Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Heller Joseph Paragraf 22
- George R.R. Martin 3 Nawałnica mieczy cz.1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na werandzie jednakże stała na stole nowa butelka wina i dwa kieliszki.Kazałam natychmiast przynieść trzeci.Przyniósł posłusznie i usiadł z nami po nieco już krótszym oporze.Historyczna sensacja przebijała nawet wieloletnią tresurę.- Powiedział nam wszystko, co usłyszał od tego bęcwała - oznajmiła Krystyna od razu, nie trzymając wiernego sługi w niepewności.- Nareszcie wiemy, o co tu chodzi i skąd te podchody.Rzeczywiście, chcą znaleźć zaginiony klejnot, pradziadek tego barana rości sobie prawa do niego, to znaczy rościł, bo sądzę, że już nie żyje.Uciekając do Ameryki podobno zostawił tę rzecz tutaj, we Francji.- Ale muszę Gastona rozczarować - wtrąciłam z westchnieniem.- Za co bardzo przepraszam.Myśmy na początku wcale nie szukały żadnego klejnotu, tylko recept zielarskich, które znajdowały się w bibliotece.Byłyśmy do tego zmuszone.Streściłam mu testament prababci, byłam zdania, że należy mu się pełne wyjaśnienie.Krystyna mnie wspomogła, podzieliwszy widocznie moje zdanie.Następnie, wyjrzawszy przez okno i stwierdziwszy, że nikt nie podsłuchuje, posunęłam się dalej, wyjawiłam kolejne odkrycia i nadzieje w kwestii owego klejnotu, sukcesywnie rosnące.Zapewniłam, że wedle dokumentów rodzinnych skarb należy do nas prawnie i nikt nie może nam go odebrać, gdyby nastąpił cud i ścierwo zostałoby odnalezione.Zmierzchła z początku twarz wiernego kamerdynera rozjaśniała się stopniowo.- Zatem, proszę jaśnie panienek - rzekł w końcu, podnosząc się z krzesła - jestem zupełnie pewien, że jeszcze za życia ujrzę tę rzecz.Czy przynieść więcej wina?- Tak - odparła Krystyna stanowczo.- Bardzo prosimy.***Wiadomość, że Iza przyjechała do Warszawy, spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.Iza była moją najbardziej nielubianą przyjaciółką i odznaczała się tym, że jeszcze od szkolnych czasów z maniackim uporem usiłowała podrywać moich chłopaków.Nie interesowali jej inni, tylko ci, przynależni do mnie, przy czym, nie wiadomo dlaczego, chłopakom Krystyny dawała spokój.Może była to kwestia gustu.Być może nawet w pierwszych chwilach nie zdawała sobie sprawy, której z nas wydziera amanta, ale w praktyce z reguły padało na mnie, przysparzając mi razem zdenerwowania i triumfów, bo sukcesy osiągała bardzo mierne.Parę lat temu wyjechała do Stanów i miałam z nią spokój, wystarczyło unikać spotkań, kiedy składała wizyty w ojczystym kraju.Poślubiła jakiegoś milionera i obrosła w dostatki wręcz nieprzyzwoite, nie ciekawiło mnie to specjalnie, prawie o niej nie pamiętałam.Okropnej informacji udzieliła mi teraz Krystyna, która dzwoniła do Warszawy co drugi dzień, pilnując Andrzeja, żeby przypadkiem nie wyjechał do tego idiotycznego Tybetu.Tym razem trafiła na Agnieszkę, jego młodszą siostrę, i zanim podszedł do telefonu, Agnieszka zdążyła uszczęśliwić ją oceanem plotek.Znała nas obie, znała także Pawła.- Słuchaj, ona mówi, że ta suka owdowiała i siedzi na strasznej forsie - powiedziała moja siostra nerwowo, odrywając mnie od hinduskich dupereli, które usiłowałam oczyścić z kurzu i wycenić.- Przyjechała i kręci się koło Pawła.Jak dotąd, mało ukręciła, bo Paweł dopiero co wrócił skądś tam, ale strzeżonego i tak dalej.O interesowność jej nie posądzi, to odpada, ona się tarza w złocie.Miedziany dzbanek z brzękiem wyleciał mi z rąk.Krystyna podniosła go odruchowo i razem z tym dzbankiem zaczęła latać po pokoju, kontynuując sprawozdanie.- Ja w ogóle wracam, to znaczy nie wiem, czy całkiem, może tu wrócę, ale wracam.Andrzej wytrzymał dwa miesiące, a teraz go niesie.Muszę mu zawieźć plon po prababci, inaczej krewa, może kocha także i mnie, ale więcej kocha himalajskie zielsko, niech to cholera.Mówiłam, żeby tu przyjechał, ale powiada, że to ostatnia chwila na jesienne zbiory, diabli nadali pory roku, nie ma siły, rzucam pracę, jadę z nim razem, parę złotych z tego spadku chyba mamy.?Zatrzymała się nagle i popatrzyła na mnie pytająco, tuląc dzbanek do łona.Ogłuszona własną komplikacją, spróbowałam oprzytomnieć.- W rękach trzymasz w tej chwili jakieś dwa tysiące dolców - odparłam z rozgoryczeniem.- Czekaj, ja też jadę.Sprzedaż tych rzeczy musiałaby potrwać, a Izunia, nie ma obawy, weźmie dobre tempo.Pewnie przywiozła rolls-royca ze złotymi klamkami.Poza tym, szkoda mi tego.Krystyna z lekkim roztargnieniem obejrzała dzbanek i odstawiła go na komodę.- Nie odebrałyśmy z sejfu biżuterii przodków - przypomniała.-Biżuterii też byłoby nam szkoda, zapewniam cię.- Może jest tam coś cennego i śmiertelnie obrzydliwego.? Nie, co ja mówię, wszystko wymaga czasu.Trudno, jadę!Podniosłam się z krzesła, bo wreszcie przestałyśmy używać podłogi, jako jedynego siedziska.Już zaczęłam myśleć konstruktywnie.Zamierzałam pierwotnie zrobić tu porządek, posegregować antyki, przymierzyć się do ewentualnej sprzedaży, ale wszystko to było dla Pawła.Bogata i wolna Iza stanowiła zagrożenie śmiertelne, wreszcie kobieta, która jego forsę może mieć gdzieś, skusi go, a mnie tam nie ma, żadnej zapory.O nie, tego to ja tak nie zostawię! Też jadę natychmiast, byle jakoś racjonalnie.- Zabieramy kapelusz - rzekłam stanowczo.- Musimy jechać przez Paryż, trzeba zrobić przelew na konta.Trochę weźmiemy gotówką.- Dużo gotówką, bo przelew długo idzie.-.i rzucimy okiem na te rodzinne precjoza.Może znajdzie się w nich jaki efektowny pierścionek albo co.- Ale żadnego nocowania! Mam gdzieś kamienice prababci! Ruszamy od razu i jedziemy jednym ciągiem!- To bierz się za robotę i pakuj ten przyrodniczy chłam.Czekaj, bez wygłupów, jedenasta dochodzi, musimy się przespać i ruszamy jutro rano [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Na werandzie jednakże stała na stole nowa butelka wina i dwa kieliszki.Kazałam natychmiast przynieść trzeci.Przyniósł posłusznie i usiadł z nami po nieco już krótszym oporze.Historyczna sensacja przebijała nawet wieloletnią tresurę.- Powiedział nam wszystko, co usłyszał od tego bęcwała - oznajmiła Krystyna od razu, nie trzymając wiernego sługi w niepewności.- Nareszcie wiemy, o co tu chodzi i skąd te podchody.Rzeczywiście, chcą znaleźć zaginiony klejnot, pradziadek tego barana rości sobie prawa do niego, to znaczy rościł, bo sądzę, że już nie żyje.Uciekając do Ameryki podobno zostawił tę rzecz tutaj, we Francji.- Ale muszę Gastona rozczarować - wtrąciłam z westchnieniem.- Za co bardzo przepraszam.Myśmy na początku wcale nie szukały żadnego klejnotu, tylko recept zielarskich, które znajdowały się w bibliotece.Byłyśmy do tego zmuszone.Streściłam mu testament prababci, byłam zdania, że należy mu się pełne wyjaśnienie.Krystyna mnie wspomogła, podzieliwszy widocznie moje zdanie.Następnie, wyjrzawszy przez okno i stwierdziwszy, że nikt nie podsłuchuje, posunęłam się dalej, wyjawiłam kolejne odkrycia i nadzieje w kwestii owego klejnotu, sukcesywnie rosnące.Zapewniłam, że wedle dokumentów rodzinnych skarb należy do nas prawnie i nikt nie może nam go odebrać, gdyby nastąpił cud i ścierwo zostałoby odnalezione.Zmierzchła z początku twarz wiernego kamerdynera rozjaśniała się stopniowo.- Zatem, proszę jaśnie panienek - rzekł w końcu, podnosząc się z krzesła - jestem zupełnie pewien, że jeszcze za życia ujrzę tę rzecz.Czy przynieść więcej wina?- Tak - odparła Krystyna stanowczo.- Bardzo prosimy.***Wiadomość, że Iza przyjechała do Warszawy, spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.Iza była moją najbardziej nielubianą przyjaciółką i odznaczała się tym, że jeszcze od szkolnych czasów z maniackim uporem usiłowała podrywać moich chłopaków.Nie interesowali jej inni, tylko ci, przynależni do mnie, przy czym, nie wiadomo dlaczego, chłopakom Krystyny dawała spokój.Może była to kwestia gustu.Być może nawet w pierwszych chwilach nie zdawała sobie sprawy, której z nas wydziera amanta, ale w praktyce z reguły padało na mnie, przysparzając mi razem zdenerwowania i triumfów, bo sukcesy osiągała bardzo mierne.Parę lat temu wyjechała do Stanów i miałam z nią spokój, wystarczyło unikać spotkań, kiedy składała wizyty w ojczystym kraju.Poślubiła jakiegoś milionera i obrosła w dostatki wręcz nieprzyzwoite, nie ciekawiło mnie to specjalnie, prawie o niej nie pamiętałam.Okropnej informacji udzieliła mi teraz Krystyna, która dzwoniła do Warszawy co drugi dzień, pilnując Andrzeja, żeby przypadkiem nie wyjechał do tego idiotycznego Tybetu.Tym razem trafiła na Agnieszkę, jego młodszą siostrę, i zanim podszedł do telefonu, Agnieszka zdążyła uszczęśliwić ją oceanem plotek.Znała nas obie, znała także Pawła.- Słuchaj, ona mówi, że ta suka owdowiała i siedzi na strasznej forsie - powiedziała moja siostra nerwowo, odrywając mnie od hinduskich dupereli, które usiłowałam oczyścić z kurzu i wycenić.- Przyjechała i kręci się koło Pawła.Jak dotąd, mało ukręciła, bo Paweł dopiero co wrócił skądś tam, ale strzeżonego i tak dalej.O interesowność jej nie posądzi, to odpada, ona się tarza w złocie.Miedziany dzbanek z brzękiem wyleciał mi z rąk.Krystyna podniosła go odruchowo i razem z tym dzbankiem zaczęła latać po pokoju, kontynuując sprawozdanie.- Ja w ogóle wracam, to znaczy nie wiem, czy całkiem, może tu wrócę, ale wracam.Andrzej wytrzymał dwa miesiące, a teraz go niesie.Muszę mu zawieźć plon po prababci, inaczej krewa, może kocha także i mnie, ale więcej kocha himalajskie zielsko, niech to cholera.Mówiłam, żeby tu przyjechał, ale powiada, że to ostatnia chwila na jesienne zbiory, diabli nadali pory roku, nie ma siły, rzucam pracę, jadę z nim razem, parę złotych z tego spadku chyba mamy.?Zatrzymała się nagle i popatrzyła na mnie pytająco, tuląc dzbanek do łona.Ogłuszona własną komplikacją, spróbowałam oprzytomnieć.- W rękach trzymasz w tej chwili jakieś dwa tysiące dolców - odparłam z rozgoryczeniem.- Czekaj, ja też jadę.Sprzedaż tych rzeczy musiałaby potrwać, a Izunia, nie ma obawy, weźmie dobre tempo.Pewnie przywiozła rolls-royca ze złotymi klamkami.Poza tym, szkoda mi tego.Krystyna z lekkim roztargnieniem obejrzała dzbanek i odstawiła go na komodę.- Nie odebrałyśmy z sejfu biżuterii przodków - przypomniała.-Biżuterii też byłoby nam szkoda, zapewniam cię.- Może jest tam coś cennego i śmiertelnie obrzydliwego.? Nie, co ja mówię, wszystko wymaga czasu.Trudno, jadę!Podniosłam się z krzesła, bo wreszcie przestałyśmy używać podłogi, jako jedynego siedziska.Już zaczęłam myśleć konstruktywnie.Zamierzałam pierwotnie zrobić tu porządek, posegregować antyki, przymierzyć się do ewentualnej sprzedaży, ale wszystko to było dla Pawła.Bogata i wolna Iza stanowiła zagrożenie śmiertelne, wreszcie kobieta, która jego forsę może mieć gdzieś, skusi go, a mnie tam nie ma, żadnej zapory.O nie, tego to ja tak nie zostawię! Też jadę natychmiast, byle jakoś racjonalnie.- Zabieramy kapelusz - rzekłam stanowczo.- Musimy jechać przez Paryż, trzeba zrobić przelew na konta.Trochę weźmiemy gotówką.- Dużo gotówką, bo przelew długo idzie.-.i rzucimy okiem na te rodzinne precjoza.Może znajdzie się w nich jaki efektowny pierścionek albo co.- Ale żadnego nocowania! Mam gdzieś kamienice prababci! Ruszamy od razu i jedziemy jednym ciągiem!- To bierz się za robotę i pakuj ten przyrodniczy chłam.Czekaj, bez wygłupów, jedenasta dochodzi, musimy się przespać i ruszamy jutro rano [ Pobierz całość w formacie PDF ]