[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Też mu błysnęło właściwe skojarzenie.Jeśli istotnie w lekturze tkwiła trucizna, sensu w tym nie ma, ale jeśli.która tak gładko wyprawiła na tamten świat jego teścia.a przecież ledwo ją napoczął, nie roz­klejał kart!.To kto tam teraz leży jako następna ofiara.?!!!Uświadomił sobie, że nie ma o tym pojęcia, nie zapytał tego parszywca, sprzedawcy, komu sprzedał zabytek, ucieszył się pewnie kretyn, że sprzedaje ta­ką drogą rzecz.Ale może będzie pamiętał, może to, co daj Bóg, znajomy klient.Bardzo blady, patrzył na młodą megierę wzro­kiem zranionej łani.— Nasz sprzedawca.— wymamrotał.— Kwit, tak, ale nazwiska nie zapisujemy, klient przychodzi, kupuje, płaci i niech go diabli biorą.Najmocniej panią przepraszam!— Nie szkodzi — mruknęła Justyna z wyraźną furią.— Ale może pamięta.Na mieście jest.Ma przyjść później.Jeśli pani raczy.— Zaczekam — przerwała mu Justyna stanowczo.— Nie wyjdę stąd bez tej informacji.Kiedy on ma przyjść? Bo może go poszukać w domu, gdzieś prze­cież mieszka?— Mieszka, tak, ale w domu go nie ma, załatwia sprawy, miał się spotkać z rzeczoznawcą, sam go umawiałem, mieli pojechać do kogoś, nie wiem gdzie.Czas, spędzony wspólnie w oczekiwaniu na sprze­dawcę, obydwoje, Justyna i nowy antykwariusz, każ­de we własnym zakresie, zgodnie zaliczyli do najgor­szych chwil życia.Trochę te chwile potrwały, bo sprzedawca wrócił dopiero po pierwszej.Oszołomiony nieco krwiożerczym pytaniem, zdo­łał sobie jednak przypomnieć klienta.— Ależ tak, znamy go — powiedział przerażony.— Wicehrabia Gaston de Pouzac, mieszka.— Wiem, gdzie mieszka — przerwała Justyna, która z jednej strony doznała natychmiastowej ulgi, a z drugiej o mało szlag jej nie trafił.— To mój kuzyn.Mam nadzieję, że.O Boże, może jeszcze żyje.!Święcie już teraz przekonana, że zainteresowanie upiorną książką o sokołach grozi życiu czytelnika i o to właśnie chodziło jej babce, porzuciła antyk­wariat wraz z jego roztrzęsionym personelem i po­pędziła do kuzyna.Rodzinne konie czekały na nią i chętnie zerwały się do biegu, a stangret znał Paryż.Kuzyn już nie żył.Dziko zdenerwowana Justyna trafiła u niego pros­to w piekło na ziemi.Lekarze, policja, służba i do­datkowo dwóch ciężko spłoszonych przyjaciół, wszystko kłębiło się w straszliwym zamieszaniu.Mimo oszołomienia i szoku, zdołała pomyśleć, że gdyby to był obcy dom, nie dogadałaby się z nikim.Na szczęście, o ile w tak dramatycznej sytuacji moż­na mówić o szczęściu, wicehrabia był cioteczno-ciotecznym wnukiem jej prababki, bo stara hrabina de Noirmont posiadała siostrę, której najmłodszy po­tomek właśnie zszedł z tego świata, przedtem jed­nak stanowił rodzinę i Justyna u niego bywała.Zna­ła ją cała służba i nikogo nie dziwiło jej zaangażo­wanie w tragedię.Niezbicie pewna, iż dysponuje wyjaśnieniem sprawy, ponieważ kuzyn bez wątpienia otruł się pie­kielną księgą, pełna wahań, czy nie należy tego strasz­nego faktu ukryć, złapała jego osobistego lokaja, który doszczętnie stracił głowę i nie panował nad językiem, a całość wydarzeń miał świeżutko w pa­mięci.Ktoś był u hrabiego Gastona.Nie wie na pewno kto, bo tu panował dziś istny kołowrót, jaśnie pana odwiedzało mnóstwo ludzi, jeden za drugim, w tym jego dwóch przyjaciół, baron de Tremont i markiz de la Tourelle, oni jeszcze są, zgłupieli z tego wszystkiego, siedzą w salonie i nie wiedzą, co robić, policja kazała im czekać, a oprócz nich fryzjer, posłaniec z bilecikiem, chwalić Boga, że wiadomo przynajmniej, od kogo bilecik, od pani de Mouret, małżonki bankiera, wice­hrabia z nią akurat.tego.No i korespondował.I jeszcze pomocnik jubilera, ten taki wielki, bykowaty, a przedtem.albo potem.nie, przedtem, dekorator, bo jaśnie pan zasłony chciał zmieniać, a wcześniej jeszcze jeden taki z rachunkiem.A w ogóle to prawie od rana, znaczy od południa, jaśnie pan siedział i oglą­dał jakąś książkę, starą, nie, to źle powiedziane, jakieś przedpotopowe dzieło, które dopiero co kupił.Musia­ło mu się spodobać albo co, bo wydawał okrzyki.— Skoro wydawał okrzyki, znaczy jeszcze żył — zauważyła przytomnie Justyna, która zdołała się już nieco opanować.— Kiedy je przestał wydawać? Kto był wtedy u niego? Przypomnij sobie!Mignęła jej w głowie rozpaczliwa nadzieja, że może kuzyna po prostu ktoś zamordował, bo myśl o trucicielskich właściwościach zabytkowego wolumenu wydawała jej się coraz bardziej przeraźliwa i z całej siły chciała ją od siebie odsunąć.W końcu o tym Karolu IX to była plotka, fikcja literacka, nie wiado­mo na czym oparta.no owszem, wiadomo, na ogól­nym przekonaniu, że w tamtych czasach wszyscy się truli wzajemnie, ale przecież nie musi to być prawda! Boże jedyny, a babcia kazała odzyskać to świństwo, zanim nastąpi nieszczęście, nie powiedziała tego wy­raźnie, ale podtekst dał się zauważyć.Lokaj uczciwie starał się skupić, przeszkadzając jej myśleć, co ją okropnie irytowało, chociaż odpo­wiadał na pytanie, przez nią samą zadane.— Zaraz.Fryzjer wyszedł, a jaśnie pan wydawał potem.zaraz.Panowie de Tremont i de la Tourel­le w małym saloniku zażądali wina, przeczekiwali.Do gabinetu wszedł chyba pomocnik jubilera.Ja sam to wino przyniosłem, nic nie słyszałem, ale pa­nowie mówili, śmieli się.Wielki Boże, pomocnik jubilera wyszedł, znikł, a zaraz potem.tak, zaraz potem, jako następny, ten posłaniec z bilecikiem, podniósł krzyk.Pomocnik jubilera.Nadzieja Justyny nagle nabrała rumieńców.— Policja — przerwała gwałtownie.— Skąd poli­cja, dlaczego? Kto ją wezwał?— No, jak to, kamerdyner zobaczył.Policję od razu.Justyna znów przerwała zaskoczonemu słudze.— Ta książka, którą mój kuzyn oglądał.Gdzie ona jest? Nie, zaraz.Proszę mi przynieść wody.Myśl jej biegła niepowstrzymanie.Potworne dzie­ło o sokołach trzeba odzyskać natychmiast, może jeszcze nie zdołali odgadnąć pochodzenia trucizny, babka z pewnością nie życzyłaby sobie ujawnienia takiej kompromitującej tajemnicy rodzinnej! Gaston coś oglądał, mogło to być cokolwiek.A nawet jeśli zginie.Katarzyna Medycejska nikomu nie przyjdzie do głowy, odebrać to, mogłaby legalnie.Nie, nic z tego, nie zaraz, Gaston nie był żonaty, po­jawią się komplikacje spadkowe, żyje za to jego oj­ciec, hrabia de Pouzac, dziedziczy chyba, zanim przyjedzie z prowincji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl