Pokrewne
- Strona Główna
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa
- Arthur Conan Doyle Przygody Sherlocka Holmesa
- Hasek Jaroslaw Przygody dobrego wojaka Szwejka 2
- Defoe D. Przygody Robinsona Kruzoe (2)
- Davies Paul Plan Stworcy (3)
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec
- King Stephen Christine (SCAN dal 1119)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze bardziej struchlał, kiedy giermek Rycerza Zwierciadeł oznajmił mu, że zgodnie zandaluzyjskim zwyczajem giermkowie nie mogą bezczynnie przypatrywać się pojedynkowiswych panów, lecz sami również muszą walczyć ze sobą.126 Wcale mi się ten zwyczaj nie podoba oświadczył Sanczo i nigdy o nim nie słyszałemod mojego pana, który zna wszystkie zwyczaje rycerskie, a ponadto, jakże mogę walczyć, niemając miecza? Nie będziemy się potykać na miecze, tylko na worki płócienne wyjaśnił tamten,którego możemy nazwać Nochalem, chociaż po ciemku nie widać jeszcze, jaki ma nochal; aleniech no tylko rozwidnieje, Sanczo ujrzy ów przedziwny instrument swego przeciwnika,fioletowy jak bakłażan, krzywy i ogromny, pełen szpetnych brodawek, zwisający aż dopodbródka; i ujrzawszy go, tak się przerazi, że wszystko uczyni, by uniknąć walki z takimstraszydłem.Na razie jednak, nie widząc w ciemnościach twarzy Nochala, Sanczo odetchnął z ulgą: Na worki? A to bardzo proszę.W takim pojedynku wytrzepiemy się co najwyżej z kurzu. A nie powiedział Nochal bo te worki nie będą puste.Do każdego włożymy z półtuzina kamieni jednakowej wagi, no i tak będziemy się workowali.Sanczowi znów zrzedła mina. Nie mogę się bić powiedział z człowiekiem, który tak serdecznie mnie poczęstował ido którego nie czuję żadnej urazy. Jest i na to sposób wyjaśnił Nochal. Po prostu dam wam w buzię raz i drugi, i to, copoczujecie, to będzie właśnie uraza. Zdaje się powiedział Sanczo Pansa że zaczynam ją odczuwać już w tej chwili, bezzastosowania waszego sposobu i na samą myśl, że moglibyście sobie na to pozwolić. No, widzicie powiedział Nochal.Tymczasem zaczęło się rozwidniać i świergot obudzonych ptasząt witał jasność dnia, wktórym tyle miało się zdarzyć.I wtedy właśnie Sanczo Pansa ujrzał niemożliwy nos człowieka, z którym miał siępojedynkować na worki, i nogi się pod nim ugięły, i pojął, że raczej niezliczoną ilośćpoliczków zniesie, niżby miał do walki stanąć z Nochalem.W przeciwieństwie do giermka, Don Kichot nie zobaczył twarzy swego przeciwnika, tenbowiem z pierwszym promieniem słońca spuścił i zatrzasnął przyłbicę; na prośbę zaś, by jąuchylił, odparł odmową. Powiedzcie tedy, mnie się w słońcu przyjrzawszy zaproponował Don Kichot czyprawdziwie jestem tym Don Kichotem, którego byliście zwyciężyli, jak powiadacie. Jesteście doń podobni jak dwie krople wody, ale skoro twierdzicie, że to sztuczkiczarnoksięskie, nie obstaję, że nim jesteście faktycznie. Przyjmuję wyjaśnienie skinął głową Don Kichot a teraz do dzieła, aby ramię mojedostatecznie wam dowiodło, że nie zwyciężyliście Don Kichota.Giermkowie przywiedli konie na skraj polany i rycerze skoczyli w siodła.Rozjechawszysię w dwie strony, okrążyli polanę, by z rozpędu zderzyć się w pojedynku na śmierć i życie;ale zanim do tego zderzenia doszło, Don Kichot musiał zwolnić, bo Sanczo Pansa, ciągledrżący ze strachu, uczepił się strzemienia Rosynanta, błagając, by pan nie zostawiał go samna sam z Nochalem, lecz pomógł mu usadowić się na jakiejś gałęzi, skąd mógłby bezpiecznieoglądać bitwę.Rycerz, wyrozumiały dla małostek swego giermka, zatrzymał się, aby pomócSanczowi wdrapać się na drzewo korkowe.Tymczasem jego przeciwnik objechał polanę igalopem (który niewiele się różnił od galopu Rosynanta, bo i sam koń Rycerza Zwierciadełniewiele od Rosynanta się różnił) pędził na spotkanie Don Kichota.Kiedy ujrzał atoli, że DonKichot zajęty jest czymś zgoła innym niż akurat powinien, osadził rumaka w biegu, za co tenbył mu prawdziwie wdzięczny, bo już ledwie się ruszał.Ale właśnie w tej chwili Don Kichotskończył podsadzać Sancza na gałąz i wrócił do obowiązków rycerskich.Spiąwszy ostrogamichude boki Rosynanta skłonił go do runięcia jak huragan na Rycerza Zwierciadeł, który takżewbił ostrogi w boki swojego wierzchowca, ale nie potrafił go już zmusić do ruszenia choćby127na palec z miejsca.Jednej chwili potrzeba było Don Kichotowi na wysadzenie RycerzaZwierciadeł z siodła. Zwycięstwo! wykrzyknął uradowany Sanczo Pansa, ześlizgując się na dół po pniukorkowca.Don Kichot, już spieszony, nachylał się nad leżącym bez czucia Rycerzem Zwierciadeł, byprzekonać się, czy zabity, czy żyje.Jakież było zdumienie i rycerza, i giermka, gdy po podniesieniu przyłbicy pokonanegoujrzeli ni mniej, ni więcej, tylko dobrze sobie znane oblicze Samsona Karrasko, bakałarza zrodzinnej wioski. A to dopiero czarnoksięstwo! powiedział wstrząśnięty Don Kichot. Przyjrzyj się,Sanczo, co te wrogie siły potrafią, jakie niemożliwe przemiany w złośliwości swojejsprawiają. Póki się nie rusza powiedział równie wstrząśnięty Sanczo wbijcie, waszaskuteczność, na wszelki wypadek, miecz w gardło temu, który przybrał postać SamsonaKarrasko.Może pozbędziecie się w ten sposób jednego ze swych wrogów czarnoksiężników. Bardzo słuszna rada przyznał Don Kichot i wyciągnąwszy miecz uniósł go nad grdykąpokonanego. Nie czyńcie tego, na Boga, wasza sumienność! zawołał, nadbiegając, giermek RycerzaZwierciadeł. Toć to wasz przyjaciel, bakałarz Samson Karrasko!Spojrzeli na nadbiegającego i nie poznali go, nie miał już bowiem swego ohydnegonochala, tylko zwyczajną, na wpół dobroduszną, na wpół chytrą twarz wieśniaka z LaManczy, także zresztą skądciś Sanczowi Pansie znajomą. Ej, czy to aby nie mój kum i sąsiad, wesoły Tome? To ja, w samej rzeczy. A nos?Tome wyciągnął z kieszeni i pokazał nochal z lakierowanej masy papierowej, zesznurkiem do zawiązania na głowie.Sanczo coraz bardziej wytrzeszczał oczy.W tym momencie przyszedł do siebie leżący na ziemi Rycerz Zwierciadeł, przeto DonKichot przyłożył mu koniuszek miecza do gardła i zażądał: Przyznaj natychmiast, bo jeżeli nie przyznasz, to zginiesz, że Dulcynea z Toboso górujeurodą i wszelkimi cnotami nad każdą białogłową, Kasyldei z Wandalii nie wyłączając.Dalej,przyrzeknij, że udasz się niezwłocznie do Toboso i padniesz do stóp mej pani, donosząc jej,jak cię pokonałem, i oddając się na jej łaskę albo niełaskę.Wreszcie, jeśli pozostawi cięwolnym, wróć do mnie i zdaj sprawę z wizyty u nieporównanej, nic nie pomijając anizmieniając. Wszystko, co tylko chcecie wyjąkał pokonany rycerz, starając się nie ruszać za bardzogrdyką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Jeszcze bardziej struchlał, kiedy giermek Rycerza Zwierciadeł oznajmił mu, że zgodnie zandaluzyjskim zwyczajem giermkowie nie mogą bezczynnie przypatrywać się pojedynkowiswych panów, lecz sami również muszą walczyć ze sobą.126 Wcale mi się ten zwyczaj nie podoba oświadczył Sanczo i nigdy o nim nie słyszałemod mojego pana, który zna wszystkie zwyczaje rycerskie, a ponadto, jakże mogę walczyć, niemając miecza? Nie będziemy się potykać na miecze, tylko na worki płócienne wyjaśnił tamten,którego możemy nazwać Nochalem, chociaż po ciemku nie widać jeszcze, jaki ma nochal; aleniech no tylko rozwidnieje, Sanczo ujrzy ów przedziwny instrument swego przeciwnika,fioletowy jak bakłażan, krzywy i ogromny, pełen szpetnych brodawek, zwisający aż dopodbródka; i ujrzawszy go, tak się przerazi, że wszystko uczyni, by uniknąć walki z takimstraszydłem.Na razie jednak, nie widząc w ciemnościach twarzy Nochala, Sanczo odetchnął z ulgą: Na worki? A to bardzo proszę.W takim pojedynku wytrzepiemy się co najwyżej z kurzu. A nie powiedział Nochal bo te worki nie będą puste.Do każdego włożymy z półtuzina kamieni jednakowej wagi, no i tak będziemy się workowali.Sanczowi znów zrzedła mina. Nie mogę się bić powiedział z człowiekiem, który tak serdecznie mnie poczęstował ido którego nie czuję żadnej urazy. Jest i na to sposób wyjaśnił Nochal. Po prostu dam wam w buzię raz i drugi, i to, copoczujecie, to będzie właśnie uraza. Zdaje się powiedział Sanczo Pansa że zaczynam ją odczuwać już w tej chwili, bezzastosowania waszego sposobu i na samą myśl, że moglibyście sobie na to pozwolić. No, widzicie powiedział Nochal.Tymczasem zaczęło się rozwidniać i świergot obudzonych ptasząt witał jasność dnia, wktórym tyle miało się zdarzyć.I wtedy właśnie Sanczo Pansa ujrzał niemożliwy nos człowieka, z którym miał siępojedynkować na worki, i nogi się pod nim ugięły, i pojął, że raczej niezliczoną ilośćpoliczków zniesie, niżby miał do walki stanąć z Nochalem.W przeciwieństwie do giermka, Don Kichot nie zobaczył twarzy swego przeciwnika, tenbowiem z pierwszym promieniem słońca spuścił i zatrzasnął przyłbicę; na prośbę zaś, by jąuchylił, odparł odmową. Powiedzcie tedy, mnie się w słońcu przyjrzawszy zaproponował Don Kichot czyprawdziwie jestem tym Don Kichotem, którego byliście zwyciężyli, jak powiadacie. Jesteście doń podobni jak dwie krople wody, ale skoro twierdzicie, że to sztuczkiczarnoksięskie, nie obstaję, że nim jesteście faktycznie. Przyjmuję wyjaśnienie skinął głową Don Kichot a teraz do dzieła, aby ramię mojedostatecznie wam dowiodło, że nie zwyciężyliście Don Kichota.Giermkowie przywiedli konie na skraj polany i rycerze skoczyli w siodła.Rozjechawszysię w dwie strony, okrążyli polanę, by z rozpędu zderzyć się w pojedynku na śmierć i życie;ale zanim do tego zderzenia doszło, Don Kichot musiał zwolnić, bo Sanczo Pansa, ciągledrżący ze strachu, uczepił się strzemienia Rosynanta, błagając, by pan nie zostawiał go samna sam z Nochalem, lecz pomógł mu usadowić się na jakiejś gałęzi, skąd mógłby bezpiecznieoglądać bitwę.Rycerz, wyrozumiały dla małostek swego giermka, zatrzymał się, aby pomócSanczowi wdrapać się na drzewo korkowe.Tymczasem jego przeciwnik objechał polanę igalopem (który niewiele się różnił od galopu Rosynanta, bo i sam koń Rycerza Zwierciadełniewiele od Rosynanta się różnił) pędził na spotkanie Don Kichota.Kiedy ujrzał atoli, że DonKichot zajęty jest czymś zgoła innym niż akurat powinien, osadził rumaka w biegu, za co tenbył mu prawdziwie wdzięczny, bo już ledwie się ruszał.Ale właśnie w tej chwili Don Kichotskończył podsadzać Sancza na gałąz i wrócił do obowiązków rycerskich.Spiąwszy ostrogamichude boki Rosynanta skłonił go do runięcia jak huragan na Rycerza Zwierciadeł, który takżewbił ostrogi w boki swojego wierzchowca, ale nie potrafił go już zmusić do ruszenia choćby127na palec z miejsca.Jednej chwili potrzeba było Don Kichotowi na wysadzenie RycerzaZwierciadeł z siodła. Zwycięstwo! wykrzyknął uradowany Sanczo Pansa, ześlizgując się na dół po pniukorkowca.Don Kichot, już spieszony, nachylał się nad leżącym bez czucia Rycerzem Zwierciadeł, byprzekonać się, czy zabity, czy żyje.Jakież było zdumienie i rycerza, i giermka, gdy po podniesieniu przyłbicy pokonanegoujrzeli ni mniej, ni więcej, tylko dobrze sobie znane oblicze Samsona Karrasko, bakałarza zrodzinnej wioski. A to dopiero czarnoksięstwo! powiedział wstrząśnięty Don Kichot. Przyjrzyj się,Sanczo, co te wrogie siły potrafią, jakie niemożliwe przemiany w złośliwości swojejsprawiają. Póki się nie rusza powiedział równie wstrząśnięty Sanczo wbijcie, waszaskuteczność, na wszelki wypadek, miecz w gardło temu, który przybrał postać SamsonaKarrasko.Może pozbędziecie się w ten sposób jednego ze swych wrogów czarnoksiężników. Bardzo słuszna rada przyznał Don Kichot i wyciągnąwszy miecz uniósł go nad grdykąpokonanego. Nie czyńcie tego, na Boga, wasza sumienność! zawołał, nadbiegając, giermek RycerzaZwierciadeł. Toć to wasz przyjaciel, bakałarz Samson Karrasko!Spojrzeli na nadbiegającego i nie poznali go, nie miał już bowiem swego ohydnegonochala, tylko zwyczajną, na wpół dobroduszną, na wpół chytrą twarz wieśniaka z LaManczy, także zresztą skądciś Sanczowi Pansie znajomą. Ej, czy to aby nie mój kum i sąsiad, wesoły Tome? To ja, w samej rzeczy. A nos?Tome wyciągnął z kieszeni i pokazał nochal z lakierowanej masy papierowej, zesznurkiem do zawiązania na głowie.Sanczo coraz bardziej wytrzeszczał oczy.W tym momencie przyszedł do siebie leżący na ziemi Rycerz Zwierciadeł, przeto DonKichot przyłożył mu koniuszek miecza do gardła i zażądał: Przyznaj natychmiast, bo jeżeli nie przyznasz, to zginiesz, że Dulcynea z Toboso górujeurodą i wszelkimi cnotami nad każdą białogłową, Kasyldei z Wandalii nie wyłączając.Dalej,przyrzeknij, że udasz się niezwłocznie do Toboso i padniesz do stóp mej pani, donosząc jej,jak cię pokonałem, i oddając się na jej łaskę albo niełaskę.Wreszcie, jeśli pozostawi cięwolnym, wróć do mnie i zdaj sprawę z wizyty u nieporównanej, nic nie pomijając anizmieniając. Wszystko, co tylko chcecie wyjąkał pokonany rycerz, starając się nie ruszać za bardzogrdyką [ Pobierz całość w formacie PDF ]