[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedyną ochroną przed ich magią jest miecz, który niosę, natchniony magią druida.- Hm! - Coglin splunął.- Poszukasz jeszcze u mnie ochrony, ty i dziewczyna!Ron już miał rzucić jakąś ciętą odpowiedź, ale po namyśle wzruszył tylko ramionami.- Jeśli przyjdzie nam zmierzyć się z wędrowcami, obaj ofiarujemy Brin całą ochronę, jaką będziemy w stanie.Zerknął na dziewczynę, szukając potwierdzenia, a ona uśmiechnęła się na znak zgody.Nic jej to nie kosztowało.Wiedziała już, że tak czy inaczej, u celu podróży nie będzie z nią żadnego z nich.Przez chwilę rozważała słowa Coglina.Martwiło ją, że jakaś część dawnych umiejętności przetrwała masakry Wielkich Wojen.Nie była zachwycona myślą, że tak przerażająca moc może znowu przyjść na świat.Wystarczyło, że magia czarodziejskiego świata odrodziła się poprzez źle skierowane wysiłki grupki buntowniczych druidów w Radzie Paranoru.Ale perspektywa, że wiedza o mocy i energii mogłaby być znowu zastosowana, była jeszcze bardziej niepokojąca.Niemal wszystkie nauki prowadzące do tej wiedzy przepadły wraz ze starym światem, a to, co zostało, ponownie ukryli druidzi.Mimo to ten stary, na wpół szalony człowiek, prymitywny jak odludzie, na którym żył, był w posiadaniu przynajmniej części tej wiedzy.Ta szczególna magia, którą poznał, należała teraz do niego.Potrząsnęła głową.Być może tak już musiało być, że każda magia, zrodzona z dobrej czy złej woli, ta, która miała dawać życie, i ta, która je odbierała, w pewnym czasie nieuchronnie wychodziła na światło dnia.Być może taka była właśnie prawda o talentach zrodzonych w świecie ludzi i o magii zrodzonej w świecie czarów.Być może strumień czasu wynosił je cyklicznie na powierzchnię, po czym znikały, znowu się pojawiały i tak bez końca.Ale powrót wiedzy o mocy i energii teraz, kiedy zginął ostatni z druidów.?Niemniej jednak Coglin był stary, a jego wiedza ograniczona.Kiedy umrze, wiedza prawdopodobnie umrze wraz z nim i raz jeszcze przepadnie.Przynajmniej na jakiś czas.A więc to samo może wydarzyć się i z jej magią.Przez resztę nocy szli na wschód, wybierając drogę przez rzedniejącą puszczę.Przed nimi ściana Ravenshorn zaczęła wyginać się na pomoc, ku pustkowiu głębokiego Anaru.Wyrastała z głębi nocy jak wyniosłe, mroczne pasmo cienia.Stare Bagnisko zostało za nimi i już tylko cienka, zielona linia wzgórz oddzielała ich od górskich szczytów.Nad krainą unosiła się głęboka cisza.Brin wiedziała, że w miejscu, gdzie góry skręcają na północ, leży ukryty Graymark i Maelmord.„Tam muszę znaleźć sposób, aby uwolnić się od pozostałych, pomyślała.Stamtąd muszę już iść sama”.Za ścianą gór pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.Niebo jaśniało powoli, przechodząc od głębokiego granatu do szarości, od szarości do srebra, a od srebra do różu i złota.Mrok odpłynął wraz z wycofującą się nocą i z ciemności wyłonił się szeroki łuk ziemi.Najpierw pojawiły się drzewa, liście, zakrzywione gałęzie i szorstkie pnie, którym światło nadało zarys i barwę.Potem ujrzeli skały, krzewy i nagą ziemię.Wszystko od wzgórz do bagnisk nabierało kształtów.Przez chwilę jeszcze mrok utrzymywał się w górach.Na ich zboczach ciemność jeszcze się nie rozwiała do końca.Ale wreszcie także i tam przedarło się wschodzące słońce i na ostrych krawędziach rozlało się światło, ukazując przerażające oblicze Ravenshorn.Była to groźna i nieugięta twarz - zniszczona przez czas, żywioły i zatruta czarną magią, która na niej wyrosła.Tam gdzie pasmo gór skręcało na północ w pustkowie, skały były zbielałe i spękane, jak gdyby po jakiejś żywej istocie zostały tylko kości.Wyrastały tysiące stóp ponad horyzontem - strome urwiska i poszarpane wąwozy przygniecione ciężarem wieków i koszmarów, które przetrwały.W surowej, szarej pustce nic się nie poruszało.Kiedy powiał wiatr, Brin na chwilę uniosła twarz i zmarszczyła nos z obrzydzeniem.Nieprzyjemny zapach napływał skądś przed nimi.- Kanały Graymark.- Coglin splunął, nie przestając się czujnie rozglądać.- Jesteśmy już blisko.Kimber wysunęła się naprzód, gdzie ostrożnie węszył Szept.Schylając się nisko nad wielkim kotem, powiedziała mu coś cicho do ucha, tylko jedno słowo, a zwierzę delikatnie obwąchało jej twarz.Zawróciła do nich.- Szybko, zanim się rozjaśni.Szept pokaże nam drogę.Pospieszyli naprzód poprzez umykający mrok, podążając za bagiennym kotem, który poprowadził ich krzywizną szczytów Ravens-horn tam, gdzie odginały się na pomoc.Drzewa i krzewy zniknęły, trawa była skąpa i pożółkła, a ziemia ustąpiła miejsca pokruszonym kamieniom i skalnym półkom.Przykry zapach nasilał się.Cuchnący odór zgnilizny tłumił nawet świeżość poranka.Brin niemal się dusiła.A co będzie, jeśli odnajdą drogę do kanałów?Wzgórza opadły gwałtownie i przed nimi otworzyła się głęboka dolina, zagubiona pomiędzy mrocznymi ścianami gór.W dole, posępne i nieruchome, leżało ciemne jezioro, zasilane strumieniem, który sączył się po skałach z szerokiego, czarnego otworu.Szept zatrzymał się.U jego boku stanęła Kimber.- Tutaj.- Wskazała.- Kanały.Spojrzenie Brin powędrowało w górę, wzdłuż poszarpanej linii szczytów, do miejsca, gdzie potężna, górska ściana opierała się o niebo wyzłocone świtem.Tam, ciągle jeszcze niewidoczna, stała forteca, Maelmord i Ildatch.Przełknęła.Zapach kanałów był nie do zniesienia.Tutaj miała spotkać swój los.Jej uśmiech był twardy.Musi stawić się na to spotkanie.U wejścia do kanałów Coglin ujawnił trochę więcej ze swojej magii.Z zamkniętej paczki z jednej z sakw, które nosił przypięte do pasa, wyjął maść, która wtarta w nozdrza łagodziła smród trujących wydzielin kanałów.„Mała magia”, oznajmił.Wprawdzie nie usuwała całkowicie przykrego zapachu, ale mogła uczynić go znośnym.Z kawałków uschłych gałęzi zrobił krótkie pochodnie i wetknął ich końce do drugiej sakwy.Pokryły się srebrną substancją, która jarzyła się jak olejna lampa w ciemnościach jaskini, mimo że nie było żadnego ognia.- Jeszcze troszkę mojej magii, cudzoziemcy.- Zachichotał, kiedy wpatrywali się ze zdumieniem w pochodnie bez płomienia.- Chemia, pamiętacie? Coś, czego wędrowcy nie znają.Mam jeszcze parę takich niespodzianek.Zobaczycie.Ron skrzywił się z powątpiewaniem i pokręcił głową.Brin nie odezwała się, ale pomyślała szybko, że będzie bardzo szczęśliwa, jeśli nie będą mieli okazji wypróbować tych niespodzianek.Z pochodniami w dłoniach, mała grupka weszła ze słonecznego światła w ciemny tunel kanałów.Korytarze były szerokie i głębokie.Ciekła trucizna sącząca się z Graymark i Maelmord spływała w dół starym kanałem wyżłobionym w podłodze tunelu.Po obu stronach kanału znajdowały się kamienne chodniki, wystarczająco szerokie, aby mogli nimi przejść.Prowadził Szept, a jego świecące oczy rzucały senne refleksy w świetle pochodni.Płaskie stopy bezszelestnie przesuwały się po kamieniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl