Pokrewne
- Strona Główna
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- Wiera Kamsza Odblaski Eterny 05 Serce zwierza 02 Kula losów
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365 (2)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Follet Ken Na skrzydlach orlow
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Morrell Dav
- Sagan Carl Kontakt (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psp5.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jak Melodia?- Dobrze - odrzekł i zwrócił się do Sorai.- Twoja mama telefonowała.Może zadzwoo do niej i powiedz, żewróciłaś cała i zdrowa.- Oczywiście - odpowiedziała.- Ja cię odwiozę - zawołał za nią Ben.- Twoja mama nie będzie musiała wyjeżdżad.- Byłoby fantastycznie - odpowiedziała Soraya z uśmiechem.Judy Stillman zatrzymała samochód i wysiadła.- To mama Bena - przedstawiła ją Amy.- Zatrzyma się u niego do jutra.146- Miło mi pana poznad - mama Bena uśmiechnęła się do dziadka.- Może pani wejdzie do środka i zaczeka, dopóki Ben nie będzie gotowy? - zaproponował dziadek.Amy pomogła Benowi wyprowadzid Reda z przyczepy i zaprowadzid go do stajni.- Rozplotę mu grzywę - zaofiarowała się.- Wy już jedzcie, zanim się nie rozpada na dobre.- Naprawdę możemy? - zapytał.- Oczywiście, nie ma sprawy.Ben podszedł do Reda.- Pa, kochany - powiedział cicho.- Byłeś dzisiaj wspaniały.Kasztanek prychnął i trącił łbem właściciela.Ben pogłaskał go po czole, a potem odwrócił się iuśmiechnął do Amy.- Dziękuję ci za pomoc.- Nie ma za co.Do jutra.Pomachała ręką na pożegnanie, kiedy Soraya, Ben i jego mama odjeżdżali, po czym wróciła do boksuReda.Zdążyła rozpleśd pierwszy warkocz, kiedy w stajni zjawił się dziadek z kubkiem parującego rosołu.- Proszę - powiedział.- Pewnie jesteś głodna.- Dzięki, dziadku - powiedziała z wdzięcznością.Objęła palcami gorący kubek, napawając się jegociepłem.Nie sposób było rozplatad grzywy Reda w rękawiczkach i zupełnie skostniały jej palce.-1 jak było na konkursie?147Opowiedziała mu o sukcesie Reda i o tym, jak Ben pogodził się z mamą.- Chyba wreszcie udało im się zamknąd przeszłośd -zaśmiała się.- To dobrze - dziadek odpowiedział cicho.- Nie ma nic gorszego niż nieporozumienia w rodzinie - dodał, aAmy usłyszała w jego głosie smutek i zrozumiała, że myśli o Lou.- A.jak tam Lou? - zapytała ostrożnie.- Prawie całe popołudnie spędziła w swoim pokoju.Ale wyszła i pomogła mi nakarmid konie, kiedy zacząłpadad śnieg.- Cieszę się - słowa dziadka podniosły ją trochę na duchu.- Och, nie odezwała się do mnie słowem - westchnął.- W ogóle dzisiaj ze mną nie rozmawiała -powiedział i nagle wydał się Amy taki stary i zmęczony.- Pójdę szykowad kolację.Nie siedz tu za długo.Amy odprowadziła go wzrokiem.Bardziej niż kiedykolwiek pragnęła zrobid coś, co naprawiłoby sytuacjępomiędzy dziadkiem i Lou.Amy rozplotła i rozczesała grzywę Reda, a potem zostawiła go, żeby odpocząd.Zajrzała jeszcze dopozostałych koni, po czym poszła do domu.Lou zeszła na dół tylko na chwilę, by zjeśd kolację.Prawie nieodzywała się do Amy.A kiedy tylko jedzenie zniknęło z talerzy, wróciła do swojego pokoju.Amy usiadławraz148z dziadkiem w ciepłej kuchni i oglądała telewizję.Tymczasem na zewnątrz nadal padał śnieg.O dziesiątejAmy podniosła się z krzesła.- Zajrzę jeszcze raz do Melodii - powiedziała do dziadka.- Na pewno nic jej nie jest - odpowiedział.Ale Amy wiedziała, że nie będzie mogła spad spokojnie, dopóki się nie upewni.Wciągnęła kozaki,założyła płaszcz i rękawiczki i wyszła na dwór.Wokół niej wirowały płatki śniegu, a mrozny wiatr szczypałją w policzki.Trzęsąc się z zimna, przedostała się przez zaspy do budynku tylnej stajni.Wejście zasypane było śniegiem i najpierw musiała przynieśd szuflę, żeby go odgarnąd.Z trudemotworzyła drzwi i weszła do stajni, w której było cicho i ciepło.Odetchnęła z ulgą, zamknęła za sobądrzwi i odszukała w ciemności włącznik światła.Kiedy lampy rozbłysły, z boksów rozległy się pojedynczezdziwione parsknięcia oraz szmery.Amy przeszła przez korytarz.-1 jak, kochana? - zapytała, zaglądając do boksu Melodii.Słowa zamarły jej na ustach.Melodia stała z opuszczonym łbem i poruszała ze świstem ogonem.Na jejbokach widad było mokre plamy potu.Nagle stęknę-ła i upadła na kolana.Amy zdążyła zauważydwystający spod ogona fragment nieprzezroczystych błon płodowych i aż krzyknęła.Melodia rodziła!149Zapominając zupełnie o mrozie, Amy popędziła przez korytarz i wybiegła ze stajni.Potykając się iprzewracając, biegła ślepo przez śnieżne zaspy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- A jak Melodia?- Dobrze - odrzekł i zwrócił się do Sorai.- Twoja mama telefonowała.Może zadzwoo do niej i powiedz, żewróciłaś cała i zdrowa.- Oczywiście - odpowiedziała.- Ja cię odwiozę - zawołał za nią Ben.- Twoja mama nie będzie musiała wyjeżdżad.- Byłoby fantastycznie - odpowiedziała Soraya z uśmiechem.Judy Stillman zatrzymała samochód i wysiadła.- To mama Bena - przedstawiła ją Amy.- Zatrzyma się u niego do jutra.146- Miło mi pana poznad - mama Bena uśmiechnęła się do dziadka.- Może pani wejdzie do środka i zaczeka, dopóki Ben nie będzie gotowy? - zaproponował dziadek.Amy pomogła Benowi wyprowadzid Reda z przyczepy i zaprowadzid go do stajni.- Rozplotę mu grzywę - zaofiarowała się.- Wy już jedzcie, zanim się nie rozpada na dobre.- Naprawdę możemy? - zapytał.- Oczywiście, nie ma sprawy.Ben podszedł do Reda.- Pa, kochany - powiedział cicho.- Byłeś dzisiaj wspaniały.Kasztanek prychnął i trącił łbem właściciela.Ben pogłaskał go po czole, a potem odwrócił się iuśmiechnął do Amy.- Dziękuję ci za pomoc.- Nie ma za co.Do jutra.Pomachała ręką na pożegnanie, kiedy Soraya, Ben i jego mama odjeżdżali, po czym wróciła do boksuReda.Zdążyła rozpleśd pierwszy warkocz, kiedy w stajni zjawił się dziadek z kubkiem parującego rosołu.- Proszę - powiedział.- Pewnie jesteś głodna.- Dzięki, dziadku - powiedziała z wdzięcznością.Objęła palcami gorący kubek, napawając się jegociepłem.Nie sposób było rozplatad grzywy Reda w rękawiczkach i zupełnie skostniały jej palce.-1 jak było na konkursie?147Opowiedziała mu o sukcesie Reda i o tym, jak Ben pogodził się z mamą.- Chyba wreszcie udało im się zamknąd przeszłośd -zaśmiała się.- To dobrze - dziadek odpowiedział cicho.- Nie ma nic gorszego niż nieporozumienia w rodzinie - dodał, aAmy usłyszała w jego głosie smutek i zrozumiała, że myśli o Lou.- A.jak tam Lou? - zapytała ostrożnie.- Prawie całe popołudnie spędziła w swoim pokoju.Ale wyszła i pomogła mi nakarmid konie, kiedy zacząłpadad śnieg.- Cieszę się - słowa dziadka podniosły ją trochę na duchu.- Och, nie odezwała się do mnie słowem - westchnął.- W ogóle dzisiaj ze mną nie rozmawiała -powiedział i nagle wydał się Amy taki stary i zmęczony.- Pójdę szykowad kolację.Nie siedz tu za długo.Amy odprowadziła go wzrokiem.Bardziej niż kiedykolwiek pragnęła zrobid coś, co naprawiłoby sytuacjępomiędzy dziadkiem i Lou.Amy rozplotła i rozczesała grzywę Reda, a potem zostawiła go, żeby odpocząd.Zajrzała jeszcze dopozostałych koni, po czym poszła do domu.Lou zeszła na dół tylko na chwilę, by zjeśd kolację.Prawie nieodzywała się do Amy.A kiedy tylko jedzenie zniknęło z talerzy, wróciła do swojego pokoju.Amy usiadławraz148z dziadkiem w ciepłej kuchni i oglądała telewizję.Tymczasem na zewnątrz nadal padał śnieg.O dziesiątejAmy podniosła się z krzesła.- Zajrzę jeszcze raz do Melodii - powiedziała do dziadka.- Na pewno nic jej nie jest - odpowiedział.Ale Amy wiedziała, że nie będzie mogła spad spokojnie, dopóki się nie upewni.Wciągnęła kozaki,założyła płaszcz i rękawiczki i wyszła na dwór.Wokół niej wirowały płatki śniegu, a mrozny wiatr szczypałją w policzki.Trzęsąc się z zimna, przedostała się przez zaspy do budynku tylnej stajni.Wejście zasypane było śniegiem i najpierw musiała przynieśd szuflę, żeby go odgarnąd.Z trudemotworzyła drzwi i weszła do stajni, w której było cicho i ciepło.Odetchnęła z ulgą, zamknęła za sobądrzwi i odszukała w ciemności włącznik światła.Kiedy lampy rozbłysły, z boksów rozległy się pojedynczezdziwione parsknięcia oraz szmery.Amy przeszła przez korytarz.-1 jak, kochana? - zapytała, zaglądając do boksu Melodii.Słowa zamarły jej na ustach.Melodia stała z opuszczonym łbem i poruszała ze świstem ogonem.Na jejbokach widad było mokre plamy potu.Nagle stęknę-ła i upadła na kolana.Amy zdążyła zauważydwystający spod ogona fragment nieprzezroczystych błon płodowych i aż krzyknęła.Melodia rodziła!149Zapominając zupełnie o mrozie, Amy popędziła przez korytarz i wybiegła ze stajni.Potykając się iprzewracając, biegła ślepo przez śnieżne zaspy [ Pobierz całość w formacie PDF ]