[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie zostało wam coś z obiadu? — spytał Rafał trochę żałośnie.— Wszyscy gdzieś poszli, nie mogę znaleźć żarcia, pojęcia nie mam, gdzie schowali, bo w lodówce nie widzę, a głodny jestem jak piorun.Pomyślałem, że może u was coś jest…— Jest zupa, kluski i mięso z sosem — odparła Janeczka.— Stoi gotowe do podgrzania, bo matka jeszcze nie jadła.I szarlotka.Nie zeżryj wszystkiego.— Zachowam umiar — zapewnił Rafał i zapalił gaz pod garnkiem z zupą.— Trzeba to mieszać?— Zupy nie.Tylko kluski.Podgrzej razem z sosem i mięsem.No dobrze, mogę pomieszać, jak będziesz jadł…Pożarłszy zupę, Rafał odzyskał sprawność umysłu i zainteresował się bieżącymi sprawami.Janeczka poinformowała go, że Pawełek bada teren.Rafał dogadał się już z kumplem i załatwił z wujkiem Andrzejem kwestię wypożyczenia samochodu, tak że właściwie wszystko było przygotowane do akcji.Zaczęli właśnie rozważać możliwość wykorzystania jutrzejszej nocy, kiedy za drzwiami wejściowymi rozległ się jakiś rumor.Coś szczęknęło klamką i drapnęło w drzwi.Usłyszeli krótkie, alarmujące szczeknięcie.— Coś się stało! — krzyknęła Janeczka i rzuciła się do holu.Rafał poderwał się od stołu.On też znał Chabra i wiedział, jak się normalnie zachowuje.Takiego szczeknięcia jeszcze nie słyszał…Pies wpadł do wnętrza zziajany i ubłocony.Zakręcił się w miejscu, pisnął rozpaczliwie i ruszył z powrotem, oglądając się na Janeczkę.Napięcie, zdenerwowanie i pośpiech biły z niego jak światło z latarni.Znów szczeknął ostro, nagląco, wypadł z domu i znów się obejrzał.Kręcił się i przysiadał na tylnych łapach, podrywając się do biegu i ponaglając.Janeczka prawie straciła zimną krew.— Coś z Pawełkiem…! O Boże drogi…! Prędzej! Czekaj, buty…! Rafał…!Rafał podjął decyzję błyskawicznie.— Mam tu samochód! Czekaj, niech się ubiorę… Niech ten pies przestanie, już, zaraz…!Wybiegli z domu, Rafał z kurtką w ręku, Janeczka, mimo szaleńczego zdenerwowania, zdołała zebrać myśli.— Na Sadybę! Bonifacego sto trzydzieści! Pawełek tam jest, dalej Chaber pokaże!Pojazd, posiadany do spółki z przyjacielem, stał na ulicy.Rafał przyjechał nim niedawno, silnik był jeszcze ciepły, zapalił od razu.Chaber na przednim fotelu, z łapami opartymi o tablicę rozdzielczą, popiskiwał nagląco.Janeczka z tyłu zacisnęła zęby.Coś okropnego musiało się stać z Pawełkiem, to nie było zwyczajne wysłanie po nią psa, to było jakieś nieszczęście.Chyba Pawełek jeszcze żyje, bo inaczej Chaber by wył…Ulicę Bonifacego osiągnęli w rekordowym tempie.Rafał odrobinę zwolnił, patrząc na numery domów.— Dalej! — krzyknęła Janeczka.— Ja znam to miejsce! Dalej!— Jesteś pewna, że on tam jest… ?— Chaber mówi, że tak.Gdybyś źle jechał, on by szczekał.To musi być tam! Nie zatrzymuj się przed domem, skręć! Niech nas nie widzą!Przejechali obok budynku numer 130 i skręcili w prawo.Rafał zatrzymał przy sąsiedniej posesji.Chaber wystrzelił z wnętrza i w jednej chwili był pod ogrodzeniem z ozdobnych sztachetek.Janeczka nie musiała się zastanawiać i niczego odgadywać.Pies tak wyraźnie informował, że Pawełek znajduje się w środku i grozi mu jakieś niebezpieczeństwo, że na żadne wątpliwości nie było miejsca.Nie wahała się ani jednej sekundy.— Tędy przelazł — orzekła z niezachwianą pewnością.— My też musimy.Schyl się, pies przeskoczy po plecach.Rafał nie wahał się również, spełnił rozkaz.Możliwe, że zastanowiłby się nad tym co robi i poszukał innych sposobów działania niż przełażenie w ciemności przez cudze parkany i cudze ogrody, gdyby nie głęboka wiara w psa.Chaber każe iść tędy, a zatem nie ma miejsca na żadne dyskusje…Śladami Pawełka przemknęli przez dwie posesje, przeleźli przez siatkę i szopy.Znaleźli się pod oknem willi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl