Pokrewne
- Strona Główna
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (2)
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
- Clarke Arthur C Ogrod ramy (SCAN dal 1061)
- Wstęp do filozofii Antoni B. Stępień
- Duenas Maria Krawcowa z Madrytu
- Diogenes Zywoty i poglady slynnych filozofow
- Smith Lisa Jane Wizje w mroku Opętany
- Alex Joe Pieklo jest we mnie (2)
- Scott Justin Blekitne Bractwo (SCAN dal 687)
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwróciłeś już prawdopodobnieuwagę na to, że ślady ludzkie odpowiadają w zupełności kształtowi jego butów z wąskiminosami.Prócz tego nikt inny nie ważyłby się na to.Opisałem mu ze wszystkimi szczegółami,jak wstawszy rankiem, jak zwykle wyszedł za wrota i nagle na błotach ujrzał konia; poszedłza nim i, ku swemu wielkiemu zdumieniu, po białej strzałce na łbie poznał, że była to Sre-brzysta Gwiazda tak nazwana od tej właśnie strzałki.Zlepy trat dawał mu w ręce konia,który jako jedyny mógł współzawodniczyć z tym, na którego postawił wielką stawkę.Opo-149wiedziałem mu następnie, jak jego pierwszym odruchem była chęć odprowadzenia konia; jakpokusa podszepnęła mu kradzież, jak zmogła go nareszcie; jak wziął konia, zaprowadził doKepltown i schował.Gdym mu to wszystko przypomniał, przyznał się nareszcie, dbając jużtylko o swoją skórę. Ale przecież stajnie w Kepltown rewidowali? Ha, ha! To sądzisz, że taki stary wyga nie potrafi zatrzeć śladów swego szelmostwa? Ale co teraz robisz? Pozostawiasz konia w jego rękach? Przecie go może skaleczyć lubprzyprawić o jaką ułomność? Mój drogi! Będzie go strzegł jak oka w głowie! Wie dobrze, że od tego zależy jego wła-sne bezpieczeństwo. Zdaje się, że pułkownik Ross nie należy do tych, którzy takie sprawy traktują lekko? Ach! nie chodzi mi o pułkownika Rossa! Robię zawsze, jak mi się podoba i nie myślęwcale opowiadać wszystkiego, co wiem.Na tym polega moja wyższość śledcza jako osobyprywatnej.Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale pułkownik nie był względem mnie osobliwiegrzeczny, mam zamiar przeto zabawić się nieco jego własnym kosztem.Przede wszystkim,nic mu nie mów o koniu. Naturalnie, jeżeli tego pragniesz. A zresztą koń, nawet tak znamienity, jest głupstwem wobec pytania, kto zabił Strakera. Przypuszczam, że teraz się tym zajmiesz gorliwe. Mylisz się, dzisiaj wracamy do Londynu.Byłem wprost przerażony słowami mego druha.Bawimy tu zaledwie od paru godzin,śledztwo właśnie się wspaniale rozpoczęło i naraz Holmes chce wracać! Tego nie mogłempojąć.Aż do samego domu trenera nie mogłem wydobyć z niego ani słowa wyjaśnienia.Puł-kownik i inspektor czekali już na nas w salonie. Ja i mój przyjaciel wracamy wieczornym pociągiem do Londynu rzekł Holmes. Na-łykaliśmy się do syta pięknego tutejszego powietrza!Inspektor otworzył szeroko oczy, pułkownik uśmiechnął się szyderczo. Więc pan nie ma nadziei na wykrycie zabójcy? zapytał.Holmes wzruszył ramionami. Wiadomo, kłopotu będzie niemało, zanim się go znajdzie mam jednakże nadzieję, żepański koń będzie się ścigał we wtorek i dlatego proszę pana o przygotowanie odpowied-niego dżokeja.A propos, czy mogę prosić pana o fotografię Johna Strakera? Inspektor wyjąłfotografię ze swej kieszeni i podał ją Holmesowi. Kochany panie Greg, uprzedza pan po prostu moje życzenia! Przeproszę jeszcze panówna chwilkę, ale muszę zadać kilka pytań służącej. Wyznam otwarcie, że rozczarowała mnie ta londyńska znakomitość rzeki pułkownik150Ross, gdy Holmes wyszedł z pokoju wiemy teraz akurat tyle, co bez niego. No, ale przyrzekł panu, że pański koń będzie się ścigał we wtorek. Tak! przyrzekł, to prawda rzekł pułkownik głosem niechętnym ale swoją drogą, jabym wolał konia, nizli przyrzeczenie.Już chciałem stanąć w obronie mego przyjaciela, gdy on sam wszedł do pokoju. No, panowie! rzekł do nas Jestem gotów do wyjazdu.Gdyśmy się sadowili w powo-zie, naraz Holmesowi coś błysnęło w głowie.Przywołał chłopca, który nam usługiwał, i za-pytał go: Czy macie tu owce na folwarku? A jakże! Są, panie! Kto ich dogląda? Ja, panie! Czy nic nadzwyczajnego ostatnio nie zauważyłeś? Nic, panie, chyba że.trzy sztuki kuleją od niedawna.Dostrzegłem, że Holmes ogromnie ucieszył się tą wieścią: zatarł ręce i roześmiał się gło-śno. Cudownie, wyśmienicie, mój Watsonie! rzekł, szczypiąc mnie w rękę. Panie Greg!Niech pan zwróci uwagę na tę szczególną epidemię! No! Jazda!Pułkownik wyrazem swej twarzy aż nadto zdradzał niewiarę w sztukę mego przyjaciela,natomiast inspektor Greg żywo się przejął wskazówką. Sądzi pan, że to rzecz godna uwagi? Najbaczniejszej. Może jeszcze jest jakiś szczegół istotny dla tej sprawy? Niech pan zwróci uwagę na zachowanie się psa podczas owej nocy. Ależ pies był najspokojniejszy! Otóż to właśnie! rzekł Holmes.W dwa dni pózniej Holmes i ja siedzieliśmy znowu w wagonie i jechaliśmy do Winchesterna wyścigi.Na dworcu czekał na nas pułkownik, by zawiezć nas swoim powozem na miejscewyścigów.Jego twarz była poważna i surowa, zachowywał się sztywno i ozięble. No, i nie oglądałem dotychczas swego konia! rzekł do Holmesa. A czy pozna go pan przynajmniej, gdy go zobaczy? zapytał Holmes.Pułkownik obraziłsię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zwróciłeś już prawdopodobnieuwagę na to, że ślady ludzkie odpowiadają w zupełności kształtowi jego butów z wąskiminosami.Prócz tego nikt inny nie ważyłby się na to.Opisałem mu ze wszystkimi szczegółami,jak wstawszy rankiem, jak zwykle wyszedł za wrota i nagle na błotach ujrzał konia; poszedłza nim i, ku swemu wielkiemu zdumieniu, po białej strzałce na łbie poznał, że była to Sre-brzysta Gwiazda tak nazwana od tej właśnie strzałki.Zlepy trat dawał mu w ręce konia,który jako jedyny mógł współzawodniczyć z tym, na którego postawił wielką stawkę.Opo-149wiedziałem mu następnie, jak jego pierwszym odruchem była chęć odprowadzenia konia; jakpokusa podszepnęła mu kradzież, jak zmogła go nareszcie; jak wziął konia, zaprowadził doKepltown i schował.Gdym mu to wszystko przypomniał, przyznał się nareszcie, dbając jużtylko o swoją skórę. Ale przecież stajnie w Kepltown rewidowali? Ha, ha! To sądzisz, że taki stary wyga nie potrafi zatrzeć śladów swego szelmostwa? Ale co teraz robisz? Pozostawiasz konia w jego rękach? Przecie go może skaleczyć lubprzyprawić o jaką ułomność? Mój drogi! Będzie go strzegł jak oka w głowie! Wie dobrze, że od tego zależy jego wła-sne bezpieczeństwo. Zdaje się, że pułkownik Ross nie należy do tych, którzy takie sprawy traktują lekko? Ach! nie chodzi mi o pułkownika Rossa! Robię zawsze, jak mi się podoba i nie myślęwcale opowiadać wszystkiego, co wiem.Na tym polega moja wyższość śledcza jako osobyprywatnej.Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale pułkownik nie był względem mnie osobliwiegrzeczny, mam zamiar przeto zabawić się nieco jego własnym kosztem.Przede wszystkim,nic mu nie mów o koniu. Naturalnie, jeżeli tego pragniesz. A zresztą koń, nawet tak znamienity, jest głupstwem wobec pytania, kto zabił Strakera. Przypuszczam, że teraz się tym zajmiesz gorliwe. Mylisz się, dzisiaj wracamy do Londynu.Byłem wprost przerażony słowami mego druha.Bawimy tu zaledwie od paru godzin,śledztwo właśnie się wspaniale rozpoczęło i naraz Holmes chce wracać! Tego nie mogłempojąć.Aż do samego domu trenera nie mogłem wydobyć z niego ani słowa wyjaśnienia.Puł-kownik i inspektor czekali już na nas w salonie. Ja i mój przyjaciel wracamy wieczornym pociągiem do Londynu rzekł Holmes. Na-łykaliśmy się do syta pięknego tutejszego powietrza!Inspektor otworzył szeroko oczy, pułkownik uśmiechnął się szyderczo. Więc pan nie ma nadziei na wykrycie zabójcy? zapytał.Holmes wzruszył ramionami. Wiadomo, kłopotu będzie niemało, zanim się go znajdzie mam jednakże nadzieję, żepański koń będzie się ścigał we wtorek i dlatego proszę pana o przygotowanie odpowied-niego dżokeja.A propos, czy mogę prosić pana o fotografię Johna Strakera? Inspektor wyjąłfotografię ze swej kieszeni i podał ją Holmesowi. Kochany panie Greg, uprzedza pan po prostu moje życzenia! Przeproszę jeszcze panówna chwilkę, ale muszę zadać kilka pytań służącej. Wyznam otwarcie, że rozczarowała mnie ta londyńska znakomitość rzeki pułkownik150Ross, gdy Holmes wyszedł z pokoju wiemy teraz akurat tyle, co bez niego. No, ale przyrzekł panu, że pański koń będzie się ścigał we wtorek. Tak! przyrzekł, to prawda rzekł pułkownik głosem niechętnym ale swoją drogą, jabym wolał konia, nizli przyrzeczenie.Już chciałem stanąć w obronie mego przyjaciela, gdy on sam wszedł do pokoju. No, panowie! rzekł do nas Jestem gotów do wyjazdu.Gdyśmy się sadowili w powo-zie, naraz Holmesowi coś błysnęło w głowie.Przywołał chłopca, który nam usługiwał, i za-pytał go: Czy macie tu owce na folwarku? A jakże! Są, panie! Kto ich dogląda? Ja, panie! Czy nic nadzwyczajnego ostatnio nie zauważyłeś? Nic, panie, chyba że.trzy sztuki kuleją od niedawna.Dostrzegłem, że Holmes ogromnie ucieszył się tą wieścią: zatarł ręce i roześmiał się gło-śno. Cudownie, wyśmienicie, mój Watsonie! rzekł, szczypiąc mnie w rękę. Panie Greg!Niech pan zwróci uwagę na tę szczególną epidemię! No! Jazda!Pułkownik wyrazem swej twarzy aż nadto zdradzał niewiarę w sztukę mego przyjaciela,natomiast inspektor Greg żywo się przejął wskazówką. Sądzi pan, że to rzecz godna uwagi? Najbaczniejszej. Może jeszcze jest jakiś szczegół istotny dla tej sprawy? Niech pan zwróci uwagę na zachowanie się psa podczas owej nocy. Ależ pies był najspokojniejszy! Otóż to właśnie! rzekł Holmes.W dwa dni pózniej Holmes i ja siedzieliśmy znowu w wagonie i jechaliśmy do Winchesterna wyścigi.Na dworcu czekał na nas pułkownik, by zawiezć nas swoim powozem na miejscewyścigów.Jego twarz była poważna i surowa, zachowywał się sztywno i ozięble. No, i nie oglądałem dotychczas swego konia! rzekł do Holmesa. A czy pozna go pan przynajmniej, gdy go zobaczy? zapytał Holmes.Pułkownik obraziłsię [ Pobierz całość w formacie PDF ]