[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może później uda się jakoś uwolnić od Długiego Cienia.Oblicze Władcy Cienia uformowało się przed jego oczyma.Nogi zmiękły niczym galareta.Gwałtownie potrząsnął głową, przemocą odsuwając od siebie ten obraz; pospiesznie zaczął sprawdzać przedsięwzięte wcześniej środki obronne.Znalazł dziurkę wielkości łebka szpilki, przez którą mógł przesączyć się jakiś wstrętny duch.Albo cień, jeśli już o to chodzi.Zatkał ją.Potem zabrał się za opracowywanie zaklęcia, które prawie przekraczało granice jego zdolności.Ono zatai miejsce jego pobytu, pod warunkiem oczywiście, że nie stanie się przedmiotem szczególnie zdecydowanych poszukiwań.Bez­pieczny, wypełnił rtęcią małą srebrną miseczkę, pracując tak szybko jak mu starzało odwagi.Zanim skończył, obawiał się jednak, że wszystko na nic się nie zda, że pracował jednak zbyt wolno.Ktoś spróbował tworzyć drzwi.Aż podskoczył, nie dał się jednak wytrącić z stanu głębokiej koncentracji, zdecydowany za wszelką cenę otworzyć ścieżkę do Przeoczenia.Jest.Jest.Pojawiła się znacznie szybciej, niż oczekiwał.Władca Cieni również o nim myślał.Tumult pod drzwiami stawał się coraz bardziej gwałtowny.Krzyki i stukanie.Zignorował je.Przerażająca twarz pojawiła się na powierzchni rtęci.Tamten śmiał się.Usta wymawiały słowa.Ale nie było głosu.Władca Cieni był za daleko a moc Kopcia zbyt nędzna.Miały czarodziej zaczął gwałtownie gestykulować: “Słuchaj!” Sam był zaaskoczony swoją śmiałością.Ale to była godzina rozpaczy.Rozpaczliwe środki były konieczne.Kopeć chwycił papier oraz inkaust i zaczął grysmolić.Tamci starali się wyważyć drzwi.Cholera, ta kobieta reagowała szybko.Przedstawił swoją wiadomość Długiemu Cieniowi.Tamten przeczytał.Jeszcze raz.Potem Władca Cienia spojrzał mu w oczy i kiwnął głową.Zdawał się oszołomiony.Powoli, uważnie za­czął wypowiadać słowa, tak, by Kopeć mógł je odczytać z ruchów warg.Drzwi zaczęły się poddawać.A teraz coś jeszcze próbowało dostać się do środka, drapiąc i szarpiąc się w zatkanej dziurce.Drzwi poddały się jeszcze odrobinę.Kopeć zdążył zrozumieć połowę przesłania, zanim zatyczka w dziurce się poddała.Gęsty dym, kipiąc, wsączył się do środka.Wyjrzała z niego twarz.Odrażająca, z długimi kłami, przepeł­niona ponurym zdecydowaniem.Przyszła po niego! Pisnął, pod­skoczył, przewrócił stół i miseczkę.Drzwi poddały się w momencie, w którym demon go dopadł.Wrzasnął i stoczył się w otchłań najgłębszej trwogi.Strażnicy spojrzeli raz do środka, zaklęli, upuścili taran i ucie­kli.Książę wszedł do wnętrza, zobaczył potwora, który rozrywał Kopcia na strzępy.Radisha zaglądała mu przez ramię.A co to, u diabła, jest?- Nie wiem.Nie sądzę również, że powinnaś tu pozostać, aby się naocznie przekonać.- Rozejrzał się za jakąś bronią, ale kiedy chwycił przypominający nieco ostrze miecza odłupany kawałek srebra z ramy drzwi, zrozumiał bezsensowność tego porywu.Potwór uniósł łeb, zaskoczony.Spojrzał na nich.Najwyraźniej zawiłość sytuacji wykroczyła poza ramy otrzymanych instrukcji.Zawisł więc nieruchomo w powietrzu.Prahbrindrah rzucił srebrną drzazgą niczym włócznią.Istota uskoczyła w górny róg pomieszczenia, skurczyła się błyskawicznie i dramatycznie zarazem, a potem zniknęła, zostawiając po sobie zapach, który był mieszaniną woni cynamonu, musztardy oraz wina.- Co to, u diabła, było? - ponownie dopytywała się Radisha.Była zupełnie sparaliżowana.Prahbrindrah podskoczył do czaro­dzieja.Wszystko pokrywała Krew Kopcia, zmieszana ze strzę­pami odzieży.Monstrum zawlokło go do kąta.To, co z niego zostało, zwinęło się w zwarty, embrionalny kłębuszek.Książę padł na kolana.- On żyje.Sprowadź pomoc.Szybko.Może zaraz umrzeć.Zaczął robić wszystko, na co go było stać.LIIZ gardła Długiego Cienia wydarł się przeciągły okrzyk wście­kłości, który echo poniosło po korytarzach Przeoczenia.Słysząc to, jego pochlebcy zaczęli uciekać, wpół zgięci ze strachu, że gniew może się skupić na nich.Niezależnie od tego, o co cho­dziło.- Wynocha! Wynoście się stąd i czekajcie.Stać! Wracać tutaj!Nagle powrócił spokój.Zawsze dysponował zdolnością opa­nowania się, kiedy sytuacja rzeczywiście stawała się patowa.Wtedy właśnie myślał najjaśniej, reagował najszybciej.Być mo­że to właśnie było jego szczęście w nieszczęściu.- Przynieście wielką misę do przekazów.Przynieście rtęć.Przynieście ten fetysz, który należy do mego sprzymierzeńca i gościa.Muszę nawiązać z nim kontakt.Zdjęci trwogą, pospieszyli wykonać jego polecenia.Przyjem­nie było na to patrzeć.Darzyli go czcią płynącą z najgłębszego strachu.Strach był władzą.To, czego się boisz, rządzi tobą.Pomyślał o cieniach i o równinie lśniącego kamienia.Gniew zawrzał w nim ponownie.Odsunął go na bok, podobnie jak postąpił ze strachem.Pewnego dnia, kiedy wszystkie przeciwno­ści zostaną wyeliminowane, ta równina też się przed nim pokło­ni.Zdobędzie ją i skończy raz na zawsze ze strachem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl