[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.statecznie — wymruczała Agata, pociągając łyk.— Jest jak ta góra: potężna i solidna.Bardzo szwajcarska.Agata rozpięła kurtkę.W szałasie było ciepło.— Co z „Pawim okiem”?Pokręcił głową, na której rudawe piórka zwichrzyły się zabawnie.— Malach Ha-Mavet, czyli „Anioł śmierci”, jest diamentem.Nie brylantem.Bez określenia różnicy między tymi kamieniami, nigdy nie zrozumie pani zawiłości tej historii.— Więc?— Proszę zatem posłuchać.W skrócie, naturalnie: diament w chemii to czysty węgiel skrystalizowany pod wpływem działania sił przyrody.— Wybuchów wulkanów?— Także.Aby znaleźć jeden gram diamentu, trzeba przekopać sto ton ziemi.Zanim surowy diament stanie się brylantem, musi przejść kilka etapów obróbki.— Taka obróbka niszczy.zmienia wielkość!— Oczywiście.Ale to podnosi wartość.Diamenty sortuje się według kolorów: biały, przezroczysty, żółtawy, różowy i najrzadszy — błękitny.Dalsza obróbka to likwidacja niedoskonałości, odpiłowanie zanieczyszczonych ścianek, nadawanie form: prostokątu, gruszki, serca.Potem fachowiec dobiera odpowiedni szlif, czyli ukośne powierzchnie.I jedną taflę.Dopiero wtedy wpadające do wnętrza kamienia światło ulega załamaniu i rozproszeniu.Brylant zyskuje ogień, czyli życie.— Rozumiem.Te szlify.— Tak.Zawsze pięćdziesiąt siedem powierzchni ułożonych symetrycznie, pod odpowiednim kątem.Sztuka znana od wielu pokoleń.Najlepsi szlifierze świata są w Holandii.Dlatego tam mieszkam.Z nauki nie wyżyję.To raczej hobby.ci Sabejczycy.żeby odkryć grób Bilqis, trzeba mieć pieniądze.Agata poczuła, jak pod wpływem ciepła, trunku i tajemnicy wstępuje w nią duch starej damy i imienniczki: Agathy Christie.— Wszystko to piękne.Historyjkami o ludzkich namiętnościach do szlachetnych kamieni zapełnione są karty historii.Ale my siedzimy tu i teraz.W Sankt Moritz.Wiem, jakie powiązania z diamentem ma profesor Tschudi.A pan?W jego wzroku zalśniły chłodne blaski.— Takie same.Diament pozostawał przez jakiś czas w rodzinie.Mój praszczur Jean Baptiste Tavernier zajmował się poszukiwaniami archeologicznymi na rozległych terenach pomiędzy Indiami a szlakiem handlowym wiodącym do Szabui i Marib — stolicy królestwa Saby.— I tam o niej usłyszał? O Bilqis?— Tak.I oszalał na punkcie „Pawiego oka”.W skrócie powiem, że wyśledził jego losy aż do Francji przedrewolucyjnej.Oczywiście, w czasie gdy głowy arystokracji spadały na gilotynach, zaginął.— I co?Jeremy wzruszył ramionami.— Pamiętniki rodzinne mówią, że Jean Baptiste odnalazł go, miał przez parę tygodni i.zginął.Uduszony.Podobno w czasie bójki.Tak mówią kroniki.Ale ja odkryłem tymczasem coś zupełnie niezwykłego.Coś, co się wprost w głowie nie mieści, a przecież każdy turysta może ją zobaczyć, jeśli tylko chce.— Kogo?— Królową Bilqis.Agata odsunęła kufel.Zdjęła czapkę, pozwalając rudej fali rozsypać się wokół policzków.Czuła, że nie nadąża za tymi wszystkimi rewelacjami.Stanowczo zbyt duża dawka wiedzy spowodowała kompletny mętlik w jej skołatanej głowie.— Gdzie? — wydusiła z siebie głos nieco chrapliwy.— We Francji.W Chartres.Agata wydęła policzki.Patrzyła na Różową Panterę z pewną dozą sceptycyzmu.Oni wszyscy mają kompletnego fioła.Wszyscy.Widzą szkielety i duchy tam, gdzie być w ogóle nie powinny! — pomyślała.— Jeremy, może pan mówić jaśniej? W Chartres byłam.Zwiedzałam głównie słynną katedrę, ale.— Ale nie wiedziała pani, że ona tam jest!— W katedrze?— Tak.Posąg królowej Saby ozdabia północny portyk dwunastowiecznej katedry.U jej stóp stoi.Arka Przymierza.Agata wydmuchała powietrze z płuc.Sytuacja zaczęła się komplikować.— Nie wiedziałam.Słyszałam tylko opowieści, prawie biblijne, że ze związku króla Salomona i owej Bilqis przyszedł na świat syn.Podobno dano mu na imię Menelik.On to miał wykraść z Jerozolimy największą świętość Żydów: Arkę Przymierza, w której znajdowały się kamienne tablice z dziesięciorgiem przykazań.— To bajki.Nigdy nie było żadnego Menelika.Ale Zakon Templariuszy wierzył w te stare podania.Także w ucieczkę owego Menelika do Etiopii.Chociaż to tylko legendy.Natomiast posąg Bilqis, jedyny, jaki istnieje, znajduje się w Chartres.— Jeremy.Wróćmy do „Pawiego oka”.To jego szukamy, a nie Arki Przymierza.Tavernier rozejrzał się po sali.Turyści wchodzili i wychodzili, gwar potęgował się lub uciszał.Mocne piwo lekko szumiało w głowie.— Cóż.szukam go od trzynastu lat.Dlatego, że kiedyś należał do rodziny, i dlatego, że jego wartość wzrasta z każdą minutą.— Ale przynosi śmierć!Jeremy wstał.Podał rękę Agacie i pomógł jej włożyć kurtkę.— Nie zamierzam go zatrzymać.Jestem ekspertem od diamentów.Znam wszystkich kupców świata.— Chodzi panu tylko o pieniądze?— Naturalnie.O to samo walczą ze mną inni: Tschudi, Tom Collins, Trever, Aurelia, Samantha, nieznośny Burrows i ktoś jeszcze.— Kto?— Pani, Agatho.I, być może, ten reporter: JFK.— Jacek Keller? — Agata zatrzymała się na środku sali, całkowicie tamując przejście.— Co on ma z tym wspólnego? Ściga temat, a nie kamień.Jak każdy zdolny reporter!Jeremy otworzył drzwi.Buchnęła fala rześkiego powietrza.Chłodziła gorące głowy i wypędzała opary alkoholu.— Być może.Ale Tom Collins wygrzebuje dla niego informacje, jak by to powiedzieć.bardziej osobiste.✶Siedzieli w barze King’s Club, usiłując nie słyszeć zbyt głośnej dyskotekowej muzyki płynącej z taśmy.Agata, JFK i jego długoletni przyjaciel Tom Collins — różowe dziecko w pijanej mgle.— Co to za rewelacje wyciągnęłaś od Jeremy’ego? — Jacek z dużą przyjemnością przyglądał się Agacie.Jej świeże policzki i ogromne zielone oczy pełne blasku robiły na nim, nie od dziś, duże wrażenie.Starał się nie narzucać, by nie spłoszyć jakimś nie przemyślanym gestem tej odrobiny intymności, jaka się między nimi rodziła.Czuł to.I wiedział, że ona też odczuwa podobnie.Przebiegał między nimi prąd, ten tajemniczy, znany od zarania dziejów, zbliżający każdą Ewę do jej Adama.Agata cofnęła dłoń, którą nakrył palcami.Miała swoje lata i wiedziała, czym się to kończy: łóżkiem.Nie, żeby miała coś przeciwko seksowi.Ale lubiła długie, powolne dochodzenie do odwzajemnianych uczuć.Teraz jednak jej umysł zaprzątała historia „Pawiego oka”.I jego zniknięcia.— Tylko to, co opowiedziałam.Tom Collins pokręcił głową.Jeszcze nie był kompletnie pijany.Myślał i rozumował z dala od szklaneczki whisky pilnowanej przez Kellera.— To wszystko jest znane od stuleci.Faktycznie, w British Library dokopałem się do mnóstwa materiału.Jeremy mówił prawdę.Diament-olbrzym rzeczywiście przez jakiś czas należał do jego rodziny.W tysiąc osiemset trzydziestym roku pojawił się w Londynie.Bankier Filip Tavernier, pradziadek Jeremy’ego, zakupił go za cenę osiemnastu tysięcy funtów.— I co? I co się z nim stało? — Agata odsunęła kosmyk włosów spadający na oczy.Nie dostrzegła wzroku JFK, wpatrującego się w nią z niemym zachwytem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl