[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powietrze było równie cenne jak życie, ale bezustannie zanieczyszczały je efekty najrozmaitszych niezbędnych działań - gotowania, korzystania z latryn i tak dalej.Ale gdy Amerykanie używali gazów, a klapy włazów tuneli i system wodnych syfonów nie działał, był nieskuteczny lub został zniszczony, wtedy tunele stawały się miejscem powolnej śmierci przez uduszenie.Czy gazem tym był acetylen, czy też używany do tłumienia zamieszek CS, który palił skórę i straszliwie drażnił oczy i nos, skutki działania były straszliwe.Van Phuong pamiętał, jak leżał płasko w czasie ataku gazowego i ocalał jedynie dzięki temu, że oddychał bardzo powoli, wciągając do płuc powietrze, którego cienka warstwa utrzymywała się na podłodze tunelu, pod pełznącym wolno gazem.Śmierć, jeżeli nadeszła, była potwornie wolnym duszeniem się połączonym z obrzydliwymi torsjami szarpiącymi człowiekiem w cuchnącej ciemności własnoręcznie przygotowanego grobu.Trzej członkowie partyjnego biura prasowego zostali zagazowani w tunelach.Vu Tung, znany sajgoński dziennikarz, Huang Ngo, pisarz z Sajgonu i panna Tam, która przyłączyła się do mieszkańców tuneli.Cała trójka znalazła się w wielkim kompleksie tuneli w Xom Phuoc, do którego, według Phuonga, Amerykanie wtłoczyli “gaz trujący”.Gdy Amerykanie wreszcie się wycofali i minęło dość czasu, by gaz się ulotnił, był w stanie wraz z innymi wejść do tuneli, W wąskim tunelu komunikacyjnym znaleźli martwego Vu Tunga, który wciąż miał na głowie swój filcowy kapelusz.Próbował wypełznąć z podziemnego tunelu.Huong Ngo leżał martwy na plecach z głową przykrytą gazetą, a panna Tam spoczywała nieopodal twarzą do ziemi.Nguyen Van Binh wstąpił do Viet Minhu w 1951 roku i przeszedł do Wietnamu Północnego w 1954.Tam przeszedł pięciomiesięczne podstawowe szkolenie i wreszcie wrócił do Wietnamu Południowego w październiku 1962 roku, a tam został przydzielony do dystryktu Cu Chi.Ukończył prowadzony przez północnowietnamską kadrę wojskową dziesięciodniowy kurs na temat środków wojny chemicznej i ostatecznie wyznaczono go na stanowisko oficera obrony przeciwchemicznej, działającego z bazy w wiosce An Nhon Tay.Nie tylko prowadził teoretyczne szkolenie na temat obrony przeciwchemicznej wszystkich jednostek w swoim dystrykcie, ale również zajmował się działaniami praktycznymi.Musiał wzrokowo identyfikować wszelkie chemiczne środki bojowe zrzucone w jego rejonie przez amerykańskie samoloty oraz meldować o nich władzom dystryktu.Znał trzy podstawowe - spray rozpylany z samolotów, który zabijał drzewa i rośliny, ale był nieszkodliwy dla ludzi i zwierząt - zapewne osławiony obecnie defoliant “Agent Orange”, “dymne kulki” zrzucane z samolotów, które powodowały łzawienie, suszenie w gardle i trudności w oddychaniu - zapewne granaty z gazem łzawiącym “Cry Baby”; i wreszcie proszek zrzucany z samolotów w metalowych beczkach lub workach, wywołujący wymioty, suchość w gardle i ogólne nudności.Dystrykt Cu Chi i Żelazny Trójkąt miały stać się głównym obiektem amerykańskich ataków chemicznych w czasie całej wojny.Jedynym indywidualnym środkiem obrony przeciwko tym substancjom były produkowane lokalnie maski przeciwgazowe wykonywane z nylonowego materiału (często pochodzącego ze spadochronów) i zaopatrzone w filtr z granulek węgla drzewnego i płótna.Maski wyposażano w elastyczne taśmy, dzięki którym można było szybko je zakładać oraz zdejmować i zazwyczaj okazywały się skuteczne.Binh wspominał również, że Amerykanie stosowali pewien tajemniczy środek chemiczny, który nazywał “iperik”.Ten preparat palił skórę, a jedynym środkiem obrony przed nim było ukrycie się w tunelach na okres kilku godzin i doczekanie momentu, gdy osiadł na ziemi.W miarę jak wojna stawała się coraz bardziej zacięta, coraz rzadziej spotykany stawał się luksus wykonanej chałupniczo maski.Żołnierze oraz cywile w coraz większym stopniu byli zmuszeni do używania przykładanych do ust i nosa pasków materiału nasączonego moczem.Niekiedy posługiwali się również maskami zdobytymi na Amerykanach.Kapitan William Pelfrey, który przez jakiś czas walczył w tunelach, postrzegał je z typowo zachodniej perspektywy.“- Było tam obrzydliwie.Wietnamczycy załatwiali tam swoje potrzeby fizjologiczne i odór ciała i potu był czymś oczywistym, ale kiedy schodziłeś na dół i zaczynałeś oddychać tym powietrzem, niekiedy po prostu mdlałeś, dosłownie mdlałeś”.System latryn był z konieczności prymitywny.Kiedy było to możliwe, w komorach zakopywano wielkie kamienne dzbany i używano je jako zbiorniki kloaczne.Gdy były już pełne, korkowano je ziemią i pozostawiano.Często taki luksus był nieosiągalny, a wtedy wykopywano dziurę w ziemi i zapełniano odchodami.Trudno wyobrazić sobie warunki sanitarne w cuchnących i dusznych tunelach, w których duża liczba osób musiała przebywać przez kilka dni bez przerwy.“- Gdy nasz ryż zamókł, nie było miejsca, w którym moglibyśmy go wysuszyć.Wówczas musieliśmy gotować i jeść zepsuty ryż.Czy wiecie, co to znaczy?” - pytał Vien Phuong.Amerykański żołnierz, który badał tunele, zetknął się z tak potwornym, obezwładniającym smrodem, że natychmiast zwymiotował.Był przekonany, że trafił na kolejny cmentarz w tunelu - w rzeczywistości był to magazyn zepsutego ryżu.“- Żywność w tunelach psuła się bardzo szybko - wyjaśniał Vien Phuong.- Najcenniejszym środkiem płatniczym w podziemiach były plastikowe albo metalowe pojemniki, które Amerykanie porzucali na pobojowiskach nad nami.Były mocne i używaliśmy ich, żeby przechować suche jedzenie.Przykrywaliśmy każde pudełko nylonowymi płachtami ze spadochronów.Przez prawie pięć lat mój osobisty dobytek ograniczał się do tego, co mogłem zmieścić w plecaku.Miałem szeroki, amerykański pas wojskowy, do którego przymocowana była amerykańska manierka.Miałem też zrobioną ze spadochronów nylonową płachtę, długą na 2,5 metra, którą, gdy było to możliwe, mocowałem kołkami pod sufitem, żeby ziemia nie osypywała się na mnie, zwłaszcza w czasie amerykańskich działań na powierzchni.Posiadałem też nylonową, wodoodporną pelerynę na porę deszczową, hamak, lampę wykonaną ze starej buteleczki po mentolu, sztylet, karabin i worek z ryżem.On zresztą był najcięższym moim dobytkiem, ponieważ ważył dziesięć kilogramów.Głównymi problemami, od których nigdy nie byliśmy w stanie się uwolnić, były - niedożywienie i malaria” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl