleństwo mnie i Tobie!»Wchodzi na pagórki otaczające Jerozolimę i schodzi z nich.Jego oko nieodparcie podąża ku Golgocie.I dwa razy widzi z daleka pochód wspinający się na wzgórze.Patrzy i wyje.[Pochód] już jest na szczycie.Judasz też jest na szczycie małego wzniesienia pokrytego oliwkami.Wszedł tu, otwierając prosty zamek, jakby był tu panem lub co najmniej bywalcem.Mam wrażenie, że Judasz nie troszczy się zbytnio o dobra bliźniego.Stojąc pod drzewem oliwnym, na skraju urwiska, patrzy w stronę Golgoty.Widzi, jak podnoszą krzyże.Pojmuje, że Jezus jest ukrzyżowany.Nie widzi ani nic nie słyszy.Majaczenie jednak lub czar szatana sprawiają, że Judasz widzi i słyszy tak, jakby był na szczycie Kalwarii.Patrzy, patrzy, jakby miał halucynacje.I miota się:«Nie, nie! Nie patrz na mnie! Nie mów do mnie! Nie wytrzymuję tego.Umieraj, umieraj, przeklęty! Niech śmierć zamknie te oczy, które budzą we mnie lęk, te usta, które mnie przeklinają.Ja też Cię przeklinam, ponieważ mnie nie ocaliłeś.»Jego twarz jest tak dzika, że nie można na nią patrzeć.Dwie strugi śliny płyną z jego wyjących ust.Ukąszony policzek posiniał i spuchł, co deformuje mu twarz.Posklejane włosy, bardzo czarna broda – która wyrosła mu w tych godzinach – jest jak posępny knebel na policzkach i brodzie.Wreszcie, oczy!.Kręcą się, wywracają, są fosforyzujące.Oczy demona.Zrywa z pasa sznur z grubej czerwonej wełny, opasujący go trzy razy.Sprawdza jego wytrzymałość, okręcając go wokół oliwki i ciągnąc ze wszystkich sił.Wytrzymał.Jest mocny.Szuka drzewa oliwnego zdatnego na jego potrzeby.Jest.Ta – która pochyla się nad urwiskiem z czupryną w nieładzie – będzie dobra.Wchodzi na drzewo.Solidnie mocuje węzeł na najgrubszej gałęzi, zwisającej w powietrzu.Zrobił już pętlę.Ostatni raz spogląda na Golgotę, potem wsuwa głowę w pętlę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Jest blada, jakby utraciła krew.Ma oczy, które boleść czyni jeszcze bardziej podobnymi do oczu Jej Syna.Judasz spotyka to spojrzenie, które dostrzega go z taką samą przygnębioną i świadomą znajomością, z jaką Jezus patrzył na niego w drodze.Wydaje okrzyk: «Och!» – i, przerażony, przylega do muru.«Judaszu! – mówi Maryja – Judaszu, po coś przyszedł?»To te same słowa, które wypowiedział Jezus, i wypowiedziane z bolesną miłością.Judasz przypomina je sobie i wydaje okrzyk.«Judaszu – powtarza Maryja – coś uczynił? Na tak wiele miłości odpowiedziałeś zdradą?»Głos Maryi jest drżącą pieszczotą.Judasz chce uciec.Maryja woła go głosem, który nawróciłby nawet demona:«Judaszu! Judaszu! Zatrzymaj się! Zatrzymaj się! Posłuchaj! Mówię ci to w Jego imię: okaż skruchę, Judaszu.On przebacza.»Judasz jednak ucieka.Głos Maryi, Jej wygląd były uderzeniem łaski albo raczej niełaski, bo on się opiera.Odchodzi pospiesznie.Spotyka Jana, biegnącego do domu po Maryję.Wyrok został ogłoszony.Jezus idzie na Kalwarię.To chwila, aby przyprowadzić Matkę do Jej Syna.Jan rozpoznaje Judasza, choć niewiele pozostało z tego niedawno tak pięknego Judasza.«Ty tutaj? – mówi Jan z widoczną odrazą.– Ty tutaj? Bądź przeklęty zabójco Syna Bożego! Nauczyciel został skazany.Ciesz się, jeśli potrafisz, i zejdź z drogi.Idę po Matkę.Niech Ona, twoja druga Ofiara, cię nie spotka, gadzie.»Judasz ucieka.Okrywa sobie głowę połami płaszcza, zostawiając jedynie szparę na oczy.Ludzie – niewiele ludzi, którzy nie są u Pretora – umykają przed nim, jakby widzieli szaleńca.Na takiego wygląda.Błąka się po polach.Wiatr przynosi od czasu do czasu echo wrzawy tłumu, podążającego ze złorzeczeniem za Jezusem.Za każdym razem, gdy echo dochodzi do Judasza, wyje on jak szakal.Sądzę, że naprawdę szaleje, bo uderza rytmicznie głową o kamienne murki.Albo opanowała go wścieklizna, bo kiedy widzi jakąkolwiek ciecz: wodę, mleko niesione przez dziecko w naczyniu, oliwę płynącą z bukłaka, wyje, wyje i krzyczy:«Krew! Krew! Jego Krew!»Chciałby się napić ze strumyków, ze źródeł, lecz nie może, bo woda wydaje mu się krwią.Mówi więc:«To jest krew! To jest krew! Zatapia mnie! Pali mnie! Mam w sobie ogień! Jego Krew, którą dał mi wczoraj, stała się we mnie ogniem! Przekleństwo mnie i Tobie!»Wchodzi na pagórki otaczające Jerozolimę i schodzi z nich.Jego oko nieodparcie podąża ku Golgocie.I dwa razy widzi z daleka pochód wspinający się na wzgórze.Patrzy i wyje.[Pochód] już jest na szczycie.Judasz też jest na szczycie małego wzniesienia pokrytego oliwkami.Wszedł tu, otwierając prosty zamek, jakby był tu panem lub co najmniej bywalcem.Mam wrażenie, że Judasz nie troszczy się zbytnio o dobra bliźniego.Stojąc pod drzewem oliwnym, na skraju urwiska, patrzy w stronę Golgoty.Widzi, jak podnoszą krzyże.Pojmuje, że Jezus jest ukrzyżowany.Nie widzi ani nic nie słyszy.Majaczenie jednak lub czar szatana sprawiają, że Judasz widzi i słyszy tak, jakby był na szczycie Kalwarii.Patrzy, patrzy, jakby miał halucynacje.I miota się:«Nie, nie! Nie patrz na mnie! Nie mów do mnie! Nie wytrzymuję tego.Umieraj, umieraj, przeklęty! Niech śmierć zamknie te oczy, które budzą we mnie lęk, te usta, które mnie przeklinają.Ja też Cię przeklinam, ponieważ mnie nie ocaliłeś.»Jego twarz jest tak dzika, że nie można na nią patrzeć.Dwie strugi śliny płyną z jego wyjących ust.Ukąszony policzek posiniał i spuchł, co deformuje mu twarz.Posklejane włosy, bardzo czarna broda – która wyrosła mu w tych godzinach – jest jak posępny knebel na policzkach i brodzie.Wreszcie, oczy!.Kręcą się, wywracają, są fosforyzujące.Oczy demona.Zrywa z pasa sznur z grubej czerwonej wełny, opasujący go trzy razy.Sprawdza jego wytrzymałość, okręcając go wokół oliwki i ciągnąc ze wszystkich sił.Wytrzymał.Jest mocny.Szuka drzewa oliwnego zdatnego na jego potrzeby.Jest.Ta – która pochyla się nad urwiskiem z czupryną w nieładzie – będzie dobra.Wchodzi na drzewo.Solidnie mocuje węzeł na najgrubszej gałęzi, zwisającej w powietrzu.Zrobił już pętlę.Ostatni raz spogląda na Golgotę, potem wsuwa głowę w pętlę [ Pobierz całość w formacie PDF ]