Pokrewne
- Strona Główna
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (2)
- Alex, Joe Smierc mowi w moim imieniu
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu
- Alex Joe Zmacony spokoj pani labiryntu
- Alex Joe Cichym scigalam go lotem
- Haldeman Joe i Jack Nie Ma Ciemnosci
- Alex Joe Pieklo jest we mnie
- Drugi podejrzany Lewis Heather
- Anthony Piers zamek roogana
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Symbolem Nicante było sześćpierścieni, ale on miał na palcach co najmniej dziewięć, w tym jeden ozdobiony szmaragdem,który rozmiarem dorównywał kościom Przyjaznego.Z bliska nie wyglądali na zachwyconych swoją rolą.Zupełnie jak grupa, która popijaku zgodziła się rankiem wskoczyć do lodowatego morza, ale po wytrzezwieniu zaczęła sięzastanawiać, czy to dobry pomysł.- No - mruknęła Monza, gdy muzycy zakończyli utwór i wybrzmiały ostatnie nuty.-Jesteśmy.- Zaiste.- Sotorius powiódł wzrokiem po szemrzącym tłumie.- Miejmy nadzieję, żekorona jest duża.Nadchodzi najbardziej rozdęta głowa w Styrii.Za nimi rozległy się ogłuszające fanfary.Cotarda drgnęła, zachwiała się i byłabyupadła, gdyby Monza instynktownie nie złapała jej za łokieć.Otwarto drzwi w głębi sali, agdy ucichł hałaśliwy dzwięk trąbek, zastąpił go dziwny śpiew, wysoki i czysty dwugłosniosący się nad widownią.Rogont wkroczył z uśmiechem do budynku Senatu, a gościepowitali go dobrze zaplanowanym wybuchem aplauzu.Przyszły król, ubrany w ospriańskie błękity, rozejrzał się ze skromnym zaskoczeniem iruszył w dół schodów.To wszystko dla mnie? Nie trzeba było! Chociaż oczywiście samzaplanował każdy szczegół.Monza przez chwilę zastanawiała się, zresztą nie po raz pierwszy,czy Rogont okaże się dużo gorszym królem niż Orso.Nie będzie mniej bezwzględny anibardziej lojalny, ale na pewno znacznie bardziej próżny i mniej wesoły w codziennychkontaktach.Teraz ściskał dłonie swoich ulubieńców, łaskawie dotykając ramienia jednej albodwóch osób.Nieziemska serenada towarzyszyła mu, gdy szedł przez tłum.- Czyżbym słyszał duchy? - szepnął z piorunującą pogardą Patine.- Słyszysz chłopców bez jaj - odparł Lirozio.Czterej mężczyzni w ospriańskich liberiach otworzyli ciężkie drzwi za platformą iprzez nie przeszli, a po chwili ponownie się pojawili, dzwigając inkrustowany kufer.Rogontszybko minął pierwszy rząd widzów, ściskając dłonie kilku wybranych ambasadorów, izwracając szczególną uwagę na gurkijską delegację, a wiwaty ciągnęły się w nieskończoność.Wreszcie wspiął się po stopniach na platformę, uśmiechając się tak, jak uśmiecha sięzwycięzca kluczowego rozdania do zrujnowanych przeciwników.Wyciągnął ręce w stronępiątki władców.- Moi przyjaciele, moi przyjaciele! W końcu nadszedł ten dzień!- Rzeczywiście - odrzekł Sotorius.- Radosny dzień! - śpiewnie zawołał Lirozio.- Z dawna wyczekiwany! - dodał Patine.- Dobra robota - odezwała się Cotarda.- Dziękuję wam wszystkim.- Rogont odwrócił się w stronę swoich gości, uciszył ichowacje delikatnym ruchem dłoni, zarzucił pelerynę, po czym usiadł na tronie i przywołałMonzę.- A ty mi nie pogratulujesz, Wasza Ekscelencjo?- Moje gratulacje - syknęła.- Taktowna jak zawsze.- Nachylił się, szepcząc: - Nie przyszłaś do mnie wczoraj wnocy.- Miałam inne zobowiązania.- Naprawdę? - Rogont uniósł brwi, jakby zaskoczyło go, że cokolwiek może byćważniejsze od pieprzenia się z nim.- No tak, głowa państwa z pewnością jest bardzo zajęta.-Z pogardą machnął ręką.Monza zazgrzytała zębami.W tej chwili bardzo chętnie by na niego nasikała.Czterej tragarze postawili swoje brzemię za tronem, jeden z nich przekręcił klucz wzamku i z namaszczeniem uniósł wieko.Tłum westchnął.Korona leżała na fioletowymaksamicie.Gruba złota obręcz wysadzana ciemno połyskującymi szafirami.Wyrastało z niejpięć złotych liści dębu, a szósty, większy, oplatał potężny błyszczący brylant wielki jak kurzejajo.Tak duży, że Monzę opanowało dziwne pragnienie, by parsknąć śmiechem.Z miną człowieka, który zamierza oczyścić zatkaną latrynę gołą ręką, Lirozio sięgnąłdo kufra i chwycił jeden ze złotych liści.Patine z rezygnacją wzruszył ramionami, po czymuczynił to samo.Po nim Sotorius i Cotarda.Monza złapała ostatni listek prawą dłonią wrękawiczce.Sterczący mały palec wcale nie wyglądał lepiej mimo osłonięcia białymjedwabiem.Zerknęła na twarze swoich rzekomych towarzyszy.Dwa wymuszone uśmiechy,lekka kpina oraz wyrazny grymas gniewu.Zastanawiała się, kiedy dumni książęta, przywyklido bycia panami swojego losu, zmęczą się tym niekorzystnym układem.Wyglądało na to, że jarzmo już zaczyna im doskwierać.Razem podnieśli koronę i wykonali kilka niezdarnych kroków.Sotorius musiałominąć kufer, więc pociągnął za sobą resztę.Dotarli do tronu i wspólnie wznieśli bezcennysymbol władzy wysoko ponad głowę Rogonta.Na chwilę znieruchomieli, jakby zastanawialisię, czy istnieje jakieś inne wyjście.W ogromnym pomieszczeniu zapadła niepokojąca cisza,wszyscy wstrzymali oddech.W końcu Sotorius pokiwał głową z rezygnacją i opuścili koronę,ostrożnie umieszczając ją na czaszce Rogonta, po czym się odsunęli.Wyglądało na to, że Styria stała się jednym narodem.Jej król powoli wstał z tronu i szeroko rozłożył ręce z otwartymi dłońmi, wpatrując sięprzed siebie, jakby przenikał wzrokiem stare mury budynku Senatu i widział świetlanąprzyszłość.- Bracia Styryjczycy! - zawołał, a jego głos odbił się echem od kamiennych ścian.-Nasi pokorni poddani! A także nasi zagraniczni przyjaciele, witajcie! - Głównie gurkijscyprzyjaciele, ale skoro Prorok postarał się o tak duży brylant do korony.- Krwawe Latadobiegły końca! - A przynajmniej wkrótce tak się stanie, gdy Monza już przeleje krew Orso.-Wielkie miasta naszej dumnej krainy już nie będą ze sobą walczyły! - To się jeszcze okaże.-Ale połączy je wiekuiste braterstwo, radosne więzi przyjazni, kultury i wspólnegodziedzictwa.Pomaszerują razem! - Zapewne w kierunku narzuconym przez Rogonta.-Zupełnie jakby.Styria budziła się z koszmaru.Koszmaru, który trwał dziewiętnaście lat.Jestem pewien, że niektórzy z nas nie pamiętają życia bez wojny.Monza zmarszczyła czoło, myśląc o pługu ojca orzącym czarną ziemię.- Ale teraz.wojny się skończyły! I wszyscy wygraliśmy! Każdy z nas.- Oczywiścieniektórzy wygrali więcej od innych.- Oto nastał czas pokoju! Wolności! Leczenia ran!Lirozio głośno odchrząknął i skrzywił się, poluzowując haftowany kołnierzyk.- Oto nastał czas nadziei, przebaczenia, jedności!Oraz, oczywiście, uniżonego posłuszeństwa.Cotarda wpatrywała się w swoją rękę.Jej blada dłoń pokryła się różowymi plamami,które odcieniem niemal pasowały do szkarłatnej sukni.- Oto nastał czas budowy potężnego państwa, którego pozazdrości nam cały świat!Oto nastał czas.Lirozio zaczął kaszleć, krople potu wystąpiły mu na rumianą twarz.Rogont zerknął naniego z wściekłością.- Oto nastał czas, by Styria stała się.Patine pochylił się i jęknął rozdzierająco, szczerząc zęby.- Jednym narodem.Coś było nie w porządku i wszyscy już to dostrzegali.Cotarda zatoczyła się do tyłu,oparła o złoconą balustradę i ciężko dysząc osunęła na podłogę przy wtórze szelestuczerwonego jedwabiu.Oszołomiona publiczność westchnęła.- Jednym narodem.- wyszeptał Rogont.Kanclerz Sotorius, drżąc, runął na kolana, trzymając się zaróżowioną dłonią zawyschnięte gardło.Poczerwieniały Patine opadł na czworaki; żyły na jego szyi nabrzmiały.Lirozio przewrócił się na bok, zwrócony plecami do Monzy, cicho rzężąc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Symbolem Nicante było sześćpierścieni, ale on miał na palcach co najmniej dziewięć, w tym jeden ozdobiony szmaragdem,który rozmiarem dorównywał kościom Przyjaznego.Z bliska nie wyglądali na zachwyconych swoją rolą.Zupełnie jak grupa, która popijaku zgodziła się rankiem wskoczyć do lodowatego morza, ale po wytrzezwieniu zaczęła sięzastanawiać, czy to dobry pomysł.- No - mruknęła Monza, gdy muzycy zakończyli utwór i wybrzmiały ostatnie nuty.-Jesteśmy.- Zaiste.- Sotorius powiódł wzrokiem po szemrzącym tłumie.- Miejmy nadzieję, żekorona jest duża.Nadchodzi najbardziej rozdęta głowa w Styrii.Za nimi rozległy się ogłuszające fanfary.Cotarda drgnęła, zachwiała się i byłabyupadła, gdyby Monza instynktownie nie złapała jej za łokieć.Otwarto drzwi w głębi sali, agdy ucichł hałaśliwy dzwięk trąbek, zastąpił go dziwny śpiew, wysoki i czysty dwugłosniosący się nad widownią.Rogont wkroczył z uśmiechem do budynku Senatu, a gościepowitali go dobrze zaplanowanym wybuchem aplauzu.Przyszły król, ubrany w ospriańskie błękity, rozejrzał się ze skromnym zaskoczeniem iruszył w dół schodów.To wszystko dla mnie? Nie trzeba było! Chociaż oczywiście samzaplanował każdy szczegół.Monza przez chwilę zastanawiała się, zresztą nie po raz pierwszy,czy Rogont okaże się dużo gorszym królem niż Orso.Nie będzie mniej bezwzględny anibardziej lojalny, ale na pewno znacznie bardziej próżny i mniej wesoły w codziennychkontaktach.Teraz ściskał dłonie swoich ulubieńców, łaskawie dotykając ramienia jednej albodwóch osób.Nieziemska serenada towarzyszyła mu, gdy szedł przez tłum.- Czyżbym słyszał duchy? - szepnął z piorunującą pogardą Patine.- Słyszysz chłopców bez jaj - odparł Lirozio.Czterej mężczyzni w ospriańskich liberiach otworzyli ciężkie drzwi za platformą iprzez nie przeszli, a po chwili ponownie się pojawili, dzwigając inkrustowany kufer.Rogontszybko minął pierwszy rząd widzów, ściskając dłonie kilku wybranych ambasadorów, izwracając szczególną uwagę na gurkijską delegację, a wiwaty ciągnęły się w nieskończoność.Wreszcie wspiął się po stopniach na platformę, uśmiechając się tak, jak uśmiecha sięzwycięzca kluczowego rozdania do zrujnowanych przeciwników.Wyciągnął ręce w stronępiątki władców.- Moi przyjaciele, moi przyjaciele! W końcu nadszedł ten dzień!- Rzeczywiście - odrzekł Sotorius.- Radosny dzień! - śpiewnie zawołał Lirozio.- Z dawna wyczekiwany! - dodał Patine.- Dobra robota - odezwała się Cotarda.- Dziękuję wam wszystkim.- Rogont odwrócił się w stronę swoich gości, uciszył ichowacje delikatnym ruchem dłoni, zarzucił pelerynę, po czym usiadł na tronie i przywołałMonzę.- A ty mi nie pogratulujesz, Wasza Ekscelencjo?- Moje gratulacje - syknęła.- Taktowna jak zawsze.- Nachylił się, szepcząc: - Nie przyszłaś do mnie wczoraj wnocy.- Miałam inne zobowiązania.- Naprawdę? - Rogont uniósł brwi, jakby zaskoczyło go, że cokolwiek może byćważniejsze od pieprzenia się z nim.- No tak, głowa państwa z pewnością jest bardzo zajęta.-Z pogardą machnął ręką.Monza zazgrzytała zębami.W tej chwili bardzo chętnie by na niego nasikała.Czterej tragarze postawili swoje brzemię za tronem, jeden z nich przekręcił klucz wzamku i z namaszczeniem uniósł wieko.Tłum westchnął.Korona leżała na fioletowymaksamicie.Gruba złota obręcz wysadzana ciemno połyskującymi szafirami.Wyrastało z niejpięć złotych liści dębu, a szósty, większy, oplatał potężny błyszczący brylant wielki jak kurzejajo.Tak duży, że Monzę opanowało dziwne pragnienie, by parsknąć śmiechem.Z miną człowieka, który zamierza oczyścić zatkaną latrynę gołą ręką, Lirozio sięgnąłdo kufra i chwycił jeden ze złotych liści.Patine z rezygnacją wzruszył ramionami, po czymuczynił to samo.Po nim Sotorius i Cotarda.Monza złapała ostatni listek prawą dłonią wrękawiczce.Sterczący mały palec wcale nie wyglądał lepiej mimo osłonięcia białymjedwabiem.Zerknęła na twarze swoich rzekomych towarzyszy.Dwa wymuszone uśmiechy,lekka kpina oraz wyrazny grymas gniewu.Zastanawiała się, kiedy dumni książęta, przywyklido bycia panami swojego losu, zmęczą się tym niekorzystnym układem.Wyglądało na to, że jarzmo już zaczyna im doskwierać.Razem podnieśli koronę i wykonali kilka niezdarnych kroków.Sotorius musiałominąć kufer, więc pociągnął za sobą resztę.Dotarli do tronu i wspólnie wznieśli bezcennysymbol władzy wysoko ponad głowę Rogonta.Na chwilę znieruchomieli, jakby zastanawialisię, czy istnieje jakieś inne wyjście.W ogromnym pomieszczeniu zapadła niepokojąca cisza,wszyscy wstrzymali oddech.W końcu Sotorius pokiwał głową z rezygnacją i opuścili koronę,ostrożnie umieszczając ją na czaszce Rogonta, po czym się odsunęli.Wyglądało na to, że Styria stała się jednym narodem.Jej król powoli wstał z tronu i szeroko rozłożył ręce z otwartymi dłońmi, wpatrując sięprzed siebie, jakby przenikał wzrokiem stare mury budynku Senatu i widział świetlanąprzyszłość.- Bracia Styryjczycy! - zawołał, a jego głos odbił się echem od kamiennych ścian.-Nasi pokorni poddani! A także nasi zagraniczni przyjaciele, witajcie! - Głównie gurkijscyprzyjaciele, ale skoro Prorok postarał się o tak duży brylant do korony.- Krwawe Latadobiegły końca! - A przynajmniej wkrótce tak się stanie, gdy Monza już przeleje krew Orso.-Wielkie miasta naszej dumnej krainy już nie będą ze sobą walczyły! - To się jeszcze okaże.-Ale połączy je wiekuiste braterstwo, radosne więzi przyjazni, kultury i wspólnegodziedzictwa.Pomaszerują razem! - Zapewne w kierunku narzuconym przez Rogonta.-Zupełnie jakby.Styria budziła się z koszmaru.Koszmaru, który trwał dziewiętnaście lat.Jestem pewien, że niektórzy z nas nie pamiętają życia bez wojny.Monza zmarszczyła czoło, myśląc o pługu ojca orzącym czarną ziemię.- Ale teraz.wojny się skończyły! I wszyscy wygraliśmy! Każdy z nas.- Oczywiścieniektórzy wygrali więcej od innych.- Oto nastał czas pokoju! Wolności! Leczenia ran!Lirozio głośno odchrząknął i skrzywił się, poluzowując haftowany kołnierzyk.- Oto nastał czas nadziei, przebaczenia, jedności!Oraz, oczywiście, uniżonego posłuszeństwa.Cotarda wpatrywała się w swoją rękę.Jej blada dłoń pokryła się różowymi plamami,które odcieniem niemal pasowały do szkarłatnej sukni.- Oto nastał czas budowy potężnego państwa, którego pozazdrości nam cały świat!Oto nastał czas.Lirozio zaczął kaszleć, krople potu wystąpiły mu na rumianą twarz.Rogont zerknął naniego z wściekłością.- Oto nastał czas, by Styria stała się.Patine pochylił się i jęknął rozdzierająco, szczerząc zęby.- Jednym narodem.Coś było nie w porządku i wszyscy już to dostrzegali.Cotarda zatoczyła się do tyłu,oparła o złoconą balustradę i ciężko dysząc osunęła na podłogę przy wtórze szelestuczerwonego jedwabiu.Oszołomiona publiczność westchnęła.- Jednym narodem.- wyszeptał Rogont.Kanclerz Sotorius, drżąc, runął na kolana, trzymając się zaróżowioną dłonią zawyschnięte gardło.Poczerwieniały Patine opadł na czworaki; żyły na jego szyi nabrzmiały.Lirozio przewrócił się na bok, zwrócony plecami do Monzy, cicho rzężąc [ Pobierz całość w formacie PDF ]