[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacząłem wodzić palcem po jej twarzy.oczy, które przymknęła, nos, kontur ust.Ucałowała mój palec.Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej i pocałowałem w usta.Odpowiedziała mipocałunkiem, ale czułem, że się ma jeszcze na baczności, niby to się zgadzała, ale równocześnie stawiała opór.Odsunęliśmy się od siebie, przyglądałem się z bliska jej buzi.Wydawało mi się, że jest to twarz, która mi się nigdynie sprzykrzy, twarz wyzwalająca potrzebę opiekuńczości, niewyczerpane zródło pożądania; nie mogłem siędopatrzyć na niej żadnej skazy, ani zewnętrznej, ani wewnętrznej.Julie otworzyła oczy i obdarzyła mnieserdecznym, choć nadal powściągliwym uśmiechem.- O czym myślisz?- O tym, jaka jesteś piękna.- Czy naprawdę nie widziałeś się w Atenach z tą twoją przyjaciółką?- Byłabyś zazdrosna?- Tak.- Zatem nie widziałem się z nią.- Założę się, że to nieprawda.- Słowo daję.Nie udało jej się przylecieć.- Czyli chciałeś się z nią zobaczyć?- Bo lituję się nad zwierzętami.Chciałem jej powiedzieć, że nic z tego.%7łe sprzedałem duszę czarownicy.- Jakiej to czarownicy?Podniosłem jej rękę do ust, pocałowałem dłoń, potem bliznę.- Skąd masz tę bliznę?Przyjrzała się swemu nadgarstkowi.- Podczas zabawy w chowanego.Miałam wtedy dziesięć lat.-Skrzywiła się kpiąco.- Powinno mnie to było nauczyć rozumu.Schowałam się w szopie na narzędzia i strąciłam zkołka coś, co wyglądało na długi kij i wyciągnęłam rękę, żeby się zasłonić - zrobiła gest zasłaniania się.- A to byłakosa.- Moje biedactwo.- Jeszcze raz ucałowałem bliznę.Przytuliłem Julie, po chwili jednak rozstałem się z jejustami i zacząłem całować oczy, szyję, dekolt, całowałem obrąbek sukni tuż nad piersiami i znów poszukałem jejust.Wpatrywaliśmy się sobie w oczy.W jej oczach widać było niepewność, ale po chwili coś w nich odtajało.Spuściła powieki i jej usta poszukały moich, tak jakby nagle łatwiej jej było mówić pocałunkami niż słowami.Alekiedy pogrążyliśmy się w sobie, kiedy istniały już dla nas tylko nasze połączone usta i przytulone ciała, wyrwałnas z transu dzwon.Monotonne, regularne bicie dzwonu jak na alarm.Usiedliśmy i rozejrzeliśmy się, jakbyśmyzostali schwytani na gorącym uczynku; wyglądało na to, że jesteśmy sami.Julie wzięła mnie za rękę, żebyspojrzeć na mój zegarek.- To pewnie June.Pora na lunch.Nachyliłem się i pocałowałem ją w czubek głowy.- Nie moglibyśmy tu zostać?- To ona po nas przyjdzie.- Spojrzała na mnie z udaną surowością.- Na ogół mężczyzni uważają, że jestatrakcyjniejsza ode mnie.- Co za idioci!Dzwon umilkł.Siedzieliśmy obok siebie i Julie dalej trzymała mnie za rękaw.- Nie, może po prostu chcątego, co łatwiej mogą uzyskać od niej niż ode mnie.- To można uzyskać od każdej dziewczyny.- Julie wciąż przyglądała się mojej ręce, tak jakby był to jakiśnie związany ze mną przedmiot.- Czy uzyskał to od ciebie tamten mężczyzna?- Chciałam mu to dać. - Więc co się stało?Pokręciła głową, jakby chcąc mi dać znać, że to skomplikowana historia.- Nie, Nicholas, nie jestemdziewicą.To nie o to chodzi.- Boisz się, że znów zostaniesz skrzywdzona?- %7łe znów ktoś mnie.wykorzysta.- Jak on ciebie wykorzystał?Dzwon znów zaczął bić.Julie uśmiechnęła się do mnie.- To długa opowieść.Innym razem.Pocałowała mnie szybko, potem wstała i wzięła koszyk, a ja złożyłem koc i przewiesiłem go przez ramię.Ruszyliśmy w stronę domu.Ledwie weszliśmy między pinie, kiedy kącikiem oka zobaczyłem, że coś się rusza, ojakieś siedemdziesiąt, osiemdziesiąt jardów od nas dojrzałem jakąś czarną sylwetkę.Poznałem ruchy.- Jesteśmy pod obserwacją.To ten Joe.Nie zatrzymaliśmy się, tylko Julie się obejrzała.- Nic na to nie poradzimy.Możemy go najwyżejignorować.Ale trudno było całkowicie ignorować śledzące nas zza drzew oczy.Od tej chwili szliśmy sztywno, wpewnej od siebie odległości, zupełnie jak byśmy się czuli winni.47Kiedy zbliżaliśmy się dokolumnady, ze stopni podniosła się bosa dziewczyna w ceglastej koszuli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl