[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ewentualne jej odgałęzienie na wschód stanowiłoby znacznie krótszą drogę do Ukajali niż dopływanie rzeką Tambo.To by wyjaśniało, dlaczego Kampowie poszli dalej pieszo.- Mapa zdaje się potwierdzać twoje domysły - przytaknął Nowicki.- Tomek zaznaczył rzekę Unini, lewy dopływ Ukajali, powyżej zlewu Tambo z Urubambą.Spójrz jeszcze raz na mapę! Ta ścieżka może prowadzić do Unini.Gdyby Kampowie wyznaczyli sobie punkt zborny w miejscu zlewu Unini z Ukajali, to uniemożliwiliby Panchowi Vargasowi ucieczkę w dół Ukajali.La Huaira Vargasa leży przecież nad Urubambą.- Sprytny manewr, nie ma co gadać! - z uznaniem pochwalił Nowicki - Vargas urządzał wyprawy po niewolników do Gran Pajonalu i dobrze dawał się we znaki Kampom.Mają oni z nim na pieńku! Tylko po jakie licho dwie łodzie popłynęły na Tambo?- Może chcą udaremnić Vargasowi ucieczkę rzekami Tambo i Perene w podgórskie okolice Andów?- A niech to wściekły rekin połknie! - zafrasował się Nowicki.- W takiej sytuacji moglibyśmy się natknąć na naszych Kampów!- Musimy być ostrożni i czujni, żeby nie wpaść w pułapkę.Teraz w drogę! Powinniśmy się znaleźć na Tambo jeszcze przed zapadnięciem nocy.Łódź znoszona wartkim prądem szybko płynęła w dół rzeki.Smuga odłożył wiosło, pozostawiając sterowanie Nowickiemu.Nadchodził wieczór.Obydwa brzegi już kryły się w mrocznych cieniach, tylko na samym środku rzeki słały się jeszcze ostatnie odblaski zachodzącego słońca.Nowicki utrzymywał łódź na ciemniejszym paśmie rzeki, której nurt z każdą chwilą przybierał na sile.Na horyzoncie tymczasem gromadziły się ciemne chmury.Chociaż był to prawie koniec pory deszczowej, trwającej od stycznia do marca, często jeszcze po południu padały mniejsze lub większe deszcze.Szybko nadciągające czarne chmury tym razem były na rękę uciekinierom, liczyli bowiem, że podczas ulewy uda im się niepostrzeżenie wpłynąć na Tambo.Smuga bacznie się rozglądał.Dżungla porastała obydwa strome brzegi, które teraz coraz bardziej się od siebie oddalały.Łódź zaczęła się niespokojnie kołysać na zmiennym nurcie rzeki.Las, widoczny dotąd na dwóch przeciwległych brzegach, obecnie nagle ukazał się również w pewnym oddaleniu na wprost przed łodzią, jakby zagradzając dalszą drogę.- Kapitanie, bliżej lewego brzegu! To już Tambo! - ostrzegł Smuga szybko chwytając wiosło.- Trzymaj je mocno w garści i.ani słowa! - ostrzegł Nowicki.- Z prawej za nami ogniska.ludzie!W tej chwili powiał porywisty wiatr.Czarne, ciężkie chmury przysłoniły świat.Zaczął padać rzęsisty deszcz, który wkrótce przemienił się w tropikalną ulewę.Smuga wydobył z worka kociołek i począł wylewać wodę gromadzącą się w rozkołysanej łódce, to znów wiosłem pomagał Nowickiemu utrzymać właściwy kierunek.Nowicki co chwila zerkał za siebie; strugi ulewy zasłoniły brzegi, więc stamtąd nie mogło im grozić niebezpieczeństwo.Gwałtowny prąd na Tambo szybko niósł łódź w dół rzeki.Niebawem przepłynęli obok wysepki.Tylko dzięki żeglarskiemu doświadczeniu Nowickiego w ostatniej chwili udało im się ominąć ostre skały sterczące z wody.Potem otarli się o znoszony prądem pień drzewa.Dalsza żegluga po całkowitym zapadnięciu nocy groziła nieuchronnym rozbiciem łódki na rzece, w której nurtach czyhały piranie, płaszczki zbrojne w jadowite kolce, zdradliwe rybki canero, żarłoczne krokodyle i wiele innych niebezpiecznych dla człowieka egzotycznych stworów.Toteż Nowicki bez namysłu skierował łódź ku następnej napotkanej wyspie.Brzegi jej były bardzo wysokie, ale obecnie koryto Tambo obfitowało w wodę, która dochodziła aż do samej dżungli porastającej wyspę.- Hamuj wiosłem, Janku - polecił Nowicki, gdy łódź dziobem zanurzyła się w gąszcz przybrzeżnej chikotzy.Wkrótce łódź przywiązana lianą do bambusa lekko kołysała się pod osłoną zwisających konarów drzew.Nowicki i Smuga, wyczerpani walką z gwałtownym żywiołem, siedzieli w milczeniu i odpoczywali.Dopiero po dłuższej chwili pierwszy odezwał się Smuga:- Wyspa nie wygląda na zbyt dużą, chyba nie ma tu nikogo.Rozejrzę się trochę.Deszcz ustał.Może uda ci się wylać wodę z łodzi, kto wie, czy nie przyjdzie nam w niej spędzić nocy.Wrócę niebawem.- Weź sztucer, jeśli usłyszę strzał, podskoczę z odsieczą - odparł Nowicki odganiając ręką komary, które po deszczu zaraz się pojawiły chmarami.Smuga zniknął w gąszczu.”No, jako zwiadowca mógłby nasz Janek stawać do zawodów z Indiańcami - z uznaniem pomyślał Nowicki.- Krzaki nie szeleściły, nie nadepnął na gałąź, podkrada się jak kot! Nawet się nie zorientowałem, w którym kierunku odszedł.Pod parasolem zieleni zapadła ciemna noc, choć srebrzysty księżyc wytaczał się coraz wyżej na usiane gwiazdami niebo.Nowicki długo osuszał łódkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl