[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jim za­wsze doszukiwał się w jej zachowaniu prób zdominowania ich związku.Casey poszła do łazienki i odkręciła prysznic.Nie zdążyła się jeszcze roze­brać, kiedy usłyszała stłumiony dzwonek telefonu.Natychmiast pomyślała, że dzwoni jej były mąż.Pobiegła do kuchni i chwyciła słuchawkę.- Cześć, Jim.- Przestań się wygłupiać, suko! - odezwał się nie znany jej, męski głos.- Jak się będziesz dalej upraszała o kłopoty, to je w końcu znajdziesz.Zdarzają się różne wypadki.A my cię uważnie obserwujemy, nawet w tej chwili!Połączenie zostało przerwane.Singleton, całkiem osłupiała, popatrzyła na słuchawkę aparatu.Zawsze są­dziła, iż należy do ludzi bardzo opanowanych, ale teraz serce waliło jej jak mlotem.Zmusiła się, żeby wziąć kilka głębokich oddechów i odłożyć słuchawkę, na miejsce.Wiedziała, że ludzie czasem odbierają tego typu pogróżki przez telefon.Krążyły pogłoski, że przedstawicieli kierownictwa firmy podobne rozmowy nie­kiedy zrywają z łóżek w środku nocy.Ale jej się to nigdy wcześniej nie przytra­fiło.Tym bardziej ją zdumiało, do jakiego stopnia się przejęła tym telefonem.Znowu zaczerpnęła głęboko powietrza, usiłując w myślach zlekceważyć pogróż­ki.Sięgnęła po otwarty pojemnik z jogurtem, lecz tylko zajrzała do środka i zaraz go odstawiła.Dotarło do niej nagle, że jest w domu całkiem sama, a nawet nie opuściła żaluzji.Pospiesznie obeszła salon, przekręcając żaluzje w oknach.Kiedy stanęła od frontu i wyjrzała na ulicę, w świetle latam dostrzegła bez trudu wielkiego nie­bieskiego sedana zaparkowanego na wprost jej domu.Wewnątrz siedziało dwóch mężczyzn.Z odległości kilkudziesięciu metrów wyraźnie widziała ich twarze za przed­nią szybą auta.Obaj patrzyli w jej kierunku.Cholera!Casey szybko podeszła do drzwi, przekręciła zasuwkę i założyła łańcuch zabezpieczający.Kiedy włączała alarm przeciwwłamaniowy, dostrzegła, że roz­trzęsione palce ma miękkie jak z waty.Następnie wyłączyła światło w salonie i wzdłuż ściany zakradła się znowu do okna.Tamci nadal siedzieli w samochodzie, lecz obecnie rozmawiali ze sobą.Mówili chyba o niej, gdyż jeden wskazał jej dom.Na palcach wróciła do kuchni i wygrzebała z torebki pojemnik z pieprzową mieszanką łzawiącą.Ściągnęła z niego kapturek.Drugą ręką zdjęła ze ściany telefon i wycofała się do jadalni, na tyle daleko, na ile pozwalała długość kabla.Nie spuszczając z oczu stojącego na ulicy auta, zadzwoniła na policję.Kiedy zgłosił się dyżurny, podała swoje nazwisko i adres.- Przed moim domem siedzi w samochodzie dwóch podejrzanych męż­czyzn.Obserwowali mnie już rano.A teraz odebrałam telefon z pogróżkami.- Tak, rozumiem.Czy jest pani sama w domu?- Tak.- W porządku.Proszę dokładnie zaryglować drzwi i włączyć alarm, jeśli go pani ma.Patrol niedługo się tam zjawi.- Pospieszcie się - rzuciła błagalnym tonem.Obaj nieznajomi wysiedli z samochodu.Wolnym krokiem ruszyli w stronę domu.Byli ubrani sportowo, w bawełniane koszulki i dżinsy, ale wyglądali schlud­nie i porządnie.Przed domem się rozdzielili: jeden poszedł dalej chodnikiem prowadzącym na tylne podwórze, drugi skręcił na ukos przez frontowy trawnik.Casey poczuła, że serce podchodzi jej do gardła.Nie mogła sobie przypomnieć, czy zamknęła tylne drzwi.Kurczowo ściskając w dłoni pojemnik z mieszanką łzawiącą, wycofała się do kuchni, zgasiła tu światło i przemknęła korytarzem obok sypialni w stronę tylnego wyjścia.Przez szybę w drzwiach zauważyła, iż mężczyzna stanął na skraju podwórka.Ciekawie rozglądał się dookoła.Kiedy po chwili spojrzał w kierunku domu, Singleton błyskawicznie przykucnęła i za­łożyła łańcuch zabezpieczający drzwi.Złowiła cichy odgłos kroków zbliżających się do wejścia.Zadarła głowę i popatrzyła na przeciwległą ścianę.Tutaj także znajdowała się numeryczna kla­wiatura urządzenia alarmowego, wyróżniał się na niej duży czerwony przyciskopatrzony napisem: ALARM.Gdyby go wcisnęła, uruchomiłaby denerwujący, jazgotliwy sygnał.Tylko czy to by wystarczyło do odstraszenia intruza? Nie po­trafiła ocenić.Gdzie jest ten cholerny policyjny patrol? - myślała gorączkowo.Ile jeszcze trzeba będzie na niego czekać?Nagle dotarło do niej, że kroki na zewnątrz umilkły.Powoli i ostrożnie wyprostowała się i zerknęła ponad krawędzią okienka w drzwiach.Mężczyzna stał na drugim końcu podwórza.Po raz ostatni rozejrzał się uważnie, po czym zawrócił i ruszył z powrotem chodnikiem prowadzącym na ulicę.Casey, nisko pochylona, przebiegła na palcach do jadalni i wyjrzała przez okno od frontu.Drugiego mężczyzny nigdzie nie było przed domem.Gdzie on się podział? - pomyślała, czując narastające przerażenie.Tamten wyłonił się nagle zza rogu, obrzucił uważnym spojrzeniem cały fronton i także ruszył z powr­otem do samochodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl