[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kurd trzymał się jego nogi jak cień.Shay Tal dotarła na miejsce, gdzie czekały obie dziewczyny.Nadszedł Laintal Ay z włócznią w dłoni, zwabiony krzykami.Dwaj mężczyźni popatrzyli na siebie spode łba.Żaden się nie odezwał.Wtem Aoz Roon dobył miecza i ruszył ścieżką w stronę kraka.Ścieżka gęsto zarosła.Z chaszczy leciała na nich woda.Mężczyźni na czele roztrącali gałęzie sprawiając za swoimi plecami rzęsisty prysznic kobietom, które wyszły na tym najgorzej.Minęli zakręt i gąszcz młodych damaszek o pniach cieńszych niż ramię człowieka.Na wprost wznosiła się rozwalona wieża, właściwie tylko dwa jej piętra, tonące w roślinności.Pod wieżą, przy liszajowatym murze siedział na kaidawie fagor.Z góry dobiegło ostrzegawcze krakanie i pomiędzy gałęziami wypatrzyli kraka.Wszyscy stanęli.Kobiety instynktownie przytuliły się do siebie.Kurd przywarował, warcząc.Fagor siedział na swym wysokim rumaku, obie rogowate dłonie wsparłszy na kuli siodła.Za nim wisiały przytroczone włócznie, których nie było już kiedy sposobić.Rozszerzył czerwonawe oczy i strzepnął uchem.Poza tym nawet nie drgnął.Deszcz mu przemoczył siwe futro i posklejał skołtunioną sierść w kępy.Migotliwa kropla deszczu zawisła na czubku jednego z wygiętych w przód rogów.Zastygł w bezruchu również kaidaw z wyciągniętym przed siebie łbem zbrojnym w rogi, które spod żuchwy zawijały się do góry.Kaidawowi sterczały żebra, był zbryzgany błotem i okryty ranami pełnymi zakrzepłej żółtej posoki.Tę nierealną scenę zakłóciła nieoczekiwanie Shay Tal.Przepchnęła się między Aozem Roonem i Laintalem Ayem, samotnie stając przed nimi na ścieżce.Władczym gestem wzniosła nad głowę prawą dłoń.Fagor jakby jej nie widział; w każdym razie nie zamienił się w lód.- Wracaj, o pani - zawołała Vry, widząc, że czar nie działa.Jakby pod przymusem Shay Tal ruszyła naprzód, całą swoją siłę woli skupiwszy na wrażym jeźdźcu i jego rumaku.Skradał się zmierzch, dogasające światło dawało przewagę wrogowi, który widział w ciemnościach.Podchodziła krok za krokiem, nie spuszczając oczu z fagora, aby przed nim w porę uskoczyć.Jego bezruch sprawiał niesamowite wrażenie.Z bliższej odległości dostrzegała, że to samica.Spod przemoczonego futra wystawały obwisłe brązowe sutki.- Zawracaj, Shay Tal! - Z krzykiem i z mieczem w garści Aon Roon wyminął ją na ścieżce.Wreszcie gilda drgnęła.Wzniosła zakrzywiony brzeszczot i spięła wierzchowca.Kaidaw ruszył jak wiatr.W jednej chwili nieruchomy, już w następnej rwał na ludzi wąską ścieżyną, nastawiwszy rogi.Kobiety z wrzaskiem dały nura w mokre zarośla.Bez słowa rozkazu Kurd przemknął pod długą żuchwą kaidawa, żeby dobrać mu się do pęciny.Z siekaczami obnażonymi po dziąsła gilda wychyliła się z siodła i cięła Aoza Roona.Rzucając się w tył Aoz Roon poczuł, jak sierpowata głownia śmiga mu przed nosem.Dalej na ścieżce Laintal Ay zaparł tylec włóczni w ziemię i przyklęknąwszy mierzył grotem w pierś kaidawa.Skulony, wyczekiwał szarży.Lecz Aoz Roon uchwycił się za rzemień popręgu na brzuchu rozpędzonego zwierzęcia i wykorzystując tę siłę pędu kaidawa skoczył mu na grzbiet tuż zajeźdźcem, który już nie zdążył wziąć zamachu po raz drugi.Przez moment zdawało się, że Aoz Roon przeleci na drugą stronę.Jednak utrzymał się, zarzuciwszy lewe ramię na szyję gildy, głowę odsuwając jak najdalej od morderczych ostrych rogów.Gilda tłukła łbem na oślep.Czaszkę miała twardą jak maczuga.Jednym ciosem ogłuszyłaby człowieka, ale Aoz Roon skulił się za jej plecami i zacisnął dusicielski chwyt na szyi.Kaidaw stanął równie nagle, jak poprzednio ruszył, o piędź od grotu Laintala Aya.Napastowany przez Kurda, rozjuszony kręcił się w kółko, usiłując wziąć na rogi wielkiego ogara.Stanął dęba, a wtedy Aoz Roon zebrał wszystkie siły i wraził miecz pomiędzy żebra gildy, w plątaninę wnętrzności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl