[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uspokoiłam ją od razu, za-nim zdążyła się niepotrzebnie zdenerwować. To płótno, pierze się w pralce, nie zwracaj uwagi.Drobnostka.Stół też nie antyk,a papier wyschnie.Mów lepiej, co się stało.Martusia pozgrzytała sobie trochę zębami i wypluła z siebie kilka słów, które wpraw-dzie są już powszechnie używane, ale nie w prawdziwie eleganckim towarzystwie.Poczym przeszła na język stosowany w słownikach. To gnój, wiesz? Nie wiem, co robił, ale chyba złośliwość! Perfidną, parszywą, mści-wą.Zwinia! Podlec! Sadysta!!! Prywatnie, jak rozumiem.? No przecież nie służbowo! Służbowo był na poziomie!!! A potem byliśmy umó-wieni i gówno!!! Tak między nami, co ty w nim właściwie widzisz? Samą brodę.? Zgłupiałaś? Aóżko!!! W tym łóżku taki genialny?  spytałam z niedowierzaniem, wciąż usiłując oka-zać delikatność.Martusia jęknęła i przybrała wysoce uciążliwą pozycję, z czołem opartym na niskimstole i szklanką piwa w ręku. Nie wiem.Coś ma w sobie.Niekiedy.Takie coś, co dech zapiera.I ja od tego do-staję. Małpiego rozumu  podpowiedziałam szybciutko i ogromnie życzliwie.W jednej chwili Martusię poderwało znad stołu. No wiesz.! A jak to nazwiesz inaczej?  spytałam bezlitośnie.Dorosła, bądz co bądz, kobieta, inteligentna i myśląca, musiała na takie słowa zare-agować racjonalnie. No nie.No tak.No nie.! No dobrze, owszem.No wiesz.?! Coś okropnego.No dobrze, chyba masz rację.Tak, zgadzam się.Małpiego rozumu! No to możebyś przeszła umysłowo na człowieczeństwo.?Przez długą chwilę Martusia milczała, popijając piwo po odrobinie i wpatrując sięintensywnie w wybrakowaną passiflorę, wymieszaną z wiszącymi nad nią pędami aspa-ragusa.Passiflora podobno dobrze działa na uspokojenie, musi to być prawda. Chyba masz rację  rzekła wreszcie z namysłem, pozbawionym już, ku mojejuldze, znękania. Jak sobie wyobrażę małżeństwo z nim i dzieci. otrząsnęła się ja-koś od góry do dołu. Czy mój dreszcz wewnętrzny widać na wierzchu? Widać.110  No więc chyba ma to sens.Ty mówiłaś takie coś: jak się ożeni, to się odmieni? Zciśle biorąc, mówiłam, że ten pogląd nie ma żadnego sensu. Myślisz, że na pewno.? Udowodnione prawie w stu procentach.W obie strony. W jakim sensie w obie strony? Kobiety nie mają monopolu na głupotę.Znam osobiście co najmniej dwóch face-tów, którym się wydawało, że odmienią charakter malkontentki albo cierpiętnicy, oże-niwszy się z nią.Do dziś dnia pokutują za idiotyczne przekonanie.Kobiety mają w sobiewięcej optymizmu, takich, co im się równie głupio wydawało, znam więcej. No to ja tak nie chcę.W żadne odmiany nie wierzę i mam tego dosyć!Ucieszyłam się nadzwyczajnie, ale przypilnowałam, żeby swojej uciechy nie okazaćzbyt jaskrawo na zewnątrz, bo po pierwsze, miała dosyć Dominika już jakiś setny raz,a po drugie, mógł nią szarpnąć duch przekory.Pozwoliłam sobie tylko na lekki objawukojenia i sięgnęłam po wydruki ostatnich stron poprawionego tekstu. Masz, poczytaj sobie, zmieniłam trochę dalszy ciąg.Zacznij od streszczenia, a da-lej jest cały odcinek, kiedy wszyscy w strasznych nerwach usiłują go znalezć, a on jużleży pod schodami.Czytelnik wie.pardon, chciałam powiedzieć widz.wie i traci cier-pliwość, w napięciu czekając, kiedy go wreszcie znajdą.Jakiegoś pecha miał ten nasz serial.Ledwo Martusia zdążyła wgłębić się w streszcze-nie, odezwał się brzęczyk.Podniosła głowę. Czy z tymi różnymi trupami przychodzą do ciebie tylko wtedy, kiedy ja jestem,czy jak mnie nie ma, to też? Robią ci grzeczność i czekają, aż przyjdziesz  odparłam, idąc do drzwi. Dziękuję, aż takiej grzeczności wcale nie wymagam!Zwolniłam zamek, odczekałam chwilę, bo coś mi mówiło, że to chyba do mnie.Usłyszawszy czyjś galop na schodach, otworzyłam drzwi.Oczywiście, Cezary Piękny.Leciał po tych schodach jak do pożaru i nawet się nie za-dyszał.Wpuściłam go, rzecz jasna, zgryzliwie uprzedzając, że tym razem sama nie je-stem. Nic nie szkodzi  odparł grzecznie i od razu zwrócił się do Marty:  Ja właści-wie bardziej do pani, zgadłem, że pani tu jest i skorzystałem z okazji. Zledzą nas?  zdziwiłam się. A skąd, za mało mamy ludzi na takie przyjemności. Zgadł pan bardzo dobrze  powiedziała Martusia. I co ja?Podinspektor Czaruś usiadł i bez wstępów przystąpił do sprawy. Co pani robiła szóstego listopada ubiegłego roku?W osłupienie wpadłyśmy obie jednakowo. Na litość boską.!  jęknęła Martusia zdławionym głosem.111  Pan naprawdę wierzy, że ktoś może sobie przypomnieć, co robił prawie rok temuokreślonego dnia.?  spytałam z szalonym zainteresowaniem. Ja to wiem, nie muszę wierzyć.Szczególnie, jeśli była to jakaś data pamiętna.Zlubu, złamania nogi, urodzenia dziecka.Martusia zaczęła się gwałtownie zastanawiać. Zlub brałam dziesięć lat temu, rozwód w dwa lata pózniej, więc zeszły rok odpada.Nigdy w życiu nie złamałam nogi ani nie urodziłam dziecka.W Las Vegas byłam przedtrzema laty, więc to też nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl