Pokrewne
- Strona Główna
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielewska Wiekszy kawalek swiata
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- J. Chmielewska Florencja, corka
- J.Chmielewska Skarby
- Watson Ian Lowca Smierci
- Brust Steven Teckla
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (SCAN dal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dmn.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupy kamienizmieniły miejsce, przenosząc się bliżej pola, pod oborą zaś rosła stopniowo góra najprzedziw-niejszych śmieci.Ciocia Jadzia wyłamała się, aparat fotograficzny sam jej wlazł do ręki.Tere-sa zaniechała urągań, bo zabrakło jej sił, moja mamusia uporczywie domagała się określeniaprzedmiotu poszukiwań.Rozgorączkowany Michał porzucił pracę, udał się do muzeum, za-łatwił sobie delegację służbową do Woli i bardzo szybko wrócił.Marek spenetrował wnętrzestudni z zegarmistrzowską dokładnością, po czym nie wytrzymał i wziął udział w katorżniczymszaleństwie.Póznym popołudniem, rozgrzebawszy gruntownie górę odłożonych na bok śmieci, natrafiłna niewielkie, płaskie, metalowe pudełko, stare, ale niezbyt zniszczone. To chyba będzie to, bo nic innego nie pasuje rzekł w zamyśleniu i zwrócił się doFranka. Czy nie ma pan gdzieś małego, płaskiego kluczyka?184Franek otarł pot z czoła i obejrzał pudełko. Są stare rupiecie, jeszcze po ojcu odparł niepewnie. I tak mi się widzi, że tammoże być kluczyk do tego.Jakoś ich nigdy nie wyrzuciłem.Znikł za oborą.Zziajana rodzina oderwała się od galerniczych wysiłków i zagapiła w pu-dełko.Michał obmacał je ze wszystkich stron. Tabakierka z końca zeszłego wieku powiedział odruchowo. Czasem bywały za-mykane na kluczyk, ale rzadko.Myśli pan.? Zobaczymy.Mogło być tak, że wybuch wojny skomplikował sprawę.Każdy mógł zgi-nąć nagle.Powinni byli przekazywać wiadomość o skrzyni ustnie, ale w takiej sytuacji cośzostawili.Może wiadomość na piśmie.Ojciec Franka zamierzał powiedzieć mu o tym przedśmiercią. No i powiedział sarknęła Lucyna. %7łe tutaj. Właśnie.I to ma oznaczać to tutaj.Nie skrzynia, tylko wiadomość.Wrzucił pudełkodo suchej, zasypanej studni i wykuł na kamieniu strzałkę, która powinna wpaść w oko już przypierwszej próbie odkopania. To ono było chyba blisko wierzchu? zauważyła moja mamusia. Na pewno.Dzięki czemu znalazło się teraz na samym spodzie.Można było je znalezćbez tego całego szarpania. Cholera powiedział ponuro Jędrek. To cud, że w ogóle nie zginęło! westchnęła ciocia Jadzia.185 Jeszcze nie wiadomo, czy rzeczywiście chodzi o to pudełko mruknęła Lucyna z po-wątpiewaniem.Na myśl, że pudełko okaże się niewypałem i trzeba będzie wznowić poszukiwania nie wia-domo czego, wszystkim zrobiło się trochę słabo.Jędrek splunął trzy razy przez lewe ramię,Michał spojrzał na Lucynę z bolesnym wyrzutem.Moja mamusia przypomniała sobie nagle, żema wątrobę, i chwyciła się za prawy bok.Wrócił Franek z kilkoma kluczykami.Jeden z nich pasował do zardzewiałego zameczka.Pozwolił się przekręcić.Rodzina przestała oddychać.W pudełku leżała biała koperta, złożona na pół, nieco przyżółcona wilgocią.Wszyscy zbio-rowo złapali oddech i utkwili w niej dziki, zachłanny wzrok.Marek podsunął pudełko Micha-łowi. Niech pan wyjmie ostrożnie, może się rozlecieć.Michał, okropnie blady, wyjął kopertę jak świętość i rozłożył z najczulszą delikatnością.Okazała się zaklejona i w ogóle trzymała się niezle.Adresu na niej nie było. Widzi mi się, że to chyba ta mruknął Franek po chwili ogólnego milczenia. Ta, coją ojciec dostał, a potem nigdzie nie mogłem jej znalezć. To już mu chyba przebaczę, że nam takiego popędu dodał westchnęła Teresa wspa-niałomyślnie. Otwórzmy ją może, co? Lepiej w domu powiedział niepewnie Michał. Lepiej, lepiej przyświadczyła gorliwie ciocia Jadzia. Tutaj jest niebezpiecznie.Ciągle mi się wydaje, że ten bandyta nas podgląda.186 Jeśli ma chociaż trochę oleju w głowie, powinien nas podglądać przez cały czas oznajmiłam stanowczo. Idziemy! zarządziła niecierpliwie moja mamusia. Nie wiem, na co jeszcze czeka-cie.Wyglądało to co najmniej jak pochód koronacyjny.Pierwszy szedł Michał, niosąc koper-tę na rozwartych dłoniach niczym koronę na atłasowej poduszce.Za nim postępowali Mareki Franek w charakterze ni to obstawy, ni to uroczystej asysty.Dalej pchały się wszystkie baby,a zamykał procesję Jędrek na wszelki wypadek z widłami w ręku.Ciocia Jadzia, mimo obaw,nie wytrzymała, odskoczyła na bok i pstryknęła kilka zdjęć.Na podwórzu Michał potknął sięo Pistoleta, który goniąc kota wpadł mu pod nogi, upuścił kopertę i wlazł na nią butem.Wszyscy wtłoczyli się do pokoju na piętrze, pomieszczenia parterowe nie wydawały namsię bowiem dostatecznie bezpieczne.Gdyby Franek miał wieżę, niewątpliwie wlezlibyśmy nawieżę.Michał położył na stole przydeptaną kopertę, wybrał jedno z podawanych mu sześciu na-rzędzi, drut do wełny numer dwa, pohamował drżenie rąk i ostrożnie ją przeciął.Wewnątrzznajdowała się zapisana kartka, co zostało powitane zbiorowym westchnieniem ulgi, przypomi-nającym wypuszczanie pary z parowozu.Do ostatniej chwili wszyscy obawiali się, że kopertajest pusta.Michał chciwie rozłożył kartkę. Pismo ostatniego Aagiewki! oznajmił od razu głosem zdławionym ze wzruszenia.Boże wielki! Posłuchajcie!187@ Wielce szanowny panie! W obliczu grożącej zewsząd śmierci łamię złożoną ojcu memuprzysięgę i pozostawiam na piśmie wieść przekazywaną dotychczas ustnie z pokolenia na po-kolenie.W razie mojej śmierci pozostanie pan jedynym depozytariuszem powierzonego namobu mienia.Spoczywa ono tam, skąd szanowny pan przed laty czerpał zródło życia, na samymdnie.Dokumenty ukryłem w piwnicy obecnie zamieszkiwanego domu.Oby Bóg pozwolił panuprzetrwać te straszne czasy.Podpisał Bolesław Aagiewka. I data.Węgrów, 1 pazdziernika 1939 roku.Michał opuścił rękę z kartką i popatrzył na nas roziskrzonym wzrokiem.Gapiliśmy się naniego wzajemnie przez dłuższą chwilę. Przeczuł, biedak. westchnęła rzewnie ciocia Jadzia. yródło życia! powiedziała z jękiem Lucyna. O matko.Na samym dnie. Studnia? podsunęłam niepewnie. Która studnia, na litość boską?! wrzasnęła buntowniczo Teresa. Przeszukaliśmyjuż dwie, nie, trzy, licząc tę w Tończy! Ile tych studni jeszcze będzie?! Dla mnie to nic nowego oznajmiła spokojnie moja mamusia, odsunęła krzesło i usia-dła przy stole [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Kupy kamienizmieniły miejsce, przenosząc się bliżej pola, pod oborą zaś rosła stopniowo góra najprzedziw-niejszych śmieci.Ciocia Jadzia wyłamała się, aparat fotograficzny sam jej wlazł do ręki.Tere-sa zaniechała urągań, bo zabrakło jej sił, moja mamusia uporczywie domagała się określeniaprzedmiotu poszukiwań.Rozgorączkowany Michał porzucił pracę, udał się do muzeum, za-łatwił sobie delegację służbową do Woli i bardzo szybko wrócił.Marek spenetrował wnętrzestudni z zegarmistrzowską dokładnością, po czym nie wytrzymał i wziął udział w katorżniczymszaleństwie.Póznym popołudniem, rozgrzebawszy gruntownie górę odłożonych na bok śmieci, natrafiłna niewielkie, płaskie, metalowe pudełko, stare, ale niezbyt zniszczone. To chyba będzie to, bo nic innego nie pasuje rzekł w zamyśleniu i zwrócił się doFranka. Czy nie ma pan gdzieś małego, płaskiego kluczyka?184Franek otarł pot z czoła i obejrzał pudełko. Są stare rupiecie, jeszcze po ojcu odparł niepewnie. I tak mi się widzi, że tammoże być kluczyk do tego.Jakoś ich nigdy nie wyrzuciłem.Znikł za oborą.Zziajana rodzina oderwała się od galerniczych wysiłków i zagapiła w pu-dełko.Michał obmacał je ze wszystkich stron. Tabakierka z końca zeszłego wieku powiedział odruchowo. Czasem bywały za-mykane na kluczyk, ale rzadko.Myśli pan.? Zobaczymy.Mogło być tak, że wybuch wojny skomplikował sprawę.Każdy mógł zgi-nąć nagle.Powinni byli przekazywać wiadomość o skrzyni ustnie, ale w takiej sytuacji cośzostawili.Może wiadomość na piśmie.Ojciec Franka zamierzał powiedzieć mu o tym przedśmiercią. No i powiedział sarknęła Lucyna. %7łe tutaj. Właśnie.I to ma oznaczać to tutaj.Nie skrzynia, tylko wiadomość.Wrzucił pudełkodo suchej, zasypanej studni i wykuł na kamieniu strzałkę, która powinna wpaść w oko już przypierwszej próbie odkopania. To ono było chyba blisko wierzchu? zauważyła moja mamusia. Na pewno.Dzięki czemu znalazło się teraz na samym spodzie.Można było je znalezćbez tego całego szarpania. Cholera powiedział ponuro Jędrek. To cud, że w ogóle nie zginęło! westchnęła ciocia Jadzia.185 Jeszcze nie wiadomo, czy rzeczywiście chodzi o to pudełko mruknęła Lucyna z po-wątpiewaniem.Na myśl, że pudełko okaże się niewypałem i trzeba będzie wznowić poszukiwania nie wia-domo czego, wszystkim zrobiło się trochę słabo.Jędrek splunął trzy razy przez lewe ramię,Michał spojrzał na Lucynę z bolesnym wyrzutem.Moja mamusia przypomniała sobie nagle, żema wątrobę, i chwyciła się za prawy bok.Wrócił Franek z kilkoma kluczykami.Jeden z nich pasował do zardzewiałego zameczka.Pozwolił się przekręcić.Rodzina przestała oddychać.W pudełku leżała biała koperta, złożona na pół, nieco przyżółcona wilgocią.Wszyscy zbio-rowo złapali oddech i utkwili w niej dziki, zachłanny wzrok.Marek podsunął pudełko Micha-łowi. Niech pan wyjmie ostrożnie, może się rozlecieć.Michał, okropnie blady, wyjął kopertę jak świętość i rozłożył z najczulszą delikatnością.Okazała się zaklejona i w ogóle trzymała się niezle.Adresu na niej nie było. Widzi mi się, że to chyba ta mruknął Franek po chwili ogólnego milczenia. Ta, coją ojciec dostał, a potem nigdzie nie mogłem jej znalezć. To już mu chyba przebaczę, że nam takiego popędu dodał westchnęła Teresa wspa-niałomyślnie. Otwórzmy ją może, co? Lepiej w domu powiedział niepewnie Michał. Lepiej, lepiej przyświadczyła gorliwie ciocia Jadzia. Tutaj jest niebezpiecznie.Ciągle mi się wydaje, że ten bandyta nas podgląda.186 Jeśli ma chociaż trochę oleju w głowie, powinien nas podglądać przez cały czas oznajmiłam stanowczo. Idziemy! zarządziła niecierpliwie moja mamusia. Nie wiem, na co jeszcze czeka-cie.Wyglądało to co najmniej jak pochód koronacyjny.Pierwszy szedł Michał, niosąc koper-tę na rozwartych dłoniach niczym koronę na atłasowej poduszce.Za nim postępowali Mareki Franek w charakterze ni to obstawy, ni to uroczystej asysty.Dalej pchały się wszystkie baby,a zamykał procesję Jędrek na wszelki wypadek z widłami w ręku.Ciocia Jadzia, mimo obaw,nie wytrzymała, odskoczyła na bok i pstryknęła kilka zdjęć.Na podwórzu Michał potknął sięo Pistoleta, który goniąc kota wpadł mu pod nogi, upuścił kopertę i wlazł na nią butem.Wszyscy wtłoczyli się do pokoju na piętrze, pomieszczenia parterowe nie wydawały namsię bowiem dostatecznie bezpieczne.Gdyby Franek miał wieżę, niewątpliwie wlezlibyśmy nawieżę.Michał położył na stole przydeptaną kopertę, wybrał jedno z podawanych mu sześciu na-rzędzi, drut do wełny numer dwa, pohamował drżenie rąk i ostrożnie ją przeciął.Wewnątrzznajdowała się zapisana kartka, co zostało powitane zbiorowym westchnieniem ulgi, przypomi-nającym wypuszczanie pary z parowozu.Do ostatniej chwili wszyscy obawiali się, że kopertajest pusta.Michał chciwie rozłożył kartkę. Pismo ostatniego Aagiewki! oznajmił od razu głosem zdławionym ze wzruszenia.Boże wielki! Posłuchajcie!187@ Wielce szanowny panie! W obliczu grożącej zewsząd śmierci łamię złożoną ojcu memuprzysięgę i pozostawiam na piśmie wieść przekazywaną dotychczas ustnie z pokolenia na po-kolenie.W razie mojej śmierci pozostanie pan jedynym depozytariuszem powierzonego namobu mienia.Spoczywa ono tam, skąd szanowny pan przed laty czerpał zródło życia, na samymdnie.Dokumenty ukryłem w piwnicy obecnie zamieszkiwanego domu.Oby Bóg pozwolił panuprzetrwać te straszne czasy.Podpisał Bolesław Aagiewka. I data.Węgrów, 1 pazdziernika 1939 roku.Michał opuścił rękę z kartką i popatrzył na nas roziskrzonym wzrokiem.Gapiliśmy się naniego wzajemnie przez dłuższą chwilę. Przeczuł, biedak. westchnęła rzewnie ciocia Jadzia. yródło życia! powiedziała z jękiem Lucyna. O matko.Na samym dnie. Studnia? podsunęłam niepewnie. Która studnia, na litość boską?! wrzasnęła buntowniczo Teresa. Przeszukaliśmyjuż dwie, nie, trzy, licząc tę w Tończy! Ile tych studni jeszcze będzie?! Dla mnie to nic nowego oznajmiła spokojnie moja mamusia, odsunęła krzesło i usia-dła przy stole [ Pobierz całość w formacie PDF ]