[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chaber każde polecenie rozumiał bezbłędnie, wyskoczył na ulicę izaczął obiegać w koło volkswagena pani Krystyny.-No i proszę, jaki ty jesteśmądry, pies! - pochwalił go Pawełek.- Za zimno, żebyś tu siedział, albo leżał.Czterdziestu kilometrów przelatać nie zdążysz, więc proszę bardzo.-W tejsytuacji musimy poczekać, aż matka odjedzie - zadecydowała Janeczka.- Przez tenczas możemy odrobić lekcje.Pawełek poczuł w sobie odrobinę protestu.- Zdążymy wieczorem, nie?- Ja nie wiem, co będzie wieczorem.Uważam, że na wszelki wypadek lepiej teraz.Spokój i cisza zapanowały zarówno w domu, jak i na ulicy.Chaber wytrwaleobiegał volkswagena.O tym, że nic się przy nim nie działo i nikt się do niegonie zbliżał, potrafił zawiadomić, nie mógł jednakże opowiedzieć o innymzjawisku.Nie zdołał przekazać swoim państwu informacji, że ulicą przejechałford.Przejechał, gwałtownie zwolnił, zawrócił i przejechał obok ich domujeszcze raz.Psim instynktem czuł, że ten pojazd różnił się od innych, w dodatkuróżnił się negatywnie, nie zrobił jednak w końcu nic złego, znikł i nie pokazałsię więcej.Bez trudu zawiadomił za to o następnej scenie.Jakiś człowiekprzeszedł ulicą na piechotę.Psu nie podobał się już z daleka, ale Chaber niemiał zwyczaju zaczepiać obcych ludzi, nawet gdyby wydawali mu się zbrodniarzami.Informował tylko o nich swoją panią z wielkim naciskiem.Kiedy pani Krystynawyszła wreszcie, wsiadła do samochodu i odjechała na swój pokaz, zwolniony zposterunku Chaber popędził do Janeczki.- Coś tam było - powiedziała trochę niespokojnie Janeczka, gotowa już dozaplanowanego wyjścia.- Czekaj, piesku, jeszcze buty.No dobrze, idziemy!Pawełek dogonił ją przy furtce.- No? Co on mówi?Janeczka uważnie obserwowała psa.- Ktoś tu był - przetłumaczyła.- Jakiś złoczyńca przechodził i zatrzymał sięprzy naszej bramie.Chaber go chyba przegonił, bo zaraz poszedł dalej.Czekaj,zobaczmy dokąd.Pies poprowadził bez wahania.Hipotetyczny złoczyńca dotarł doskrzyżowania, przeszedł na drugą stronę ulicy, wrócił pod ich dom, poszedł dalejdo następnego skrzyżowania i tam znikł.To znaczy, wsiadł do jakiegoś pojazdu.-Ej że! - powiedział podejrzliwie Pawełek.- To jednak faktycznie pętał się kołonaszej bramy! I wygląda na to, że specjalnie do niej przyjechał! -Zgadza się -przyświadczyła Janeczka.- Ten pies to czyste złoto! Myślałam, że go weźmiemy zesobą, bo może pana Wolskiego trzeba pośledzić, albo co, ale teraz widzę, żemusimy go zostawić.W ogrodzie.Potem nam powie, co było.Zostań tu, piesku, mójskarbie najśliczniejszy, mój brylancie, tu zostań I pilnuj! Pilnuj bramy!Chaber dla swojej ukochanej pani gotów był na wszystko.Nie warował w bezruchuprzy bramie, zaczął obiegać ogród, czujny na każdy ruch za ogrodzeniem,doskonale wiedząc, co dzieje się na zewnątrz.Janeczka i Pawełek wyruszyli naOkulską.Ulica Okulska nie była ani długa, ani gęsto zamieszkana.W jednympasującym budynku na liście lokatorów widniał tylko jeden pan Zdzisław Wolski,mieszkanie numer pięć, pierwsze piętro.Weszli po schodach i obejrzeli drzwi.-Co robimy? - spytał półgłosem Pawełek.- Dziwne jakieś te drzwi - zauważyła Janeczka, przyglądając się pilnie.-Wyglądają jak żelazne.Pawełek delikatnie popukał paznokciami na samym skraju,koło zawiasów.- Bo są żelazne.Ciekawa rzecz.Wszystkie w tym domu sążelazne? Rozejrzeli się.Inne drzwi były zwyczajne, drewniane, wyróżniały siętylko drzwi pana Wolskiego.- Wiedziałam, że trzeba wziąć Chabra - powiedziałaJaneczka z ciężkim rozgoryczeniem.- Powiedziałby nam, czy on jest w domu, czywyszedł.Teraz nie wiem, co zrobić, bo tak zwyczajnie powiedzieć mu, o co gopodejrzewamy, to chyba nie będzie dobrze.- A pewnie.Wyprze się.-I za skarby świata nie pokaże nam parasola.A gdyby już go nie było.Chaber poprowadziłby za nim.-Chyba że czymś pojechał.Wahali się jeszcze przez chwilę.Janeczka nagle zaczęła pilnie słuchać, a potemprzyłożyła ucho do żelaznych drzwi.- Coś słychać - zakomunikowała.- Zdaje się,że gra radio.-Znaczy, on jest?-Nic nie znaczy, mógł zostawić radio, żeby wszyscy myśleli, że jest.Mam pomysł.-No?- Zapukamy i powiemy, że szukamy pani Wiśniewskiej.Zapomnieliśmy, na którejulicy mieszka z tych wszystkich na O, ale wiemy, że na O.Tu, na Mokotowie.Iwiemy, że mieszkania pięć, więc sprawdzamy po kolei.Jakaś pani Wiśniewska musigdzieś mieszkać, Wiśniewskich jest zatrzęsienie.Pawełek kiwnął głową i uniósłrękę, żeby zadzwonić, ale powstrzymał się.-Po co nam ta pani Wiśniewska?- Wszystko jedno.Po byle co.-Wcale nie wszystko jedno, na wszelki wypadek lepiej uzgodnić.-No dobrze.Nowięc.Książki na przykład.Ze szkolnej biblioteki.Mamy od niej odebrać, dalinam adres, ale zgubiliśmy kartkę i nie chcemy się przyznać, więc szukamy na oko.Pawełek ponownie kiwnął głową i przytknął palec do dzwonka.Z wnętrza dobiegłterkot i nie przebrzmiał jeszcze, kiedy drzwi uchyliły się nagle.Wystawił przeznie głowę pan z siwą czupryną.Stało się to tak nieoczekiwanie, że Pawełek nawetnie zdążył cofnąć palca.Zupełnie jakby pan Wolski czatował pode drzwiami.Janeczka nie straciła przytomności umysłu.- Dzień dobry - powiedziała grzecznie i dygnęła.- Przepraszam bardzo, czy tumoże mieszka pani Wiśniewska? - Nie - odparł uprzejmie pan.- Ja tu mieszkam i zpewnością nie jestem panią Wiśniewską.Nie przeczytaliście listy lokatorów? -Przeczytaliśmy.Ale pani Wiśniewska może być czyjąś siostrą, albo wynajmowaćpokój u kogoś innego, albo co.I na liście lokatorów może jej nie być.Więc topomyłka i takich pomyłek popełnimy pewnie więcej, bo jesteśmy do tego zmuszeni.Pan Wolski patrzył jakoś tak, że Janeczka w głębi duszy podziękowała opatrznościza ścisłość Pawełka.Miał chyba jakieś tajemnicze przeczucie, kiedy domagał sięustalenia przyczyny wizyty u pani Wiśniewskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl