[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I numeratory.Jak on im to rąbnął, pojęcia nie mam, ale chyba to stare… Jedna studolarówka aluminiowa…Wzdrygnęłam się lekko.— W torbie to zostało?— W torbie.Schowane.Nie miałem czasu, więc w takiej szafce stoi, za butami, w przedpokoju…Zełgał, nie zełgał, nie zamierzałam przeszukiwać jego kawalerki.Upewniłam się jeszcze co do słuszności własnych wniosków i zatrzymałam na Poznańskiej.Znalazłam za butami zieloną torbę Mikołaja, ulgi doznałam niebotycznej, zajrzałam, coś w niej było i to coś decydowało o ciężarze, bo spalone papiery niewiele jej ulżyły.Dostrzegłam telefon, bez namysłu zadzwoniłam do pogotowia policji.— Żadnych dowcipów nie robię — oznajmiłam stanowczo na wstępie.— w miejscowości Pojednanie, w remontowanym dworze, cztery kilometry za Tarczynem, leży człowiek z bardzo rozbitą głową.Nie może się ruszyć.Potrzebna mu szybka pomoc, bo umrze.Nikt nie załatwi tego równie sprawnie jak policja.Dobranoc.Wiedziałam, że nagrywają te doniesienia, mówiłam zatem szeptem.Szept trudniej rozpoznać.— Nazwisko! — zażądała słuchawka, ale odłożyłam ją, nie wdając się w dalszą konwersację, chociaż nie byłam pewna, czy nie należało od razu powiedzieć o melinie w podziemiu.Pohamowała mnie obawa, że coś mogłam przeoczyć i niezbędna okaże się druga wizyta.Zeszłam na dół, zawiozłam tę ofiarę do pogotowia na Hożą, oddałam mu klucze, zawiadomiłam pielęgniarkę, że mam w samochodzie człowieka z uszkodzonymi nogami, po wypadku i na zadane mi natychmiast pytanie odparłam, że nie.Nie przejechałam go.Uszkodził sobie te nogi całkowicie bez mojego udziału, ja zaś wystąpiłam tylko w charakterze samarytańskiej pomocy.Odczekałam, aż wzięli go na nosze i uciekłam.Nad uzyskanym łupem spędziłam bez mała połowę nocy.W pierwszej kolejności obejrzałam rysunki, studolarówki były dwie, lepsza stanowiła dzieło Pawła, ale nie byłam w stanie ocenić, która to ta lepsza, zniszczyłam zatem obydwie.Wygodniej mi było, niż temu przysypanemu głupkowi, bo moja ciotka miała kominek.Nie najlepiej ciągnął, trochę się nadymiło, niemniej po arcydziele pozostał w końcu sam popiół.Z matrycami poszło o tyle trudniej, że nie dało rady ich spalić.Wyszorowałam je w wannie gorącą wodą, szczotką i mydłem, a następnie nożycami do drobiu pocięłam na najdrobniejsze kawałeczki.Dwie tylko, te z czasów Pawła, resztę zostawiłam w spokoju.Natychmiast potem przygniótł mnie kolejny problem.W gruncie rzeczy zniszczyłam dowody przestępstwa i poszłam na rękę fałszerzom, policja takich numerów bardzo nie lubi.Popiół z kominka mogłam spokojnie wyrzucić, ale związek między aluminiowymi ścinkami a nożycami do drobiu mojej ciotki wykryją niewątpliwie.Co u diabła miałam teraz zrobić? Wrzucić do Wisły także te nożyce? Nonsens, lepiej usunąć ścinki, najbliższy śmietnik odpada…Nic na świecie nie było mi już bardziej potrzebne niż moja teściowa i jej gach…Informacja, że w podtarczyńskiej miejscowości grasuje diabeł, dotarła do kapitana Frelkowicza w imponującym tempie przez czysty zbieg okoliczności.W tarczyńskim komisariacie znajdował się akurat najzupełniej prywatnie jeden z jego wywiadowców.Nawet w policji zdarza się czasem, że ktoś z pracowników ma wolny dzień i załatwia sobie swoje własne sprawy, wywiadowca zatem załatwiał.Wracał motorem z Radomia i do komisariatu wstąpił po jabłka.Kumpel tamże zatrudniony miał krewniaka—ogrodnika, krewniak—ogrodnik wyhodował nowy gatunek, było o tym dużo gadania, wywiadowca miał obiecane trochę dla spróbowania, skorzystał z okazji, dostał torbę owoców i dokładnie w tym momencie przyszła wiadomość o facecie z rozbitą głową.Osobiście podwiózł kumpla motorem do Pojednania, nie bardzo wierząc w prawdziwość komunikatu i osobiście wysłuchał pierwszych zeznań ofiary.— Tak ogólnie, to całkiem normalny — raportował nazajutrz o świeżym poranku.— Tyle, że chyba zwariował.Upierał się okropnie, że go diabeł napadł w dwóch osobach, najpierw jako koza czy kozioł, co do kozła, to owszem, nawet się zgadza, na Łysej Górze, zdaje się, diabeł obsługiwał erotycznie czarownice w charakterze czarnego kozła…— Wyście jeszcze od wczoraj nie wytrzeźwieli? — przerwał ze zgorszeniem kapitan.— Nie, ja powtarzam jego skojarzenia, prawidłowe miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl