[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamieszanie mógłwywołać jakiś bądz przypadkowy gracz, przyczyniając nawet drobnych szkód, poli-cja problemu nie stanowiła, zdenerwowany hazardzista ma prawo do najdziwniejszychwybryków.Policji zresztą zapewne wcale nie wzywano, kasyna dysponują doskonałąochroną własną.Tyle że musiałby to być hazardzista fałszywy.Ktoś kto w ogóle kicha na grę i nie za-leży mu w najmniejszym stopniu, byłby to bowiem jego ostatni pobyt w kasynie.Niewpuszczono by go więcej za próg, na co prawdziwy gracz nie miałby chęci się narażać.Wiedzę na ten temat Malwina uzyskała w sposób dość osobliwy.Fronty atmosferyczne posprzeczały się ze sobą i znienacka powiał dziki wicher.Zezdobytą podstępnie trucizną i licznymi, niedokładnie sprecyzowanymi pomysłami je-chała do firmy Karola, bo truć należało go wszak w miejscu pracy, zboczyła tylko niecodo sklepu.Znalazła się na Hożej, tuż przy Kruczej kiedy kłąb jakiegoś czegoś, gnany po-dmuchem, padł jej na maskę, straszne kłaki rozpostarły się przed twarzą, straciła wi-doczność, stanęła na hamulcu i w tym momencie pod koła runął człowiek.Szczęśliwie w chwili runięcia Malwina już stała.Nie przejechała go, ale i tak omalnie padła na serce.Kłaki przed twarzą, człowiek pod kołami.Zamarła chwytając się zaklatkę piersiową i łapiąc oddechCzłowiek wylazł spod kół, najwyrazniej w świecie zdenerwowany i roztrzęsiony,czemu trudno było się dziwić, miotnął się ku chodnikowi, coś robił nogami, mimooszołomienia Malwina zdołała się zorientować, że wkłada but, widocznie spadł muz nogi, zarazem usiłował dosięgnąć ręką jej maski, jakby chciał zatrzymać samochódwłasną siłą fizyczną.Z nie dopchniętym butem na nodze podskoczył ku niej i gwałtow-nie zgarnął kłaki z przedniej szyby.Coś z tych kłaków zaczepiło się o wycieraczkę, czło-wiek szarpnął drzwiczki, otworzył. Pani stoi!!!  wrzasnął okropnie.Malwina drgnęła silnie, stopa zjechała jej ze sprzęgła, samochodem wstrząsnęło i sil-nik zgasł. Stać!!!  ryknął człowiek.Malwina stała, bo i tak do niczego innego nie była zdolna, on zaś w skupieniu od-plątywał z wycieraczki owe zaczepione kłaki.Cudem chyba przez te kilka chwil nic niejechało, kawałek ulicy ział pustką, po chodnikach tylko chodzili ludzie.Człowiek od-plątał swoje coś, chwycił całe kłębowisko, przytulił do piersi spojrzał nagle w kierunkuKruczej i w dzikim pośpiechu wepchnął się jej do samochodu.123  Pani jedzie!!!  wydyszał wściekle i rozpaczliwie.Malwina zamierzała odegrać wspaniałą scenę szoku, z którego trzeba będzie ją wy-prowadzać, pocieszać, posłużyć jakimś łonem do nerwowych szlochów, ale wszystkorazem było takie dziwaczne, że aż ją zaciekawiło.Ponadto od razu postanowiła zemścićsię na tym kretynie i przy okazji obejrzeć niezrozumiały koltun.Nie mogła dłużej tkwićw miejscu, na jezdni pojawiły się samochody, musiała ruszyć.Zapaliła silnik i skręciław prawo, w Kruczą, a zaraz potem w Wilczą.Na wszelki wypadek, na Wilczej była ko-menda policji.Tuż przed nią ktoś odjechał i znienacka znalazła miejsce na zaparkowanie.Zatrzymałasamochód i zgasiła silnik, tym razem świadomie i dobrowolnie. I co to ma znaczyć?  spytała z ciężką urazą  Niech pan sobie nie myśli, żemnie pan porwie albo co.Spoglądający niespokojnie do tyłu facet odwrócił się ku niej. Co też pani?  rzekł ze zgorszeniem, teraz już normalnym głosem. Ja bympani nieba przychylił! %7łycie mi pani uratowała! No rzeczywiście, rzuca się pan pod samochód, żebym ja musiała panu życie ra-tować. Ale jakie tam rzuca, gdzie rzuca, to.! O, widzi pani? To!Potrząsnął jej przed nosem kołtunem.Malwina z zaciekawieniem przyjrzała się kła-kom i nagle rozpoznała, co to jest.Peruka, oczywiście! Ogromna peruka w kolorzeciemny kasztan, mocno rozczochrana. Zleciała mi ze łba, ten wicher zerwał, chciałem złapać  mówił dalej facet, prze-chodząc na ton smętny. Jak ja się wystraszyłem, że pani mi ją przejedzie.! Zaczepiłasię o wycieraczkę, cale szczęście.Malwinie na nowo zabrakło tchu.Szczęście.! No wie pan. A na drugą już, prawdę mówiąc, brakuje mi forsy, to cholernie drogie, a bez pe-ruki nie mam życia.Omskło mi się z krawężnika i but zgubiłem.A tu mi pani chce ru-szać, cholerny świat.Mimo woli i wbrew samej sobie Malwina rzuciła okiem na tego barana.Wcale niebył łysy, miał włosy jasnoblond, jakby wypłowiałe, wprawdzie średnio obfite i gładkoprzylegające do głowy, ale miał.I czarne, niewielkie wąsiki, pasujące do niego jak pięśćdo nosa.Na diabła mu peruka, i to jeszcze taka potężna? A, może ma ją dla kogoś, dlajakiejś baby na przykład. Czyje to?  spytała surowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl