[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechże więc wreszcie wtargnie do ich domu straszny Łukta i swoim potężnym drągiem wyrwie ją z ziemi.Oczywiście, że bała się Łukty, lecz podciągnęła koszulę i rozchyliła nogi.Położyła sobie dłoń między nogami, aby głaskaniem uspokoić łono, tak jak uspokajała płaczące dziecko.Łukta jednak nie przyszedł i rano bolała ją głowa.W mieszkaniu było zimno, dziecko płakało i należało je nakarmić.Nie znalazła ani kropli mleka, ani kawałka chleba.Po południu ubrała się więc, na dzieciaka włożyła ciepłe ubranko, otworzyła drzwi na podwórze, wyprowadziła z szopy wózek i prowadząc ten wózek przed sobą, wyszła na drogę w kierunku osady leśnej, do sklepu.Każdy krok sprawiał jej ból.Może rzeczywiście stała się rośliną, gdyż idąc, z trudem odrywała od ziemi nogi.A najgorsza była obawa przed innymi kobietami, które spotka w sklepie.Czy któraś jej nie urazi spojrzeniem, nie dotknie, nie zerwie listka z jej ciała?Ile zrobiła kroków pośród zamglonych jesiennych pól z brunatnymi łęcinami nie wykopanych ziemniaków? Ujrzała Karola idącego ku niej od strony osady leśnej.Niósł bochenek chleba i butelkę mleka.Pocałował ją w czoło i powiedział radośnie:- Nie znaleźli żadnych podstaw, aby mnie oskarżyć.W końcu nawet Łukta odwołał swoje podejrzenia i przeprosił mnie za nie.Postawi nowy tartak.Kto wie, może zostanę tajnym wspólnikiem?W domu bardzo zmęczona usiadła na fotelu, a on zaczął się krzątać, przygotowując dla dziecka jedzenie i paląc w kaflowym piecu.- Wstąpiłem na uprawę i wyobraź sobie, Malwino, w prawym rogu rośnie modrzew.Nigdy go dotąd nie zauważyłem, bo okrywały go jeżyny.Tego lata nabrał sił i wyrósł ponad krzewy.To nieprawda, że wszystkie modrzewie umarły na mojej uprawie.Pokażę go nadleśniczemu.Modrzew potrzebuje ludzkiej życzliwości.Będę go codziennie odwiedzał.Malwina poczuła zazdrość.- A ja? - zapytała.- Czy nie zaniedbasz mnie z powodu modrzewia?- W Bartach widziałem na wystawie sklepowej duży sznur czerwonych korali.Kupię go i przystroję cię jak jarzębinę.Nie chcę, Malwino, żebyś wychodziła z domu.Kiedyś kupię samochód i będę cię woził.Postaram się też o inny dom dla nas.Napisałem list do Romanikowej, aby mi powierzyła plantację.Jeszcze dziś się z nią spotkam i omówię tę sprawę.Czy wiesz, że nocą w areszcie miałem dziwny sen.Oto przez las obok mojej uprawy jechał strażnik łowiecki na swojej izabelowatej klaczy.Uśmiechał się, a gdzie spojrzał, na mojej uprawie wyrastały młode modrzewie.Nigdy nie przedstawiłem ci tego człowieka, ale to teraz nie ma znaczenia, ponieważ on już tutaj chyba nigdy nie powróci.“Jestem szczęśliwy, szczęśliwy, szczęśliwy" - pomyślał Stęborek.Rozdział trzynastyDokładnie przygotowywali go do wyjazdu.Rozmawiali z nim długo, rozważając wszystkie ewentualności, niebezpieczeństwa, zastawione pułapki.Jak wynikało z ustaleń firmy, nikt nie interesował się jego mieszkaniem przy Square Severine, nie znajdował się pod obserwacją także sklep z rowerami przy Dapperstraat.Ludzie, z którymi Bullow miał kontakt, przyczaili się po jego ucieczce, nie zauważono jednak, żeby groziło im niebezpieczeństwo.Ponad pół roku minęło od chwili, gdy Ivo Bunder oddał się w ręce policji, ale nic nie wskazywało na to, aby zdradził interes firmy, którą reprezentował Bullow.Przez te pół roku Ivo Bunder znajdował się pod opieką i nadzorem policji, obecnie - podobno - widuje się go to tu, to tam - zawsze zachowuje się bardzo ostrożnie.“Coś trzeba zrobić w tej sprawie - tłumaczyli.- Ktoś musi dotknąć pajęczyny i jeśli pająk czyha ukryty w jakimś kącie, wyskoczy po swoją ofiarę.Jeśli prawdą jest, że lubiłeś Bundera, a on lubił ciebie, to ty jesteś tym, który najmniej ryzykuje.Musisz spotkać się z Bunderem i poznać prawdę".Znowu więc pojawiło się słowo “lubię".I tak oto pewnego dnia niejaki Kristopher Bullow otrzymał swój paszport.Kupiono mu bilet na samolot, bez kontroli granicznej przeprowadzono na nocny rejs.Powiedzieli: “Komorne za twoje mieszkanie przy Square Severine było zawsze opłacane regularnie.Wyjechałeś z chorą żoną na wypoczynek, żona jest wciąż chora, a ty powróciłeś".Czy trzeba bardziej klarownej sytuacji? Kristopher Bullow nigdy i nigdzie nie uciekał.Nie wracał też z dalekiego kraju, tylko z wypoczynku, który się nieco przedłużył.Tym samym nie istniał żaden Józef Maryn, zresztą zapewne zrobione zostało wszystko, aby powoli nawet z pamięci ludzkiej zniknęły wszelkie ślady po strażniku łowieckim.Wsiadając nocą do samolotu Kristopher Bullow był w tym samym ubraniu, w jakim uciekł, zwrócono mu każdy jego drobiazg, miał pewność, że w kieszeniach pozostały nawet resztki tytoniu z papierosów, które kiedyś palił.Być może oczyszczono mu starannie nawet trzewiki z kurzu i błota, ze wszystkiego, co nie było kurzem i błotem ze Square Severine.Wylądował o świcie.Jakiś czas krążył po przeszklonych salach dworca lotniczego, przesiadując w poczekalniach i barach, obserwując, czy nie budzi czyjegoś zainteresowania.Znalazł wolną kabinę i kolejno wykręcił trzy numery mieszkań, które wynajmował w mieście wspólnie z Bunderem.Nikt się nie zgłaszał - zwątpił, czy o tak wczesnej porze w którymś z tych miejsc może trafić na Bundera.W tych mieszkaniach bywali zazwyczaj krótko, rzadko któryś z nich tam nocował.Może droga do Bundera w ogóle nie miała sensu.Prawdopodobnie należało go szukać w domu, w którym na podwórku jakieś dzieci ulepiły ze śniegu bałwana.Zapamiętał ulicę - ale to było zbyt ryzykowne.Jeśli Bunder tam mieszkał, istniało prawdopodobieństwo, że jest obserwowany.Należało znaleźć w książce telefonicznej numer telefonu tego mieszkania i zadzwonić.Na to jednak pozostawało jeszcze sporo czasu.Znowu trochę pospacerował po dworcu.Wykręcił czwarty numer, to była nieduża willa w zdziczałym ogrodzie, dogodna do spotkań, gdyż miała dwa wyjścia, od frontu na cichą uliczkę i do mikroskopijnego ogrodu zamkniętego wysokim murem.Bunder sam wynalazł tę willę i za własne fundusze wynajął ją od jakiejś staruszki, ciągle przebywającej w swojej wiejskiej posiadłości.Z Bunderem spotkał się tam Bullow chyba nie więcej niż trzy razy.Zapamiętał niewiele warte stare meble z narzuconymi pokrowcami, staroświecką łazienkę z węglowym piecykiem do grzania wody.Czy Bunder spotykał się tam z kimś jeszcze? Tak, być może z jakimiś kobietami albo z ludźmi innych firm.Ktoś podniósł słuchawkę, ale nie odezwał się.Bullow słyszał jednak oddech tego człowieka.- Czy to pan Feldman? - zapytał.Chwila ciszy, a potem głos Iva.Gwałtowny:- Przyjeżdżaj natychmiast.Jesteś mi potrzebny.O Boże, co za szczęście.Natychmiast, rozumiesz?- Tak - Bullow odwiesił słuchawkę.Poczuł w sobie chłód.To był niepokój.Zbyt łatwo przyszło mu nawiązanie kontaktu z Bunderem.Zbyt chętnie chciał się z nim spotkać, i to natychmiast.A przecież przez lata nauczył się wzbudzać w sobie nieufność, jeśli sprawa rozwijała się zbyt łatwo.Co o tak wczesnej porze robił Ivo Bunder w tamtej willi? Spał z kobietą? Tak naprawdę niewiele wiedział o Bunderze.Kazali mu z nim współpracować - i to wszystko.Polubili się podczas wspólnej pracy - i to była druga cząstka prawdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl