[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Waloski nagle oznajmił:- Zaryzykuję.Proszę mi dać coś do pisania.- Ja chyba też - odezwał się Gladwin.Lyle Dumaire zrobił nieszczęśliwą minę i również kiwnął głową.Dixon skrzywił się i wzruszył ramionami.- Widzę, że wszyscy nagle poczuli ochotę do pisania.Co mi więc zostało? Chciałbym- zwrócił się do Petera - dostać pióro z szeroką stalówką.Pasuje do mego stylu.Pół godziny pózniej Peter McDermott przeczytał uważnie kilka stron, z którymizapoznał się pobieżnie, zanim młodzi ludzie wyszli z gabinetu.Cztery wersje wydarzeń poniedziałkowego wieczoru - chociaż różniły się w kilkuszczegółach - w jednakowy sposób relacjonowały podstawowe fakty.Wszystkie zaśwypełniały luki w informacjach, jakie do tej pory zebrał.Polecenie Petera, aby chłopcyzidentyfikowali pracownika hotelowego, zostało skrupulatnie wypełnione.Przełożony boyów hotelowych, Herbie Chandler, został przygwożdżonyjednoznacznie i niepodważalnie. 12.Początkowo mglisty pomysł, jaki przemknął przez głowę  Kluczyka Milne a, nabrałkonkretnych kształtów.Instynkt podpowiadał mu, że pojawienie się księżnej Croydonu w tej samej chwili,kiedy on sam przechodził przez hol, było niewątpliwie czymś więcej niż tylko zbiegiemokoliczności.Oczywisty omen nad omenami, wskazujący mu drogę, którą ma podążać,albowiem na jej końcu można zdobyć błyszczące klejnoty Croydonów.Oczywiście, słynna kolekcja zapewne nie znajduje się w Nowym Orleanie w całości.Dobrze wiedziano, że księżna - udając się w podróż - zabiera zaledwie część swoich skarbówze skarbca Aladyna.Jednak potencjalny łup najprawdopodobniej byłby duży i chociażniektóre kosztowności niewątpliwie zostały umieszczone w skarbcu hotelowym, pozostałe zcałą pewnością znajdowały się pod ręką.Najważniejszym zadaniem było, jak zawsze, zdobycie klucza do apartamentów księciai księżnej.Milne rozpoczął więc systematyczne działania.Przejechał się kilkakrotnie windami i żeby nie wywołać podejrzeń, za każdym razemwybierał inną.Wreszcie, kiedy znalazł się sam na sam z windziarzem, zadał mu pozornieniewinne pytanie:- Czy to prawda, że księstwo Croydonu mieszkają w tym hotelu?- Owszem, proszę pana.- Przypuszczam, że dla takich gości hotel ma specjalne pokoje.-  Kluczykuśmiechnął się niewinnie.- Nie takie jak dla nas, zwykłych ludzi.- No cóż, proszę pana, księstwo mieszkają w Apartamencie Prezydenckim.- O, rzeczywiście? Na którym piętrze?- Dziewiątym. Kluczyk zaznaczył w myśli, że właśnie załatwił punkt pierwszy i wysiadł z windyna swoim, ósmym piętrze.Punktem drugim było ustalenie dokładnego numeru pokoju.Zadanie okazało sięproste.Przeszedł jedną kondygnację do góry, a potem krótki spacer! Podwójne, obite skórądrzwi ze złotymi liliami burbońskimi prowadziły do Apartamentu Prezydenckiego. Kluczykodczytał numer: 973-7.Zjechał ponownie do holu i przespacerował się, pozornie bez celu, obok recepcji.Zerknął kątem oka i zorientował się, że 973-7, podobnie jak pokoje  plebsu , posiadał zwykłą przegródkę na listy.Klucz do pokoju znajdował się w przegródce.Byłoby błędem od razu poprosić o klucz. Kluczyk usiadł i zaczął cierpliwie sięprzyglądać.Podjęte środki ostrożności okazały się słuszne.Po kilkuminutowej obserwacji przekonał się, że pracownicy hotelowi zostali jużzaalarmowani.Poprzednio recepcjoniści wydawali klucze bez problemów, teraz jednakzachowywali się ostrożnie.Gdy ktoś prosił o klucz, pytali o nazwisko i sprawdzali listę gości. Kluczyk doszedł do wniosku, że niewątpliwie doniesiono już o jego porannym wyczynie izaostrzono środki bezpieczeństwa.Zimne ukłucie lęku przypomniało mu, że wydarzenia te miały jeszcze jeden, równiełatwy do przewidzenia efekt - nowoorleańska policja została poinformowana i w ciągu kilkugodzin rozpocznie poszukiwania właśnie  Kluczyka Milnego.Jeżeli można było wierzyćporannej gazecie, sprawa wypadku z ubiegłej nocy wciąż absorbowała jej uwagę.Ale z całąpewnością ktoś w komendzie policji znajdzie dość czasu, aby wysłać dalekopis do FBI. Kluczyk przypomniał sobie, jak straszne byłyby konsekwencje jeszcze jednego wyroku i poraz kolejny miał ochotę zachować się przezornie, wyprowadzić z hotelu i uciec.Ciągle jednaknie mógł się zdecydować.Wreszcie - odsuwając na bok wątpliwości - pocieszył sięwspomnieniami pomyślnej, porannej wróżby.W końcu oczekiwanie przyniosło rezultaty.Jeden z recepcjonistów, młody człowiek olekko falistych włosach, zachowywał się niepewnie i chwilami nerwowo. Kluczykprzypuszczał, że jest nowym pracownikiem.Jego pojawienie się stwarzało pewną szansę, choć wykorzystanie jej wiązało się zryzykiem i, jak uznał  Kluczyk , będzie trudnym przedsięwzięciem.Być może jednaksytuacja ta - podobnie jak inne wydarzenia dzisiejszego dnia - była sama w sobie znakiemlosu.Postanowił więc ją wykorzystać, stosując dawno wypróbowaną metodę.Przygotowania zajmą mu przynajmniej godzinę.Ponieważ było już wczesnepopołudnie, musiał wszystko zrobić, zanim młody człowiek skończy swoją zmianę. Kluczyk szybko wyszedł z hotelu.Skierował się w stronę domu towarowego  MaisonBlanche na Canal Street.Tam, oszczędnie posługując się swoimi funduszami, zakupił niezbyt drogie, ale dużeprzedmioty - głównie zabawki dziecięce - i poczekał, aż zapakują mu je w charakterystycznepudełka  Maison Blanche , albo owiną w papier [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl