Pokrewne
- Strona Główna
- What Does a Martian Look Like The Science of Extraterrestrial Life by Jack Cohen & Ian Stewart (2002)
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza (SCAN
- Templariusze 1 Rycerze Czerni i Bieli Whyte Jack
- Haldeman Joe i Jack Nie Ma Ciemnosci
- Higgins Jack Nieublagany wrog
- Curtis Jack Parlament kruków
- Weber Ringo tom 4 Nas niewielu
- Etiquette in Society, in Business, in Politics and at Home
- Korel Charles Otchlan (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spróbował zerwać.Rozległ się trzask, a on poczuł jakieś uczucie ulgi, które powstawało gdzieś w je-go wnętrzu i zdawało się spływać do ręki. Brzoskwinia strzeliła; była ugotowana natwardo i nagle bardzo gorąca.Rzucił ją z przekleństwem.Czuł tępe, piekące uczucie504w ręce, nie pochodziło ono jednak z tego, co ugotowało owoc (cokolwiek by to było),ale raczej z samego owocu, kiedy się nagrzewał.Co jeszcze mnie tu czeka? zastanawiał się, tyleż z ciekawością, co i obawą.Ostrożnie sięgnął po kolejny owoc.Czuł znowu to wzbierające w nim odczuciei spróbował je pokonać.Wydawało się, że słabnie, ustępuje.Złapał owoc i zjadł go.Smakował zupełnie niezle.Sięgnął teraz po ugotowany owoc, próbując zrozumieć, co się właśnie stało.Byłciągle ciepły.Doszedł do przekonania, że w jakiś sposób jego ciało zawiera setki, byćmoże tysiące woltów elektryczności, która może być wyładowana, a potem ładunekmoże być zgromadzony ponownie.Wiedział to, wyczuwał to instynktownie, a to, żez powodzeniem powściągnął tę moc za drugim razem upewniło go w przekonaniu, żenapięcie może być dowolnie akumulowane lub wyładowywane.Wybrał następną brzoskwinię, umieścił przed sobą, a potem pozwolił, by to uczucieprzepływało nieskrępowane i dotknął owocu palcem wskazującym.Czuł, jak uczuciewzbiera, przepływa do ramienia, spływa w dół, a potem rozległ się lekki trzask i brzo-skwinia zaczęła skwierczeć.505Skąd się bierze ta energia? myślał.Zastanawiał się, czy tą maszyną elektrosta-tyczną mogą być grube uda, porośnięte tym niezmiernie gęstym futrem.Tak, tak mogłobyć, zwłaszcza po tych biegach.Aadunki przepływały do ciała, gromadziły się w czymśw rodzaju akumulatora, wyładowując się tylko wtedy, gdy ciało tego chciało.Pewnie mógłbym kogoś śmiertelnie porazić, po prostu się z nim witając! po-myślał z podziwem.Stwierdził, że może czuć tę energię, nawet czuć lekki ubytek powyładowaniu.Mógł ją skierować do dowolnej części tułowia.Pomyśleć, cóż to mógłbybyć za wstrząsający uścisk!Ciągle badał swoje nowo odkryte możliwości, kiedy z tyłu dobiegł go jakiś ostrygłos: Jeżeli już skończyłeś z tymi próbami spalenia całego pola, może byś się łaskawiepodniósł i wyjaśnił mi, dlaczego siedzisz na polu owocowym, kompletnie nagi, smażącbrzoskwinie?Wzdrygnął się i odwrócił.Stał oko w oko z mężczyzną niezależnie od tego,czym ten gość był poza tym.Jego zachowanie, pałka i radio zawieszone u pasa niepozostawiały żadnych wątpliwości.506Facet był gliną.Wezwał przez radio więzniarkę, a kiedy się pojawiła, załadowali go pośpieszniei wysłali ruchomą drogą.Pudło mknęło gładko, podskakując tylko trochę w miejscach,gdzie łączyły się z sobą dwa pasy.Wejście i zejście z drogi okazało się całkiem proste.Od spodu był szereg małychkółeczek na obrotowej osi, które z kolei były połączone z silnikiem elektrycznym.Policjanci mieli własne zródło zasilania.Potoczyli się i zatrzymali w garażu policyjnym, gdzie zwolniono Renarda.Kobieta--sierżant, z beznamiętnym wyrazem capiej gęby, wprowadziła informacje do komputerai prowadziła przesłuchanie. Nazwisko? Renard. Dziwne nazwisko zauważyła. Miejsce i data urodzenia? Miasto Barentsk, na planecie Muskovy, 12 sierpnia 4412 odpowiedział szcze-rze.Przestała pisać i popatrzyła na niego.507 I to ma być zabawne? spytała.Dwóch gliniarzy mężczyzn, siedzącychz obu stron, nie wyglądało na rozbawionych. Nie wyjaśnił, starając się, by to, co mówi, zabrzmiało szczerze. Napraw-dę.Posłuchajcie, jestem rozbitkiem ze statku kosmicznego.Wylądowałem w miejscuzamieszkałym przez ogromnych cyklopów, a potem ocknąłem się tutaj.Nie wiem nicwięcej niż to, co wiecie i wy.Z tą samą beznamiętną miną powiedziała tajemniczo: Mniej i coś tam zapisała w komputerze.Na ekranie zamigotały jakieś znaki,a potem ukazał się nowy wydruk, wysuwający się wiersz po wierszu.Kiwnęła głowąi popatrzyła na obu policjantów. Zgadza się, to Przybysz.Jeden z tych narkomanów. Lepiej się upewnij odparł któryś z gliniarzy. Dla mnie to on wygląda nałobuza pierwszej klasy.Renard poczuł się urażony, ale postanowił ich nie rozdrażniać.508 Posłuchajcie powiedziała kobieta za biurkiem. Możecie nie wierzyć.Wez-cie dla niego z szafki jakieś ciuchy i zaprowadzcie go do biura porucznika Ama.Za-dzwonię i uprzedzę go.Zgodzili się niezbyt chętnie, opierając się na wiekowej zasadzie niepewności: jeślinie jesteś zupełnie pewny swojego stanowiska, przekaż sprawę dalej.Dano mu niewy-godne, obcisłe białawe pantalony i biały podkoszulek, za duży i najwidoczniej noszonyjuż przez wielu ludzi przed nim.Biały kolor było łatwo wytłumaczyć: na tle ciemnobłę-kitnej skóry widziało się go na kilometr.Więzienne łachy.Porucznik Ama był typowym znudzonym urzędasem w służbie ludzi, którzy niechcą mieć kłopotów w swojej dzielnicy.Nie miał ochoty odpowiadać na żadne pytania,chociaż spytał o numer, najwidoczniej po to, by się upewnić, że Renard był rzeczywiścietym, kim był.Poza tym nikt się nie odzywał.Renard siedział tak wiele godzin.Wiedział doskonale, co się teraz dzieje przy-najmniej miał nadzieję, że wie.Ama dzwonił do swojego zwierzchnika, a ten z koleido swojego, który z kolei.i tak dalej, aż ktoś w tym łańcuszku zdecyduje, co z nimzrobić.509Musiał wprawdzie przyznać, że nie trzymali go głodnego.Pokazali mu nawet, w ja-ki sposób dotykać różnych punktów na metalowej płycie oprawionej w drewnianą pod-stawkę, żeby ugotować dowolną potrawę w dowolny sposób.Jak zauważył, kucharze-niem zajmowali się tutaj mężczyzni.Kobiety nie mogły gotować z tej prostej przyczyny,że nie wytwarzały niezbędnej energii.Odpornością na wszelakie wstrząsy elektrycznedorównywały jednak mężczyznom.Ciekawe, jak się tu kochać bez spalenia domu pomyślał od niechcenia.Spał w otwartej celi, i gdzieś w połowie drugiego dnia zaczął się zastanawiać, czygo czasem nie zapomniano.Okazało się, że jednak nie.Po południu przyszli po niego.Wielcy faceci w każ-dym razie więksi od niego.Przyszło mu do głowy, że właściwie tak naprawdę nie wie,czy jest duży, czy mały, bo wszystko tu było jakoś proporcjonalne.Mógł mieć dziesięćcentymetrów albo cztery metry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Spróbował zerwać.Rozległ się trzask, a on poczuł jakieś uczucie ulgi, które powstawało gdzieś w je-go wnętrzu i zdawało się spływać do ręki. Brzoskwinia strzeliła; była ugotowana natwardo i nagle bardzo gorąca.Rzucił ją z przekleństwem.Czuł tępe, piekące uczucie504w ręce, nie pochodziło ono jednak z tego, co ugotowało owoc (cokolwiek by to było),ale raczej z samego owocu, kiedy się nagrzewał.Co jeszcze mnie tu czeka? zastanawiał się, tyleż z ciekawością, co i obawą.Ostrożnie sięgnął po kolejny owoc.Czuł znowu to wzbierające w nim odczuciei spróbował je pokonać.Wydawało się, że słabnie, ustępuje.Złapał owoc i zjadł go.Smakował zupełnie niezle.Sięgnął teraz po ugotowany owoc, próbując zrozumieć, co się właśnie stało.Byłciągle ciepły.Doszedł do przekonania, że w jakiś sposób jego ciało zawiera setki, byćmoże tysiące woltów elektryczności, która może być wyładowana, a potem ładunekmoże być zgromadzony ponownie.Wiedział to, wyczuwał to instynktownie, a to, żez powodzeniem powściągnął tę moc za drugim razem upewniło go w przekonaniu, żenapięcie może być dowolnie akumulowane lub wyładowywane.Wybrał następną brzoskwinię, umieścił przed sobą, a potem pozwolił, by to uczucieprzepływało nieskrępowane i dotknął owocu palcem wskazującym.Czuł, jak uczuciewzbiera, przepływa do ramienia, spływa w dół, a potem rozległ się lekki trzask i brzo-skwinia zaczęła skwierczeć.505Skąd się bierze ta energia? myślał.Zastanawiał się, czy tą maszyną elektrosta-tyczną mogą być grube uda, porośnięte tym niezmiernie gęstym futrem.Tak, tak mogłobyć, zwłaszcza po tych biegach.Aadunki przepływały do ciała, gromadziły się w czymśw rodzaju akumulatora, wyładowując się tylko wtedy, gdy ciało tego chciało.Pewnie mógłbym kogoś śmiertelnie porazić, po prostu się z nim witając! po-myślał z podziwem.Stwierdził, że może czuć tę energię, nawet czuć lekki ubytek powyładowaniu.Mógł ją skierować do dowolnej części tułowia.Pomyśleć, cóż to mógłbybyć za wstrząsający uścisk!Ciągle badał swoje nowo odkryte możliwości, kiedy z tyłu dobiegł go jakiś ostrygłos: Jeżeli już skończyłeś z tymi próbami spalenia całego pola, może byś się łaskawiepodniósł i wyjaśnił mi, dlaczego siedzisz na polu owocowym, kompletnie nagi, smażącbrzoskwinie?Wzdrygnął się i odwrócił.Stał oko w oko z mężczyzną niezależnie od tego,czym ten gość był poza tym.Jego zachowanie, pałka i radio zawieszone u pasa niepozostawiały żadnych wątpliwości.506Facet był gliną.Wezwał przez radio więzniarkę, a kiedy się pojawiła, załadowali go pośpieszniei wysłali ruchomą drogą.Pudło mknęło gładko, podskakując tylko trochę w miejscach,gdzie łączyły się z sobą dwa pasy.Wejście i zejście z drogi okazało się całkiem proste.Od spodu był szereg małychkółeczek na obrotowej osi, które z kolei były połączone z silnikiem elektrycznym.Policjanci mieli własne zródło zasilania.Potoczyli się i zatrzymali w garażu policyjnym, gdzie zwolniono Renarda.Kobieta--sierżant, z beznamiętnym wyrazem capiej gęby, wprowadziła informacje do komputerai prowadziła przesłuchanie. Nazwisko? Renard. Dziwne nazwisko zauważyła. Miejsce i data urodzenia? Miasto Barentsk, na planecie Muskovy, 12 sierpnia 4412 odpowiedział szcze-rze.Przestała pisać i popatrzyła na niego.507 I to ma być zabawne? spytała.Dwóch gliniarzy mężczyzn, siedzącychz obu stron, nie wyglądało na rozbawionych. Nie wyjaśnił, starając się, by to, co mówi, zabrzmiało szczerze. Napraw-dę.Posłuchajcie, jestem rozbitkiem ze statku kosmicznego.Wylądowałem w miejscuzamieszkałym przez ogromnych cyklopów, a potem ocknąłem się tutaj.Nie wiem nicwięcej niż to, co wiecie i wy.Z tą samą beznamiętną miną powiedziała tajemniczo: Mniej i coś tam zapisała w komputerze.Na ekranie zamigotały jakieś znaki,a potem ukazał się nowy wydruk, wysuwający się wiersz po wierszu.Kiwnęła głowąi popatrzyła na obu policjantów. Zgadza się, to Przybysz.Jeden z tych narkomanów. Lepiej się upewnij odparł któryś z gliniarzy. Dla mnie to on wygląda nałobuza pierwszej klasy.Renard poczuł się urażony, ale postanowił ich nie rozdrażniać.508 Posłuchajcie powiedziała kobieta za biurkiem. Możecie nie wierzyć.Wez-cie dla niego z szafki jakieś ciuchy i zaprowadzcie go do biura porucznika Ama.Za-dzwonię i uprzedzę go.Zgodzili się niezbyt chętnie, opierając się na wiekowej zasadzie niepewności: jeślinie jesteś zupełnie pewny swojego stanowiska, przekaż sprawę dalej.Dano mu niewy-godne, obcisłe białawe pantalony i biały podkoszulek, za duży i najwidoczniej noszonyjuż przez wielu ludzi przed nim.Biały kolor było łatwo wytłumaczyć: na tle ciemnobłę-kitnej skóry widziało się go na kilometr.Więzienne łachy.Porucznik Ama był typowym znudzonym urzędasem w służbie ludzi, którzy niechcą mieć kłopotów w swojej dzielnicy.Nie miał ochoty odpowiadać na żadne pytania,chociaż spytał o numer, najwidoczniej po to, by się upewnić, że Renard był rzeczywiścietym, kim był.Poza tym nikt się nie odzywał.Renard siedział tak wiele godzin.Wiedział doskonale, co się teraz dzieje przy-najmniej miał nadzieję, że wie.Ama dzwonił do swojego zwierzchnika, a ten z koleido swojego, który z kolei.i tak dalej, aż ktoś w tym łańcuszku zdecyduje, co z nimzrobić.509Musiał wprawdzie przyznać, że nie trzymali go głodnego.Pokazali mu nawet, w ja-ki sposób dotykać różnych punktów na metalowej płycie oprawionej w drewnianą pod-stawkę, żeby ugotować dowolną potrawę w dowolny sposób.Jak zauważył, kucharze-niem zajmowali się tutaj mężczyzni.Kobiety nie mogły gotować z tej prostej przyczyny,że nie wytwarzały niezbędnej energii.Odpornością na wszelakie wstrząsy elektrycznedorównywały jednak mężczyznom.Ciekawe, jak się tu kochać bez spalenia domu pomyślał od niechcenia.Spał w otwartej celi, i gdzieś w połowie drugiego dnia zaczął się zastanawiać, czygo czasem nie zapomniano.Okazało się, że jednak nie.Po południu przyszli po niego.Wielcy faceci w każ-dym razie więksi od niego.Przyszło mu do głowy, że właściwie tak naprawdę nie wie,czy jest duży, czy mały, bo wszystko tu było jakoś proporcjonalne.Mógł mieć dziesięćcentymetrów albo cztery metry [ Pobierz całość w formacie PDF ]