[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Infan-tylny idiota.Nic nie rozumiał z tego wszystkiego, co się wokół niego stało i co się wokół nie-go dzieje.Tylko się pyszni, że jego przetrwało.Moje, moje, tańczy z radości i nic nie pojmu-je, jak byle chłopak na ulicy wielkiego miasta.Nigdy mi nie żal, jak ktoś z własnej głupotywpada pod auto.Nie żałuję durniów, którzy nie potrafią myśleć. Którzy nie wiedzą, co jest dobre, a co złe. Kileń powiedział to z chłodnym naciskiem,patrząc w oczy inżynierowi. Ci, którzy nie potrafią przeprowadzać całościowych rachunków, nic nie mają do robotyna tym świecie.Niech rozbierają ich płoty, niech wpadają pod auta, niech ich trafiają pioru-ny.Wiesz co? Na wierzchu będą zawsze tylko ci, którzy potrafią rachunki przeprowadzać dokońca, którzy są uparci i dyskretni.I twardzi.Z tego powodu Polacy nie lubią Anglików.A jaich właśnie podziwiam.Czy chcesz posłuchać jeszcze jednej historii? Opowiadam ją, zawszez podziwem i uznaniem, co najmniej raz w roku.W tym roku kontyngent jeszcze nie jest wy-czerpany.Słuchasz?Kileń pochylił głowę. Znasz historię gubernatora Singapuru?Kileń zaprzeczył ruchem głowy.Suchowilk zaczął: W lutym czterdziestego drugiego Japończycy bez wielkiego wysiłku zajęli ważny dlaBrytyjczyków punkt strategiczny.Weszli od lądu, gdy oczekiwano ich od strony morza.Gu-bernator mający bronić Singapuru okazał się zwyczajnym durniem, w dodatku poważnie za-niedbał swe obowiązki.Zdążył uciec przed Japończykami, ale wkrótce potem został wezwanydo Londynu.Wszyscy wiedzieli, że leci do Anglii na proces sądowy.Miał być oskarżony oniedopełnienie obowiązków.Niestety, był on również którymś tam członkiem rodziny kró-lewskiej, więc proces mógł się stać wyjątkowo paskudnym widowiskiem publicznym.Bro-niąc się, pan gubernator mógł wyciągnąć na światło różne sprawy, których ujawnienie niemusiało być Anglikom na rękę.Zwłaszcza w czasie wojny i przez członka rodziny królew-skiej.Nie! W Londynie, już po wojnie, poznałem polskiego pilota, lotnika  służył nie wdywizjonach polskich RAF-u, ale w dywizjonach angielskich.Jeden z wielu, wielu tysięcynaszych pilotów w RAF-ie.W czterdziestym drugim, w parę miesięcy po utracie Singapuru,dywizjon, w którym służył ów pilot, stacjonował na lotnisku w południowej Walii.Latali napatrole nad Zatokę Biskajską.Jakiegoś wieczoru siedzieli na dyżurze w dispersal point, gdynadano alarmujące polecenie: nad zatoką pojawiła się maszyna niemiecka, należało wystar-tować  w kilka myśliwców  i Szkopa wrzucić do wody.Poleciały trzy maszyny.W okre-ślonym miejscu dostrzegli sylwetkę lecącego samolotu.Wtedy dowódca tej eskadry  może tosię nie nazywa eskadrą, może jakoś inaczej  tej grupy myśliwców  zaraportował do bazy, że52 samolot przed nimi jest chyba brytyjski, niemieckie mają inną sylwetkę.Zapytał więc: czy niezaszła omyłka i czy mają atakować? Z bazy natychmiast przyszło potwierdzenie poprzednie-go rozkazu.Samolot nazi! atakować! Szef pilotów raz jeszcze powtórzył swą obiekcję.I razjeszcze otrzymał rozkaz: strącić do morza! Dialog powtórzył się po raz trzeci.W takich wy-padkach pilot musi słuchać dyspozycji z bazy.Rządzi nim ziemia.Dał sygnał ataku.W kilkasekund już było po wszystkim.Wielka maszyna wpadła w morze.Wróciwszy z lotu do bazy piloci poszli spać.Nazajutrz rano, wcześnie rano, cały dywizjon został rozpuszczony, zupeł-nie nieoczekiwanie, na urlop.Wszyscy się rozjechali po całej Wielkiej Brytanii.I każdy znich w trakcie tego urlopu otrzymał przydział do zupełnie innej jednostki bojowej.Ich po-przedni dywizjon został po prostu rozsypany.Może w tym celu, by nie było zbyt wielkiejgadaniny, by nikt nie mógł zastanawiać się z przyjaciółmi, jaki to wtedy samolot strącili wBiskaje: brytyjski czy niemiecki? W parę tygodni pózniej w prasie ukazała się niewielka no-tatka: samolot, którym eks-gubernator Singapuru wracał do Londynu, został nad Zatoką Bi-skajską zaatakowany przez samoloty hitlerowskie i strącony do morza.Zginęli wszyscy.I taknie odbył się proces być może dla rządu brytyjskiego nader niewygodny. Suchowilk roze-śmiał się.Po chwili milczenia Kileń wykrztusił pytanie, na które gospodarz czekał: I tobie się podoba ten tryb załatwiania problemów politycznych? Nie wiem, czy mi się podoba.Nie jestem w ogóle pewien, czy takie określenia jak  po-doba lub  nie podoba mogą tutaj mieć zastosowanie.Wiem jedno tylko, że ktoś bardzotrzezwy przeprowadził w pewnym czasie i w pewnym miejscu absolutnie chłodną kalkulację.Co się państwu brytyjskiemu, akurat prowadzącemu wojnę, bardziej opłaci: kilku zabitych,jakby poległych na froncie  pan gubernator wracał wojskową maszyną  czy proces mogącyprzynieść tylko szkodę publiczną, stanowiący żer dla wrogiej propagandy.Ktoś przeprowa-dził ścisły rachunek. Suchowilk umilkł.Chwilę się zastanawiał.Dokończył:  A może ciopowiedzieć drugą historyjkę, też o ścisłym rachunku, tyle że już z bliższego terytorium, zWarszawy? Opowiedz. Z nazwiskiem czy bez nazwiska? Głupie pytanie.Zawsze z nazwiskiem. Ostrzegam.Może ci być przykro.Mnie to jest zupełnie obojętne.Moje sentymenty tejstrony nie dotyczyły, ale twoje?.nie wiem. Z nazwiskiem. Znasz nazwisko: Rydz-Zmigły? Znasz imię: Edward? Znam zawód: marszałek. To nie zawód, to godność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl