[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, możecie mu powie-dzieć, że będziecie dłużej, wtedy je przytrzyma.Alex zatrzymał się przy drzwiach, żeby przepuścić wychodzące panie.Zauważył, żeDavis zbliżył się do Sparrowa i zapytał, czy będzie mógł mu poświęcić chwilę rozmo-wy. Oczywiście, mój drogi.Odprowadzę żonę do pokoju, a potem przejdę się po par-ku.Proszę na mnie zaczekać, dobrze?Filip pochylił głowę w podziękowaniu.Za drzwiami Alex poczuł na ramieniu dłoń Drummonda. Idę teraz do gabinetu  powiedział Ian. Wpadnij do mnie pózniej, to pokażę cite wędki i umówimy się, o której wyruszamy.Na razie chcę się przekonać, ile będę miałczasu jutro i czy mogę powierzyć moją ranną pracę Filipowi.To znaczy, że będę mu-siał mu przygotować zadania, jeżeli popłynę z tobą, tak żeby Sparrow dostał po połu-dniu wszystko, co mu będzie potrzebne.Pracujemy jak jeden człowiek, a to zmienianiesię pomaga nam tylko, przeobrażając ośmiogodzinny dzień pracy w szesnastogodzin-ny.Czekam na ciebie!Kiwnął mu ręką i wszedł w drzwi prowadzące z sieni do laboratorium.Alex spojrzał59 na zegarek.Za dziesięć dziewiąta.Zatrzymał się.W zapadającym zmroku dostrzegł sze-rokie plecy Hastingsa, który rozpoczął spacer wokół klombu, pochylając się od czasu doczasu nad kwiatami.Spoza gałęzi drzew świecił księżyc, niski jeszcze, ale okrągły i bia-ły.Było bardzo pięknie i cicho.Postanowił przejść się po parku i pomyśleć nad książką.To księżycowe otoczenie także było znakomitym rekwizytem do rozmyślań o zbrodni.Za godzinę usiądzie do pisania i będzie pracował do północy.To wystarczy.Trzeba sięwyspać, żeby rano nie drzemać w łodzi.Ostatecznie życie naprawdę nie składa się tylkoz pracy.Ruszył w stronę uchylonych oszklonych drzwi i pchnął je lekko.Przed nim byłpark, pełen zapachów i rozpoczynających się dziwnych odgłosów nocy księżycowej.VI.W świetle księżycaNoc była ciepła, tak ciepła, że odczuł wyrazną różnicę pomiędzy nagrzanym powie-trzem ogrodu, a chłodną, pachnącą kamieniem atmosferą sieni.Było widno.Ostre szty-lety księżycowego blasku przecinały palisadę starych drzew i kładły się na kwiatachklombu, wynurzając je z mroku i nadając im inne kształty, bardziej fantastyczne i ta-jemnicze.Niedaleko lekko wygięta łodyga nie rozkwitłej jeszcze białej róży przypomi-nała uniesiony tułów węża o śnieżnej wąskiej głowie, zwróconej ku górze.Rosła ona nabrzegu obramowania olbrzymiego klombu, który zajmował prawie całą wolną prze-strzeń przed domem i przecięty był tylko pośrodku ścieżką, prowadzącą ku starym pla-tanom i lipowej alei.Wokół klombu była ciemność.Gęsta ściana parku wydawała sięjeszcze bardziej gęsta i nieprzenikniona, bo księżyc świecił spoza niej i był wyżej, zaplą-tany w tej chwili w konarach lip.Obok białej róży stał człowiek.Alex przymrużył oczy i przyjrzał mu się schodzącz szerokiego stopnia, łączącego dom z parkiem.Człowiek ruszył ku niemu i zatrzymałsię.Alex poznał Filipa Davisa. Czy nie widział pan profesora Sparrowa?  zapytał Davis. Czekam tu na nie-go  dodał, jak gdyby w formie usprawiedliwienia. Na pewno zaraz zejdzie. Alex zatrzymał się i zapalił papierosa  Poszedł od-prowadzić żonę na górę. Tak, tak, oczywiście.Wiem o tym.Ale myślałem, że może. Joe zauważył, żemłody człowiek nerwowo zaciera ręce. Piękna noc  powiedział Alex, żeby coś powiedzieć.Chciał ruszyć dalej.Powinienbył teraz spokojnie i w samotności obmyślić całą książkę i raz jeszcze przyjrzeć się z bli-ska i krytycznie planowanemu przebiegowi jej treści.Potem będzie już mógł spokojnieusiąść do pisania.60  Tak, rzeczywiście, bardzo piękna. Filip uniósł się lekko na palcach i spojrzałponad jego ramieniem ku oświetlonej sieni, z wnętrza której zabrzmiały kroki.Ale byłato tylko pokojówka Kate. Znowu telefon z Londynu do pana, proszę pana  powiedziała i uśmiechnęła sięw półmroku do Alexa. Do mnie?  zapytał Alex. Nie, do pana. O, mój Boże. szepnął Filip, ale tak, że Joe zdołał go usłyszeć.Ruszył szybko kudrzwiom i minąwszy pokojówkę, zniknął w sieni.Młoda i ładna Kate uniosła głowę,spojrzała na księżyc i westchnęła. Bardzo piękna noc, proszę pana, prawda? Tak, rzeczywiście. Alex mimo woli obejrzał ją od stop do głów i prędko od-wrócił się. Trzeba iść na spacer po kolacji  mruknął w formie zakończenia rozmo-wy.Nie czas był teraz na podszczypywanie młodych pokojówek w parku.Chociaż zewstydem mógł stwierdzić, patrząc w przeszłość, że zdarzało mu się już w życiu i to tak-że.Mam swoje małe słabości jak każdy człowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl