[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz, po raz pierwszy w życiu, była zdana tylko na siebie.Brazil pomyślał chwilę, wreszcie znalazł, jak mu się wydawało, rozwiązanie.- Vardia - powiedział swoim najlepszym tonem dowódcy przystąpiliśmy do wykonania zadania z chwilą, gdy wylądowaliśmy na Dalgonii.Siad doprowadził nas aż tutaj, a teraz biegnie przez Wrota.Na Dalgonii zostało siedem ciał, Vardia.Siedem, w tym przynajmniej jedno należące do twojego współplemieńca.Masz nadal obowiązek do wypełnienia.Dyszała ciężko i tylko to zdradzało burzę, jaka wstrząsa jej umysłem.Wreszcie odwróciła się, spojrzała w ich twarze, a potem pobiegła ku czarnym Wrotom.Zniknęła.Brazil pozostał w komnacie sam na sam z Ortegą.- O co chodzi z tymi siedmioma ciałami, Nat? - spytał Wężowiec.Brazil opowiedział historię tajemniczego sygnału alarmowego, masowego morderstwa na Dalgonii i śladów dwóch osób, które zniknęły tak samo jak oni.Ortegą spojrzał na niego z wyrazem niezmiernej powagi, - Trzeba mi to było wiedzieć dziesięć tygodni temu, gdy ta dwójka dostała się tutaj.Bardzo by to zmieniło sprawy w Radzie.Brazil uniósł brwi: - A zatem znasz ich?Ortegą skinął głową: - Owszem, znam.Nie obsługiwałem ich, ale wielokrotnie przeglądałem zapis ich przybycia.Było sporo dyskusji, zanim pozwolono im przejść przez Wrota.- Kim byli? Co im się przydarzyło?- No cóż.wpadli razem, jeden z nich nawet w studni próbował zabić drugiego, nim Gre'aton - typ 622, przypominający ogromną szarańczę - nie przerwał walki.Przejęło ich kilku chłopców o bardziej ludzkim wyglądzie, rozdzielając w taki sposób, że nigdy więcej się nie zobaczyli.- Każdy z nich opowiedział fantastyczną historię o tym, w jaki sposób to właśnie on i tylko on odkrył pewną relację matematyczną, używaną przez mózg Markowa.Obaj twierdzili, że cały wszechświat, to ciąg z góry ustalonych relacji matematycznych, określanych przez mózg Markowa.Kiedy otrzymali standardowe informacje, obaj byli okropnie podnieceni, obaj przekonani, że Świat Studni jest głównym mózgiem i że w jakiś sposób są w stanie wejść z nim w kontakt, być może nawet pokierować nim.Każdy z nich twierdził, że przeciwnik okradł go z jego odkrycia, usiłował zabić i zamierzał przejąć funkcje podobne Bogu.Oczywiście, obaj twierdzili, że próbowali się wzajemnie przed tym powstrzymać.- Wierzyłeś im?- To co mówili było niezmiernie przekonujące.Użyliśmy standardowego wykrywacza kłamstw.Próbowaliśmy też telepatii, wykorzystując jednego z chłopców z Północy, a wyniki były zawsze takie same.- I cóż? - naglił Brazil.- Na tyle, na ile byliśmy w stanie stwierdzić - a nie my mamy sposobu prowadzenia naprawdę naukowych badań - obaj mówili prawdę.- O rany! Chcesz powiedzieć, że obaj są tak samo trzaśnięci.Ortega zachował powagę: - Nie.Każdy z nich rzeczywiście jest przekonany, że odszyfrował kod, każdy wierzy, że rywal go ograbił i że tylko on jest przygotowany do boskich funkcji a przeciwnik byłby w tej roli straszny.- Czy rzeczywiście wierzysz w te boskie bajdy? - spytał Brazil.Ortega wzruszył wszystkimi sześcioma ramionami: - Kto wie? Są tu ludzie, którzy mają podobne pomysły, nikt z nich nie zdołał ich jednak choćby w najmniejszym stopniu wcielić w życie.Zwołaliśmy Radę w pełnym składzie w której udział wzięło ponad tysiąc dwustu ambasadorów.Wszyscy otrzymali informację o stanie faktycznym.Przedyskutowaliśmy to dokładnie.