[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podciągnął się do kra­wędzi, omal nie przewracając kotła.Flint i Raistlin wciągnęli go do wnętrza.Kiedy Caramon puścił go, kocioł poleciał szybko do góry.Sturm schwycił go obiema rękoma i zawisł na zewnątrz wznoszącego się w powietrze garnka.Po dwóch, czy trzech pró­bach udało mu się przerzucić nogę przez krawędź i wspiąć się do środka przy pomocy Caramona.Rycerz przykląkł przy Tanisie i z niewysłowioną ulgą dostrzegł, iż półelf poruszył się i jęknął.Sturm mocno przycisnął półelfa do piersi.– Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że znów jesteś wśród nas! – powiedział rycerz niskim, zachrypniętym głosem.– Riverwind.– szepnął oszołomiony Tanis.– Jest tutaj.Ocalił ci życie.Ocalił nam wszystkim życie.– Sturm mówił szybko, niemal niezrozumiale.– Znajduje­my się w windzie, jedziemy na górę.Miasto umarło.Gdzie je­steś ranny?– Mam połamane żebra, przynajmniej takie mam wrażenie.– Krzywiąc się z bólu, Tanis obejrzał się na Riverwinda, który wciąż był przytomny mimo ran.– Biedak – rzekł cicho Ta­nis.– Goldmoon.Widziałem, jak zginęła, Sturmie.Nic nie mogłem zrobić.Sturm pomógł półelfowi wstać.– Mamy dyski – powie­dział stanowczym tonem rycerz.– Tego właśnie pragnęła, o to walczyła.Są w moim plecaku.Czy jesteś pewien, że mo­żesz utrzymać się na nogach?– Tak – powiedział Tanis.Odetchnął z wysiłkiem, czu­jąc przy tym ból.– Mamy dyski, choć nie wiem, co dobrego nam z tego przyjdzie.Przerwały im przeraźliwe wrzaski dochodzące z drugiego kotła, który przeleciał obok nich, obwieszony krasnoludami żlebowymi jak chorągiewkami.Krasnoludy wygrażały pięściami i przeklinały drużynę.Bupu roześmiała się, a następnie wstała, spoglądając z troską na Raistlina.Zmęczony czarodziej opierał się o ścianę kotła i bezgłośnie poruszał wargami, przywołując kolejne zaklęcie.Sturm rozejrzał się we mgle.– Ciekawe, ilu będzie na gó­rze? – zapytał.Tanis również podniósł głowę.– Mam nadzieję, że wię­kszość uciekła – stwierdził.Westchnął raptownie i chwycił się za żebra.Nagle szarpnęło nimi.Kocioł opadł kilkadziesiąt centyme­trów, zatrzymał się z gwałtownym wstrząsem, a następnie znów ruszył w górę.Zaniepokojeni przyjaciele popatrzyli na siebie nawzajem.– Mechanizm.– Albo zaczyna się rozpadać, albo smokowcy poznali nas i chcą go zniszczyć – powiedział Tanis.– Nic nie możemy zrobić – rzekł Sturm z gorzkim po­czuciem bezsilności.Spojrzał na plecak zawierający dyski, który leżał u jego stóp.– Chyba tylko pomodlić się do tych bogów.Garnek znów drgnął i opadł nieco.Przez chwilę wisiał, ko­łysząc się wśród kłębów mgły.Potem zaczął się wznosić po­woli, dygocząc przy tym.Drużyna widziała krawędź skalnej półki i otwór nad swymi głowami.Kocioł wznosił się ze zgrzy­tem centymetr po centymetrze, a wszyscy w jego wnętrzu du­chem podtrzymywali każde ogniwo łańcucha, który wynosił ich ku górze, do.– Smokowcy! – wrzasnął przenikliwie Tas, wskazując na górę.Dwaj smokowcy gapili się na nich.Kiedy kocioł zbliżył się, Tanis dostrzegł, że smokowcy schylają się, gotowi do skoku.– Mają zamiar zeskoczyć do nas! Garnek tego nie wytrzy­ma! – wymamrotał Flint.– Rozbijemy się!– Taki może być ich zamiar – rzekł Tanis.– Oni mają skrzydła.– Odsuńcie się – powiedział Raistlin, wstając z wysił­kiem.– Raist, nie! – Jego brat pochwycił go.– Jesteś zbyt słaby.– Mam dość siły na jeszcze jedno zaklęcie – szepnął mag.– Lecz może nie podziałać.Jeśli zobaczą, że jestem cza­rodziejem, może uda im się odeprzeć moje czary.– Schowaj się za tarczą Caramona – powiedział szybko Tanis.Wielki mężczyzna zasłonił brata swym ciałem i swą tar­czą.Spowijała ich mgła, zasłaniając przed oczami smokowców, lecz jednocześnie uniemożliwiając im dojrzenie ich.Garnek wznosił się centymetr po centymetrze, ze skrzypieniem i dygotaniem łańcucha.Raistlin stał przygotowany za tarczą Cara­mona, patrząc uważnie dziwnymi oczami, czekając, aż mgła się rozwieje.Powiew chłodnego powietrza musnął policzek Tanisa.Wiatr na krótką chwilę rozpędził opary.Przeciwnicy byli tak blisko, że niemal mogli ich dotknąć! Smokowcy zobaczyli ich w tym samym momencie.Jeden rozłożył skrzydła i z mie­czem w ręku zeskoczył do kotła, skrzecząc triumfalnie.Raistlin przemówił.Caramon zabrał tarczę i czarodziej roz­sunął chude palce.Z jego dłoni wystrzeliła biała kula, trafiając smokowca prosto w pierś.Kula eksplodowała, pokrywając stwora lepką siecią.Jego triumfalny okrzyk zmienił się w prze­rażający wrzask, gdy pajęczyna oplotła mu skrzydła.Spadł jak kamień w zamgloną otchłań, uderzając ciałem w krawędź że­laznego garnka.Kocioł zaczął się kołysać i trząść.– Tam jest jeszcze jeden! – westchnął Raistlin, osuwając się na kolana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl