[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze środka wychodzili jacyś ludzie: mężczyzna i kobieta.Obydwoje byli wysocy i żylaści.Domyśliłam się, kto to taki.Wyszłam i skrzywiłam się, bo uderzyło we mnie zimne powietrze.- Cześć - powiedziała kobieta, wyciągając rękę i dając mi szansę obejrzeniawszystkich zębów w jej szczęce.- Ty musisz być Ellie.- Wzięła głęboki oddech.- Dziękujęci.Dziękuję.Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że odpowiedziałaś na boże wezwanie iprzywiozłaś nam Nicka z powrotem.- Są państwo jego rodzicami?Mężczyzna był zajęty zamykaniem samochodu, ale teraz, kiedy jego żona przytaknęła,też do mnie podszedł i uścisnął mi dłoń.- Jesteśmy twoimi dłużnikami - powiedział.Byłam strasznie zakłopotana.W czasie wojny nic takiego się nie zdarzało.Wtedyliczyło się tylko przetrwanie.Nie było czasu na podziękowania.- No cóż - powiedziałam cicho, zastanawiając się, dlaczego zamknął samochód, i wdalszym ciągu próbując nad sobą zapanować - może napiją się państwo kawy? Nie wiem, czyNick już wstał.Kiedy wróciliśmy wczoraj wieczorem, wszyscy byliśmy naprawdęwykończeni.Ale Nick wpadł do kuchni prawie biegiem, więc chyba zobaczył rodziców przez okno.Uznałam, że to idealny moment, żeby nakarmić bydło, więc szybko się przebrałam i wyszłamz domu.Dobrze było wrócić do naturalnych rytmów życia.Nie wiem, co takiego mają w sobiekrowy.Są zupełnie inne niż owce.Kiedy tata kupił te zwierzęta, były naprawdę w kiepskiejformie, a teraz ładnie się podtuczyły, zdecydowanie przybierały na wadze.Zdążyłam je dobrze poznać.Tworzyły kolorową menażerię.Miały w swoim groniekilkoro uciekinierów, wśród których wyróżniały i93 się dwie sztuki.Obie były dość małe, aleciągle szykowały ucieczki, które przepełniłyby dumą każdego jeńca z czasów drugiej wojnyświatowej.Nick mógłby się od nich wiele nauczyć.Nieważne, ile razy wzmacniałamogrodzenie - one ciągle uciekały.Oczywiście zazwyczaj zostawiały za płotem swoje cielęta, co nie było zbyt roztropne.Czasami zabierały jedno z nich ze sobą.Zamierzałam się pozbyćtych dwóch krów przy pierwszej sprzedaży, tak samo jak zrobił poprzedni właściciel,sprzedając je nam.Za dużo było z nimi kłopotu.Do tego dochodziły jeszcze krowy ze słabym przodem albo te z wystającymkręgosłupem, albo te, które odrzucały swoje młode, albo te, które były zbyt agresywne wstosunku do mnie i do Gavina.W myślach już szykowałam dla nich wymówienie.Musiałamznowu stworzyć przyzwoite rodowodowe stado, i to jak najszybciej.Dawniej z tegosłynęliśmy.Było mi trochę wstyd, że te krowy zostaną sprzedane pod naszym nazwiskiem.Jednak mimo ich wszystkich wad prędzej czy pózniej człowiek zawsze się do nichprzywiązywał.Jak w każdej grupie, były wśród nich sztuki z charakterem.Wielu nadaliśmyprzezwiska, często z oczywistych powodów: Zliniak, Aata, Tłuścioch, Lepkamorda, Cycatka.Nie muszę dodawać, że to ostatnie wymyślił Gavin.Inne przezwiska nie były aż tak oczywiste.Phar Aap dostała swoje dlatego, żepotrafiła galopować szybciej niż inne krowy.Jeśli nieoczekiwanie zjawiałam się z sianem,zawsze przybiegała do mnie jako pierwsza.Casanova został tak nazwany dlatego, że choć byłbykiem, ciągle wskakiwał na inne byki.Marlboro w zimne poranki wydmuchiwał wielkieobłoki pary.No dobra, te imiona były dość głupie, ale trzeba mieć jakąś rozrywkę, kiedy właśnie wte zimne poranki łazi się po pastwiskach.Gdy wróciłam do domu, wszyscy byli już na nogach.Nick czekał, żeby się pożegnać,więc się pożegnałam, chcąc mieć to już za sobą.Nie umiał się powstrzymać i rzucił kilka ckliwych tekstów - pewnie zrobiłabym tosamo, gdybym przez tyle czasu była w rękach partyzantów, nie wiedząc, czy uda mi sięprzeżyć.Prawdę mówiąc, byłam dumna z tego, jak sobie poradziliśmy.Przecież jeszcze niecoponad dwadzieścia cztery godziny temu szykowałam się do kolejnego nudnego tygodnia wszkole.I czułam lekkie wewnętrzne ciepło, widząc, że nadal to potrafię, że nadal to w sobiemam.Czymkolwiek było to  coś.Pomyślałam nawet, że gdyby nie udało mi się z farmą - awszystko wskazywało na to, że mi się nie uda - mogłabym wziąć pod uwagę karierę wwojsku.Nie wiedziałam tylko, co w takim wypadku zrobiłabym z Gavinem.Kiedy Nick i jego rodzice pojechali, mogłam przynajmniej usiąść w kuchni, rozpalićogień i odprężyć się w towarzystwie Lee i Gavina.Lee ponegocjował przez telefon z ludzmi,którzy zajmowali się jego rodzeństwem, i mógł z nami zostać jeszcze dwa dni.Gavin był wsiódmym niebie.Też się cieszyłam, ale czułam lekki niepokój. Homer zjawił się tuż przed lunchem.A jakże.Wyczuwał jedzenie z odległościdziesięciu kilometrów, i to w bezwietrzny dzień.Rzuciłam im chleb, margarynę i inne produkty, mówiąc, żeby sami się obsłużyli.Przyokazji dowiedziałam się, co spotkało Homera.- No tak, właściwie to dość krępujące - wyznał.- Skradałem się w dół wzgórza, aż tunagle poczułem na plecach lufę karabinu i usłyszałem głos, który kazał mi rzucić broń.- Jak to się stało? - zapytałam.Wydawał się zniesmaczony, zakłopotany i rozbawiony - wszystko naraz.- Facet zrobił sobie w ciemności przerwę na toaletę i cicho jak myszka przykucnął wkrzakach po mojej prawej, podczas gdy ja skradałem się tuż obok niego, jak druga myszka.Wszyscy się roześmialiśmy.- Powinieneś był go wyczuć - powiedział Gavin.- No tak, po chwili wyczułem.O jedną chwilę za pózno.- Ci goście mają chyba jakiś toaletowy problem.Ciągle tylko wydalają.Jeden z nich omało nie złapał mnie i Gavina, kiedy poszedł się odlać.Gavin zatkał nos.- Tak, to śmierdziele - powiedział.- No więc o co chodzi z tym Wyzwoleniem? - zapytałam.Nie mogłam znieść, że nie jestem częścią ich sekretu.Homer doskonale o tymwiedział i byłam wściekła, że muszę go zapytać wprost, bo to gwarantowało, że zprzyjemnością wyjawi mi najmniej, jak się da.- Hej, już ci mówiłem.To tajemnica.- Nie zostaliśmy członkami automatycznie, kiedy uratowaliśmy ci tyłek?- A chcesz się przyłączyć?- Bo ja wiem.- Oparłam się na krześle i zamyśliłam.- Ja chcę - wtrącił Gavin.- Słuchajcie - powiedział Homer - to nie jest żadna Tajemnicza Siódemka ani SłynnaPiątka.Nie jesteśmy klubem, w którym obowiązują hasła i specjalne uściski dłoni.- Aha.W takim razie nie chcę się przyłączyć - powiedziałam.- A tak poważnie.? - nie dawał za wygraną.- Będę z tobą całkowicie szczera - zaczęłam powoli.- Wczorajszy dzień byłprzerażający.Kiedy próbowałam powiększyć dziurę w ścianie, myśląc, że ci goście ladachwila wyskoczą zza budynku i zaczną strzelać.Tak, na skali przerażenia to wszystkoznalazło się w samej czołówce. - Ale.- podsunął mi Homer, patrząc na mnie i wiedząc, że chcę powiedzieć cośjeszcze.Wszyscy się roześmialiśmy.- Powinieneś był go wyczuć - powiedział Gavin.- No tak, po chwili wyczułem.O jedną chwilę za pózno.- Ci goście mają chyba jakiś toaletowy problem.Ciągle tylko wydalają.Jeden z nich omało nie złapał mnie i Gavina, kiedy poszedł się odlać.Gavin zatkał nos.- Tak, to śmierdziele - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl