[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A słowa,które wypowiedziała znowu były łagodne i wolne, jakby skierowane do małego dziecka: Nie było pana przy tym, doktorze.Nikogo przy tym nie było.Modliłam się doMatki Przenajświętszej, świece paliłam.Wódki mu dałam.A teraz trumnę kupię zdobrego drzewa i pogrzeb będzie miał z księdzem z Trumiejek, choć Dymitr był innejwiary.Podniosła się z zydla, poprawiła chustkę na głowie i ramionach, a potem odwróciłasię do nich plecami i uklękła przed ikoną.Przeżegnała się znowu i klęcząc czekała, ażodejdą.Bo w jej pojęciu powiedzieli sobie wszystko, co mogło być powiedziane.173 Korejwo spojrzał na doktora, a doktor odwzajemnił mu się ostrym błyskiem oczu.Wiedział komendant, że może wziąć Justynę na posterunek gminny, a tam, po kilkudniach, być mole podpisze zeznanie, że śmierci męża pragnęła i wódki mu dała, abyposzedł na ryby pijany.Po kilku dniach przyzna się nawet, że poszła z mężem i go dowody wepchnęła, choć wątpliwe, czy coś takiego uczyni, bo raczej powtarzać będzieciągle, że nikogo przy tym nie było.I nie znajdzie się prokurator, co zechce wziąć dalej tęsprawę w swoje ręce, i nie znajdzie się sąd, który zechce skazać Justynę.I nie w tymtkwiło sedno sprawy, że sąd ją uniewinni, bo niejednego zbrodniarza uniewinnił, ale wtym, że potem nastąpi prawdziwa i łatwa do udowodnienia zbrodnia.Dwóch mężczyzn,co teraz uczciwie węgiel dobywa, pójdzie do więzienia.Rozumiał komendant, że doktorwie o tym także i prosił go spojrzeniem, aby powiedział Justynie słowa, których jemu rzecnie wypadało. Wstań, Justyno  rozkazująco wezwał ją doktor. I posłuchaj naszej rady.A gdy znowu wstała i usiadła na zydlu, doktor zaczął mówić inaczej niż zwykle,twardo, dodając słowo jedno do drugiego, jak gdyby każde było oddzielnym ziarnkiemdługiego różańca. Nie mów nikomu, Justyno, że Dymitr cię bił i pragnęłaś jego śmierci.Nie mównikomu, że modliłaś się do Matki Przenajświętszej i świeczkę paliłaś, aby zginął.Niemów nikomu, że wódki mu dużo dałaś, ale że sam dużo wypił.Bo ja dziś jeszcze telegramwyślę do dwóch braci Dymitra, którzy przyjadą tu ze swoich kopalń.Pogrzebią swegobrata i odjadą.Ale nocą cichaczem tu wrócą i ciebie razem z tym domem podpalą.Albowiem jeśli w tej sprawie nawet cień na ciebie albo na kogoś padnie, to zaraz noc googarnie.Znałem starego Wasilczuka i trzech jego synów.Dlatego kiedy pomyślałem, ktomógł do mnie strzelać i dlaczego to zrobił, od razu myślałem o Dymitrze.Więc jeślichoćby cień podejrzenia na ciebie padnie, nie będziesz dłużej żyła, Justyno.I nie patrząc na młodą kobietę, doktor wyszedł z izby, a za nim zarazwymaszerował komendant Korejwo.Ramię przy ramieniu poszli obydwaj drogą w stronępoczty, skąd doktor chciał nadać telegram, a komendant zamierzał poczekać na swegoułaza, powracającego z Bart. Primum non nocere  powiedział w pewnej chwili doktor.A znając ciekawośćkomendanta do wszelkich nauk, dodał dla jasności:  To znaczy, że przede wszystkimnie należy szkodzić.174  A pewnie  zgodził się Korejwo. I nie należy także pić za dużo wódki, jeśli sięchce chwytać nocą ryby z przerębli na śliskim lodzie.Aatwo bowiem o wypadek.W rzeczy samej sekcja zwłok wykazała we krwi Dymitra tyle alkoholu, że ktośinny, o słabszej głowie, leżałby nieprzytomny na łóżku, on zaś poszedł chwytać ryby wprzerębli.Nie dziwiło to nikogo, bo Dymitr lubił dużo wypić, o czym wszyscy, także jegodwaj bracia, dobrze wiedzieli.Zjawili się obydwaj w Skiroławkach w dzień pogrzebu, dwoma nowymisamochodami.Podobało im się, że młoda wdowa nie szczędziła pieniędzy na pięknątrumnę dla męża, na krzyż drewniany i ogromny wieniec ze sztucznych kwiatów.Chwalili, że poprosiła proboszcza Mizererę, aby trumnę ze zmarłym od domuWasilczuków aż na cmentarz poprowadził, choć i oni, i Dymitr byli innego wyznania.Nie płakała Justyna na pogrzebie, ale jej ogromna bladość mówiła, że łez jejzabrakło i żal do losu ma ogromny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl