[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie powiecie mamie dobranoc — oświadczyła.— Mamę boli głowa.Poczytam wam sama.W pół godziny później ciocia Andzia kończyła właśnie porządkowanie łazienki, gdy weszła matka Janka.Na twarzy miała twardą, żółtą skorupę, włosy nakręcone na papierki.Za nią biegł merdając Lejek.— Nie chce to zejść z twarzy — powiedziała dość niewyraźnym głosem.— Chyba że pozwolę zlizać Lejkowi.Ma wielką ochotę.— Co to jest? — spytała ciocia Andzia bardzo spokojnie.— Maseczka — zasepleniła matka Janka.— Fuj, mam zupełnie sztywną twarz.Żółtko z olejem.Zastygło na kamień.Zalecane przez twoje pismo.— Zmyj watą i ciepłą wodą z mydłem — zaproponowała ciocia Andzia.— Zlituj się, chyba sobie nie obcięłaś włosów?— Obcięłam, nawinęłam, oczy sobie gimnastykowałam, leżałam pół godziny głową niżej niż nogi, zrobiłam sobie masaż łydek, jestem bardzo zmęczona — powiedziała matka Janka.— Ale czuję się lepiej i jakoś młodziej.Poczekaj, zmyję sobie to paskudztwo, upudruję się trochę i przyczeszę, włożę czystą bluzkę.Późnym wieczorem zjawił się w domu ojciec Janka.— Co tak późno? — matka Janka wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.— Było zebranie, mówili o kukurydzy.Pachniesz świeżym ciastem — ucieszył się.— Piekłaś?— Ależ skąd, studiowałam zasady zachowania urody i młodości — powiedziała matka Janka, wykręcając głowę na wszystkie strony — widzisz, zmieniłam fryzurę.— Rzeczywiście — stwierdził ojciec Janka.— A masz coś na kolację?— Wszystko gotowe w kuchni.Ale najpierw mnie posłuchaj.Kobieta może być młoda i piękna, jeżeli poświęci pięć minut dziennie na gimnastykę ciała, dziesięć minut na pielęgnację— rąk, pięć minut na szczotkowanie włosów, pięć minut na masaż stóp, dwie minuty na gimnastykę oczu, dziesięć minut na masaż twarzy, raz na miesiąc godzinę na pedicure, raz na tydzień dwie godziny na fryzjera, codziennie pół godziny na kąpiel w płatkach owsianych, raz na tydzień pół godziny na maseczkę z żółtka, raz na tydzień godzinę na masaż głowy i nacieranie włosów olejem, raz dziennie pięć minut na masaż łydek, raz dziennie dziesięć minut na leżenie głową na dół…— Czyś ty oszalała — krzyknął ojciec Janka.— Skąd ci to przyszło do głowy?— Ona zrobiła wielki błąd — powiedziała ciocia Andzia.— Widzisz, ona przeczytała jednym ciurkiem kupę starych numerów pism kobiecych i zebrała razem porady z kilku miesięcy.Żyraf nie będzie— Podobno znów są cudzoziemcy — powiedział Janek przy śniadaniu.— Co to są?— Ludzie z obcych krajów — wyjaśniła ciocia Andzia.— Po czym się ich poznaje? — dowiadywał się Janek.— Bo ja zaraz idę na rower.Jak by taki obcy ziemiec przeszedł, to skąd bym wiedział?— Po samochodach ich poznać — Andrzej wyskrobywał resztki jajecznicy z patelni — mają takie duże, kolorowe i wyglansowane i nie wiadomo gdzie przód, a gdzie tył.— A jak chodzą piechotą? — Janek z trudem przełykał suchą bułkę.i— Daj, posmaruję ci — zaproponowała ciocia Andzia.— A w ogóle wszyscy ludzie na całym świecie są jednakowi i niczym się od siebie nie różnią.— Nieprawda — oburzył się Andrzej.— Indianie są czerwoni, a Murzyni czarni.Murzynek Bambo na przykład.Czarny jak smoła.— Murzynek Bambo W Afryce mieszka Trudno i darmo Jest nasz koleżka… — zaśpiewał Janek dosyć fałszywie.— Jak to trudno i darmo? — zdziwiła się ciocia Andzia.— Coś musiałeś pokręcić.— My tak śpiewamy w przedszkolu — zapewnił ją Janek.— Może pani śpiewa trochę inaczej, ale my tak.— Chociaż może prawdziwi Murzyni wcale nie mają czarnej skóry —1— zastanowił się Andrzej.— Książki bujają.Jak tu był ten Idianin, ten Nero, to widziałem, że wcale nie jest czerwony, tylko tak opalony.A w książce to piszą, że Indianie są czerwonoskórzy.A w książce wcale nie pisali, że Indianie jeżdżą w samochodzie na stojąco i noszą białe czapeczki marynarskie.I sam widziałem, że nie miał ani łuku, ani strzał.— Ten pan to nie był żaden Indianin, tylko Hinduś — pouczała ciocia Andzia.— Kończcie już to mleko, bo wam wystygnie, i jazda na podwórze, na rowery.I żebyście nie wychodzili na ulicę, bo żadnych cudzoziemców dziś nie ma.— Właśnie że są.Pełno ich jest.Już przyjeżdżają na ten festywal.Ja bym nie chciał akurat wtedy jechać na kolonie.— To nie jest festiwal dla dzieci — ciocia Andzia szybko sprzątała naczynia i układała je w zlewie.— Obejdzie się bez was w Warszawie.— Ale będzie sto milionów ludzi — zawołał Andrzej.— Wszyscy w tych samochodach i w różnych czapkach.Henio mówi, że będzie wolno deptać trawniki i wycinać na drzewach na pamiątkę i że będą banany i znaczki do przypinania, i okropny tłok, i tańce na ulicy.Ja nie wyjeżdżam.— Wyjeżdżasz — powiedziała ciocia Andzia krótko.— Na festiwalu i bez ciebie będzie dosyć zamieszania?— A Henio? — zdenerwował się Andrzej.— Jemu to wolno będzie pisać na ścianach, a mnie nie?— Na ścianach pisać wolno tylko organizatorom festiwalu — objaśniła ciocia Andzia.— Ty będziesz robił babki z piasku nad morzem.Ciocia Andzia puściła gwałtowny strumień wody i zaczęła hałaśliwie zmywać naczynia.— Oni się chcą nas pozbyć, a sami to będą oglądać tych różnych obcych ziemców i cyrki, i fajerwerki.Najlepiej będzie, jak zachorujemy — powiedział Andrzej do Janka na schodach.— Pewnie, zachoruje się — zgodził się Janek — ale na co?— No, na co ty byś chciał? — zapytał Andrzej wspaniałomyślnie.— Wybierz sobie jakąś chorobę, bo nie możemy mieć tego samego.— Coś bez penicyliny — zastanawiał się Janek.— Takich chorób to pewnie nie ma.— Najlepiej katar.— E, to nie żadna choroba.— No to angina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl