Pokrewne
- Strona Główna
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Alfred Szklarski Tomek Wsrod Lowcow Glow
- Alfred Szklarski Tomek wsrod lowcow glow (3)
- Alfred Szklarski Tomek wsrod lowcow glow (2)
- Szklarski Alfred 4 Tomek na tropach Yeti
- Alfred Szklarski Tomek w Gran Chaco (2)
- Szklarski Alfred 8 Tomek w Gran Chaco
- Lackey Mercedes Burza
- Jakub Ćwiek Kłamca, Ochłap Sztandaru Tom III
- Dick Philip K Tytanscy Gracze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dumnak, który lubił nadawać wszystkim przezwiska, Cyngeto-ryksa zwał Kogutem, Bojoryksa %7łubrem, a Karmanna nie wiedzieć czemu Kukułką.Zbyt wiele zajęłoby mi czasu, gdybym chciał wam opowiadać o każdym z naszych gości,dość żem nie mógł sobie życzyć lepszych widzów dla swych pierwszych popisów w sztucewojennej.Każdy z tych przyjaciół przywiózł mi coś w darze.Sąsiedzi z Lutecji ofiarowali mipas szeroki z wyzłacanego brązu, kunsztownej roboty ich sławnych na całą Galię złotników.Od Cyngetoryksa dostałem wspaniałą tarczę.Bojoryks włożył mi na głowę piękny hełm zdwoma ogromnymi skrzydłami orlimi.Nawet ubogi Karmanno ofiarował mi miecz z najwy-borniejszej hartowanej stali, osadzony w mocnej, doskonałej rękojeści, co wprawiło w za-chwyt znawców.Trzeba było teraz pokazać, żem wart tych darów.Ubrałem się więc w ów pas brązowyLutecjan, w hełm, przypasałem miecz, ująłem w rękę włócznię i dosiadłszy konia począłemharcować na placu przed naszym domem; popisując się przed gośćmi przesadzałem rowy,brałem przeszkody i atakowałem nader walecznie.słup drewniany, w który w pędzie ciska-łem włócznią, lub też uderzałem go mieczem i tarczą.Wszyscy oklaskiwali zręczność moją iwinszowali mi powodzenia.Po tych popisach rozpoczęła się uczta, a raczej uczty, w ciągu trzech dni bowiem bawiło iucztowało w Szarej Skale trzydziestu naczelników oraz dwustu ludzi z drużyną.Toteż zabra-kło oczywiście miejsca nawet w naszej ogromnej sali na dole i wypadło ustawić stoły wprostna placu przed domem.Prócz biesiadników wszyscy nasi wieśniacy, zwolnieni na te trzy dniuroczystości od wszelkich prac polnych, siedzieli opodal stołów po prostu na ziemi w kucki iraczyli się tym, co pozostawało z uczty wojowników.A pozostawało sporo, bo na to świętonapieczono mnóstwo całych wołów i baranów, które nadziewano wewnątrz pieczonymi gę-śmi, kaczkami, kurami, czaplami, żurawiami i jeżami.Solone szynki wieprzów i dzików pobudzały pragnienie, toteż kubki i dzbany, podawane zrąk do rąk, krążyły ustawicznie.I ostatni pastuch podczas tej wielkiej uroczystości na cześćmoją dostawał do woli sikery i miodu, ba! nawet win italskich.Ostatniego zwłaszcza dnia uczta była szczególnie gwarna i wesoła.Wandilo śpiewał naj-lepsze swe pieśni; ale próżno się trudził, gdyż w końcu nikt go nie słuchał, wszyscy bowiemmówili równocześnie.Nawet Karmanno rozgadał się i wygłaszał nauki moralne tak mądre,jak gdyby był starym druidem, a głównie, popijając drogie wino italskie ze złoconego kubka,powstawał przeciwko rozpowszechniającemu się coraz to więcej zbytkowi, zwłaszcza przy-wozowi win z Italii, przepowiadając, że to zgubi Galię.Cyngetoryks, prawiąc o swych boha-terskich czynach, uśmiercał tysiące nieprzyjacielskich wojowników, których mój ojciec zuporem usiłował wskrzeszać.Dwaj biesiadnicy spomiędzy przyjezdnych poróżnili się międzysobą i wzięli się do oręża.Dumnak zaś i Arwirag w swej roli gospodarzy w Szarej Skale rzu-cili się ich godzić, a godzili tak umiejętnie, że na twarzach wszystkich czterech ukazały sięguzy i sińce.Lutecjanie, podochoceni winem, wskoczyli na stół i tam pomiędzy misami idzbanami rozpoczęli jakiś azjatycki taniec, co się Bojoryksowi nadzwyczaj podobało.Chi-chocąc a pokrzykując z uciechy palnął na ochotę pięścią w stół z taką mocą, że się stół zała-25mał i tancerze społem z częścią zaskoczonych tym wypadkiem gości znalezli się raptem podszczątkami stołu i pokrywających go przed chwilą naczyń.Od czasu tych uroczystości więc zostałem wojownikiem.Matka odtąd poczęła mię trakto-wać jako drugiego gospodarza domu, ojciec zaś jako towarzysza broni.Nie wstydził się jużteraz publicznie rozmawiać ze mną i okazywać mi swego przywiązania i niecierpliwie wy-czekiwał okazji, abym w jakiej potyczce mógł zdobyć sobie złoty naszyjnik jezdzca.Rozdział VIICEZAR W GALIIKrążyły wówczas po całej Galii wieści o bliskiej wojnie z Rzymem.Mówiono, że Rzy-mianie, którzy od dość dawna siedzieli sobie spokojnie w swej Prowincji4, przeszli teraz jejgranice, mając na czele jednego ze swych najznakomitszych wodzów, który nawet podawałsię za potomka bogów, ściślej bogini Wenus, coś w rodzaju naszej Belizany, tylko o gorszejsławie.Helweci, którym za ciasno było wśród skał, naszli krainę Eduów i o mało nie zdobylijuż ich bogatego oppidum Bibrakte5.Gdy nagle na pomoc Eduom nadbiegł ów właśnie wódzrzymski, Cezar, Helwetów pobił na głowę i zmusił do cofnięcia się w skaliste góry i wąwozy.Powiadano, że z trzydziestu tysięcy Helwetów wróciło do ojczystego kraju nie więcej nad stu.Wkrótce potem tenże wódz rzymski wyruszył przeciw dzikim Germanom i nie uląkłszy siębynajmniej groznego wyglądu tych zaszytych w skóry zwierzęce olbrzymich wojowników,pokonał ich i zmusił do cofnięcia się w głuche lasy i błota ich kraju.W Szarej Skale, jak iwszędzie, niemało rozprawiano o tym i wielu wysławiało dzielność legionów rzymskich orazgeniusz wojenny Cezara, chwaląc go za to, że obronił Galię od najścia Helwetów i Germa-nów. Należałoby nam wszystkim stanąć pod jego sztandarami dowodził jeden z wojowni-ków tam to można zdobyć sławę i bogate łupy wojenne! Rzymianie zawsze cenili męstwoGalów i Cezar chętnie przyjmuje dzielnych wojów.Iluż to naszych walczy już pod jego zna-kami wojennymi! Prawda odpowiadali inni ale iluż to naszych padło pod ciosami mieczów rzymskich!Przypomnijcie sobie te galijskie plemiona w Italii, które zostały najpierw zdziesiątkowane,następnie ujarzmione i pozbawione gruntów przez Rzymian6.A i z czegóż się utworzyła Pro-wincja Rzymska? Z naszych ziem galijskich i takichże plemion, zgiętych przemocą pod tosamo jarzmo! Czy nie widzicie, że Rzymianie dążą do tego, aby podbić świat cały? Ich chci-wości wszystkiego jest za mało, nawet państw Azji i Afryki, prócz ziemi Europy.Naprzódzawojowali Galię nad rzeką Pad, którą obecnie zowią Galią Przedalpejską; potem Galię4Pózniejsza Prowansja, Delfinat i Langwedocja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Dumnak, który lubił nadawać wszystkim przezwiska, Cyngeto-ryksa zwał Kogutem, Bojoryksa %7łubrem, a Karmanna nie wiedzieć czemu Kukułką.Zbyt wiele zajęłoby mi czasu, gdybym chciał wam opowiadać o każdym z naszych gości,dość żem nie mógł sobie życzyć lepszych widzów dla swych pierwszych popisów w sztucewojennej.Każdy z tych przyjaciół przywiózł mi coś w darze.Sąsiedzi z Lutecji ofiarowali mipas szeroki z wyzłacanego brązu, kunsztownej roboty ich sławnych na całą Galię złotników.Od Cyngetoryksa dostałem wspaniałą tarczę.Bojoryks włożył mi na głowę piękny hełm zdwoma ogromnymi skrzydłami orlimi.Nawet ubogi Karmanno ofiarował mi miecz z najwy-borniejszej hartowanej stali, osadzony w mocnej, doskonałej rękojeści, co wprawiło w za-chwyt znawców.Trzeba było teraz pokazać, żem wart tych darów.Ubrałem się więc w ów pas brązowyLutecjan, w hełm, przypasałem miecz, ująłem w rękę włócznię i dosiadłszy konia począłemharcować na placu przed naszym domem; popisując się przed gośćmi przesadzałem rowy,brałem przeszkody i atakowałem nader walecznie.słup drewniany, w który w pędzie ciska-łem włócznią, lub też uderzałem go mieczem i tarczą.Wszyscy oklaskiwali zręczność moją iwinszowali mi powodzenia.Po tych popisach rozpoczęła się uczta, a raczej uczty, w ciągu trzech dni bowiem bawiło iucztowało w Szarej Skale trzydziestu naczelników oraz dwustu ludzi z drużyną.Toteż zabra-kło oczywiście miejsca nawet w naszej ogromnej sali na dole i wypadło ustawić stoły wprostna placu przed domem.Prócz biesiadników wszyscy nasi wieśniacy, zwolnieni na te trzy dniuroczystości od wszelkich prac polnych, siedzieli opodal stołów po prostu na ziemi w kucki iraczyli się tym, co pozostawało z uczty wojowników.A pozostawało sporo, bo na to świętonapieczono mnóstwo całych wołów i baranów, które nadziewano wewnątrz pieczonymi gę-śmi, kaczkami, kurami, czaplami, żurawiami i jeżami.Solone szynki wieprzów i dzików pobudzały pragnienie, toteż kubki i dzbany, podawane zrąk do rąk, krążyły ustawicznie.I ostatni pastuch podczas tej wielkiej uroczystości na cześćmoją dostawał do woli sikery i miodu, ba! nawet win italskich.Ostatniego zwłaszcza dnia uczta była szczególnie gwarna i wesoła.Wandilo śpiewał naj-lepsze swe pieśni; ale próżno się trudził, gdyż w końcu nikt go nie słuchał, wszyscy bowiemmówili równocześnie.Nawet Karmanno rozgadał się i wygłaszał nauki moralne tak mądre,jak gdyby był starym druidem, a głównie, popijając drogie wino italskie ze złoconego kubka,powstawał przeciwko rozpowszechniającemu się coraz to więcej zbytkowi, zwłaszcza przy-wozowi win z Italii, przepowiadając, że to zgubi Galię.Cyngetoryks, prawiąc o swych boha-terskich czynach, uśmiercał tysiące nieprzyjacielskich wojowników, których mój ojciec zuporem usiłował wskrzeszać.Dwaj biesiadnicy spomiędzy przyjezdnych poróżnili się międzysobą i wzięli się do oręża.Dumnak zaś i Arwirag w swej roli gospodarzy w Szarej Skale rzu-cili się ich godzić, a godzili tak umiejętnie, że na twarzach wszystkich czterech ukazały sięguzy i sińce.Lutecjanie, podochoceni winem, wskoczyli na stół i tam pomiędzy misami idzbanami rozpoczęli jakiś azjatycki taniec, co się Bojoryksowi nadzwyczaj podobało.Chi-chocąc a pokrzykując z uciechy palnął na ochotę pięścią w stół z taką mocą, że się stół zała-25mał i tancerze społem z częścią zaskoczonych tym wypadkiem gości znalezli się raptem podszczątkami stołu i pokrywających go przed chwilą naczyń.Od czasu tych uroczystości więc zostałem wojownikiem.Matka odtąd poczęła mię trakto-wać jako drugiego gospodarza domu, ojciec zaś jako towarzysza broni.Nie wstydził się jużteraz publicznie rozmawiać ze mną i okazywać mi swego przywiązania i niecierpliwie wy-czekiwał okazji, abym w jakiej potyczce mógł zdobyć sobie złoty naszyjnik jezdzca.Rozdział VIICEZAR W GALIIKrążyły wówczas po całej Galii wieści o bliskiej wojnie z Rzymem.Mówiono, że Rzy-mianie, którzy od dość dawna siedzieli sobie spokojnie w swej Prowincji4, przeszli teraz jejgranice, mając na czele jednego ze swych najznakomitszych wodzów, który nawet podawałsię za potomka bogów, ściślej bogini Wenus, coś w rodzaju naszej Belizany, tylko o gorszejsławie.Helweci, którym za ciasno było wśród skał, naszli krainę Eduów i o mało nie zdobylijuż ich bogatego oppidum Bibrakte5.Gdy nagle na pomoc Eduom nadbiegł ów właśnie wódzrzymski, Cezar, Helwetów pobił na głowę i zmusił do cofnięcia się w skaliste góry i wąwozy.Powiadano, że z trzydziestu tysięcy Helwetów wróciło do ojczystego kraju nie więcej nad stu.Wkrótce potem tenże wódz rzymski wyruszył przeciw dzikim Germanom i nie uląkłszy siębynajmniej groznego wyglądu tych zaszytych w skóry zwierzęce olbrzymich wojowników,pokonał ich i zmusił do cofnięcia się w głuche lasy i błota ich kraju.W Szarej Skale, jak iwszędzie, niemało rozprawiano o tym i wielu wysławiało dzielność legionów rzymskich orazgeniusz wojenny Cezara, chwaląc go za to, że obronił Galię od najścia Helwetów i Germa-nów. Należałoby nam wszystkim stanąć pod jego sztandarami dowodził jeden z wojowni-ków tam to można zdobyć sławę i bogate łupy wojenne! Rzymianie zawsze cenili męstwoGalów i Cezar chętnie przyjmuje dzielnych wojów.Iluż to naszych walczy już pod jego zna-kami wojennymi! Prawda odpowiadali inni ale iluż to naszych padło pod ciosami mieczów rzymskich!Przypomnijcie sobie te galijskie plemiona w Italii, które zostały najpierw zdziesiątkowane,następnie ujarzmione i pozbawione gruntów przez Rzymian6.A i z czegóż się utworzyła Pro-wincja Rzymska? Z naszych ziem galijskich i takichże plemion, zgiętych przemocą pod tosamo jarzmo! Czy nie widzicie, że Rzymianie dążą do tego, aby podbić świat cały? Ich chci-wości wszystkiego jest za mało, nawet państw Azji i Afryki, prócz ziemi Europy.Naprzódzawojowali Galię nad rzeką Pad, którą obecnie zowią Galią Przedalpejską; potem Galię4Pózniejsza Prowansja, Delfinat i Langwedocja [ Pobierz całość w formacie PDF ]