Pokrewne
- Strona Główna
- Shepherd Joel Próba krwi i stali 02 Petrodor
- Glen Cook Sny O Stali (2)
- Glen Cook Sny o Stali
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Michel Zevaco Błazen Królewski
- Pattison Eliot Inspektor Shan 05 Modlitwa smoka
- Nurowska Maria Wiek samotnosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Połowa z nich mocno poharatana.Ten facet, Mogaba, bez przerwy nęka ich wycieczkami.Nie mają nawet chwili wytchnienia.- Obserwują nas? Czy wiedzą, że nadchodzimy?- Powinieneś zakładać, że tak jest - odpowiedział Mather.- Wirujący Cień jest czarodziejem.Nie bez powodów nazywają go Władcą Cienia.I są nietoperze.Konował uważał, że oni panują nad nietoperzami.Ostatnimi czasy było ich tu mnóstwo.- A więc powinniśmy być bardzo ostrożni.Jaki stan liczebny mogą wystawić przeciwko nam, jeżeli zdecydują się wydać nam bitwę?- Posłuchaj tego faceta, Cordy - powiedział Łabędź.- Zaczyna mówić jak zawodowiec.Stan liczebny.O rany.Ona go zmieni w prawdziwego, groźnego jak cholera, wojownika.Klinga zachichotał.- Jeżeli chcesz znać moje zdanie, to jest ich zbyt wielu - ciągnął dalej Łabędź.- Jeśli uda im się wycofać tak, żeby Mogaba nie zauważył, wówczas przypuszczalnie możemy się spodziewać ośmiu do dziesięciu tysięcy weteranów.- Oraz Władcy Cienia?- Wątpię, żeby chciał zostawić Dejagore.To byłoby dopraszanie się o nieszczęście.- A więc trzeba powoli posuwać się naprzód, dokładnie badać drogę przed sobą, starać się dowiedzieć o nich tyle samo, ile oni wiedzą o nas.Słusznie?Mather zachichotał.- Tyle zapewne można by przeczytać w książce.Jeden czynnik działa na naszą korzyść.Ich zwiadowcy są bezradni za dnia.A dni są teraz długie.Klinga odkaszlnął w zamyśleniu.Klinga zatrzymał się trzydzieści mil na północ od Dejagore.Zwiadowcy donieśli, że Wirujący Cień rozmieścił swe wojska wśród wzgórz znajdujących się przed nimi.Przesunął swoje siły w nocy, kiedy obrońcy nie mogli niczego dostrzec.Żołnierze, których zostawił pod murami miasta, udawali, że przygotowują się do następnego ataku.- Gdzie oni są? - zapytał Klinga.Zwiadowcy nie potrafili mu powiedzieć.Gdzieś przy drodze, która wiła się pośród wzgórz.Czekali.Nie mogło być ich więcej niż cztery tysiące; aż nadto jednak przeciwko motłochowi, który prowadził.- Masz zamiar uderzyć na nich? - zapytał Łabędź.- Czy tylko drażnić ich i odciągać od Mogaby?- To nie byłoby takie głupie - zgodził się Mather.- Związać część sił, podczas gdy Mogaba będzie walczył z resztą.Gdyby udało się przesłać mu wiadomość.- Próbowałem - uciął Klinga.- Nie ma sposobu.Zamknęli całkowicie miasto.Siedzą tam w dole tej niecki niczym.- A więc? - dopytywał się dalej Łabędź.- Co robimy?Klinga zwołał swoich oficerów kawalerii.Wysłał ich, aby odnaleźli wroga.Kiedy nie napotkali żadnego bezpośredniego oporu, przesunął swoją armię o dziesięć mil na południe i rozbił obóz.Następnego ranka, gdy tylko nietoperze pochowały się, uformował szyk bitewny, ale na tym poprzestał.Jego zwiadowcy uważnie przeszukiwali wzgórza.Powtórzyło się to następnego dnia, a potem kolejnego.Wówczas, późnym popołudniem, przybył z północy jeździec.Wieści, które przywiózł, wywołały uśmiech na twarzy Klingi.Jednak zataił je przed Łabędziem i Matherem.Rankiem czwartego dnia szyk bitewny ruszył naprzód.Powoli wszedł między wzgórza.Klinga upewnił się, że formacje zachowały zwartość.Nie było pośpiechu.Kawaleria szła przodem.Kontakt z wrogiem nawiązano przed południem.Klinga nie naciskał zanadto.Pozwolił żołnierzom angażować się w niewielkie potyczki, ale unikał generalnego starcia.Jego kawaleria nękała wroga z oddali, pociskami i włóczniami.Ludzie Władców Cienia nie mieli szczególnej ochoty ich ścigać.Słońce zapadło na zachodzie.Klinga pozwolił, by natężenie potyczek powoli rosło.Dowódca wroga dał rozkaz do ataku.Oficerom Klingi polecono, aby wycofali się z pola walki, kiedy tylko wróg ruszy naprzód.Mieli zatrzymać się dopiero wówczas, gdy tamci przestaną nacierać.A potem nękać ich ponownie.Ta zabawa trwała dopóty, dopóki ludzie Władców Cienia nie stracili cierpliwości.XLIZatrzymałam kolumnę, zawołałam do siebie Narayana, Rama oraz tych wszystkich ludzi, których awansowałam na oficerów.- To jest odpowiednie miejsce.Po drugiej stronie tej niecki.Zostawicie mnie z chorążym na drodze, a reszta niech się rozproszy po obu stronach.Narayan i pozostali wyglądali na skonfundowanych.Nikt nie wiedział, co ma się zdarzyć.Najmądrzej wydawało się utrzymywać ich w nieświadomości, dopóki nie będzie już za późno, by się zdążyli przejąć.Rozdzieliłam zadania; w zasadzie sprowadzało się to do tego, że musiałam dokładnie wytłumaczyć każdemu dowódcy drużyny, gdzie ma stanąć.Narayan na koniec zrozumiał, o co mi chodzi.- To się nie uda - zdecydował.Od czasu wydarzeń w gaju był w jednoznacznie negatywnym nastroju.Nie wierzył, że cokolwiek jeszcze pójdzie dobrze.- Dlaczego nie? Wątpię, by wiedzieli, że tu jesteśmy.Potrafię sprawić, żeby ich cienie i nietoperze straciły orientację.Przynajmniej miałam taką nadzieję.Kiedy już rozdzieliłam zadania, wdziałam zbroję.Ramowi kazałam założyć swoją, a potem zabrałam jego i Narayana w miejsce, z którego mogliśmy obserwować, co się dzieje za grzbietem wzgórza.Zobaczyłam to, czego się spodziewałam: chmurę kurzu pędzącą w moją stronę.- Nadchodzą.Narayan, idź, powiedz ludziom, że przed upływem godziny będą mieli szansę napić się krwi żołnierzy Cienia.Powiedz im, że kiedy Klinga przejdzie przez przełęcze, mają je natychmiast zamknąć.Chmura kurzu była coraz bliżej.Patrzyłam, jak Narayan wydaje rozkazy zamknięcia pułapki.Obserwowałam, jak fala zdenerwowania rozchodzi się wśród żołnierzy.Szczególnie dużo uwagi poświęciłam niewielkim konnym oddziałom na skrzydłach.Jeżeli pójdą za starym przykładem Jaha, będzie to oznaczało kolejną katastrofę.Ludzie Klingi byli już niemalże na wyciągnięcie ręki.Zajęłam stanowisko, rozpaliłam błędne ogniki na mojej zbroi.Ram stanął obok mnie, groźny w swej zbroi Stwórcy Wdów, którą dla niego sporządziłam.Na niej również zatańczyły płomyki, nie potrafiłam jednak nic zrobić z wronami, które zawsze siadały na ramionach Konowała, kiedy zmieniał się w Stwórcę Wdów.Należało wszak wątpić, aby ludzie Władców Cienia byli w stanie dostrzec różnicę.Armia Klingi przelała się przez grzbiet wzgórza.Początkowo jego żołnierze wpadli w popłoch, po chwili jednak zrozumieli, że jesteśmy po ich stronie.Wierzba Łabędź przygalopował z rozwianymi włosami, śmiejąc się jak ktoś niespełna rozumu.- Rychło w czas, słodziutka.Rychło w czas.- Zbierz swoich ludzi.Kawaleria na skrzydła.Ruszaj!Pojechał.Żołnierze, którzy teraz przechodzili przełęcze, stanowili już bezładną masę przemieszaną z armią Ziem Cienia.Pole bitwy ogarnął kompletny chaos.Tamci usiłowali się zatrzymać, ale ich towarzysze napierali na nich z tyłu.Ze wszystkich sił starali się unikać Rama i mnie.Gdzie jest Klinga? Gdzie jego kawaleria?Żołnierze Ziem Cienia wpadli na mój szyk w całkowitym bezładzie, niczym ludzki grad; w następnej chwili rzucili się do ucieczki.Od tego momentu wynik starcia był łatwy do przewidzenia.Dałam znak jezdnym, aby ruszali naprzód.Nie troszczyłam się już o to, by moi ludzie zachowali szyk.Pozwoliłam im swobodnie ścigać wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Połowa z nich mocno poharatana.Ten facet, Mogaba, bez przerwy nęka ich wycieczkami.Nie mają nawet chwili wytchnienia.- Obserwują nas? Czy wiedzą, że nadchodzimy?- Powinieneś zakładać, że tak jest - odpowiedział Mather.- Wirujący Cień jest czarodziejem.Nie bez powodów nazywają go Władcą Cienia.I są nietoperze.Konował uważał, że oni panują nad nietoperzami.Ostatnimi czasy było ich tu mnóstwo.- A więc powinniśmy być bardzo ostrożni.Jaki stan liczebny mogą wystawić przeciwko nam, jeżeli zdecydują się wydać nam bitwę?- Posłuchaj tego faceta, Cordy - powiedział Łabędź.- Zaczyna mówić jak zawodowiec.Stan liczebny.O rany.Ona go zmieni w prawdziwego, groźnego jak cholera, wojownika.Klinga zachichotał.- Jeżeli chcesz znać moje zdanie, to jest ich zbyt wielu - ciągnął dalej Łabędź.- Jeśli uda im się wycofać tak, żeby Mogaba nie zauważył, wówczas przypuszczalnie możemy się spodziewać ośmiu do dziesięciu tysięcy weteranów.- Oraz Władcy Cienia?- Wątpię, żeby chciał zostawić Dejagore.To byłoby dopraszanie się o nieszczęście.- A więc trzeba powoli posuwać się naprzód, dokładnie badać drogę przed sobą, starać się dowiedzieć o nich tyle samo, ile oni wiedzą o nas.Słusznie?Mather zachichotał.- Tyle zapewne można by przeczytać w książce.Jeden czynnik działa na naszą korzyść.Ich zwiadowcy są bezradni za dnia.A dni są teraz długie.Klinga odkaszlnął w zamyśleniu.Klinga zatrzymał się trzydzieści mil na północ od Dejagore.Zwiadowcy donieśli, że Wirujący Cień rozmieścił swe wojska wśród wzgórz znajdujących się przed nimi.Przesunął swoje siły w nocy, kiedy obrońcy nie mogli niczego dostrzec.Żołnierze, których zostawił pod murami miasta, udawali, że przygotowują się do następnego ataku.- Gdzie oni są? - zapytał Klinga.Zwiadowcy nie potrafili mu powiedzieć.Gdzieś przy drodze, która wiła się pośród wzgórz.Czekali.Nie mogło być ich więcej niż cztery tysiące; aż nadto jednak przeciwko motłochowi, który prowadził.- Masz zamiar uderzyć na nich? - zapytał Łabędź.- Czy tylko drażnić ich i odciągać od Mogaby?- To nie byłoby takie głupie - zgodził się Mather.- Związać część sił, podczas gdy Mogaba będzie walczył z resztą.Gdyby udało się przesłać mu wiadomość.- Próbowałem - uciął Klinga.- Nie ma sposobu.Zamknęli całkowicie miasto.Siedzą tam w dole tej niecki niczym.- A więc? - dopytywał się dalej Łabędź.- Co robimy?Klinga zwołał swoich oficerów kawalerii.Wysłał ich, aby odnaleźli wroga.Kiedy nie napotkali żadnego bezpośredniego oporu, przesunął swoją armię o dziesięć mil na południe i rozbił obóz.Następnego ranka, gdy tylko nietoperze pochowały się, uformował szyk bitewny, ale na tym poprzestał.Jego zwiadowcy uważnie przeszukiwali wzgórza.Powtórzyło się to następnego dnia, a potem kolejnego.Wówczas, późnym popołudniem, przybył z północy jeździec.Wieści, które przywiózł, wywołały uśmiech na twarzy Klingi.Jednak zataił je przed Łabędziem i Matherem.Rankiem czwartego dnia szyk bitewny ruszył naprzód.Powoli wszedł między wzgórza.Klinga upewnił się, że formacje zachowały zwartość.Nie było pośpiechu.Kawaleria szła przodem.Kontakt z wrogiem nawiązano przed południem.Klinga nie naciskał zanadto.Pozwolił żołnierzom angażować się w niewielkie potyczki, ale unikał generalnego starcia.Jego kawaleria nękała wroga z oddali, pociskami i włóczniami.Ludzie Władców Cienia nie mieli szczególnej ochoty ich ścigać.Słońce zapadło na zachodzie.Klinga pozwolił, by natężenie potyczek powoli rosło.Dowódca wroga dał rozkaz do ataku.Oficerom Klingi polecono, aby wycofali się z pola walki, kiedy tylko wróg ruszy naprzód.Mieli zatrzymać się dopiero wówczas, gdy tamci przestaną nacierać.A potem nękać ich ponownie.Ta zabawa trwała dopóty, dopóki ludzie Władców Cienia nie stracili cierpliwości.XLIZatrzymałam kolumnę, zawołałam do siebie Narayana, Rama oraz tych wszystkich ludzi, których awansowałam na oficerów.- To jest odpowiednie miejsce.Po drugiej stronie tej niecki.Zostawicie mnie z chorążym na drodze, a reszta niech się rozproszy po obu stronach.Narayan i pozostali wyglądali na skonfundowanych.Nikt nie wiedział, co ma się zdarzyć.Najmądrzej wydawało się utrzymywać ich w nieświadomości, dopóki nie będzie już za późno, by się zdążyli przejąć.Rozdzieliłam zadania; w zasadzie sprowadzało się to do tego, że musiałam dokładnie wytłumaczyć każdemu dowódcy drużyny, gdzie ma stanąć.Narayan na koniec zrozumiał, o co mi chodzi.- To się nie uda - zdecydował.Od czasu wydarzeń w gaju był w jednoznacznie negatywnym nastroju.Nie wierzył, że cokolwiek jeszcze pójdzie dobrze.- Dlaczego nie? Wątpię, by wiedzieli, że tu jesteśmy.Potrafię sprawić, żeby ich cienie i nietoperze straciły orientację.Przynajmniej miałam taką nadzieję.Kiedy już rozdzieliłam zadania, wdziałam zbroję.Ramowi kazałam założyć swoją, a potem zabrałam jego i Narayana w miejsce, z którego mogliśmy obserwować, co się dzieje za grzbietem wzgórza.Zobaczyłam to, czego się spodziewałam: chmurę kurzu pędzącą w moją stronę.- Nadchodzą.Narayan, idź, powiedz ludziom, że przed upływem godziny będą mieli szansę napić się krwi żołnierzy Cienia.Powiedz im, że kiedy Klinga przejdzie przez przełęcze, mają je natychmiast zamknąć.Chmura kurzu była coraz bliżej.Patrzyłam, jak Narayan wydaje rozkazy zamknięcia pułapki.Obserwowałam, jak fala zdenerwowania rozchodzi się wśród żołnierzy.Szczególnie dużo uwagi poświęciłam niewielkim konnym oddziałom na skrzydłach.Jeżeli pójdą za starym przykładem Jaha, będzie to oznaczało kolejną katastrofę.Ludzie Klingi byli już niemalże na wyciągnięcie ręki.Zajęłam stanowisko, rozpaliłam błędne ogniki na mojej zbroi.Ram stanął obok mnie, groźny w swej zbroi Stwórcy Wdów, którą dla niego sporządziłam.Na niej również zatańczyły płomyki, nie potrafiłam jednak nic zrobić z wronami, które zawsze siadały na ramionach Konowała, kiedy zmieniał się w Stwórcę Wdów.Należało wszak wątpić, aby ludzie Władców Cienia byli w stanie dostrzec różnicę.Armia Klingi przelała się przez grzbiet wzgórza.Początkowo jego żołnierze wpadli w popłoch, po chwili jednak zrozumieli, że jesteśmy po ich stronie.Wierzba Łabędź przygalopował z rozwianymi włosami, śmiejąc się jak ktoś niespełna rozumu.- Rychło w czas, słodziutka.Rychło w czas.- Zbierz swoich ludzi.Kawaleria na skrzydła.Ruszaj!Pojechał.Żołnierze, którzy teraz przechodzili przełęcze, stanowili już bezładną masę przemieszaną z armią Ziem Cienia.Pole bitwy ogarnął kompletny chaos.Tamci usiłowali się zatrzymać, ale ich towarzysze napierali na nich z tyłu.Ze wszystkich sił starali się unikać Rama i mnie.Gdzie jest Klinga? Gdzie jego kawaleria?Żołnierze Ziem Cienia wpadli na mój szyk w całkowitym bezładzie, niczym ludzki grad; w następnej chwili rzucili się do ucieczki.Od tego momentu wynik starcia był łatwy do przewidzenia.Dałam znak jezdnym, aby ruszali naprzód.Nie troszczyłam się już o to, by moi ludzie zachowali szyk.Pozwoliłam im swobodnie ścigać wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]