- Oczywiście, idea taka wiele wyjaśnia.Na przykład - wszelką magię.Jest jednak tak ezoteryczna.Jak zauważyli pewni ludzie o matematycznym umyśle, nawet gdyby była prawdziwa, prawdopodobnie niewiele by znaczyła; gdyż tak czy inaczej mózgu nie da się zmienić.W końcu, mimo iż wielu członków Rady głosowało za zabiciem przybyszów, większość była zdania, że należy ich przepuścić.- A jak ty głosowałeś, Serge? - spytał Brazil.- Za zabiciem, Nat.Obaj są maniakami, obaj niewątpliwie w jakiś sposób genialni.Obaj wierzą w słuszność swojej misji, obaj są przekonani, iż przeniesienie ich - tak szybko po odkryciu - jest dziełem przeznaczenia.- Do rzeczy, czy ty w to wierzysz, Serge?- Wierzę - odparł olbrzym z powagą.- Teraz sądzę nawet, iż ta dwójka to najbardziej niebezpieczne istoty w całym Wszechświecie.Co więcej, sądzę, że jednemu z nich, trudno powiedzieć któremu, może się powieść.- Jak oni się nazywają, Serge, i skąd pochodzą?Oczy Ortegi pojaśniały: - A więc Pan w swej nieskończonej mądrości dopuszcza jednak litość! Ty rzeczywiści chcesz ich dostać i Bóg zesłał cię do nas w tym celu!Brazil pomyślał chwilę: - Serge, czy słyszałeś kiedyś, żeby mózg Markowa wciągał ludzi w pułapkę, emitując fałszywe sygnały lub coś podobnego?Teraz Ortega zastanowił się.- Nie - odparł.- O ile wiem, zawsze jest to przypadek albo błąd.Dlatego właśnie w sumie tak niewielu przybywa, Teraz wiesz, o czym myślałem, mówiąc, iż Bóg mi cię zesłali - W każdym razie ktoś to musiał zrobić - przyzna! Brazil sucho.- Chciałbym zobaczyć te filmy i wiele się o nich dowiedzieć, zanim się wezmę za poszukiwanie dwóch niewidocznych igieł w stogu siana wielkości planety.- Zrobi się - zapewnił Ortega.- Mam cały materiał w swoim biurze.Brazilowi opadła szczęka ze zdumienia: - Ależ mówiłeś nam, że nie ma powrotu!Ortega ponownie wzruszył ramionami olbrzyma: - Kłamałem - wyjaśnił.W kilka godzin później Brazil dowiedział się wszystkiego, czego chciał z nagrań, zeznań oraz dyskusji na forum komitetów Rady.- Czy możesz mi wskazać jakiś trop? Gdzie są teraz? I czym są?- Przybysze w tych stronach dość mocno rzucają się liczy, tak są nieliczni, a ich obcość tak oczywista - odpowiedział Ortega.- Mimo to jednak nie mogę ci podać namiarów ich obecności.Wydaje się, jak gdyby planeta po prostu ich wchłonęła.- Czy to nie jest niezwykłe? - spytał Brazil.- A może, co gorsza - podejrzane?- Rozumiem co masz na myśli.Cała planeta oglądała to samo co ty i słyszała to, co ty słyszałeś.Mogą mieć jakichś naturalnych sprzymierzeńców.- Właśnie to mnie najbardziej martwi - powiedział Brazil bez ogródek.- Jest wielce prawdopodobne, że gdzieś , trwa tam upiorny wyścig i miejsce to jest królestwem rozsądku w porównaniu z tym, w co, jak dobrze wiemy, mogłoby się zamienić, gdyby zło miało zwyciężyć.- Obaj mogą nie żyć - poddał Ortega z nadzieją.- Taty-raty! Nie ci chłopcy.Są sprytni i do tego paskudni.Skander to niemal kliniczny przykład szalonego uczonego, a Varnett jest bodaj nawet gorszy - jest odszczepieńcem, wysokiej klasy komunistą.Przynajmniej jednemu z nich się uda i znajdzie na pewno jakiś sposób, aby wykołować potem swoich sprzymierzeńców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl