[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O nie, nie wcześniej niż w przyszłym tygodniu.Musicie trochę odpocząć.Zapadło milczenie, ale nie trwało długo, bo Frań ryknął:- Kto się jeszcze napije? To znaczy, kto oprócz mnie?Kapitan i BurmistrzKapitan Hań Pritcher nigdy nie żył w luksusie i nie przywiązywał do tego wagi.Trzymał się zasady, żeby unikać samoanalizy i wszelkich postaci filozofii i metafizyki, które nie były bezpośrednio związane z jego pracą.To pomagało.Jego praca polegała głównie na tym, co Departament Wojny nazywał "wywiadem", bywalcy salonów "zbieraniem tajnych informacji", a reszta "szpiegostwem".Niestety, bez względu na nazwę, było to - podłe zajęcie wymagające nieustannej czujności, by nie popaść w rutynę i podejrzliwość w stosunku do każdego, aczkolwiek oglądając telewizję i słuchając kwiecistych komentarzy, mógłby ktoś dojść do przekonania, że jest to ciekawe zajęcie.Społeczeństwo godzi się na tę instytucję, gdyż wymaga tego "interes państwa", ale ponieważ filozoficzne spojrzenie na te sprawy doprowadzało zawsze kapitana Pritchera do wniosku, że łatwiej jest uspokoić społeczeństwo niż własne sumienie, dał spokój filozofowaniu.Jednak teraz, w luksusowym przedpokoju burmistrza, nie mógł powstrzymać się od refleksji nad swym życiem.Inni stale awansowali, choć, jak przyznawano, byli mniej zdolni od niego.Na niego wciąż sypały się upomnienia, niemal bez przerwy musiał wysłuchiwać różnych zarzutów pod swoim adresem.Mimo to, trwał uparcie przy swoim, wierząc niezłomnie, że niesubordynacja w imię świętych "interesów państwa" zostanie przecież kiedyś właściwie oceniona i doceniona.I oto znajdował się teraz w poczekalni przed gabinetem burmistrza, pilnowany przez pięciu żołnierzy i prawdopodobnie czekał go sąd wojenny.Ciężkie, marmurowe drzwi rozsunęły się cicho, ukazując czerwony plastikowy dywan i wybite atłasem ściany, w których znajdowały się inne drzwi, również marmurowe, lecz inkrustowane metalem.Wyszli z nich dwaj urzędnicy odziani w stroje o prostych liniach, jakie noszono przed trzystu laty i oznajmili:- Audiencja dla kapitana Hana Pritchera z wywiadu.Kiedy Pritcher podszedł do nich, cofnęli się o krok z ceremonialnym ukłonem.Jego eskorta zatrzymała się przy pierwszych drzwiach i do środka wszedł sam.Po drugiej stronie drzwi, w ogromnym, urządzonym z zaskakującą prostotą pokoju, za ogromnym, zaskakująco kanciastym biurkiem, siedział niepozorny mężczyzna, który prawie ginął w tym otoczeniu.Burmistrz Indbur, trzeci z kolei o tym nazwisku, był wnukiem pierwszego Indbura, człowieka bezwzględnego i zdolnego, który pierwszą z owych cech zademonstrował w całej okazałości przechwytując w szczególny sposób władzę, drugą natomiast wykazał się kładąc zręcznie kres groteskowym pozostałościom wolnych wyborów i jeszcze zręczniej sprawując względnie spokojne rządy.Burmistrz Indbur był synem drugiego Indbura, pierwszego burmistrza w historii Fundacji, który uzyskał ten urząd z racji swego urodzenia, i który tylko w połowie przypominał ojca, bo był tylko bezwzględny.Tak więc burmistrz Indbur był trzecim o tym nazwisku, a drugim sprawującym ten urząd dziedzicznie, ale w niczym nie przypominał dziadka, gdyż brak mu było zarówno bezwzględności, jak zdolności - był po prostu znakomitym księgowym, który urodził się w nieodpowiedniej rodzinie.Indbur Trzeci był szczególną kombinacją nieoryginalnych cech - w oczach wszystkich, lecz nie w swoich własnych.Zamiłowanie do sztywnego, geometrycznego porządku było dla niego "systemem", niestrudzone i pedantyczne roztrząsanie najmniejszych drobiazgów zwykłej, codziennej sprawozdańczości "pracowitością", niezdecydowanie - "ostrożnością", kiedy sprawa kończyła się dobrze, zaś ślepy upór "stanowczością", kiedy kończyła się źle.Przy tym wszystkim nie zmarnował ani jednego kredyta, nie zgładził bez potrzeby ani jednego człowieka i miał bardzo dobre chęci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl