Pokrewne
- Strona Główna
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Cien wolnosci Dav
- Eddings, Dav
- Chmielewska Joanna Lesio v1.1
- Howard Robert E Conan Droga do tronu
- Cook Robin Wstrzas
- Harrison Harry Wojna z robotam
- Boglar Krystyna Dalej sa tylko smoki
- Wojna i pokoj t.1 i 2 TOŁSTOJ
- Andrew, Ashling The Invisible Chains Part 02 Bonds of Fear
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oh-seriously.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I się dochrapał.Ponosił winę za śmierć chłopca.Przystanął na chwilę, żeby się uspokoić, zanim sięgnie po skalpel i natnie skórę na czaszce.Odetchnął głęboko, pochylił się niżej, żeby wybrać miejsce, od którego zacznie cięcie, i nagle zobaczył, że oczy mrugają, otwierają się i wpatrują w niego.Nie było w nich śladu niewinności, były stare, doświadczone, i nie odrywały od niego spojrzenia.Kiedy uniosła się ręka, lekarz miał wrażenie, że cały pokój zawirował i przysunął dłoń do zasłoniętych maską ust, żeby stłumić krzyk.Potykając się, cofał się przed podniesioną ręką.Chłopiec usiadł na stole, szczerząc zęby, po czym podkurczył nogi.Accum pomyślał o ostatnich chwilach życia starego doktora Markle'a.Kiedy chłopiec skoczył na niego ze stołu, lekarz odruchowo wyciągnął rękę, żeby go odepchnąć, zapominając o tym, że trzyma w niej skalpel.Ostrze zagłębiło się w gołym brzuchu dziecka.Krew trysnęła na boki.60Marge pozostała na posterunku aż do zakończenia akcji w rezydencji Baynarda.Nathan potrzebował tam jak najwięcej ludzi, więc zaproponowała, że zastąpi policjanta, który tego wieczoru miał pełnić dyżur przy radiostacji.Dowiadywała się o przebiegu akcji z rozmów prowadzonych przez radio, a kiedy usłyszała o tym, jak się wszystko skończyło, ledwo zdołała powstrzymać wybuch płaczu.Ale jak by to wyglądało, gdyby ludzie, na których Nathan polegał, załamywali się wówczas, kiedy byli mu najbardziej potrzebni? Nie potrafiła się całkiem opanować, raz po raz ocierała łzy, ale nie odeszła od radiostacji; nadal przekazywała wszystkie polecenia i meldunki.Znała rodziców chłopca, chodziła z nimi do szkoły.Mieszkali zaledwie dwie przecznice od niej i często ich odwiedzała, przynosząc upominki dla ich synka.A teraz on nie żył; nic dziwnego, że łzy napływały jej do oczu.Kiedy wrócił policjant, którego zastępowała, posiedział z nią kilka minut, dopóki nie uspokoiła się na tyle, żeby prowadzić samochód.- Musisz się przespać - powiedział, choć oboje wiedzieli, że tej nocy niełatwo będzie jej zasnąć; nie tylko zresztą jej.Podziękowała mu i zaczęła się zbierać.Spytał, czy nie odprowadzić jej do samochodu, ale pomyślała, że ktoś musi przecież dyżurować przy radiostacji, więc odparła, że sama sobie poradzi.Pięć lat z Nathanem nauczyło ją, jak ważna jest umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji; wiedziała zresztą, że nic jej się nie stanie.Wyszła na parking za posterunkiem, sprawdziła, czy nikt się nie schował na tylnym siedzeniu, po czym wsiadła i odjechała.Zazwyczaj w sobotni wieczór, tuż przed północą, na ulicach było sporo ludzi, zwłaszcza w pobliżu knajp, bo młodzi kowboje wpadali do miasta na weekend, żeby się trochę zabawić.Tym razem na ulicach nie widziała prawie nikogo, tylko przed jednym barem stało dwóch mężczyzn; popijali piwo z puszek.Ruch na drodze też był niewielki, minęła zaledwie kilka starych gruchotów i parę furgonetek, zupełnie jakby to był wtorek, najspokojnieszy dzień tygodnia, a nie sobota.Nie zdziwiła się; wiadomość szybko się rozeszła.Zresztą, nie tylko miasto miało kłopoty, ale cała dolina.Od rana dochodziły Marge wieści, że na górskich pastwiskach co rusz ktoś znajduje zagryzione bydło; pewnie dlatego kowboje zostali na ranczach, żeby pilnować stad przed drapieżnikami.Jadąc przedmieściami, widziała, że w wielu domach palą się światła, co też nie było normalne, zważywszy na późną porę.Żałowała, że nie miała okazji porozmawiać z Nathanem, ale był bardzo zajęty.Nie chciała siedzieć sama w domu.— Pomyślała o rodzicach chłopca i kiedy dojechała do siebie, nie zatrzymała wozu.Minęła dwie następne przecznice, planując, że jeśli u przyjaciół będzie jasno w oknach, to wstąpi do nich i spróbuje ich jakoś pocieszyć.Światła oczywiście paliły się, i to we wszystkich oknach.Zobaczyła ciężarówkę firmy hydraulicznej oraz samochód osobowy.Oboje byli więc w domu.Zaparkowała wóz, zastanawiając się, czy nie wolą być sami.Uznała jednak, że powinna ich odwiedzić, że to niemal przyjacielski obowiązek.Wysiadła, zamknęła wóz i weszła na chodnik.Słyszała cykanie świerszczy ukrytych w trawie, kiedy zbliżała się do werandy, na którą wychodziły rozświetlone okna.Pomyślała sobie, że może ktoś z przyjaciół też wpadł pocieszać zrozpaczone małżeństwo, gdy nagle usłyszała dwa podniesione męskie głosy.Potem rozległ się tak przejmujący wrzask, że świerszcze zamilkły i przez moment żaden dźwięk nie zakłócał nocnej ciszy.Wtem drzwi otworzyły się z hukiem i ktoś wybiegł na ganek.Marge poznała sąsiada swoich znajomych.Popatrzył na nią przerażonym wzrokiem.- Chryste panie, Peg oszalała!- Co?W tej samej chwili usłyszała warczenie i, w pierwszym odruchu, miała ochotę zawrócić na pięcie i uciec; zmusiła się jednak, żeby podejść do schodków prowadzących na werandę.Nagle okno salonu pękło z trzaskiem, kawałki szkła posypały się na deski werandy, a przez wybitą szybę wypadły dwie sczepione, walczące ze sobą postacie.Byli to rodzice chłopca: kobieta warczała, drapiąc i gryząc leżącego pod nią męża, który krzyczał, usiłując się oswobodzić.Marge nie bardzo rozumiała, co się dzieje.Wbiegła po schodkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.I się dochrapał.Ponosił winę za śmierć chłopca.Przystanął na chwilę, żeby się uspokoić, zanim sięgnie po skalpel i natnie skórę na czaszce.Odetchnął głęboko, pochylił się niżej, żeby wybrać miejsce, od którego zacznie cięcie, i nagle zobaczył, że oczy mrugają, otwierają się i wpatrują w niego.Nie było w nich śladu niewinności, były stare, doświadczone, i nie odrywały od niego spojrzenia.Kiedy uniosła się ręka, lekarz miał wrażenie, że cały pokój zawirował i przysunął dłoń do zasłoniętych maską ust, żeby stłumić krzyk.Potykając się, cofał się przed podniesioną ręką.Chłopiec usiadł na stole, szczerząc zęby, po czym podkurczył nogi.Accum pomyślał o ostatnich chwilach życia starego doktora Markle'a.Kiedy chłopiec skoczył na niego ze stołu, lekarz odruchowo wyciągnął rękę, żeby go odepchnąć, zapominając o tym, że trzyma w niej skalpel.Ostrze zagłębiło się w gołym brzuchu dziecka.Krew trysnęła na boki.60Marge pozostała na posterunku aż do zakończenia akcji w rezydencji Baynarda.Nathan potrzebował tam jak najwięcej ludzi, więc zaproponowała, że zastąpi policjanta, który tego wieczoru miał pełnić dyżur przy radiostacji.Dowiadywała się o przebiegu akcji z rozmów prowadzonych przez radio, a kiedy usłyszała o tym, jak się wszystko skończyło, ledwo zdołała powstrzymać wybuch płaczu.Ale jak by to wyglądało, gdyby ludzie, na których Nathan polegał, załamywali się wówczas, kiedy byli mu najbardziej potrzebni? Nie potrafiła się całkiem opanować, raz po raz ocierała łzy, ale nie odeszła od radiostacji; nadal przekazywała wszystkie polecenia i meldunki.Znała rodziców chłopca, chodziła z nimi do szkoły.Mieszkali zaledwie dwie przecznice od niej i często ich odwiedzała, przynosząc upominki dla ich synka.A teraz on nie żył; nic dziwnego, że łzy napływały jej do oczu.Kiedy wrócił policjant, którego zastępowała, posiedział z nią kilka minut, dopóki nie uspokoiła się na tyle, żeby prowadzić samochód.- Musisz się przespać - powiedział, choć oboje wiedzieli, że tej nocy niełatwo będzie jej zasnąć; nie tylko zresztą jej.Podziękowała mu i zaczęła się zbierać.Spytał, czy nie odprowadzić jej do samochodu, ale pomyślała, że ktoś musi przecież dyżurować przy radiostacji, więc odparła, że sama sobie poradzi.Pięć lat z Nathanem nauczyło ją, jak ważna jest umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji; wiedziała zresztą, że nic jej się nie stanie.Wyszła na parking za posterunkiem, sprawdziła, czy nikt się nie schował na tylnym siedzeniu, po czym wsiadła i odjechała.Zazwyczaj w sobotni wieczór, tuż przed północą, na ulicach było sporo ludzi, zwłaszcza w pobliżu knajp, bo młodzi kowboje wpadali do miasta na weekend, żeby się trochę zabawić.Tym razem na ulicach nie widziała prawie nikogo, tylko przed jednym barem stało dwóch mężczyzn; popijali piwo z puszek.Ruch na drodze też był niewielki, minęła zaledwie kilka starych gruchotów i parę furgonetek, zupełnie jakby to był wtorek, najspokojnieszy dzień tygodnia, a nie sobota.Nie zdziwiła się; wiadomość szybko się rozeszła.Zresztą, nie tylko miasto miało kłopoty, ale cała dolina.Od rana dochodziły Marge wieści, że na górskich pastwiskach co rusz ktoś znajduje zagryzione bydło; pewnie dlatego kowboje zostali na ranczach, żeby pilnować stad przed drapieżnikami.Jadąc przedmieściami, widziała, że w wielu domach palą się światła, co też nie było normalne, zważywszy na późną porę.Żałowała, że nie miała okazji porozmawiać z Nathanem, ale był bardzo zajęty.Nie chciała siedzieć sama w domu.— Pomyślała o rodzicach chłopca i kiedy dojechała do siebie, nie zatrzymała wozu.Minęła dwie następne przecznice, planując, że jeśli u przyjaciół będzie jasno w oknach, to wstąpi do nich i spróbuje ich jakoś pocieszyć.Światła oczywiście paliły się, i to we wszystkich oknach.Zobaczyła ciężarówkę firmy hydraulicznej oraz samochód osobowy.Oboje byli więc w domu.Zaparkowała wóz, zastanawiając się, czy nie wolą być sami.Uznała jednak, że powinna ich odwiedzić, że to niemal przyjacielski obowiązek.Wysiadła, zamknęła wóz i weszła na chodnik.Słyszała cykanie świerszczy ukrytych w trawie, kiedy zbliżała się do werandy, na którą wychodziły rozświetlone okna.Pomyślała sobie, że może ktoś z przyjaciół też wpadł pocieszać zrozpaczone małżeństwo, gdy nagle usłyszała dwa podniesione męskie głosy.Potem rozległ się tak przejmujący wrzask, że świerszcze zamilkły i przez moment żaden dźwięk nie zakłócał nocnej ciszy.Wtem drzwi otworzyły się z hukiem i ktoś wybiegł na ganek.Marge poznała sąsiada swoich znajomych.Popatrzył na nią przerażonym wzrokiem.- Chryste panie, Peg oszalała!- Co?W tej samej chwili usłyszała warczenie i, w pierwszym odruchu, miała ochotę zawrócić na pięcie i uciec; zmusiła się jednak, żeby podejść do schodków prowadzących na werandę.Nagle okno salonu pękło z trzaskiem, kawałki szkła posypały się na deski werandy, a przez wybitą szybę wypadły dwie sczepione, walczące ze sobą postacie.Byli to rodzice chłopca: kobieta warczała, drapiąc i gryząc leżącego pod nią męża, który krzyczał, usiłując się oswobodzić.Marge nie bardzo rozumiała, co się dzieje.Wbiegła po schodkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]