[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harmon roześmiał się ipokiwał głową.- Tak zrobię.Wynoście się już.Podszedł do nich jeden z obrońców, potężny starzec z grzywą siwych włosów i dłońmipoznaczonymi odciskami, które świadczyły, że przez całe życie ciężko pracował na chleb.Wrękach trzymał krótką strzelbę, podobną do tej, którą miał Harmon, i dwa kubki parującegopłynu. - Kawy, Dave?- Cholera, skąd to masz, Pops? - zapytał ze śmiechem Harmon.- Widzę, że masz broń, a to jawne pogwałcenie regulaminu Podmieścia - dodał surowo.- Och, o to ci chodzi? - Starzec podniósł zadbaną strzelbę.- Znalazłem ją na korytarzu, kiedytu szedłem.Bez wątpienia zgubił ją w panice jakiś niecnota.Pewnie na myśl o tym, jak wściekłabędzie ochrona, jeśli go z tym złapie.- Sięgnął do przepaścistych kieszeni swojego chałatu iwyjął stamtąd garść nabojów kaliber dwanaście.- Chcesz amunicję?Dave tylko zaśmiał się i pokręcił głowa^- Wynocha, moje panie.Nic mi nie będzie.Wendy poklepała go po ramieniu i wyszła na korytarz.- Potrzebujemy planu - powiedziała.Elgars przez chwilę myślała.-  Zabić wszystkich, Pan Bóg rozpozna swoich.- Gdzie to słyszałaś? - spytała Wendy.- Nie mam pojęcia, ale kiedy powiedziałaś  plan , po prostu przyszło mi to do głowy.- Elgarswestchnęła.- Potrzebna nam broń.Mam ją w pokoju.- Tak, i musimy doprowadzić dzieci do hydroponików - dodała Wendy.- Ty idz po broń, a japójdę po dzieci.Spotkamy się przy wejściu do hydro.Przynieś całą amunicję, jaką znajdziesz.- O tak, to mogę ci zagwarantować. * 30 *Niedaleko Franklin, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III20:47 czasu wschodnioamerykańskiego letniego,sobota, 26 września 2009- Pewnie nie pozwolisz wylądować tam mojemu oolt? - zapytał ponuro Cholosta an.W dolewyraznie widać było strumień Posleenów znikający w podziemnym mieście.Pewnie są tamolbrzymie łupy zagarnięte przez wojska w tym rejonie.- Raczej nie - powiedział Orostan.Był trochę weselszy, gdyż plan zaczynał działać, aznienawidzone, wymykające się pogoni działo SheVa chyba uciekło.- Mamy za dużo celów dozajęcia, a już jesteśmy spóznieni.Twój oolt ma inne zadanie do wykonania.- Obym tylko dostał swoją działkę - westchnął Cholosta an.- Nigdy dotąd nie brałem udziałuw udanym natarciu.Nie chciałbym, żeby cały łup przypadł innym.- Aupów będzie jeszcze dużo - prychnął Orostan.- I dostaniesz swoją działkę.Będziesz tarzałsię w dobrach, kiedy la misja się skończy.Każdy, kto przejdzie przez naszą przełęcz, będzie namwinien działkę, dlatego przebicie się na równiny jest ważniejsze niż splądrowanie tegośmierdzącego miasta.%7łałuję, żenię można im wszystkim tego zabronić.Ci oolt os sami potrzebnido zdobycia przełęczy i zniszczenia wojsk ludzi, a nie do łupienia.- Jaki jest nasz następny cel? - spytał młodszy kessentai.- Nad rzeką zwaną Little Tennessee jest most.Co za okropna nazwa dla rzeki.Po przejściumostu ruszymy drogą w góry.Jest tam cztery czy pięć celów, bardzo dla nas ważnych.Sprowadzimy cały oolt ondar nad Tennessee, a potem, kiedy zabezpieczymy już most,rozdzielimy się.My otworzymy przejście drogą cztery-cztery-jeden, a Sanada pójdzie drogądwadzieścia osiem.- Most - powiedział ponuro Cholosta an.- I górskie drogi. - Nie martw się, młody kessentaiu - pocieszył go oolt ondai.- Tym razem to my będziemymieli niespodziankę dla ludzi.* * *Major Ryan stał na zboczu Rocky Knob i patrzył na most.w dole.W promieniachzachodzącego słońca widział Posleenów idących na wschód od Franklin, którzy jeszcze niedotarli do mostu.A na moście wciąż byli uciekinierzy.- Kiedy pan go wysadzi? - spytała specjalistka.Minowanie mostu okazało się ciężką pracą.- Cały czas są na nim żandarmi kontrolujący ewakuację - odparł Ryan, opuszczając lornetkę.-Nie wiem, czy działają na wyczucie, czy wykonują rozkazy.Ale jeśli będą jeszcze na moście,kiedy podejdą Posleeni, wylecą w powietrze.- %7łandarmerii to się nie spodoba - zauważyła Kitteket- Wszystkim innym nie spodoba się jeszcze bardziej, jeśli Posleeni zdobędą nietknięty most.Zastanawiam się, co oni kombinują.- Co pan ma na myśli?Major usiadł na skraju drogi.Znajdowali się na zakręcie bocznej szosy niedaleko CrookCreek.Pozostali żołnierze zrobili sobie przerwę - jedli polowe racje, moczyli ręce w zimnejwodzie górskiego strumienia i zastanawiali się, co dowodzący nimi ekscentryczny oficer każe imteraz robić.Major zebrał grupę ludzi - ośmiu zamiast planowanych czterech - których szukał, żołnierzy,którzy zachowali sprzęt i byli gotowi iść za kimś, kto od razu powiedział im, że należy do tylnejstraży.Ich pierwszym celem był most na Tennessee.Po zniszczeniu go mieli zająć się następnymi następnym, tak długo, aż skończą im się materiały wybuchowe albo szczęście.Major bardziejmartwił się o to drugie.- Oni są sprytni, więc muszą wiedzieć, że będziemy próbowali ich zatrzymać, tak?- Tak.- A więc muszą mieć jakiś sposób na przejście przez rzekę - ciągnął.- Nie wyobrażam sobie,że po prostu zatrzymają się i poddadzą.A pani? - Nie, ja też sobie tego nie wyobrażam.- No, wygląda na to, że już niedługo się przekonamy.- Masa Posleenów, ukrytych w cieniuunoszących się nad nimi czterech Minogów i C-Deka, ruszyła w stronę mostu.W oddali widaćbyło inne lądowniki skręcające na wschód.- Chyba rozdzielają swoje siły - powiedział major.- No, to nie najmądrzejsze posunięcie, o ile to nie jest zmyłka.- Być może - odparł Ryan, odwracając się do niej.- Znów jakiś podręcznik?- Tak jakby.Ilu żołnierzy mogą, pana zdaniem, przepchnąć w godzinę przez wyłom?- Nie wiem - powiedział major i policzył coś w myślach.- Prawdopodobnie sześćdziesiąt dostu dwudziestu tysięcy.Powiedzmy, dziewięćdziesiąt do stu.- W takim razie pchną ich w dwie różne strony - powiedziała Kitteket.- W ten sposóbpotrzeba będzie mniejszych sił, żeby ich powstrzymać.- Hmmm - mruknął Ryan.- Ale na każdej trasie będą inne problemy.Nie wiem na przykład,czy upchną takie same masy na drodze do Asheville, co w wylocie doliny.Poza tym rozdzielającsię, utrudniają nam odcięcie ich, gdyż trzeba będzie obstawić więcej tras.Ogólnie rzecz biorąc,myślę, że Posleeni wyjdą na tym lepiej niż my.- Być może, sir, ale to chyba zależy od tego, czy na innych trasach będą jacyś obrońcy.- Chyba właśnie sama pani doszła do tego, do czego zmierzałem - uśmiechnął się Ryan.-Teraz przekonamy się, na ile my będziemy skuteczni.- Tymczasem pluton żandarmerii na mościepospiesznie zapakował się do swoich humvee i uciekł, ściągając na siebie ogień prowadzącegooolt.Na szczęście dla nerwów Ryana pomiędzy żandarmami a Posleenami nie było żadnychuciekinierów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl