Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- May Karol Winnetou t.II
- Harry.Potter.i.Zakon.Feniksa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pustapelnia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie, że się boję.Jednak tylko trochę.- Jeżeli część z nas spróbowałaby powstrzymać Delagarda, czy przyłączyłabyś się do nas?- Nie - odparła bez wahania.3Przez kilka dni nie było w ogóle wiatru, a okręt stał jak martwy w zupełnie gładkiej wodzie pod nadbrzmiałym słońcem, które rosło z każdą chwilą.W tym tropikalnym rejonie powietrze było suche i gorące, tak że często z trudem chwytali oddech.Delagard dokonywał cudów za sterem, kazał stawiać żagle w tę lub tamtą stronę, w ten lub inny sposób, aby złapać choć najsłabszą bryzę, więc przez cały czas jakoś posuwali się naprzód, płynąc powoli na południowy zachód, coraz dalej w głąb tych jałowych pustkowi oceanu.Bywały też jednak i takie okropne dni, kiedy wydawało się, że nigdy więcej żaden poryw powietrza nie napełni żagli i na wieki zostaną uwięzieni tutaj, aż zamienią się w wyschnięte szkielety.- Stoi nieruchomo jak namalowany - powiedział Lawler.- Malowany statek na malowanym morzu.- Co to? - zapytał ojciec Quillan.- Poemat.Z Ziemi, stary wiersz.Jeden z moich ulubionych.- Cytowałeś z niego już wcześniej, prawda? Pamiętam jego rytm.Coś o wodzie, wodzie dookoła.- I ani kropli do picia - powiedział Lawler.Woda pitna prawie się już skończyła.Na dnie większości beczek nie było nic prócz kleistych cieni.Lis odmierzała racje w kroplach.Lawler miał prawo do dodatkowej racji dla celów medycznych.Zastanawiał się, jak poradzić sobie z problemem przyjmowania swoich dziennych porcji nalewki z uśmierzychy.Substancja ta powinna być rozpuszczana w dużej ilości wody, bo inaczej stawała się niebezpieczna; nie mógł jednak pozwolić sobie na luksus zużywania tak dużych ilości wody dla osobistych słabości.W takim razie co robić? Wymieszać ją z wodą morską? Przez jakiś czas mógłby sobie radzić w ten sposób; jednak gdyby trwało to zbyt długo, nerki ucierpiałyby w wyniku kumulacji soli.Zawsze mógł mieć nadzieję, że w najbliższym czasie spadnie deszcz i będzie mógł przepłukać nerki świeżą wodą.Ponadto mógł po prostu nie brać narkotyków.W drodze eksperymentu spróbował pewnego ranka obejść się bez uśmierzychy.Przed południem czaszka zaczęła go dziwnie swędzieć.Późnym popołudniem cała skóra zdrętwiała, jak gdyby pokrywała j ą łuska.O zmierzchu drżał cały i pocił się z pragnienia.Siedem kropel uśmierzychy i drżenie natychmiast zmieniło się w dobrze znane i oczekiwane odrętwienie.Jednak zapasy narkotyku zaczęły się kurczyć.Lawler uznał to za większy problem niż brak wody.Mimo wszystko zawsze pozostawała nadzieja, że jutro spadnie deszcz.Tymczasem ziele uśmierzychy nie rosło w tych wodach.Przedtem Lawler sądził, że znajdzie je, gdy okręt dotrze do Grayvard.Jednak nigdy nie dopłyną do Grayvard.Oszacował, że zapasy wystarczą mu na kilka następnych tygodni.Może mniej.W każdym razie niedługo się skończą.I co wtedy? Co wtedy?Do tego czasu spróbuje mieszać krople z odrobiną morskiej wody.Sundira opowiedziała mu więcej o swoim dzieciństwie na Thamsilaine, o burzliwym dojrzewaniu, późniejszej wędrówce z wyspy na wyspę, o swoich ambicjach i nadziejach, wysiłkach i porażkach.Godzinami przesiadywali razem w wilgotnej ciemności, wyciągając swoje długie nogi przed siebie i splatając dłonie jak młodzi kochankowie, podczas gdy okręt dryfował łagodnie po łagodnych tropikalnych wodach.Pytała również Lawlera o jego życie, więc opowiadał historyjki ze swego nieskomplikowanego dzieciństwa oraz cichego, monotonnego, starannie zaplanowanego dorosłego życia na jedynej wyspie, jaką znał.Aż pewnego popołudnia zszedł pod pokład, aby poszperać w skrzyniach z nowymi zapasami, i usłyszał namiętne jęki i sapania, dochodzące z ciemnego kąta ładowni.To było ich miejsce; to był kobiecy głos.Neyana pracowała przy takielunku, Lis była w kuchni, Pilya miała wolne i wałęsała się po pokładzie.Pozostawała tylko Sundira.Gdzie był Kinverson? Miał pierwszą wachtę, tak samo jak Pilya, a zatem był wolny.Lawler uświadomił sobie, że to Kinverson jest za tymi skrzyniami i wydobywa te jęki i westchnienia z chętnego ciała Sundiry.Tak więc, cokolwiek łączyło tych dwoje - a Lawler wiedział, co to było - nie skończyło się, mimo nowej zażyłości i trzymania się za ręce.Osiem kropel uśmierzychy pomogło mu uporać się z tym - prawie.Zmierzył to, co pozostało z zapasów.Nie było tego dużo.Całkiem niedużo.Żywność również stawała się problemem.Od tak dawna nie złowili żadnej ryby, że kolejny atak roju śluzicy zaczynał się wydawać prawie miłą perspektywą.Żywili się malejącymi zapasami surowej ryby i sproszkowanych glonów, jakby mieli środek arktycznej zimy.Czasami udawało się im wciągnąć ładunek planktonu za pomocą ciągniętego za okrętem pasma tkaniny, lecz jedzenie planktonu przypominało zjadanie piasku - był gorzki i niesmaczny.Dawały o sobie znać choroby związane z niedostatkami pożywienia.Gdziekolwiek Lawler spojrzał, widział popękane usta, matowe włosy, plamistą skórę, wycieńczone i wymizerowane twarze.- To szaleństwo - mamrotał Dag Tharp.- Musimy zawrócić, zanim wszyscy pomrzemy.- Jak? - zapytał Onyos Felk.- Gdzie jest wiatr? Kiedy w ogóle wieje, wieje ze wschodu.- To nie ma znaczenia - powiedział Tharp.- Znajdziemy sposób.Wyrzucimy za burtę tego drania, Delagarda, i zawrócimy okręt.Co na to powiesz, doktorze?- Powiem, że potrzebujemy deszczu i dużej ławicy ryb przepływającej blisko nas.- Już nie jesteś z nami? Myślałem, że zależało ci na powrocie tak samo jak nam.- Onyos ma rację - powiedział ostrożnie Lawler.- Wiatr jest przeciwko nam.Z Delagardem czy bez, możemy nie pokonać drogi powrotnej na wschód [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Pewnie, że się boję.Jednak tylko trochę.- Jeżeli część z nas spróbowałaby powstrzymać Delagarda, czy przyłączyłabyś się do nas?- Nie - odparła bez wahania.3Przez kilka dni nie było w ogóle wiatru, a okręt stał jak martwy w zupełnie gładkiej wodzie pod nadbrzmiałym słońcem, które rosło z każdą chwilą.W tym tropikalnym rejonie powietrze było suche i gorące, tak że często z trudem chwytali oddech.Delagard dokonywał cudów za sterem, kazał stawiać żagle w tę lub tamtą stronę, w ten lub inny sposób, aby złapać choć najsłabszą bryzę, więc przez cały czas jakoś posuwali się naprzód, płynąc powoli na południowy zachód, coraz dalej w głąb tych jałowych pustkowi oceanu.Bywały też jednak i takie okropne dni, kiedy wydawało się, że nigdy więcej żaden poryw powietrza nie napełni żagli i na wieki zostaną uwięzieni tutaj, aż zamienią się w wyschnięte szkielety.- Stoi nieruchomo jak namalowany - powiedział Lawler.- Malowany statek na malowanym morzu.- Co to? - zapytał ojciec Quillan.- Poemat.Z Ziemi, stary wiersz.Jeden z moich ulubionych.- Cytowałeś z niego już wcześniej, prawda? Pamiętam jego rytm.Coś o wodzie, wodzie dookoła.- I ani kropli do picia - powiedział Lawler.Woda pitna prawie się już skończyła.Na dnie większości beczek nie było nic prócz kleistych cieni.Lis odmierzała racje w kroplach.Lawler miał prawo do dodatkowej racji dla celów medycznych.Zastanawiał się, jak poradzić sobie z problemem przyjmowania swoich dziennych porcji nalewki z uśmierzychy.Substancja ta powinna być rozpuszczana w dużej ilości wody, bo inaczej stawała się niebezpieczna; nie mógł jednak pozwolić sobie na luksus zużywania tak dużych ilości wody dla osobistych słabości.W takim razie co robić? Wymieszać ją z wodą morską? Przez jakiś czas mógłby sobie radzić w ten sposób; jednak gdyby trwało to zbyt długo, nerki ucierpiałyby w wyniku kumulacji soli.Zawsze mógł mieć nadzieję, że w najbliższym czasie spadnie deszcz i będzie mógł przepłukać nerki świeżą wodą.Ponadto mógł po prostu nie brać narkotyków.W drodze eksperymentu spróbował pewnego ranka obejść się bez uśmierzychy.Przed południem czaszka zaczęła go dziwnie swędzieć.Późnym popołudniem cała skóra zdrętwiała, jak gdyby pokrywała j ą łuska.O zmierzchu drżał cały i pocił się z pragnienia.Siedem kropel uśmierzychy i drżenie natychmiast zmieniło się w dobrze znane i oczekiwane odrętwienie.Jednak zapasy narkotyku zaczęły się kurczyć.Lawler uznał to za większy problem niż brak wody.Mimo wszystko zawsze pozostawała nadzieja, że jutro spadnie deszcz.Tymczasem ziele uśmierzychy nie rosło w tych wodach.Przedtem Lawler sądził, że znajdzie je, gdy okręt dotrze do Grayvard.Jednak nigdy nie dopłyną do Grayvard.Oszacował, że zapasy wystarczą mu na kilka następnych tygodni.Może mniej.W każdym razie niedługo się skończą.I co wtedy? Co wtedy?Do tego czasu spróbuje mieszać krople z odrobiną morskiej wody.Sundira opowiedziała mu więcej o swoim dzieciństwie na Thamsilaine, o burzliwym dojrzewaniu, późniejszej wędrówce z wyspy na wyspę, o swoich ambicjach i nadziejach, wysiłkach i porażkach.Godzinami przesiadywali razem w wilgotnej ciemności, wyciągając swoje długie nogi przed siebie i splatając dłonie jak młodzi kochankowie, podczas gdy okręt dryfował łagodnie po łagodnych tropikalnych wodach.Pytała również Lawlera o jego życie, więc opowiadał historyjki ze swego nieskomplikowanego dzieciństwa oraz cichego, monotonnego, starannie zaplanowanego dorosłego życia na jedynej wyspie, jaką znał.Aż pewnego popołudnia zszedł pod pokład, aby poszperać w skrzyniach z nowymi zapasami, i usłyszał namiętne jęki i sapania, dochodzące z ciemnego kąta ładowni.To było ich miejsce; to był kobiecy głos.Neyana pracowała przy takielunku, Lis była w kuchni, Pilya miała wolne i wałęsała się po pokładzie.Pozostawała tylko Sundira.Gdzie był Kinverson? Miał pierwszą wachtę, tak samo jak Pilya, a zatem był wolny.Lawler uświadomił sobie, że to Kinverson jest za tymi skrzyniami i wydobywa te jęki i westchnienia z chętnego ciała Sundiry.Tak więc, cokolwiek łączyło tych dwoje - a Lawler wiedział, co to było - nie skończyło się, mimo nowej zażyłości i trzymania się za ręce.Osiem kropel uśmierzychy pomogło mu uporać się z tym - prawie.Zmierzył to, co pozostało z zapasów.Nie było tego dużo.Całkiem niedużo.Żywność również stawała się problemem.Od tak dawna nie złowili żadnej ryby, że kolejny atak roju śluzicy zaczynał się wydawać prawie miłą perspektywą.Żywili się malejącymi zapasami surowej ryby i sproszkowanych glonów, jakby mieli środek arktycznej zimy.Czasami udawało się im wciągnąć ładunek planktonu za pomocą ciągniętego za okrętem pasma tkaniny, lecz jedzenie planktonu przypominało zjadanie piasku - był gorzki i niesmaczny.Dawały o sobie znać choroby związane z niedostatkami pożywienia.Gdziekolwiek Lawler spojrzał, widział popękane usta, matowe włosy, plamistą skórę, wycieńczone i wymizerowane twarze.- To szaleństwo - mamrotał Dag Tharp.- Musimy zawrócić, zanim wszyscy pomrzemy.- Jak? - zapytał Onyos Felk.- Gdzie jest wiatr? Kiedy w ogóle wieje, wieje ze wschodu.- To nie ma znaczenia - powiedział Tharp.- Znajdziemy sposób.Wyrzucimy za burtę tego drania, Delagarda, i zawrócimy okręt.Co na to powiesz, doktorze?- Powiem, że potrzebujemy deszczu i dużej ławicy ryb przepływającej blisko nas.- Już nie jesteś z nami? Myślałem, że zależało ci na powrocie tak samo jak nam.- Onyos ma rację - powiedział ostrożnie Lawler.- Wiatr jest przeciwko nam.Z Delagardem czy bez, możemy nie pokonać drogi powrotnej na wschód [ Pobierz całość w formacie PDF ]