[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I pal-cem surowo przed sob¹ zamacha. Nigdy!Z okr¹g³ych w tej chwili warg mignie ku niemu ruchliwszym od ¿mii jêzykiem.I wzruszaj¹cramionami, odchodzi sobie na bok.Poprawia warkocze, nuci coS przekornie.D¹sa siê.Lecz oto jeden, drugi kamieñ, na który wskoczyæ wziê³a ochota; potem ju¿ jak wiewiórkêz g³azu na g³az ponosi³o sam¹.¯e grobowcowe to niegdyS g³azy, wiêc j¹ nêci p³ocha wSródnich psota.A ¿e cisza tu taka surowa naokó³, wiêc huka; dra¿ni echo - ¿e ponure.Póki nie parsknie jak to xrebiê i, zgarniaj¹c swe szmatki powy¿ej kolan, nie zapatrzy siê cie-kawie na tê obrzydliwoSæ czarn¹ i Slisk¹, która w drgawkach sp³oszonej gadziny stepie siêoto u kamienia Sród szmeru traw.,,W¹¿! - powiadaj¹ wtedy dopiero okr¹g³e usta i zaokr¹glone oczy dziewczyny.Goliard naje¿y³ brwi pod kapturem, acz uspokaja siê rozwag¹, ¿e gdy siê wSród ruin wê¿eprzytrafi¹, zawsze bywaj¹ czarne z natury swojej.Dziewka przycich³a.I posz³a miêdzy kolumn bia³e z³omy, a bluszczów ciemne na s³oñcu g¹szcze.Migoce na ich tle czerwonymi jak mak szmatkami sukni: wnosi w tê ciszê barwy bodaj krzyk i wy-skoki, gdy usta zamilk³y i nie skacz¹ ju¿ stopy.A rusza i dra¿ni wszystko.Oto bluszczu potê¿ny kierzzwisa czarn¹ kaskad¹ na jednej ga³¹zce tylko: rozko³ysze go wiêc, rozbuja nad sw¹ g³ow¹, I niczymkasztany wytrz¹sa z jego g¹szczy Slimaków mnóstwo: gradem uderzy³y ma³¿e o g³azy.Skry³a siê wreszcie za t¹ kaskad¹.I wtedy takie milczenie zaleg³o w s³oñcu Sród ruin, ¿e zamigotaniem zielonych jaszczureko¿ywiaæ siê znów jê³y marmurów biele.116 A¿ jego zaniepokoi³o przykro to d³ugie zaczajenie siê ciszy.I nas³uchiwaæ mu ka¿e.Z³o nieSpi w takich k¹tach urocznych.Pocz¹³ ogl¹daæ siê za dziewczyn¹ i szukaæ jej w milczeniu,by nie nawo³ywaæ g³osem - ³atwo wywo³aæ co w takim miejscu niedobrym.Uchyli³ wreszcie nawis³¹ zas³onê bluszczu.Patrzy - stoi dziewka jak ta Ewa pod jab³oni¹: golu-sieñka na ca³ym ciele, nawet przyrodzenia ¿adn¹ ga³¹zk¹ u bioder nie przys³ania.Tylko za jab³-ko pierS w³asn¹ w d³oni wa¿y.I wygiêta skrêtnie, przypatruje siê biodru i nodze swojej. SproSna ty!.Oto nad czym przycich³a nareszcie.Za ca³¹ odpowiedx wska¿e mu przed siê.O mur wsparta stoi oto pochyle jakowaS postaæw kamieniu o odbitej g³owie i strzaskanych stopach.W biodrach ma takie w³aSnie wygiêcie,jakby pod w³asne spojrzenie wystawia³a siê cia³em. Nimfa! - naszeptuje dziewczyna. SproSna ty! - zgromi j¹ po raz wtóry.A jednak wielkie zdumienie objê³o go.I odwróciwszy siê od cia³a niesromnej dziewki, zapatrzy³ siê w kamieñ ¿ywy.Tu¿ podle, wewnêce muru, dostrzega jakby podstawê tej figury; na niej dzban zdzia³any w marmurze i sto-py przyros³e do coko³u.Poni¿ej widaæ zatarte w kamieniu g³oski.Rzuci siê ku nim klerk, pisma starego zawsze chciwy.Zna dziewczyna tê ¿arliwoSæ jegow odczytywaniu starego pisma na zmursza³ych przy drodze kamieniach lub na g³azach wmu-rowanych w bramê niejednego grodu.A naszym ku czemuS zapa³em przejmuj¹ siê tak bywa, nasze kobiety, ¿e gotowe i w spra-wach ducha wspó³dzia³aæ t¹ krzêtn¹ niecierpliwoSci¹ swoj¹.¯e zaS w odczytywaniu pomócmu nie zdo³a, wiêc przynagla bodaj: kopie bos¹ stop¹ klêcz¹cego nad napisem goliarda. No!prêdzej! - niecierpliwi siê nad nim.Ale on przynagliæ siê nie da³ tym poganianiem.Odczyta³ akuratnie: Divae Aphroditae sacr.Dziewczynie przywar³o coS w tej chwili powiew I nim siê spostrzeg³, runê³a czo³em o zie-miê, w³osów nag³e rozploty wyrzucaj¹c przed siê, na g³owy przys³oniêcie rabie: Pani Wenus sama!Ten krzyk ba³wochwalstwa urzek³ go chyba jawnym ju¿ czarem tych ruin - za klasztoru nie-dobr¹ granic¹.Bo oto te z³omy, jak pnie potrzaskane, dope³ni³y mu siê nagle w oczach a¿ po one szczêtyokapów, które tu i ówdzie zawisa³y na s³upie.I nakry³y siê dachem w Swi¹tyni, ogrom ko-lumnowy.ZaS te marmurów obt³uk³ nijakie - z przypadku jakby g³adkie lub z kaprysu naturyupodobnione czemuS - szeregiem bo¿yców z kamienia stanê³y u wnêtrznych Scian.PoSrodkubieli siê o³tarz, w bluszczu osnuciach, pod ofiarnego dymu k³êbami i smug¹.I s³ychaæ g³os zza o³tarza tego:W progi Apolla Swiêtego siedliskapiewca z czym wkracza? Rwie¿ych gron obiatana ³ask jakich zb³aganie sp³ynie z jego czary?Siebie samego widzi tam, u o³tarza.Klêczy owo wagant na po³y mniszy, z gêSl¹ pod pach¹,w czarnej i ciê¿kiej szacie klerka, zapylonej kurzem ksi¹g i piachem w³Ã³czêgi: joculator nibydzisiejszego ducha z czo³em nie jaSniejszym i nie l¿ejszym ponoæ od onych szat.I bij¹c tamczo³em o o³tarza stopnie, koñczy w duchu mod³y jakoweS:[.]nie Indu z³oto i s³oniow¹ koSæ,117 nie winnic plony lub sardyñsk¹ w³oSæ- pogodê duszy mej, o Synu, daj, Latony!.Nie mniej ¿arliwie od krzyku dziewczyny przed chwil¹ doby³y mu siê z piersi ostatnie zw³asz-cza s³owa tej modlitwy.A na pó³ zaledwie ockniêty z tego czaru, poj¹³, ¿e na tych bogówcmentarzu ¿ywe kamienie przemówi³y doñ - przypomnianym tak nagle s³owem Horaca.Wczoraj to wszak jeszcze, na kamieniu grodzkiej ulicy, siedzia³ by³o nad ona ksiêg¹, któr¹od mnichów wykrad³a dla niego dziewczyna. I znowu¿ ona! - pomySla³ niechêtnie.Rciera³z czo³a ten czar i urzeczenie, jakie nañ rzuci³ jej ba³wochwalczy tu krzyk.Ale czyni³ to da-remnie.Oczy wêdrownego poety - jak xrenice mnicha w godzinê cudu - zdo³a³y widzieæ przedsob¹ ju¿ tylko Swiat inny.Oto k³oda marmuru w bruzdach; popatrzysz: opony to widoczne fa³dy na kad³ubie, u góry barksiê wyznacza, ramienia osada, a u piersi podruzgotanej cytary Slad.Niczym trzon kolumny zwalo-nej wrós³ pochy³o w ziemiê ten tu³Ã³w z przyros³ym do piersi szczêtem lutni.O n to pewnie sam,który za siebie i Muzy pacierze tu bra³, promieniem boskiej pogody dotykaj¹c czo³a wybrane [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl