Pokrewne
- Strona Główna
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (SCAN dal 8
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- SAMS Teach Yourself PHP4 in 24 Hours
- Sheckley Robert Zbior opowiadan
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (3)
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (2)
- Dav
- Montgomery Lucy Maud Ania z Zielonego Wzgorza RB
- Cookson Catherine Maltański anioł
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej chwili gorąco pragnął odnaleźć się w jego wnętrzu, być tam razem z nimi, być jednym z nich.Lecz ślizgał się stale po powierzchni szklanego klosza, a gdy posuwał się do przodu, niewidzialne płaszczyzny rozpychały przed nim ten skłębiony świat, jak burty okrętu prującego wzburzone fale, i był ciągle sam.Sam pośród nieważnych zdarzeń, bezsensownej krzątaniny, morza niechęci i wrogości, w którym tak rzadko i jakby nieśmiało zapalał się tylko na chwilę błędny ognik miłości.Zdawało mu się, że przechadza się bez celu między kiepskimi dekoracjami do jakiegoś chaotycznego przedstawienia pomylonego reżysera.Z mieszaniną niechęci i podziwu graniczącego z zazdrością patrzał na grupę młodych ludzi, którzy nie zdążyli jeszcze strzepnąć z butów kurzu dalekiej wędrówki, zmęczonych.Lecz jakże szczęśliwych.Cieszyli się z każdego drobiazgu, błahego słowa, a właściwie - to szczęście było już w nich wewnątrz, oni mieli je ze sobą na co dzień, i wystarczyło cokolwiek, aby wypłynęło radosną falą istnienia.I wtedy Nick zrozumiał swój błąd.Przyjechał właśnie po chwilę szczęśliwej beztroski.Był tu niegdyś, przecież nie tak bardzo dawno, przy tym samym stole otwierał nożem puszkę konserw wśród śmiechu wesołej kompanii.Teraz żądał od tej sali, tych gór i lasów, aby wykrzesały w jego wystygłym wnętrzu nową iskrę.Pragnął, żeby szczęście przyszło doń z zewnątrz, dałby wiele za jedną jego chwilę, bo przybył tu pusty.Zamówił cokolwiek i usiadł przy wielkim, zgiełkliwym stole.Pora była późna, kolejka przy bufecie zmniejszyła się wyraźnie.Wśród kilku oczekujących osób zauważył dziewczynę niezwykłej urody.Była bardzo młoda, o twarzy prawie dziecięcej, lecz już całkowicie ukształtowane kobiece ciało, długie nogi, wysoko sklepione biodra i sterczące jędrne piersi, żyjące jakby własnym życiem pod napiętym materiałem bluzki, zadawały kłam niewinności oczu.Rozmawiała z o wiele od siebie starszym mężczyzną.który mógł być jej ojcem, a może - był kochankiem? Facet w widoczny sposób dbał o młodzieńczy wygląd: nosił się z zamierzoną niedbałością, w młodzieżowym stylu, poruszał się szybko i energicznie, choć sprawiało mu to nieraz wyraźną trudność.Śmieszne, ostatnie podrygi - pomyślał Nick, stwierdzając z satysfakcją zaprawioną odrobiną żalu, że on sam je sobie darował.Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, teraz już z pewną niechęcią.Była na pewno dość ładna, ale zbyt potężna: wysoka, szeroka w plecach.miała trochę za grube nogi.Z wiekiem roztyje się jak krowa - mruknął niechętnie.Gdy przechodziła obok niego niosąc parujące talerze, spostrzegł, jak bardzo była młoda.To chyba jednak ojciec - pomyślał - albo wyjątkowy smakosz.W czasach kiedy zatrzymałem się tu po raz ostatni, nie byłaś jeszcze planowana, moja mała.Więcej - twoi rodzice pewnie nie znali się nawet, nie mieli pojęcia o swoim istnieniu oraz o przeznaczeniu, jakim było spłodzenie ciebie.Jaka była szansa, że właśnie ich dwoje spotka się w tym określonym celu wśród miliardowej masy ludzkiej? Pewnie podobna do prawdopodobieństwa istnienia jednej jedynej, określonej planety w niezmierzalnym morzu światów.Nick wstał i wyszedł z jadalni, pragnąc jakoś przerwać ten ciąg bezsensownych skojarzeń.Poza tym powinien już być sam - w każdej chwili mógł przyjść następny atak.Pokój pełen był rześkiego, nocnego powietrza.Nick zamknął okno i wyciągnął się na skrzypiącym łóżku, z przyjemnością rozluźniając zmęczone mięśnie.Lubił ten moment, kiedy gasło światło, a pod plecami wyczuwał śliską gładź pościeli, kiedy członki wypełniały się ciężkim, rozkosznym bezruchem.Na szyi dziewczyny widział złoty łańcuszek z krzyżem.Czyżby była wierząca? A może nosi krzyżyk z przyzwyczajenia, dla fasonu, lub po to, aby sprawić przyjemność rodzicom? Na pewno jest jej dobrze z wiarą.Trzeba w coś wierzyć, w coś, co nie poddaje się ocenie zmysłów, gdyż sam świat materialny nie daje żadnej szansy, nie daje nawet nadziei.Pewien filozof napisał, że gdyby życie nie było tylko przejściem, byłoby nieznośne.Coraz częściej myślę, że mógł mieć rację.Właściwie chciałbym wierzyć w Boga - dalej snuł senne rozważania - lecz doszedłem do tego za późno.Światopogląd w ogromnej mierze zależy od wychowania, znacznie mniej od wykształcenia.Wiara leży poza wiedzą, daleko poza nią.Przecież aby być wierzącym, nie trzeba ślepo wierzyć w dogmaty.Czy ta dziewczyna jest szczęśliwa? - zastanawiał się.Wiara na pewno nie jest jej potrzebna do osiągnięcia szczęścia, najwyżej towarzyszy smutkom i żywiołowym radościom.którymi jest wypełniony jej każdy dzień.Wiara potrzebna jest ludziom zamiast namiętności, aby zapełnić pustkę i dać nadzieję.Już zasypiał, gdy nagle zbudził go ostrzegawczy skurcz mięśni.Po prawej nodze przebiegło tchnienie żaru, niewidzialny płomień jął lizać pękającą skórę, wżerać się w miąższ mięśni i ścięgien, wysuszać i palić kości.Z winy półsennych rozważań Nick nie zdążył na czas, lecz teraz, zwarłszy szczęki z całych sił, z największym trudem wyswobodził spętaną oszalałym bólem myśl i skierował ją ku swojej własnej nadziei."Różowe, zawsze pogodne niebo ugięło się łagodnie i spłynęło miękkim lejem w kierunku otwartego na spotkanie wzgórza, które wyłoniło się spod szkliwa pobrużdżonej powierzchni planety.W miejscu zetknięcia działo się coś dziwnego, zachodziły niezrozumiałe procesy tworzenia, materia przeobrażała się w struktury wyższego rzędu, stawała się powolna Istnieniu, które kształtowało ją wedle swojej chwilowej potrzeby.Lśniący, pełen pylistych zawirowań obłok, który powstał w tym procesie, uniósł się błyskawicznie w różowy przestwór nieba i połączył z nim tysiącem świetlnych wypustek.Ogromna antena, zakończona żywymi receptorami, odczuwała najodległejszą skargę Wszechświata, wyławiała z dalekich zakątków Galaktyki każdy szept czułości, spazm rozkoszy, lecz przede wszystkim krzyk bólu i płacz duszy.A potem wirujący obłok podzielił się na setki świecących punktów, które rozjarzając się do białości pędziły coraz szybciej przez kosmiczną pustkę, pogrążając się w końcu w nurtach ponadświetlnych wiatrów kosmicznych, aby zdążyć na czas i być tam, gdzie być powinny i gdzie były potrzebne.Aby ukoić ból i zapełnić nadzieją puste dusze".Nick obudził się, gdy słońce stało już wysoko.Słońce! Jakaś radosna struna nieśmiało zadrgała w jego piersi.Koniec słoty i deszczu.Może na krótko, więc trzeba to wykorzystać.Po wczorajszym niezwykle silnym ataku odczuwał wciąż osłabienie.Ubierał się więc powołi, mimowiednie rozmyślając o Różowej Planecie.Może ona naprawdę istnieje? Bzdury ~ Ale przecież wystarczy mocno uwierzyć.Lecz i na to nie.mógł się zdecydować.Znów sceptycyzm i niezdecydowanie! Nie był w stanie ani wyrzec się tej wiary ani przyjąć jej bez zastrzeżeń.I wtedy stało się coś dziwnego, nastąpiło jedno z tych rzadkich zdarzeń, których wpływ nie ogranicza się tylko do chwilowego oddziaływania na zmysły.W słoneczną przestrzeń za otwartym oknem popłynął dźwięczny, dziecięcy śpiew.ruty znanej melodii, w którą ten świeży głos, a może i górskie hale.i wesoły blask słońca tchnęły nową.wspaniałą treść.Nick podszedł wzruszony do okna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.W tej chwili gorąco pragnął odnaleźć się w jego wnętrzu, być tam razem z nimi, być jednym z nich.Lecz ślizgał się stale po powierzchni szklanego klosza, a gdy posuwał się do przodu, niewidzialne płaszczyzny rozpychały przed nim ten skłębiony świat, jak burty okrętu prującego wzburzone fale, i był ciągle sam.Sam pośród nieważnych zdarzeń, bezsensownej krzątaniny, morza niechęci i wrogości, w którym tak rzadko i jakby nieśmiało zapalał się tylko na chwilę błędny ognik miłości.Zdawało mu się, że przechadza się bez celu między kiepskimi dekoracjami do jakiegoś chaotycznego przedstawienia pomylonego reżysera.Z mieszaniną niechęci i podziwu graniczącego z zazdrością patrzał na grupę młodych ludzi, którzy nie zdążyli jeszcze strzepnąć z butów kurzu dalekiej wędrówki, zmęczonych.Lecz jakże szczęśliwych.Cieszyli się z każdego drobiazgu, błahego słowa, a właściwie - to szczęście było już w nich wewnątrz, oni mieli je ze sobą na co dzień, i wystarczyło cokolwiek, aby wypłynęło radosną falą istnienia.I wtedy Nick zrozumiał swój błąd.Przyjechał właśnie po chwilę szczęśliwej beztroski.Był tu niegdyś, przecież nie tak bardzo dawno, przy tym samym stole otwierał nożem puszkę konserw wśród śmiechu wesołej kompanii.Teraz żądał od tej sali, tych gór i lasów, aby wykrzesały w jego wystygłym wnętrzu nową iskrę.Pragnął, żeby szczęście przyszło doń z zewnątrz, dałby wiele za jedną jego chwilę, bo przybył tu pusty.Zamówił cokolwiek i usiadł przy wielkim, zgiełkliwym stole.Pora była późna, kolejka przy bufecie zmniejszyła się wyraźnie.Wśród kilku oczekujących osób zauważył dziewczynę niezwykłej urody.Była bardzo młoda, o twarzy prawie dziecięcej, lecz już całkowicie ukształtowane kobiece ciało, długie nogi, wysoko sklepione biodra i sterczące jędrne piersi, żyjące jakby własnym życiem pod napiętym materiałem bluzki, zadawały kłam niewinności oczu.Rozmawiała z o wiele od siebie starszym mężczyzną.który mógł być jej ojcem, a może - był kochankiem? Facet w widoczny sposób dbał o młodzieńczy wygląd: nosił się z zamierzoną niedbałością, w młodzieżowym stylu, poruszał się szybko i energicznie, choć sprawiało mu to nieraz wyraźną trudność.Śmieszne, ostatnie podrygi - pomyślał Nick, stwierdzając z satysfakcją zaprawioną odrobiną żalu, że on sam je sobie darował.Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, teraz już z pewną niechęcią.Była na pewno dość ładna, ale zbyt potężna: wysoka, szeroka w plecach.miała trochę za grube nogi.Z wiekiem roztyje się jak krowa - mruknął niechętnie.Gdy przechodziła obok niego niosąc parujące talerze, spostrzegł, jak bardzo była młoda.To chyba jednak ojciec - pomyślał - albo wyjątkowy smakosz.W czasach kiedy zatrzymałem się tu po raz ostatni, nie byłaś jeszcze planowana, moja mała.Więcej - twoi rodzice pewnie nie znali się nawet, nie mieli pojęcia o swoim istnieniu oraz o przeznaczeniu, jakim było spłodzenie ciebie.Jaka była szansa, że właśnie ich dwoje spotka się w tym określonym celu wśród miliardowej masy ludzkiej? Pewnie podobna do prawdopodobieństwa istnienia jednej jedynej, określonej planety w niezmierzalnym morzu światów.Nick wstał i wyszedł z jadalni, pragnąc jakoś przerwać ten ciąg bezsensownych skojarzeń.Poza tym powinien już być sam - w każdej chwili mógł przyjść następny atak.Pokój pełen był rześkiego, nocnego powietrza.Nick zamknął okno i wyciągnął się na skrzypiącym łóżku, z przyjemnością rozluźniając zmęczone mięśnie.Lubił ten moment, kiedy gasło światło, a pod plecami wyczuwał śliską gładź pościeli, kiedy członki wypełniały się ciężkim, rozkosznym bezruchem.Na szyi dziewczyny widział złoty łańcuszek z krzyżem.Czyżby była wierząca? A może nosi krzyżyk z przyzwyczajenia, dla fasonu, lub po to, aby sprawić przyjemność rodzicom? Na pewno jest jej dobrze z wiarą.Trzeba w coś wierzyć, w coś, co nie poddaje się ocenie zmysłów, gdyż sam świat materialny nie daje żadnej szansy, nie daje nawet nadziei.Pewien filozof napisał, że gdyby życie nie było tylko przejściem, byłoby nieznośne.Coraz częściej myślę, że mógł mieć rację.Właściwie chciałbym wierzyć w Boga - dalej snuł senne rozważania - lecz doszedłem do tego za późno.Światopogląd w ogromnej mierze zależy od wychowania, znacznie mniej od wykształcenia.Wiara leży poza wiedzą, daleko poza nią.Przecież aby być wierzącym, nie trzeba ślepo wierzyć w dogmaty.Czy ta dziewczyna jest szczęśliwa? - zastanawiał się.Wiara na pewno nie jest jej potrzebna do osiągnięcia szczęścia, najwyżej towarzyszy smutkom i żywiołowym radościom.którymi jest wypełniony jej każdy dzień.Wiara potrzebna jest ludziom zamiast namiętności, aby zapełnić pustkę i dać nadzieję.Już zasypiał, gdy nagle zbudził go ostrzegawczy skurcz mięśni.Po prawej nodze przebiegło tchnienie żaru, niewidzialny płomień jął lizać pękającą skórę, wżerać się w miąższ mięśni i ścięgien, wysuszać i palić kości.Z winy półsennych rozważań Nick nie zdążył na czas, lecz teraz, zwarłszy szczęki z całych sił, z największym trudem wyswobodził spętaną oszalałym bólem myśl i skierował ją ku swojej własnej nadziei."Różowe, zawsze pogodne niebo ugięło się łagodnie i spłynęło miękkim lejem w kierunku otwartego na spotkanie wzgórza, które wyłoniło się spod szkliwa pobrużdżonej powierzchni planety.W miejscu zetknięcia działo się coś dziwnego, zachodziły niezrozumiałe procesy tworzenia, materia przeobrażała się w struktury wyższego rzędu, stawała się powolna Istnieniu, które kształtowało ją wedle swojej chwilowej potrzeby.Lśniący, pełen pylistych zawirowań obłok, który powstał w tym procesie, uniósł się błyskawicznie w różowy przestwór nieba i połączył z nim tysiącem świetlnych wypustek.Ogromna antena, zakończona żywymi receptorami, odczuwała najodległejszą skargę Wszechświata, wyławiała z dalekich zakątków Galaktyki każdy szept czułości, spazm rozkoszy, lecz przede wszystkim krzyk bólu i płacz duszy.A potem wirujący obłok podzielił się na setki świecących punktów, które rozjarzając się do białości pędziły coraz szybciej przez kosmiczną pustkę, pogrążając się w końcu w nurtach ponadświetlnych wiatrów kosmicznych, aby zdążyć na czas i być tam, gdzie być powinny i gdzie były potrzebne.Aby ukoić ból i zapełnić nadzieją puste dusze".Nick obudził się, gdy słońce stało już wysoko.Słońce! Jakaś radosna struna nieśmiało zadrgała w jego piersi.Koniec słoty i deszczu.Może na krótko, więc trzeba to wykorzystać.Po wczorajszym niezwykle silnym ataku odczuwał wciąż osłabienie.Ubierał się więc powołi, mimowiednie rozmyślając o Różowej Planecie.Może ona naprawdę istnieje? Bzdury ~ Ale przecież wystarczy mocno uwierzyć.Lecz i na to nie.mógł się zdecydować.Znów sceptycyzm i niezdecydowanie! Nie był w stanie ani wyrzec się tej wiary ani przyjąć jej bez zastrzeżeń.I wtedy stało się coś dziwnego, nastąpiło jedno z tych rzadkich zdarzeń, których wpływ nie ogranicza się tylko do chwilowego oddziaływania na zmysły.W słoneczną przestrzeń za otwartym oknem popłynął dźwięczny, dziecięcy śpiew.ruty znanej melodii, w którą ten świeży głos, a może i górskie hale.i wesoły blask słońca tchnęły nową.wspaniałą treść.Nick podszedł wzruszony do okna [ Pobierz całość w formacie PDF ]